» Blog » Ta, no… popkultura
24-08-2010 23:14

Ta, no… popkultura

W działach: z perspektywy kanapy | Odsłony: 9

Ta, no… popkultura
Kiedy odrzucam płaszczyk zadowolenia, że głębiej siedzę w pewnych tematach, wiem więcej i tak dalej, chociażby w kwestiach niezbyt górnolotnych, ładnych czy przyzwoitych, czyli tej, no… popkulturze, pada pytanie, dlaczego, u licha, nie uczą o niej w szkole?

Tak, wiem, w niektórych szkołach na przykład taka fantastyka ma się nieźle, sama czytałam Bajki robotów, ale do niektórych rzeczy musiałam dojść sama, z trudem a czasem wbrew zaleceniom ciała pedagogicznego. Ta, no… popkultura jest jak barwna, ale nie zawsze estetyczna i niezbyt wygodna dziwka pod latarnią naprzeciwko biblioteki, podczas gdy część osób chciałaby czytać o Damie Kameliowej.

Nie chcę tu tworzyć wytycznych, co na takich lekcjach tej, no… popkultury mogłoby być. Nawet w kwestii fantastyki, bo wiadomo, jedni wolą temat: dlaczego smoki fruwają choć nie powinny, inni, dlaczego w Gwiezdnych Wojnach w kosmosie słychać szum silników a jeszcze inni dywagują o samozapłonie wampirów. No i dlaczego Batman nosi majtki na spodniach?

Sama fantastyka jest (co najmniej) trójdzielna i samo to pozwala na co najmniej trzy podejścia do jakiegokolwiek tematu. I każde z nich będzie prawdziwe. Być może właśnie to stoi na przeszkodzie, by lekcje o tej, no… popkulturze wskoczyły zamiast nieprzydatnych nigdy później zajęć z biologii czy historii.

Jak reklamy mają się do psychologii? Jak jest opowiadana historia w teledyskach? Dlaczego ludzie malują obrazki na murach? Skąd to uwielbienie do pedofilskich wampirów w Zmierzchu? Dlaczego Batman… no i tak dalej.

Problem polega na tym, że nie ma jednej odpowiedzi. W tematach fantastycznych zbyt rzadko można powiedzieć z całą pewnością, co autor miał na myśli. Nie ma jedynej prawdy. No i nie ma wzorca na wypracowanie. A podejście zbyt „filologiczne” wywraca sens rozważań i nagle dostajemy takiego „Wampira” Janionowej, który owszem, jest, ale tak jakby go nie było, bo nie dotyczy ogromu problemów z wampirami.

Nie można napisać wypracowania, które z całą pewnością byłoby ok. Nie ma kto tego ocenić, bo nie daj Panieboże/Khornie/Pani Lilith/Wielki K uczeń ma inne zdanie niż nauczyciel. Albo wartościowanie - sorry, „wiadomo”, że fantasy to syf a sf opium dla chcących się dowartościować – i rzeczowe podejście sprowadza się do niezbyt pedagogicznej dyskusji o życiu seksualnym niektórych osób oraz parametrów części ciała tychże.

Czy coś, co jest „dla wszystkich” musi mieć ( w sensie: z pewnością ma) niską wartość? Czy chleb, który jedzą tysiące osób jest niedobry? Takie wartościowanie przedmiotu na podstawie dostępności jest bardziej takie, no… popkulturowe, niż cokolwiek innego. Z drugiej strony: co jak co, ale fantastyka na przykład, nie jest dla mas. Herberta (Jamesa Herberta) czytają nieliczne jednostki. Toż to powód do snobowania, że hej.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Marigold
   
Ocena:
0
Pamiętam, kiedy pisałam na prawie pracę magisterską na temat prezentowania prawa w filmach wszyscy pukali się w głowę. Kiedy podałam temat doktoratu - zależność prawa i popkultury - ta sama reakcja. Może ludzie nie są jeszcze gotowi? ;)
24-08-2010 23:35
banracy
   
Ocena:
+2
Autorzy pop-kultury mają to do siebie, że są szczerzy. Umowa jest prosta i zrozumiała dla obu stron ,,ty mi dajesz pieniądze, ja ci daję rozrywkę". Natomiast wielu autorów lektur prezentuje podejście ,,popatrz pan na moje postaci, a w tym czasie ja ci się postaram wepchać mój światopogląd do mózgu to czy ci się to podoba czy nie". Najgorzej jest jak jakaś postać wygłasza długi monolog na temat tego jak się powinno żyć itp. Jeżeli autor chce mnie przekonać do jakiejś sprawy niech pisze felietony/eseje i jako dowód daje prawdziwe, nie zmyślone przykłady.
25-08-2010 01:09
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"dlaczego, u licha, nie uczą o niej w szkole?"

