12-06-2011 14:12
Ta straszliwa Robotica
W działach: RPG, Wredni ludzie | Odsłony: 33
Kolega kupił kilka dni temu CD-Action celem pogrania sobie w Armę. Wraz z nią wpadła mu w ręce Robotica, którą postanowiłem zaiwanić dla siebie. Powód był prosty: chciałem zobaczyć, czym jest ta parszywa gra, na którą wszyscy plują. Po cichu miałem nadzieję też, że okaże się ona czymś doprawdy parszywym, pokroju FATAL-a lub innego Złego Cienia. Czymś, do czego będę wracał, gdy jest mi smutno, czytał i śmiał się z tego.
Jednak niestety gra okazała się zupełnie taka, jak od dawna przeczuwałem. To znaczy: nijaka.
Fabuła Roboticki wygląda mniej - więcej tak: jesteś robotem (na planecie Ziemia), trwa apokalipsa, cierpisz na różne schorzenia. Ewentualnie możesz być jeszcze Hiperistotą, Cyborgiem, Wyzwolonym Klonem, Mutantem (czyli człowiekiem, który cierpi na jeszcze straszniejsze choroby niż cała reszta tego towarzystwa) i Androidem. I w zasadzie tyle. Ludzkość się zmyła, system korporacyjny upadł, razem z nim resztę świata szlag trafił. Wszystko wokół się właśnie wali. Na odpowiedź: co mnie to ma obchodzić poświęciłem dwa dni i jej nie znalazłem.
Moim zdaniem bardzo poważnym problemem Robotiki jest brak jasnego określenia co właściwie mamy w tym systemie robić. Ok. Powiedzmy, że stworzyłem sobie Androida, wiem już na co jestem chory. I co dalej? Mam walczyć z Destro? Powstrzymać nadchodzącą apokalipsę? Szukać leków? Śnić o elektrycznych owcach? Brakuje jakiegoś celu makro, który nadawałby większego sensu grze w system.
Prócz tego, że trwa apokalipsa, a ludzie cierpią na straszne choróbska setting jest typowym pop-cartoon-dark-future-transhuman-science-fiction. Ktoś to nazwał kiedyś „pierwszym polskim systemem Hard Science Fiction”. Nie ma w tym ani słowa prawdy. To pierwszy w Polsce system pop-cartoon-sf. Ilość opcji nie różni się specjalnie od tego, co mamy w innych tego typu grach.
Mamy więc psionikę, dla ludzi, którzy chcieliby pograć czarodziejami.
Mamy cybeprprzestrzeń. Taką dość typową cyberprzestrzeń ala Tron, naiwną jak diabli i nawet w połowie nie tak fajną jak prawdziwy Internet. Wiecie, taką, w której, żeby shakować komuś komputer trzeba rzucać pół godziny pikselami w ikonkę jego firewalla, aż ten się zawiesi.
Mamy mutacje.
Mamy cyberwszczepy.
I chyba tyle. W zasadzie było już kilka gier, w których był ten zestaw. Shadowrun (tylko trzeba psionikę podmienić na magię), Interface Zero (tu nic nie trzeba podmieniać), w sumie Nemezis ma blisko, podobnie Gasnące Słońca (a statki kosmiczne są fajniejsze od cyberprzestrzeni). Przy czym różnica polega na tym, że systemy te błyszczą. Robotica nie.
Jeśli już mówimy o sprzęcie to warto wspomnieć, że Robotika jest nafaszerowana które nic nie robią. Owszem, ja w swoich projektach też czasem umieszczam rzeczy, które nie służą do niczego, tylko po to, żeby ludzie w świecie gry mieli jakiś fajny gadżet. Mam jednak nadzieję, że robię to w lepszym stylu, niż „100 słów, z których czytelnik nie dowiaduje się nawet, do czego dane urządzenie służy”. Ogólnie opisy każdego przedmiotu zawierają bardzo dużo niepotrzebnego smęcenia.
To, co IMHO wypada naprawdę źle to świat. Akcja gry toczy się w metropolii Blue Entrophia. To miasto-moloch, w którym ongiś żyło 32 miliony osób, pokrywające powierzchnią obszar porównywalny z województwem. Jego znaczny obszar kontrolowany jest przez DESTRO „czyli maszyny realizujące plan holokaustu ludzi i samoświadomych robotów.” To, jak wygląda styl życia mieszkańców najlepiej opisuje sam autor twierdząc o mieście, że „jest jak otwarta klatka piersiowa wynaturzonego mutanta - jej mieszkańcy to robactwo lub co najwyżej larwy, z których i tak wkrótce wykluje się coś paskudnego”.
