Szósta era - Robert Cichowlas

Tajemnice i krwawe bryzgi

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Szósta era - Robert Cichowlas
Zawsze byłem zdania, że ściskający za gardło klimat jest najważniejszym elementem dobrego horroru, a makabryczne zgony i tym podobne to jedynie ozdobniki. W Szóstej erze Robert Cichowlas idealnie dobrał proporcje między jednym a drugim, tworząc nastrój, od którego ciarki chodzą po plecach. Szkoda więc, że inne elementy powieści nie trzymają tego poziomu.

Dawid Galiński uczy biologii w jednym z poznańskich liceów. Jego w miarę uporządkowane życie nagle zmienia się, kiedy jeden z uczniów przechodzi w czasie lekcji dziwną metamorfozę i recytuje słowa indiańskiego poematu. Niedługo potem w szkole oraz w całym mieście, dochodzi do serii brutalnych mordów i krwawych wypadków, a sam nauczyciel zaczyna słyszeć tajemnicze głosy. Balansując na krawędzi zdrowia psychicznego, powiązuje ostatnie wydarzenia z dawnymi wierzeniami Majów, Inków i Azteków.

Fabuła jest niestety najsłabszym punktem książki. Choć z początku akcja rozwija się bez większych zgrzytów, to im dalej, tym bardziej logika wydarzeń zaczyna zbaczać w absurd, w zakończeniu osiągając zawrotnie wysoki jego poziom. Choć autorom powieści grozy często zdarza się raczyć czytelników naciąganymi wyjaśnieniami, Szósta era przebija pod tym względem konkurencję bez problemów, serwując stek bzdur obficie polany sosem z deus ex machina. Jest to pośrednio zasługą pewnej dawki oryginalności, o którą pokusił się autor. Mściwe indiańskie duchy chcące doprowadzić do zagłady społeczeństwo Europy to motyw niestandardowy dla tworzonych nad Wisłą horrorów, jednak liczne komplikacje z tego wynikłe zdecydowanie przerosły pisarza.

Doskonale poradził sobie za to z kreacją nastroju. Groźne, niezrozumiałe wydarzenia, mroczne tajemnice, szaleństwo czające się w duszy głównego bohatera – wszystkie elementy zostały do siebie dopasowane i zgrabnie połączone. Swoją rolę odgrywają też bardzo dobre opisy, czasem plastyczne i precyzyjne do tego stopnia, że krew i tkanki niemal wylewają się z kartek, kiedy indziej na tyle oszczędne, by zmusić czytelnika do użycia wyobraźni. Docenić należy również interesujących bohaterów, których emocje – od strachu po wściekłość i od paranoi po obsesyjną ciekawość – są doskonale widoczne, tak w świetnie napisanych dialogach, jak i monologach wewnętrznych. Choć niektórzy są jednowymiarowi, to w większości przypadków Cichowlasowi udało się wykreować fantastycznie zwyczajnych ludzi ze zwyczajnymi problemami, stających nieoczekiwanie wobec niepojętej grozy. Prawdziwym majstersztykiem jest wolne osuwanie się Galińskiego w obłęd, wraz z towarzyszącymi temu reakcjami otoczenia i samego bohatera. Wszystko to razem daje fenomenalny efekt, pod względem klimatu przebijający nawet kreacje znanych w świecie autorów, takich jak King.

Odnosząc się jeszcze do postaci, nie sposób nie wspomnieć o ich języku. Można powiedzieć, że nie wykracza on poza stereotypowe wyobrażenie o Polaku w sytuacji stresowej. Wulgaryzmy sypią się często-gęsto, szczególnie w początkowej części książki. W przypadku osób wyczulonych na co grubsze słowa, może to zmniejszyć komfort czytania, nawet jeżeli nie sposób odmówić temu stylowi wypowiedzi realizmu.

Nie ma go za to wiele w kwestiach powiązanych z indiańskimi wierzeniami. Choć opisywane bóstwa rzeczywiście były czczone w Ameryce Środkowej, a przedstawione rytuały są w pewnym stopniu podobne do autentycznych, to w wielu kwestiach, tak religijnych, jak i historycznych oraz architektonicznych, autor mija się znacząco z prawdą, toteż nie polecałbym książki jako rzetelnego źródła informacji.

Gdybym miał ocenić Szóstą erę jedynie za motywy grozy, bez wahania postawiłbym dziewiątkę. Słaba konstrukcja fabuły jednak obniża ocenę. Mimo to polecam wszystkim miłośnikom horrorów, zwłaszcza tym gotowym przymknąć oko na większe i mniejsze nielogiczności.