Najnowszy obraz Eastwooda nie koncentruje się na samym podbiciu Iwo Jimy. Traktuje on o tym jak wykorzystano sławne zdjęcie zatykania flagi na szczycie wyspy, oraz o losach żołnierzy, którzy tego dokonali (lub nie - o czym później). Nie wiem, ile nowego zobaczyli w tym filmie Amerykanie, którzy zapewne lepiej znają historię słynnego zdjęcia. Ja po raz pierwszy dowiedziałem się, że zawieszono nie jedną, ale dwie flagi, że mylono żołnierzy na kliszy i o skandalach, które wywołała fotografia.
Jednak zdjęcie działało, propaganda zachęciła społeczeństwo amerykańskie do kupowania bonów zasilających kieszeń armii USA. Jednocześnie bohaterowie Iwo Jimy różnie radzili sobie ze swym losem. Poczucie winy, że z powodu widowiskowego zawieszenia sztandaru wrócili do domu, że to oni przeżyli, a ich koledzy zmarli; wreszcie, że musieli kłamać co do tego, kto był na fotografii.
To ciekawe, szkoda jednak, że Eastwood nie opowiedział o tym w sposób pasjonujący, czy choćby wciągający. Film się wlecze, role aktorskie nie powalają, jedynie Adam Beach jako Ira Hayes zwraca na siebie uwagę. Historia została na siłę zmontowana wbrew chronologii, co dodatkowo utrudnia odbiór. Brakowało mocno zaznaczonej osi filmu – trudno stwierdzić czy mówi on o zdjęciu, czy też o którymś z żołnierzy, przez to końcowa wypowiedź narratora robi wrażenie dodanej na siłę.
Realizacyjnie trudno filmowi postawić jakiś zarzut, widać czasem, że pewne sekwencje zawdzięczamy jedynie komputerom, lecz to drobiazg. Większość ukazujących się ostatnio pozycji niezbicie dowodzi, że dla filmowców jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia. Sceny walk na Iwo Jimie są bardzo dobre, ale wciąż nic nie może przebić Szeregowca Ryana sprzed niemal dziesięciu lat. Sporą, a może nawet największą zaletą Sztandaru chwały jest jego neutralność. W trakcie niekrótkiego seansu zaserwowano nam wszelkie aspekty amerykańskiego pokłosia Iwo Jimy. Chwalebne zwycięstwo, poświęcenie żołnierzy, bohaterscy młodzieńcy idą w parze z kłamstwem i przeinaczaniem faktów, by za wszelką cenę przezwyciężyć kryzys finansowy. Weterani stają się produktem sprzedawanym masom.
Clint Eastwood zrobił film "zaledwie" dobry. Czuję się rozczarowany, liczyłem na to, że reżyser będzie w stanie mnie czymś ująć lub zachwycić. Miałem nadzieję, że będzie mieć jakiś wkład w kino wojenne, że doda do niego coś nowego. Tymczasem to pozycja jedna z wielu. Być może dopiero Listy z Iwo Jimy pozwolą ocenić Sztandar. Ale może się równie dobrze zdarzyć tak, że będą to zupełnie odrębne filmy, które łączy tylko lokacja i nazwisko reżysera.