» Artykuły » Inne artykuły » Szef działu poleca: listopad '09

Szef działu poleca: listopad '09

Każdego miesiąca ukazuje się tyle pozycji fantastycznych, że czasami trudno zdecydować się na jakąś konkretną. Budżet ograniczony, czasu też mało, a na recenzje trzeba trochę poczekać. Co więc robić? Jak wybrać tę książkę, na którą wydamy swoje ciężko zarobione pieniądze?

Idealnej odpowiedzi nie ma, ale zawsze można zajrzeć do działu książkowego naszego serwisu! Co miesiąc znajdziecie tutaj wybór kolejnych czterech pozycji, które – według wszelkich znaków na niebie i ziemi – będą warte wydanych na nie pieniędzy. Czy był to słuszny wybór – będzie to można weryfikować na bieżąco, śledząc pojawiające się w dziale recenzje.


Dzieci Darwina – Greg Bear (30 listopada)


Pierwszy tom, Radio Darwina, zdecydowanie skłania do sięgnięcia po kontynuację. Bear ze zdumiewającą łatwością przelewa na papier wiedzę z dziedziny biotechnologii, pisze o fagach, retrowirusach, ewolucjonizmie, genetyce i wirusologii, nie zamieniając jednak powieści w fabularyzowany podręcznik, co niekiedy zarzuca się Wattsowi czy Strossowi. Wprawdzie osoby zorientowane w tematach biologicznych drażnić może tłumaczenie rzeczy iście podstawowych i wplatanie ich w dialogi, przez co rozmowy między specjalistami są mniej wiarygodne (bo od kiedy to biologowi trzeba tłumaczyć, za co odpowiadają hormony LH i FSH?), jednakże dzięki temu treść książki mogą łatwo przyswoić także laicy.

Co więcej, autor bardzo sprawnie operuje napięciem, trzyma akcję silną ręką i ze strony na stronę podsyca naszą ciekawość, dzięki czemu Radio Darwina czyta się jak rasowy kryminał albo powieść szpiegowską. Rafał Śliwiak na łamach SFinksa pisał o nim tak:

"W powieści znajdujemy znakomicie poprowadzone naukowe śledztwo, opierające się na jednej teorii łączącej współczesną genetykę z postdarwinowskim ewolucjonizmem (…) Radio Darwina to doskonale skonstruowana powieść, będąca prawdziwym intelektualnym wyzwaniem".

Niemniej można się spodziewać, że podobnie jak Radio..., tak i Dzieci Darwina będą głównie dziełem dla fanów hard SF. Bear nie jest mistrzem słowa pisanego, a poświęcanie wielu stron zasadom działania laboratoriów i mechanizmom rządzącym światem nauki raczej nie porwie, kto nie jest z tym w jakiś sposób związany. To, co jest największą zaletą powieści, czyli realizm opisywanych w niej wydarzeń, jednocześnie zamyka ją na szersze grono odbiorców. Ale tym z was, którzy choć trochę interesują się taką prozą (albo też chcieliby się nią zainteresować) – obydwie części cyklu polecam.

Dziki Mesjasz – Rafał W. Orkan (27 listopada)


Jeden z najciekawszych debiutantów ostatnich lat. Jego pierwszej książce, Głową w mur, można wiele zarzucić: nieskomplikowaną fabułę, sztampowego, Conano-podobnego bohatera, czyli Byhtrę, a także powtarzane do znudzenia sformułowanie: "Niech mnie utopią w Mrocznicy!". Nie można jednak Orkanowi odmówić wyobraźni. I potencjału. O jego możliwościach najlepiej świadczą dwa pozbawione Byhtry teksty: Miód z moich żył, czyli jedno z lepszych opowiadań, jakie czytałem w ostatnich latach, a także króciutkie Lilie na Mrocznicy. Gdy jest bardziej liryczny, kiedy opowiada historie w mniejszym stopniu oparte na akcji i mordobiciu, a w większym na pokazaniu mentalności oraz bezsilności mieszkańców Vakkerby, Orkan wspina się na wyżyny − świetnie operuje słowem, pieczołowicie buduje bogaty, oryginalny i fantasmagoryczny świat swoich opowieści, a przede wszystkim sprawia, że czytelnik się angażuje, że obchodzi go los bohaterów.

Jeżeli tylko w Dzikim Mesjaszu, jak zresztą wskazuje sam tytuł, Byhtra został odsunięty na bok, ustępując miejsca Gebnehowi, czeka nas niesamowita podróż w świat "orkan-fantasy", wyróżniającego się na tle polskiej fantastyki.

Opowieści sieroty 2 – Catherynne M. Valente (29 listopada)


Kontynuacja W ogrodzie nocy, czyli książki, która wprawdzie na kolana mnie nie rzuciła (7,5/10) – jednakże z każdym dniem, jaki minął od jej lektury, w coraz większym stopniu uświadamiam sobie, że mało jest pozycji tak magicznych, kontynuujących tradycję snucia pięknych baśni, niczym z opowieści Szeherezady. Nadaremnie szukałem tego w Białym zamku Orhana Pamuka, którego historii do ideału zabrakło właśnie owej oniryczności (przejawia się tutaj pewna przewaga fantastyki nad inną literaturą).

