» Blog » Szkoła: kiedyś, teraz i na wieki
06-09-2014 23:15

Szkoła: kiedyś, teraz i na wieki

W działach: Wredni ludzie | Odsłony: 832

Szkoła: kiedyś, teraz i na wieki

Z powodów pozamerytorycznych ostatnimi czasy muszę zadawać się z pracownikami systemu edukacyjnego. Wiąże się to niestety z koniecznością słuchania ich narzekań na obecny system szkolny oraz pochwał nad systemem starym, w którym uczniowie się uczyli, szkoła zmieniała ich w osoby szeroko wykształcone, nie było w niej narkotyków, przemocy, przestępstw i nieletnich ciąż obecnie zdarzających się jakoby nagminnie. Potem jednak przyszła reforma szkolna i wszystko się zepsuło.

Byłoby to głupie gadanie, gdyby nie fakt, że część rozmówców mnie uczyła. Oraz wykorzystała fakt mojej obecności celem podkreślenia swojego geniuszu pedagogicznego na zasadzie „O! Tu jest mój uczeń, on powie jaki jestem genialny”. Ja natomiast znajdowałem się w takiej sytuacji, że jedyne, co mi wypadało zrobić to oświadczyć "Zaprawdę powiadam wam: ten facet jest genialny"/ Problem polega na tym, że z jednej strony ja nie lubię kłamać, w szkole za Chiny mi się nie podobało, a akurat tych nauczycieli, o których mowa uważam za kiepskich pedagogów. Z drugiej strony: specyfika sytuacji sprawia, że powiedzieć tego nie mogę.

Pozostaje mi więc tylko jedno wyjście: wyżalić się w Internecie.

Nie podejrzewam, żeby to stał się najpopularniejszy wpis sezonu, ale higiena psychiczna ponad wszystko. Ostrzegam, że post odnosi się głównie do żali, których nasłuchałem się w trakcie owej dyskusji i w efekcie może nie być on szczególnie ciekawy.

Czy we współczesnej młodzieży faktycznie mieszka diabeł?

Prawdę mówiąc jako dorosły trzydziestolatek nie mam zbyt dużych kontaktów z współczesną młodzieżą. Te ograniczają się w zasadzie wyłącznie do pracy (gdzie nawiasem mówiąc główne problemy sprawiają emeryci, między innymi dlatego, że są od gimnazjalistów więksi, łatwiej im kupić wódkę oraz oczekują, że to inni będą ich słuchać), do której od czasu do czasu wysyłają nam praktykantki z zawodówki.

Jeśli chodzi o praktykantki to nic złego o nich powiedzieć nie mogę. Nie spotkało nas z ich strony nic, co usprawiedliwiałoby negatywną opinię, jaką cieszy się młodzież. W prawdzie ta zeszłoroczna była jakaś dziwna: strasznie zastraszona i bardzo cicha, jednak podejrzewam, że da się to racjonalnie uzasadnić: mogła na przykład czuć się zestresowana obecnością stada osobników w wieku 30+ albo planować masakrę szkolną...

Jeśli natomiast chodzi o przewalające się przez mój zakład pracy wycieczki, to owszem: byli pijani gimnazjaliści rzygający w kiblu, były trzynastoletnie lesbijki obcałowujące się w konciku, był chłopczyk z ADHD, z tym, że jeśli już wycieczka szkolna coś poważnie przeskrobie to w czterech przypadkach na pięc jest to wina opiekuna jak np. tej kretynki co paliła papierosa pod czujką alarmową.

Ogólnie mit głosi, że spotkanie z gimnazjalistą powinno skończyć się nożem w brzuchu oraz ukradzionym portfelem, którego zawartość powinna natychmiast zostać wydana na marihuanę i amfetaminę. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że

My byliśmy zupełnie inni:

W moim pokoleniu głównymi narkotykami były bowiem LSD i heroina. Tak naprawdę jednak mało kto je brał, nie z braku chęci, a dlatego że wychowałem się na prowincji, gdzie nie docierają wielkomiejskie mody. Być może ktoś tam miał dostęp do jakichś podejrzanych znaczków, jednak typowy miłośnik „rozszerzania świadomości” musiał zadowolić się oparami kleju. Dopiero na przełomie wieków do miasta dotarła trawa, która szybko zrobiła furorę. Środki odurzające były jednak łatwo dostępne, co podkreśla fakt, że z powodu tego, co robili w szkole i po szkole czterech moich sąsiadów obecnie poszukiwanych jest Europejskim Nakazem Aresztowania, piąty niedawno wyszedł z więzienia, a szósty udaje, że zawsze żył przykładnie i czeka, aż przestępstwa się przedawnią.