Uczą, ale nie nauczyciele, tylko uczniowie, żyjący w tych samych realiach, co ich rówieśnicy, obierający ten sam kod, wymieniający się informacjami, materiałami, interpretacjami.

Szkoła najwyraźniej uważa, że to wystarczy. Pozostaje się z tym zgodzić lub nie (ja tam się nie zgadzam). Teoretycznie szkoła ma właśnie odchamiać od popkultury. ; )
25-08-2010 09:01
dzemeuksis
   
Ocena:
0
Wiele rzeczy bym zmienił w obecnym systemie edukacji (temat na osobną notkę). Być może nawet znalazłby się wśród moich postulatów większy nacisk na popkulturę. Rzecz w tym, że byłby to pewnie jeden z ostatnich punktów.
25-08-2010 12:15
Llewelyn_MT
   
Ocena:
0
Biorąc pod uwagę to, jak byłem uczony przedmiotów akademickich w szkole (no może oprócz liceum), to już chyba wolałbym nie... Skończyłoby się to pewnie tak samo jak lekcje wychowania do życia w rodzinie prowadzone przez katechetkę (nie mówię tu akurat z doświadczenia). Osoba nieprzygotowana do przekazywania wiedzy na temat, czy nawet skrępowana świadomością, że może do odbiorcy nie trafić, byłaby skonfrontowana z młodzieżą, która od dawna "wie lepiej". No poza tym, że wiedza o popkulturze raczej byłaby w tym przypadku mniej zmitologizowana, a może nawet i pełniejsza od wiedzy nauczyciela, przedstawiciela bądź co bądź, innego pokolenia.
25-08-2010 13:03
dzemeuksis
   
Ocena:
+1
Hehe, dokładnie. Pytanie kto tu kogo powinien uczyć. Może tego typu zajęcia powinny być prowadzone wg nieco odwróconego schematu, tzn. uczniowie uczą nauczyciela i przy tym siebie nawzajem.
25-08-2010 13:49
nimdil
   
Ocena:
+1
Ta, no... popkultura w szkole jest zupełnie niepotrzebna. Pada więc pytanie - po co, u licha, ją tam pchać?
25-08-2010 15:30
Vukodlak
    No nie wiem...
Ocena:
0
Obecna formuła zakłada raczej przekazywanie wiedzy dzieciakom, nie ma w szkole miejsca na dyskusje, porównania poglądów i różnorodne interpretacje (czego ukoronowaniem jest klucz maturalny). No, może na polskim przy interpretacji dzieł, ale i tak często sprowadza się do "Słowacki wielkim poetą był" (i znowu wciska się matura). Poza tym nawet to przekazywanie wiedzy w szkołach kuleje, ciekawe ilu studentów historii wyniosło coś ważnego i znaczącego z nauki tego przedmiotu w szkole podstawowej i średniej. Ja spotkałem się tylko z przypadkami, które musiały na pierwszym roku oduczyć się prawie wszystkiego, czego dowiedzieli się o historii na poprzednich etapach nauczania.

Szkoła, jak się okazuje, nie jest miejscem przekazywania wiedzy akademickiej (niekoniecznie akademickiej, wystarczy rzetelna wiedza z danego przedmiotu/zakresu, której też nie ma) i obiektywnej prawdy o danym przedmiocie, to ledwie olbrzymie uproszczenie. Jak dorzucimy kwestie wiedzy akademickiej i "obiektywnej prawdy" odnośnie popkultury, to już chyba jasno pokazuje się całkowity bezsens wprowadzania takiego przedmiotu do szkół.