Krajobraz Blue Entrophia jest zabawny. Na ulicach leżą zwłoki, budynki się walą, wszędzie porozwalane samochody. Jedyni mieszkańcy to mutanty, zwyrodnialcy i szabrujące wszystko gangi. Dookoła zasuwają roboty, które zabijają wszystko, co spotkają, bo a) są obłąkane b) należą do DESTRO c) Bo każdy mieszkaniec tego miasta to psychol, którego dla własnego bezpieczeństwa lepiej odstrzelić.
Wyjść się na ulice nie da, bo grozi to spotkaniem z przypadkowym przechodniem. Jest nawet specjalna tabelka do losowania takowych. Rzuca się w niej 1k10. 1 to Zwyrodnialcy, 2: Cyberdewianci, 3: Oddzial zwiadowczy, 4: Łowcy sprzętu, bandyci, gangsterzy... Jeździć po ulicach też się nie da, bo przechodnie gonią. Nad miastem nie da się nawet latać, bo po kilku kilometrach ktoś usłużny potraktuje nas z działka plot...
Najbezpieczniejszymi miejscami w mieście są meliny nazywane Hangarami, gdzie czasem można coś kupić, a czasem dostać nóż pod żebra. Zwyczajnie koszmar. Blue Entropia nie oferuje natomiast sklepów, karczm, bezpiecznych miejsc i innych tego typu rzeczy. Gdzie nie spojrzysz czeka na ciebie śmierć.
Ogólnie rzecz biorąc setting ten przypomina coś w rodzaju Pustkowi Chaosu lub Krainy Cieni. To 4200 kilometrów kwadratowych lochów, w którym przebywa 8 milionów mobów + kilka milionów maszyn samoświadomych (czyli silniejszych mobów). Oprócz tego nie ma tam nic innego: save pointów, miejsc, gdzie można bezpiecznie się przespać, skrzynek ze skarbami ani miejscówek, gdzie można owe skarby sprzedać i pobrać questy. Życie w mieście toczy się bardzo prosto: ludzie kryją się po kątach, aż nie padną ze zmęczenia. Wtedy przychodzi coś i ich dobija.
Gra bardzo by zyskała, gdyby wyposażyć świat w jakieś bezpieczne dzielnice, zielone sfery, strzeżone szpitale czy coś w tym guście, gdzie można byłoby normalnie przenocować, spotkać się z kimś normalnym i pójść dalej.
Moim problemem z uniwersum Robotiki jest brak motywacji, żeby w nim kontynuować przygodę. Wiecie, jest dość dużo RPG z paskudnymi światami. Warhammer 40K, Warhammer, Neuroshima, Twilight 2000, Cyberpunk... W nich wszystkich ludzie walczą o przetrwanie każdego dnia. Różnica polega na tym, że tam ma to sens. Zdobywa się ekspa, kupuje lepszą broń, postać wraca z ruin do Nowego Yorku i nabywa łupy, dzięki którym może walczyć dalej. W Robotice jedyną nagrodą jest możliwość dalszego wiedzenia swej nędznej egzystencji. Kurcze, jakbym chciał wieść nędzną egzystencję, to bym sprzedał mieszkanie i wyprowadził się pod most... Słaba to rozrywka.
Gwoli uczciwości nie znalazłem też niczego, co sprawiałoby, żeby ten system był niegrywalny. Przeciwnie, to jest normalny RPG nie odstający od średniej. I tu właśnie moim zdaniem leży pies pogrzebany. Ta gra nie błyszczy. To jest średniak. Wbrew temu, co się mówi: to nie jest Zły Cień albo FATAL, które są pierwszej wody gniotami porażającymi wręcz swoją głupotą. To nie jest też fajny system, w który chce się grać. To średniak. Robotika reprezentuje poziom 90% systemów, jakie zostały napisane.
I tu tkwi jej tragizm.
Bo jest tylko średnia. Za słaba, żeby się rzucić w oczy, za mocna, żeby wypalić swym plugastwem piętno w umysłach graczy swoim jestestwem. To kolejny projekt pokroju Aphalona, Poza Czasem czy innej Arkony. Podejrzewam, że gdyby nie te ciągłe flejmy wokół systemu, to rok po jego wydaniu nikt by już w niego nie grał, a dwa lata po niej nikt by o nim nie pamiętał.
IMHO: 5-6 na 10.