Główną używką były jednak wina z jabłek i papierosy. Zdobycie ich było w tamtych czasach łatwiejsze, głównie z tej przyczyny, że dominował handel prywatny i małe, osiedlowe sklepiki ze śmierdzącym mięsem. O ile dla baby z Biedronki czy Lidla sprzedać alkohol nieletniemu to większy problem, niż korzyść (bo np. może za to wylecieć z roboty, gdy team leader ją zobaczy) tak dla prywaciarskiej sklepowej to zysk, jak każdy inny. Były nawet takie, co papierosy na sztuki sprzedawały.

Poważny problem stanowiły też kradzieże, choć ich rodzaj zmieniał się z czasem. Na początku lat 90-tych kradzione były głównie buty i kurtki w szatniach, jednak gdy naród trochę się wzbogacił złodzieje przerzucili się na zegarki, a gdy kończyłem liceum na ich celowniku znajdowały się głównie telefony komórkowe. Zjawisko było ignorowane zarówno przez policję jak i nauczycieli, bo „dzieciak pewnie zgubił, wie pani jakie są dzieci” albo „przecież to niemożliwe, żeby takie małe dzieci kradły”. Zresztą, sprawcy najczęściej pochodzili z innych szkół, więc poszkodowani nie potrafili ich ani opisać, ani rozpoznać. Wprowadzenie identyfikatorów, większa świadomość przestępczości nieletnich, bogacenie się społeczeństwa i coraz lepsze blokady antykradzieżowe w komórkach trochę zmieniły sytuację.

Nieprawdą jest też, że za moich czasów nie było seksu między nieletnimi. Gdyby go nie było to teść ze Straży Granicznej razem z kolegami nie musiałby takiego jednego, ogólnie podówczas w mieście znanego szukać po Polsce dwa miesiące.

Dlaczego przed wojną słowo „Gimnazjalista” coś znaczyło?

Zdaniem wielu moich rozmówców obecni uczniowie mają same prawa i prawa. Kiedyś za komuny bali się nauczyciela, a jak który się poskarżył rodzicowi, to jeszcze dostawał od niego lanie. A w ogóle to największy autorytet nauczyciel miał przed wojną, jak w użyciu były rózgi. I wtedy także poziom edukacji był wysoki, a każdy Gimnazjalista był kimś i mógł z marszu iść pracować np. do urzędu.

Prawdę mówiąc nie chcę mi się wdawać w tłumaczenie specyfiki i wszelkich subtelności życia społecznego dwudziestolecia międzywojennego (i prawdę mówiąc nie rozumiem zachwytów nad tym okresem), powiem więc krótko: jakość kształcenia w okresie tym była tak niska, że 20% ludności naszego kraju w ogóle była niepiśmienna. Nawet tuż przed wybuchem II wojny światowej jedynie 86% dzieci objęte było nauczaniem na najniższym stopniu, a 56% z nich przerywało edukację po 4 latach kształcenia.

Teoretycznie istniał obowiązek edukacji do 14 roku życia, jednak w praktyce był to przepis martwy. Sytuacja taka wynikała z kilku czynników. Po pierwsze: z problemów odziedziczonych po zaborcach, po drugie: ze świadomej polityki rządu, który mimo pięknych słów na edukacji oszczędzał.

Niemniej jednak ta (dramatyczna) sytuacja wyjaśnia dlaczego gimnazjalista był kimś i mógł od razu iść pracować np. do urzędu. Zwyczajnie: Polska była krajem debili. Spory ułamek społeczeństwa był niepiśmienny, wykształcenie reszty osiągnęła stopień niewiele wyższy. Istniał więc deficyt ludzi jako-tako wyedukowanych. Nie dziwi więc, że gość, który potrafił obliczać procenty, znał arytmetykę i geometrię oraz płynnie czytał i pisał był poszukiwanym fachowcem i mógł podjąć pracę w owym urzędzie.