Jednak brak bliższego przyjrzenia się kulturze w szkole boli. Kultura nie jest tak istotna żeby przyćmić inne "aspekty składowe" człowieka, nie jest też najważniejsza z nich wszystkich. Niemniej jest na tyle istotna, że dziwi prawie całkowite wykładanie lagi na niej przez programy nauczania. Chociaż jak się spojrzy na te programy nauczania, to częstokroć już nic nie zdziwi człowieka.
25-08-2010 22:50
~Zaniepokojony Czytelnik

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Pozwolę sobie odpowiedzieć przewrotnie i może trochę zbyt łaskawie dla naszego systemu edukacji:

Moim zdaniem tzw. "przeciętny" licealista nie posiada wiedzy by odpowiedzeć na pytania zawarte w notce; często nie posiada ich nawet tych uczniów rodzic czy pedagog. Jak już inni wspominali, wykształcenie średnie to jeszcze nie ten poziom specjalizacji.

Do dziś pamiętam moje pierwsze zajęcia na seminarium magistarskim - od początku moja promotor powtarzała nam, że pytanie jakie badacz powinien sobie zadawać brzmi "Co obiekt X mówi nam o danej kulturze".

Jako pracę domową zadano nam wybranie jakiegoś przedmiotu codziennego użytku i dokonanie takie właśnie analizy. Ja, naiwny, postanowiłem pójść w prostotę i wybrałem widelec....

Kiedy skończyłem moją krótką przemowę usłyszałem, że nie było źle, ale wybrałem sobie bardzo trudny i skomplikowany temat. Następnie usłyszałem coś, co wtedy brzmiało dla mnie jak historia ludzkości na podstawie zastawy stołowej.

I tu leży główny problem, który niewiele ma wspólnego z wymówkowym często podziałem na kulturę wysoką i niską. Oczywiście, że można bez problemu opisać historę USA w XX wieku na podstawie rozwoju postaci Supermana czy Kapitana Ameryki, ale wymaga to wiedzy wykraczającej poza zakres szkoły licealnej, czy nawet studia I i II stopnia. I nawet nie mowa o tym, że wymagało to by ponad połowy więcej godzin lekcyjnych by pokazać: a) fakty historyczne; b) fakty związena z tym komiksem; c) umiejętność analizy i wyciągania wniosków.

No i, jak już kilka osób wspomniało, trudno mówić o takich "eksperymentach" gdy ledwo spełniany jest punkt "a".

@Marigold

To chyba bardziej kwestia trafienia na niewłaściwego człowieka lub wydział. Znam ludzi którzy z kultury popularnej pisali i magisterki i piszą doktoraty, i to na seminariach dedykowanych właśnie np. popularnej kulturze USA.
26-08-2010 12:00
   
Ocena:
0
Jeju, ja jak czytam te notki, to mślę, że w inym kraju mieszkam.Jak pisałem u Doktora Maliszewskiego pracę licencjacką "Konstrukcja świata przedstawionego w podręczniku dogry fabularnej" To nie robiono mi problemów.
27-08-2010 14:20
Scobin
   
Ocena:
0
Problem polega na tym, że nie ma jednej odpowiedzi. W tematach fantastycznych zbyt rzadko można powiedzieć z całą pewnością, co autor miał na myśli. Nie ma jedynej prawdy. No i nie ma wzorca na wypracowanie. A podejście zbyt „filologiczne” wywraca sens rozważań [...]

Hej, senmaro, jeżeli dobrze rozumiem, to mieszasz tutaj dwie rzeczy:

1. podejście "filologiczne" i "kulturowe" w badaniu literatury;
2. kwestię "wieloznaczność a jednoznaczność" w czytaniu literatury.

To pierwsza rzecz. A drugą będzie pytanie: dlaczego fantastyka miałaby być bardziej wieloznaczna niż literatura niefantastyczna? :-)
30-08-2010 10:56
teaver
   
Ocena:
0
Nie do końca zgadzam się z banracym. Przecież bestsellery są odpowiedzią na emocjonalne potrzeby motłochu. Popkultura na tym bazuje - na zaspokajaniu podstawowych potrzeb przeciętnego czytelnika. Dlatego popkultura jest, czym jest i w kraju gdzie wciąż grzmi Mickiewicz, Słowacki i Orzeszkowa pop-literatura razi w oczy. A fakt, że część autorów traktuje/ traktowała zagadnienia filozoficzne/ społeczne/ polityczne/ you-name-it jako ekskluzywny dodatek, tylko potwierdza regułę, że pop to czysta rozrywka. Jedyna różnica to do kogo ostatecznie jest skierowana - do znudzonej sprzątaczki, czy znudzonego pilota myśliwców bojowych. W pierwszym przypadku pewnie sprzedamy urban fantasy, w drugim - może space operę.
31-08-2010 22:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.