03-04-2009 02:41
Tata, a Marcin powiedział...
W działach: Emigracja, Polacy | Odsłony: 145
Przychodzi taki okres, kiedy przedstawiciele naszej narodowości na obczyźnie irytują mnie do granic możliwości. Okres ten przychodzi zazwyczaj kilka razy dziennie, w zależności od tego jak często ich spotykam. Dziś będzie o dwóch wybitnych przypadkach zaobserwowanych przeze mnie absurdów, których za nic nie jestem w stanie zrozumieć.
Pierwszy przypadek to ustawiczne rozmawianie o pieniądzach. Otóż pracuję sobie jako tłumacz dla firmy VOICE, tłumaczymy między innymi dla szpitali. Jest to świetny układ, ponieważ pacjent z tej okazji nie ponosi żadnych kosztów, a szpital po prostu wlicza płacę tłumacza w koszta personelu. No ale przechodząc do sedna sprawy, zazwyczaj kiedy przychodzę na tłumaczenie, jestem jakieś 15 min przed czasem, żeby na spokojnie dowiedzieć się, co będę tłumaczył i w razie potrzeby sprawdzić słownictwo, które wyleciało z głowy. Jeżeli w tym czasie pacjent się pojawi, to po tym jak go zarejestrujemy, mam kilkanaście minut czasu, żeby z nim pogadać. Zawsze, ale to po prostu ZAWSZE, prędzej czy później rozmowa schodzi na pieniądze, co więcej ludzi z nieznanych przyczyn krew zalewa, jak ktoś ma wyższą stawkę od nich. Nauczony doświadczeniem już nie mówię ile, bo kilka rozmów wyglądało tak:
Pacjent: No a ile taki tłumacz bierze za godzinę?
Ja: 10 Funtów.
Pacjent: Wow 10? Tylko za to że się chwile pogada po angielsku nieźle.
15 min później lekarz się spóźnia...
Pacjent: No to co, teraz sobie siedzi pan na tyłku nic nie robi, a kasa na konto płynie, ja to na fabryce muszę zapieprzać całymi dniami.
Jest to mówione z dość ostrym wyrzutem tak jakby facet, co najmniej płacił mi ze swojej kieszeni.
Tak więc teraz po prostu rozmowy ucinam twierdząc, że nie wolno mi o zarobkach rozmawiać.
Czas na sprawę drugą nieco zabawniejszą ale równie irytującą.
"Ludzie na fabryce gadają" kiedy ktoś zaczyna zdanie w ten sposób, mam ochotę wyjść z pokoju, bo wiem że to, co nastąpi dalej będzie największym absurdem jaki słyszałem w życiu. Z nieznanych przyczyn Polacy na fabrykach są niesamowicie poinformowani w kwestiach tajnych planów brytyjskiego rządu, na pozbycie się obcokrajowców. Teorie spiskowe, jakie można wynieść z takich miejsc przebijają po stokroć, te ze for internetowych poświęconych Roswell. Nie jestem w stanie spisać wszystkich przykładów ale dam te które akurat utkwiły mi w pamięci.
Nie tak dawno, bo tuż przed wakacjami rok temu, usłyszałem taką sensacje, przekazaną mi konspiracyjnym szeptem.
Ludzie na fabryce gadają, że mają od czerwca wyrzucić wszystkich, którzy nie wrobili sobie statusu rezydenta*, bo dużo angoli teraz szkoły skończyło i będą do pracy na fabryki szli na wakacje"
- Status rezydenta to taki świstek papieru, o który można się starać zezwalający na stały pobyt w Wielkiej Brytanii, a nam od czasów wejścia do Unii kompletnie nieprzydatny, nadaje te same prawa np. Afrykańczykom co my mamy jako obywatel UE.
- Odpowiednik naszego urzędu miasta