Szef działu poleca: styczeń 2010

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Każdego miesiąca ukazuje się tyle pozycji fantastycznych, że czasami trudno zdecydować się na jakąś konkretną. Budżet ograniczony, czasu też mało, a na recenzje trzeba trochę poczekać. Co więc robić? Jak wybrać tę książkę, na którą wydamy swoje ciężko zarobione pieniądze?

Idealnej odpowiedzi nie ma, ale zawsze można zajrzeć do działu książkowego naszego serwisu! Co miesiąc znajdziecie tutaj wybór kolejnych czterech pozycji, które – według wszelkich znaków na niebie i ziemi – będą warte wydanych na nie pieniędzy. Czy był to słuszny wybór – będzie to można weryfikować na bieżąco, śledząc pojawiające się w dziale recenzje.

Rzeka bogów – Ian McDonald (15 stycznia)


Gdy jakiś czas temu recenzowałem powieść Brasyl autorstwa Iana McDonalda, nie szczędziłem jej słów krytyki. Owszem, w ogólnym rozrachunku jest to bardzo dobra książka, która dużo zyskuje przy ponownej lekturze, jednakże do ideału zabrakło sporo. Docenić należy przede wszystkim fakt, iż na pierwszym planie stoją historia i bohaterowie, a elementy high-tech stanowią jedynie ciekawe tło.

Do prozy Anglika przekonały mnie natomiast opowiadania, w szczególności zamieszczony w antologii The New Space Opera wyśmienity kawałek hard SF  – Verthandi's Ring. Jednym z największych atutów McDonalda jest wyjątkowo bogaty język, czyli coś raczej nieczęsto spotykanego u twórców science-fiction (Watts, Stross czy Egan to bardziej inżynierowie, niż humaniści). Jeżeli dodamy do siebie miejscami niemalże poetycki styl i podejście do fantastyki, która nie służy jedynie prezentacji gadżetów i dziwactw, dochodzi się do wniosku, że Ian McDonald z łatwością dotrzymuje kroku młodszym kolegom po piórze, wielkim nadziejom amerykańskiego SF, jak chociażby Bacigalupi czy Kosmatka.

Co więcej, w większości recenzji dzieł McDonalda to właśnie Rzeka bogów wymieniana jest jako jego opus magnum, ba!, pierwsza powieść wspomnianego wyżej Paola Bacigalupiego, The Windup Girl, zgodnie okrzyknięta jednym z najważniejszych debiutów ostatnich lat, a także nieodmiennie pojawiająca się w zestawieniach najciekawszych pozycji roku 2009, porównywana jest właśnie do prozy Anglika, a konkretnie do styczniowej propozycji wydawnictwa MAG. Sadzę więc, że warto.

Rubieże – Jeffrey Ford (20 stycznia)


Trzecia odsłona wyśmienitego cyklu, którego głównym bohaterem jest fizjonomista Cley. Jeffrey Ford to jeden z najciekawszych współczesnych twórców fantastyki, będący przedstawicielem modnego ostatnio nurtu New Weird. Opowiadane przez niego w Fizjonomice i W labiryncie pamięci jednowątkowe historie, charakteryzujące się oszczędnym językiem, przywodzą na myśl dzieła mistrzów sprzed lat, jak chociażby Ursuli K. Le Guin, choć na tym porównania do klasyki science-fiction się kończą. W recenzji dwóch pierwszych tomów pisałem:

"W efekcie otrzymujemy nie powieść fantastyczną, ale ekstrakt, zawierający w sobie jedynie to, co absolutnie niezbędne; a wszystko dobrane z iście aptekarską precyzją, nigdy w nadmiarze. Czyste idee. Klarowny, niezakłócony zbędnym sztafażem i wartką akcją przekaz. Esencję tego, co w literaturze najlepsze. Zupełnie jakby Ford nie chciał trwonić sił i skupiał je na kluczowych elementach, jakby ogniskował wyobraźnię. Dzięki temu to, co decyduje się wykreować, prezentuje się wyśmienicie, olśniewa oryginalnością (ocean rtęci, miasto demonów)."