Tym bardziej, że gros miejsc pracy w administracji zarówno rządowej, samorządowej jak i w biurach prywatnych firm stanowiły takie fuchy jak:

  • maszynista (zakres obowiązków: przepisywanie dokumentów na maszynie, wykonywanie ich kopii, tworzenie blankietów według wcześniej zatwierdzonych przez szefostwo wzorów).
  • goniec (zakres obowiązków: przenoszenie papierków między biurkami)
  • telegrafista (zakres obowiązków: przepisywanie krótkich wiadomości tekstowych z alfabetu łacińskiego na alfabet Morse'a)
  • rachmistrz (wpisywanie cyfr w tabelki i ich dodawanie przed tym, jak odda się je w ręce księgowego)
  • telefonista (ręczne przepinanie kabli w gniazdkach w centrali telefonicznej)
  • sortownik poczty (odczytywania adresów na listach i układanie ich według kodów pocztowych)

Czyli zawody raczej nie wymagające potężnego wysiłku intelektualnego.

Część dalszą część zawierającą mn. odpowiedzi na pytanie "Czemu rodzice nie szanują nauczycieli" przeczytać można na Blogu Zewnętrznym

Komentarze


Adeptus
   
Ocena:
+2

Nawiasem mówiąc cały czas czekam na moment w moim życiu, w którym przyda mi się znajomość funkcji trygonometrycznej.

No jak, a co zrobisz, jak kiedyś twoje dziecko będzie się uczyć funkcji trygonometrycznych i będzie chciało, żebyś mu pomógł, a ty nic nie będziesz umiał i będzie wstyd? Chociaż - a po co twoje dziecko miałoby się uczyć funkcji trygonometrycznych? A no bo kiedyś ono będzie miało swoje dziecko i to dziecko....

Przynajmniej tak mi mówiono. To znaczy, ogólnie o matematyce, bo do funkcji trygonometrzycznych nie doszliśmy (chyba, nie jestem pewien, bo Bogu dzięki prawie wszystkie wiadomości z matematyki już mi się udało zapomnieć).

 

Generalnie pieniądze mają mały wpływ na samopoczucie. Ważniejsza jest, jeśli dobrze pamiętam, pozycja w grupie/społeczeństwie.

Ale mów za siebie, ok?

Nie sądzę. Sam obserwuję raczej przekonywanie, że dyplom tak naprawdę nic nie znaczy, bo na zmywak w Anglii nie wymagają.

Zależy u kogo, wielu starszych ludzi wciąż wierzy w magię wykształcenia. Nie raz słyszałem ubolewania nad tym, że ktoś sobie życie zmarnował, bo zrezygnował ze studiów, tylko dlatego, że znalazł dobrą pracę nie wymagająca wykształcenia.

@ Gawk

Niestety w naszym społeczeństwie jakoś utarło się debilne przekonanie, że prostot to prostactwo.

Niestety, masz rację. Choć z drugiej strony są też ludzie, o poglądach odwróconych o 180 stopni, dla których jeśli w życiu przeczytałeś choć jedną książkę dla przyjemności, to w zasadzie jesteś frajerem.

@ Earl

Dlatego żadne dotowanie przez rząd kierunków technicznych na studiach nic nie da, bo ta edukacja powinna być nobilitowana już na wcześniejszych poziomach nauczania.

Fakt. Dzieciak mógłby się uczyć np. podstaw mechaniki, stolarstwa, układania płytek czy czegoś tam, do czego ma dryg - ale nie, niech przymusowo uczy się budowy pierścienic czy czyta poetów romantycznych. Efekt jest taki, że dzieciak traktuje szkołę jako zło konieczne, ot, przez kilka godzin dziennie musisz siedzieć w ławce i marnować czas, bo inaczej policja przyjdzie do starych. Nic dziwnego, że potem taki dzieciak woli wagarować, albo że nie ma szacunku do nauczycieli (ja też nie czułbym sympatii do ludzi, którzy by mnie zmuszali do tego, żebym marnował lwią część swojego zycia na bzdury).

07-09-2014 16:12
Gawk
   
Ocena:
0

Generalnie pieniądze mają mały wpływ na samopoczucie. Ważniejsza jest, jeśli dobrze pamiętam, pozycja w grupie/społeczeństwie.