Jednak niestety gra okazała się zupełnie taka, jak od dawna przeczuwałem. To znaczy: nijaka.
Fabuła Roboticki wygląda mniej - więcej tak: jesteś robotem (na planecie Ziemia), trwa apokalipsa, cierpisz na różne schorzenia. Ewentualnie możesz być jeszcze Hiperistotą, Cyborgiem, Wyzwolonym Klonem, Mutantem (czyli człowiekiem, który cierpi na jeszcze straszniejsze choroby niż cała reszta tego towarzystwa) i Androidem. I w zasadzie tyle. Ludzkość się zmyła, system korporacyjny upadł, razem z nim resztę świata szlag trafił. Wszystko wokół się właśnie wali. Na odpowiedź: co mnie to ma obchodzić poświęciłem dwa dni i jej nie znalazłem.
Moim zdaniem bardzo poważnym problemem Robotiki jest brak jasnego określenia co właściwie mamy w tym systemie robić. Ok. Powiedzmy, że stworzyłem sobie Androida, wiem już na co jestem chory. I co dalej? Mam walczyć z Destro? Powstrzymać nadchodzącą apokalipsę? Szukać leków? Śnić o elektrycznych owcach? Brakuje jakiegoś celu makro, który nadawałby większego sensu grze w system.
Prócz tego, że trwa apokalipsa, a ludzie cierpią na straszne choróbska setting jest typowym pop-cartoon-dark-future-transhuman-science-fiction. Ktoś to nazwał kiedyś „pierwszym polskim systemem Hard Science Fiction”. Nie ma w tym ani słowa prawdy. To pierwszy w Polsce system pop-cartoon-sf. Ilość opcji nie różni się specjalnie od tego, co mamy w innych tego typu grach.
Mamy więc psionikę, dla ludzi, którzy chcieliby pograć czarodziejami.
Mamy cybeprprzestrzeń. Taką dość typową cyberprzestrzeń ala Tron, naiwną jak diabli i nawet w połowie nie tak fajną jak prawdziwy Internet. Wiecie, taką, w której, żeby shakować komuś komputer trzeba rzucać pół godziny pikselami w ikonkę jego firewalla, aż ten się zawiesi.
Mamy mutacje.
Mamy cyberwszczepy.
I chyba tyle. W zasadzie było już kilka gier, w których był ten zestaw. Shadowrun (tylko trzeba psionikę podmienić na magię), Interface Zero (tu nic nie trzeba podmieniać), w sumie Nemezis ma blisko, podobnie Gasnące Słońca (a statki kosmiczne są fajniejsze od cyberprzestrzeni). Przy czym różnica polega na tym, że systemy te błyszczą. Robotica nie.
Jeśli już mówimy o sprzęcie to warto wspomnieć, że Robotika jest nafaszerowana które nic nie robią. Owszem, ja w swoich projektach też czasem umieszczam rzeczy, które nie służą do niczego, tylko po to, żeby ludzie w świecie gry mieli jakiś fajny gadżet. Mam jednak nadzieję, że robię to w lepszym stylu, niż „100 słów, z których czytelnik nie dowiaduje się nawet, do czego dane urządzenie służy”. Ogólnie opisy każdego przedmiotu zawierają bardzo dużo niepotrzebnego smęcenia.
To, co IMHO wypada naprawdę źle to świat. Akcja gry toczy się w metropolii Blue Entrophia. To miasto-moloch, w którym ongiś żyło 32 miliony osób, pokrywające powierzchnią obszar porównywalny z województwem. Jego znaczny obszar kontrolowany jest przez DESTRO „czyli maszyny realizujące plan holokaustu ludzi i samoświadomych robotów.” To, jak wygląda styl życia mieszkańców najlepiej opisuje sam autor twierdząc o mieście, że „jest jak otwarta klatka piersiowa wynaturzonego mutanta - jej mieszkańcy to robactwo lub co najwyżej larwy, z których i tak wkrótce wykluje się coś paskudnego”.
Krajobraz Blue Entrophia jest zabawny. Na ulicach leżą zwłoki, budynki się walą, wszędzie porozwalane samochody. Jedyni mieszkańcy to mutanty, zwyrodnialcy i szabrujące wszystko gangi. Dookoła zasuwają roboty, które zabijają wszystko, co spotkają, bo a) są obłąkane b) należą do DESTRO c) Bo każdy mieszkaniec tego miasta to psychol, którego dla własnego bezpieczeństwa lepiej odstrzelić.