Jeżeli kogoś nie przekonałem, polecam spotkanie z autorem, który 25 lutego ma zawitać do naszego kraju.

Droga (wydanie filmowe) – Cormac McCarthy (27 stycznia)


Nie ma chyba drugiej powieści, którą mógłbym tak zdecydowanie wam polecać. Droga to majstersztyk, literackie arcydzieło, jedna z najpiękniejszych historii, jakie czytałem. Ten klimat, ten język, ten pusty, umierający (umarły) świat; niech nie zwiodą was pełne akcji zwiastuny ekranizacji – dzieło McCarthy'ego jest zupełnie inne:

"Jednakże to nie świat się tu liczy. McCarthy skupił się na dwóch osobach, ojcu i synu oraz na ich drodze. Właśnie to odróżnia tę powieść od większości apokaliptycznych wizji znanych z literatury, czy filmu. Tutaj nie liczy się jak, przez kogo, ani kiedy. Świat jest martwy, żyje tylko we wspomnieniach, snach, prześladując tych, którzy pamiętają przeszłość kolorowymi wizjami bezpowrotnie straconej rzeczywistości. Droga to opowieść o ojcowskiej miłości, o życiu bez nadziei, o dwóch dobrych ludziach, niosących ogień przez martwy, wrogi świat. Pchani do przodu irracjonalną nadzieją, dzień w dzień zmuszający się do otworzenia oczu, do podjęcia dalszej, skazanej na fiasko wędrówki. Bezimienni, anonimowi, niczym duchy brną pośród ruin cywilizacji, szukając w nich pożywienia i walcząc o swoje człowieczeństwo."

Jacek Dukaj opisał Drogę tak:

"Opowieść o tej skazanej na tragiczny koniec wędrówce podana została zaskakująco pięknym językiem, często w najbardziej ponurych momentach osiągającym lotność poezji - jakby cmentarne ballady Nicka Cave'a czy Toma Waitsa przepisać na oszczędną, chirurgiczną prozę. Droga to czarna jak węgiel elegia po tym kolorowym raju, w którym żyjemy, nie zdając sobie sprawy z naszego szczęścia.

Niewiele znam książek tak silnie grających na emocjach. Można argumentować, że są to prostackie manipulacje, bo jakiż przepis na wyciskacz łez łatwiejszy niż dramat niewinnego dziecka? Lecz że McCarthy operuje właśnie na poziomie mitu, to uczucie także zostaje podniesione: nie współczujemy jedynie temu fikcyjnemu dziecku - współczujemy wszystkim dzieciom, narodzonym i możliwym."


Jedyną wadą wznowienia jest filmowa okładka − starsza wydaje mi się dużo lepsza.

Burza – Maciej Parowski (28 stycznia)


W przypadku tej pozycji mam największe wątpliwości. Za przemawia przede wszystkim nazwisko autora, wieloletniego redaktora miesięcznika Nowa Fantastyka, odpowiedzialnego między innymi za dział prozy polskiej − przez długi czas to on, pośrednio, kształtował polską fantastykę, wyszukując debiutantów i dając im szansę na łamach pisma. Po ponad ćwierćwieczu przerwy Parowski wraca do formy powieściowej, rozwijając historię, która swoją genezę miała w roku 2002, jako komiks, do którego ilustracje stworzył Krzysztof Gawronkiewicz.

Z drugiej strony, po spotkaniu z twórcą, który na Pyrkonie 2009 odczytywał fragmenty Burzy, obawiam się nieco, że w powieści na drugi plan zejdzie opowieść, a na pierwszy wysuną się idee, ilościowo przytłaczające. Na pewno lektura wymagać będzie od czytelnika oczytania, ale także znajomości historii, bo bez tego nie wyłapie się wszystkich niuansów. Zapowiada się jednak, że będzie warto.

No i ta okładka autorstwa Wojciecha Siudmaka…