A ta zależna jest od pieniędzy

Nie sądzę. Sam obserwuję raczej przekonywanie, że dyplom tak naprawdę nic nie znaczy, bo na zmywak w Anglii nie wymagają.

Ale ja mówilem o Polsce. Ską iną, w Polsce niestety wymagają... Najzabawniejsze jest to, że niektóe zawody, które można by robić po przeskzoleniu, wymagają jakiegoś kuriozalnego stażu pracy, dodatkowo wykształcenia minimum średniego. Tylko po co, to nie wiadomo.
A potem i tak dymasz na umowie śmieciowej.

A na dopalaczach traciło państwo, więc oczywiste było to że będize na nie ban.
Pamiętacie Amber Gold? Ten sam hałas. Koleś znalazłsposób jak obracać cudzymi pieniędzmi, zyskując na tym krocie. Wykończyła go skarbówka przecież, bo o państwowe chodziło.

07-09-2014 16:16
Venomus
   
Ocena:
0

A najczęściej wybieranym kierunkiem są stosunki międzynarodowe

Ale, ale... chciałem zarobić, żeby się nie narobić... ;/

Kumpela świeżo po magistrze dostała robotę w naleśnikarni, so she's got that going for her, which is nice.

07-09-2014 16:48
Kanibal77
   
Ocena:
0

To i ja

kumpel1 mgr bezpieczeństwa wewnętrznego- recepcjonista prywatnej kliniki medycznej

kumpel2 ten sam kierunek licencjacik- tester gier komputerowych

,,kumpel,,3 turystyka i hotelarstwo mgr- słuchawa w call center

 

z jednej strony to smutne, że ludzie się męczą z nadzieją na robotę w zawodzie, a tu klops. Ale z drugiej strony...

laska kumpla, której nie znoszę. Po pierwszym roczku politologii, miało dziewczę praktyczki u Boniego(tak tego co plaskacza dostał) i pomimo, że w życiu się toto pracą zarobkową nie skalało, to kij, bo ma bardzo dojrzałe poglądy na życie i politykę. A i rzecz jasna fuchę w kancelarii już w zasadzie na bank zapewnioną. Jeśli, by zaczęła robić w naleśnikarni za te 4 lata, to specjalnie tam polizę na naleśniczka. I będzie to najlepszy placek w mym życiu.

07-09-2014 17:05
Siman
   
Ocena:
0

@Thoctar

na wschodzie kraju walka z zielonym została wygrana, teraz tylko dopalacze się sprzedają

Na którym wschodzie? Bo w Lublinie marihuanę kupić łatwiej niż ruskie papierosy, a ruskie papierosy kupić bardzo łatwo.

 

@Gawk

Pamiętacie Amber Gold? Ten sam hałas. Koleś znalazłsposób jak obracać cudzymi pieniędzmi, zyskując na tym krocie. Wykończyła go skarbówka przecież, bo o państwowe chodziło.

Żartujesz? Amber Gold wycyganił skarbówkę tak równo, że w tym musiała brać udział mafia, bo zwykli szarzy ludzie, nawet milionerzy, nie byliby w stanie czegoś takiego wykręcić.

Amber Gold nie płacił podatków. Nie płacił, ponieważ pewna gdańska urzędniczka przez kilka lat "zapominała" wpisać go do rejestru Urzędu Skarbowego, przez co ta firma dla skarbówki po prostu nie istniała. Nie płaciła podatków, nie była kontrolowana, po prostu raj na ziemi. Dziwnym trafem ani izba skarbowa, ani żaden z przełożonych urzędniczki nie zauważył "przeoczenia", a wzmiankowana pani odeszła z pracy kilka miesięcy przed wybuchem afery, dzięki czemu uniknęła jakiejkolwiek odpowiedzialności (rażące zaniechanie obowiązków nie jest przestępstwem, w takiej sytuacji można jedynie zwolnić dyscyplinarnie. No, chyba, że ktoś już nie pracuje...). Nie muszę chyba dodawać, że choć wiele błędów skarbówka popełnia, coś takiego jak niewpisanie do rejestru praktycznie się nie zdarza.

Więc nie, skarbówka nie wykończyła Amber Gold, to kompletnie inny rodzaj problemu, taki z kategorii kryminalnych.