Wyjść się na ulice nie da, bo grozi to spotkaniem z przypadkowym przechodniem. Jest nawet specjalna tabelka do losowania takowych. Rzuca się w niej 1k10. 1 to Zwyrodnialcy, 2: Cyberdewianci, 3: Oddzial zwiadowczy, 4: Łowcy sprzętu, bandyci, gangsterzy... Jeździć po ulicach też się nie da, bo przechodnie gonią. Nad miastem nie da się nawet latać, bo po kilku kilometrach ktoś usłużny potraktuje nas z działka plot...
Najbezpieczniejszymi miejscami w mieście są meliny nazywane Hangarami, gdzie czasem można coś kupić, a czasem dostać nóż pod żebra. Zwyczajnie koszmar. Blue Entropia nie oferuje natomiast sklepów, karczm, bezpiecznych miejsc i innych tego typu rzeczy. Gdzie nie spojrzysz czeka na ciebie śmierć.
Ogólnie rzecz biorąc setting ten przypomina coś w rodzaju Pustkowi Chaosu lub Krainy Cieni. To 4200 kilometrów kwadratowych lochów, w którym przebywa 8 milionów mobów + kilka milionów maszyn samoświadomych (czyli silniejszych mobów). Oprócz tego nie ma tam nic innego: save pointów, miejsc, gdzie można bezpiecznie się przespać, skrzynek ze skarbami ani miejscówek, gdzie można owe skarby sprzedać i pobrać questy. Życie w mieście toczy się bardzo prosto: ludzie kryją się po kątach, aż nie padną ze zmęczenia. Wtedy przychodzi coś i ich dobija.
Gra bardzo by zyskała, gdyby wyposażyć świat w jakieś bezpieczne dzielnice, zielone sfery, strzeżone szpitale czy coś w tym guście, gdzie można byłoby normalnie przenocować, spotkać się z kimś normalnym i pójść dalej.
Moim problemem z uniwersum Robotiki jest brak motywacji, żeby w nim kontynuować przygodę. Wiecie, jest dość dużo RPG z paskudnymi światami. Warhammer 40K, Warhammer, Neuroshima, Twilight 2000, Cyberpunk... W nich wszystkich ludzie walczą o przetrwanie każdego dnia. Różnica polega na tym, że tam ma to sens. Zdobywa się ekspa, kupuje lepszą broń, postać wraca z ruin do Nowego Yorku i nabywa łupy, dzięki którym może walczyć dalej. W Robotice jedyną nagrodą jest możliwość dalszego wiedzenia swej nędznej egzystencji. Kurcze, jakbym chciał wieść nędzną egzystencję, to bym sprzedał mieszkanie i wyprowadził się pod most... Słaba to rozrywka.
Gwoli uczciwości nie znalazłem też niczego, co sprawiałoby, żeby ten system był niegrywalny. Przeciwnie, to jest normalny RPG nie odstający od średniej. I tu właśnie moim zdaniem leży pies pogrzebany. Ta gra nie błyszczy. To jest średniak. Wbrew temu, co się mówi: to nie jest Zły Cień albo FATAL, które są pierwszej wody gniotami porażającymi wręcz swoją głupotą. To nie jest też fajny system, w który chce się grać. To średniak. Robotika reprezentuje poziom 90% systemów, jakie zostały napisane.
I tu tkwi jej tragizm.
Bo jest tylko średnia. Za słaba, żeby się rzucić w oczy, za mocna, żeby wypalić swym plugastwem piętno w umysłach graczy swoim jestestwem. To kolejny projekt pokroju Aphalona, Poza Czasem czy innej Arkony. Podejrzewam, że gdyby nie te ciągłe flejmy wokół systemu, to rok po jego wydaniu nikt by już w niego nie grał, a dwa lata po niej nikt by o nim nie pamiętał.
IMHO: 5-6 na 10.
44
Notka polecana przez: 1k10, Absu, AdamWaskiewicz, Albiorix, Bajer, Bielow, Blanche, CainSerafin, chimera, Cooperator Veritatis, Dagobert, Darken, de99ial, EmperorShard, Erpegion, Ifryt, kbender, Klebern, Lasard, lucek, Lukasz_300, Mandos, markol, MaWro, ment, MiszczPodziemi, Nuriel, Pantokrator, Petra Bootmann, Radagast Bury1, Radnon, Salantor, Savarian, Scobin, Senthe, Sethariel, slann, solcys, Squid, von Mansfeld, Xolotl
Poleć innym tę notkę