 

@Adeptus

Zależy u kogo, wielu starszych ludzi wciąż wierzy w magię wykształcenia.

No niestety, moi rodzice przykładowo nie są w stanie zrozumieć, że wolę zdobywać doświadczenie zawodowe zamiast robić magistra. W ogóle fakt, że nie zamierzam być magistrem jest dla nich jakimś bluźnierstwem. Hołdują filozofii: "skończ cokolwiek, nawet zaocznie wieczorowo korespondencyjnie kulturoznastwo, zostań Wykształconym Człowiekiem, potem będziesz się zastanawiał nad pracą". Zastanawiał pakując frytki do zestawu chyba.

07-09-2014 17:29
Adeptus
   
Ocena:
0

A ta zależna jest od pieniędzy

Często tak. Ale to nie znaczy, że dla każdego jest ona ważniejsza od pieniędzy, a pieniądze są jedynie środkiem do osiągnięcia pozycji.

 

07-09-2014 17:30
zegarmistrz
   
Ocena:
0

Na którym wschodzie? Bo w Lublinie marihuanę kupić łatwiej niż ruskie papierosy, a ruskie papierosy kupić bardzo łatwo.

Na Podkarpaciu też nie jest to problemem.

07-09-2014 17:43
Agrafka
   
Ocena:
+4
Ach, mój ukochany temat. Zrób maturę i idź na studia. Jakie? Jakiekolwiek. Po co? Żeby pracę znaleźć. Jaką? Jakąkolwiek. A tak w ogóle, to wystarczy pracy szukać. A że nie wystarczy? Starsze pokolenie wie w końcu lepiej, przecież sami dostawali ją po znajomości i bez żadnych wymagań.

Szczyt nieświadomości uświadomiła mi moja rodzicielka twierdząc ostatnio, że przecież mogę wyskoczyć z pracy na chwilę po dziecko do przedszkola, a później wrócić do pracy z nim. Wielu ludzi żyje jeszcze w innych czasach.

A system edukacji ssie. Idź do liceum, bo do technikum to debile idą. A po liceum co? Studia. Dzienne - nie masz kiedy pracować. Zaoczne - płacisz. A technik podśmiechuje się z takich biorąc od nich dwie stówki za naprawę pralki.
07-09-2014 17:47
Adeptus
   
Ocena:
+3

A system edukacji ssie. Idź do liceum, bo do technikum to debile idą. A po liceum co? Studia. Dzienne - nie masz kiedy pracować. Zaoczne - płacisz. A technik podśmiechuje się z takich biorąc od nich dwie stówki za naprawę pralki.

1. Tu nie ssie system edukacji, tylko podejście ludzi.

2. Tyle, że u młodzieży obecnie jest podejście odwrotne. "Jesteś humanistą? A McDonalda masz blisko domu, czy będziesz musiał dojeżdżać do pracy?".

3. Co też jest przegięciem. Prawnik, czy tłumacz przysięgły to są raczej humanistyczne zawody, a zarabiają w wuj wysoko. (Aż za wysoko. Ostatnio czytałem wypowiedź jakiegoś prawnika, jakie to szkodliwe jest otwarcie zawodów prawniczych, bo np. w Szwecji szeroki dostęp do zawodu doprowadził do tego, że prawnik zarabia średnio zaledwie jakieś 12-14 tys. zł, no tragedia po prostu) Zresztą, nawet po klasycznej "fabryce bezrobotnych" typu politologia, stosunki czy europeistyka jakiś ułamek ludzi znajduje pracę... Choćby jako wykładowcy politologii, stosunków, czy europeistyki ;)

4. Są też ludzie, którzy po prostu do zawodów technicznych się nie nadają. Ja np. nie miałem wyboru "Iść do technikum, czy do liceum" tylko "Iść do liceum, potem na studia humanistyczne, a nuż się uda zdobyć pracę w zawodzie, albo olać naukę i zostać ulotkarzem/ochroniarzem". Udało mi się ukończyć studia humanistyczne i znaleźć pracę w zawodzie... choć w sumie uważam, że lepiej byłoby być ochroniarzem, ale faktycznie tutaj zadziałała presja otoczenia.

07-09-2014 18:58
Alkioneus
   
Ocena:
+4

Kwestia nauczycieli się stopniowo klaruje. Poza wybitnymi niezatapialnymi, słabsze jednostki definitywnie odpadają. Niż załatwił wielu obiboków w zawodzie, słabsze szkoły ledwo dychają tracąc kolejne klasy. Do tego, tak jak wykończono bezpardonowo zawodówki, powoli zaczyna brać się na cel ogólnie szkolnictwo.

Efektem tego:

* Jakość kształcenia spada - bo dla szkoły 10 debili jest ważniejszych od 1 geniusza

* Powszechność kształcenia ogólnego - jako magister pracy nie znajdziesz, ale sprzątaczką bez średniego ciężko zostać(matura to trochę inny przedział)

  • Patologie nauczycielskie - pracuję w tym zawodzie, wiele rzeczy widziałem, ale tego, co opisujesz zegarmistrz nie widziałem, choć słyszałem tu i ówdzie, jak to drzewiej bywało. Teraz raczej nie ma na to co liczyć. Nagonka na nauczyciela wystarczy, by załatwić najlepszego bez powodu a co tu dopiero mówić o "Niezatapialnych"

  • "potrzebność ogólna wykształcenia" - to jest fajna rzecz, poszedł znajomy na socjologię, wszyscy mu mówili, że nic po tym nie będzie, teraz z tego żyje i dzwoni do niego Rydzyk. Nie idzie się po prostu na stosunki międzynarodowe, bo tam Cię przyjmą, tylko idzie się bo jest to potrzebne komuś do biznesplanu na życie.

* teoria zmywaka - nie rozumiem, skąd ta wizja, że w Anglii trafia się z automatu do zmywaka. Ogarnięty język, szeroko pojęte średnie wykształcenie, które daje jakiś horyzont pozwalający przetrwać w dialogu i dostaje się pracę nie na zmywaku tylko na jakimś szeregowym miejscu w zakładzie pracy(brat pracuje w fabryce muffinek, ogarnął tu i tam, dostał maszyny pod komendę i szef mu się prawie w pas kłania, siostra kontroluje zwroty ciuchów w jakiejś większej firmie, język ogarnięty i Brytyjki 40+ wzięły ją pod opiekę, ma całkiem dobrze). Oboje na stałych umowach, ze stażem w Anglii mniejszym niż 5 lat.



 

07-09-2014 20:03
Gawk
   
Ocena:
0

Nie, nie trafia się z automatu, ale nawet chodzi o to, że na takim zmywaku jest nieraz lepiej, niż u nas w jakimś wydumanym zawodzie. Bo tam za zmywak się najesz i będizesz miał do pierwszego, a utaj na kawalerkę cie nie stać i odmawiasz sobie wszystkiego, czego tylko możesz.

 

07-09-2014 22:06
Alkioneus
   
Ocena:
+3

Gdybym miał zdefiniować największy problem dzisiejszej edukacji to bez wątpienia ma związek z niżem. Na wszystkich szczeblach edukacji nie można sobie pozwolić na jedno. Nie można ucznia oblać. Stany są tak wątłe, że oblewając 3 osoby być może likwidujemy klasę, bo są one i tak dopinane na styk. Uczniowie też to wiedzą. Moją jedyną bronią przeciwko temu stanowi rzeczy jest blef. 95% kazań motywacyjnych opiera się na blefie.

  • Zachowujcie się dobrze, bo jak nie to zostaniecie usunięci/wydaleni, etc.
  • Uczcie się, bo przyjdzie Ciocia Egzamin i weźmie was w takie tango, że Mrożek chwyci za pióro.

Jak ten blef nie działa, to trzeba blefować więcej.


 

08-09-2014 06:28
Gawk
   
Ocena:
0

Alkionie, widzę, żeś  z życiem obeznany.

A prawnicy mają się podobnie do urzędników. To jest przykład zawodu, który staje się niezbędny przez syste, organizowany w taki sposób, by dymać obywateli. Są sądy i są prawnicy. Prokuratorzy dostają na rączkę za wystosowanie aktu oskarżenia, więc zawsze go wystosowują, bo za to im płacą. A prawnikom płaci się prywatnie, na co nikogo nie stać. Żeby założyć sprawę w sądzie, należy uiścić opłatę. Ja się pytam, za co? Płacę podatki, płacę na służbę zdrowia, na policję, na sąd, i jeszcze mam płacić, jak chcę skorzystać z tego co mi się należy. Dodatkowo muszę zapłacić prawnikowi, bo z urzędu się takowego nie dostaje. Można się o to starać pisząc podania i się w pas kłaniając, ale po co, skoro w większości przypadków takowy prawnik nie zostanie przydzielony...Jeszcze jeden z przejawów legalnego złodziejstwa w socjaldemokratycznym reżimie. Stworzenie zawodu, na który produkuje się sztuczny popyt.

 

W Polsce trzeba być porójnie wyspecjalizowanym. W zawodzie, w szachrajstwie i w marketingu .

08-09-2014 09:35
Klebern
   
Ocena:
+1

W szkole jest przemiał ucznia. Szkoła dostaje kasę za łba i za wyniki. W takim systemie płatności uczeń jest na szarym końcu tego łańcuszka. Pieniędzy w szkolnictwie brakuje na wszystko nawet na głupią kredę do tablicy. Dochodzi do tego kretyński pogląd, że bez studiów to ty jesteś idiota i nieuk, to już prawie macie odpowiedź na to, dlaczego w Polsce jest tak dużo szkół produkujących licencjatów.

 

Co do patologi w niższych szkołach. W liceum przy całej klasie nauczyciel powiedział uczennicy, że postawi jej 5 jak pójdzie do niej na korki. W tym samym liceum trójka pijanych uczniów na szkolnej wycieczce pokazała gołe tyłki wychowawcy, za co nie zostali nawet symbolicznie ukarani, bo ich rodzice byli darczyńcami na rzecz szkoły. Wicedyrektor w tym liceum swego czasu został złapany na tym, że handlował tematami z matmy do próbnej matury. Konsekwencji brak, jedynie kuratorium tematy maturalne przywiozło same na kilka minut przed maturą. W tym samym liceum dzięki monitoringowi odkryto, która uczennica ukradła pieniądze z klasowej składki. Kuratorium na pismo o wyrzuceniu uczennicy ze szkoły wysłało odpowiedź cytuję: "Chrystus uczył nas miłości, zatem uczmy się wybaczać". W pobliskim gimnazjum nauczycielka wymagała znajomości wartości funkcji trygonometrycznych bez wyjaśniania tego tematu. Wszystko po to, by uczniowie dostawali złe stopnie i w sposób perfidny namawiała do chodzenia na korki do jej matki, emerytowanej nauczycielki matematyki.

08-09-2014 12:48
Gawk
   
Ocena:
0

Sikłem. :D

08-09-2014 13:48
Alkioneus
   
Ocena:
+1

Klebern, w jakim mieście? W dużych miastach takie jazdy nie przechodzą, szkoły mają za dużą konkurencję a oświata to od jakiegoś czasu dobry temat do bicia. W mniejszych nie wiem, choć pewnie są silniejsze układy z układem rządzącym, to pewne rzeczy przechodzą.

08-09-2014 17:38
Gawk
   
Ocena:
0

Teoretycznie tak, a praktycznie? Wszystko się rozchodzi po kościach. Od biedy są afery koperkowe, kiedy media nie mają co robić. Cyklicznie powtarzają tematy, i czasem padnie na tą czy tamtą szkołę. A że każdy ma coś za uszami, to już wszystkie brudy wyciągają i koloryzuję przy tym, żeby była sensacja. Potem sprawa się rozłazi, ludzie się nudzą... i są inne tematy.

08-09-2014 17:50
Klebern
   
Ocena:
0

Alkioneus, nawet ci napiszę szkołę. Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika w Ostrowi Mazowieckiej. Ale teraz szczerze, kadra została wymieniona. Te wszystkie przypadki były za starej kadry, nauczycieli z wieloletnim stażem, którzy odeszli już na emeryturę. Obecna kadra nauczycielska, choć już nie robi takich numerów  i generalnie się stara coś nauczyć ucznia, obrywa od rodziców i uczniów cięgi za błędy poprzedników.  

08-09-2014 18:21
Gawk
   
Ocena:
0

Co jedynie dwodzi słuszności teorii, że ludzie, to idioci.

08-09-2014 18:54
Adeptus
   
Ocena:
0

Zwłaszcza ci, którzy kupują tematy do próbnej matury.

08-09-2014 22:27

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.