Największą siłą Valente jest umiejętność przyciągnięcia czytelnika, wodzenia go za nos i wręcz zmuszania do przewracania kolejnych kartek, czemu służy nieustanne podsycanie aury tajemniczości i niezwykłości. Dzięki temu od Opowieści sieroty naprawdę trudno jest się oderwać. Dlatego też z pewnością sięgnę po tom drugi. Mimo iż niespecjalnie do gustu przypadł mi styl autorki, mimo iż część pierwszą określiłem jako "produkt jednorazowy", gdyż przy ponownej lekturze książka traci swój urok. Taka jest jednak moc opowieści, tak bardzo wciąga. Zresztą nie tylko mnie, o czym świadczy pochlebna recenzja autorstwa Jędrzeja 'bukinsa' Bukowskiego:

"Autorka kreuje oniryczny, marzycielski świat, zaludniony baśniowymi bohaterami oraz magicznymi stworzeniami. Świat niezwykle plastyczny, poznawany z różnych perspektyw i ujęć – począwszy od chłopca szukającego magicznego artefaktu, przez opowiadającą swe losy wiedźmę, skończywszy na potworze zaklętym w ludzkiej skórze. Wyobraźnia Catherynne M. Valente jest wręcz nieograniczona i widać, że świetnie zna klasyczne opowieści, z których czerpie garściami. W żadnym wypadku nie jest to wada, gdyż znane motywy nie są bezczelnie ściągnięte, lecz przedstawione z innej perspektywy".

Finch – Jeff VanderMeer (3 listopada)


Trzecia (po Mieście szaleńców i świętych i Shriek: An Afterword) książka, której akcja osadzona jest w Ambergis. Cechą charakterystyczną prozy VanderMeera jest bardzo plastyczny, bogaty w metafory i niezwykłe porównania język, którym autor opisuje owoce nieposkromionej wyobraźni. To określenie najlepiej pasuje do twórczości tego pisarza, który stara się wychodzić poza wszelkie ramy. Tak pisał na temat Miasta… recenzent Katedry:

"O Mieście szaleńców i świętych łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Nie jest to na pewno zbiór opowiadań. Owszem, znajdziemy tu utwory, w liczbie czterech czy pięciu, spełniające normy gatunkowe, ale nie stanowią one o charakterze książki. Nie jest to również dramat, pamiętnik, komiks czy opracowanie naukowe, chociaż odnajdziemy w książce VanderMeera ich elementy. Miasto szaleńców i świętych jest po trochu wszystkim i niczym. Historią miłosną (Zakochany Dradin), wykładem (Król Kałamarnic), encyklopedią (Glosariusz Ambergriański)".

Jako takie pojęcie o pomysłowości autora daje nam skrócony opis genezy Ambergis, który znajdziemy w recenzji autorstwa Michała 'M.S.-a' Smętka:

"Ambergris to ludzkie miasto-państwo położone na ruinach siedliska tajemniczych, karłowatych istot, zwanych Grzybianami. Początkowo rządzone przez ród założony przez bezwzględnego rozbójnika, kappana Manzikerta, z czasem popadło w stan nazwany »funkcjonalną anarchią«. Miasto szybko zaczęło przyciągać ludzi obdarzonych złożoną umysłowością, zwłaszcza artystów, stając się dzięki temu jednym z najistotniejszych punktów kulturalnych świata. Jednak nad Ambergris już od samego jego powstania wiszą czarne chmury – są to hordy zagadkowych zamieszkujących jego rozległe podziemia Grzybian, z którymi nikt nie zdołał porozumieć się i które nieprzerwanie dybią na życie (a może nie tylko?) ludzi."

Mnie samego lektura świetnych Podziemi Veniss zachęciła do sięgnięcia po inne dzieła tego twórcy. Finach na pewno trafi do mojej kolekcji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Deckard
   
Ocena:
0
ze zdumiewającą łatwością przelewa na papier wiedzę z dziedziny biotechnologii, pisze o fagach, retrowirusach, ewolucjonizmie, genetyce i wirusologii, nie zamieniając jednak powieści w fabularyzowany podręcznik, co niekiedy zarzuca się Wattsowi czy Strossowi

A niby kto i kiedy strzelił takim mądrym wnioskiem, można wiedzieć? ;)
11-11-2009 03:25
Katatonia
   
Ocena:
0
"Finch" czeka w kolejce, a właściwie to ja czekam, na płyty Murder by Death (nie znam poza kilkoma kawałkami z You Tube). Ponoć Vandermeer słuchał w trakcie pracy nad książką, co znajduje odzwierciedlenie w ogólnym nastroju powieści. Zobaczymy :). Grupa nagrała zaś instrumentalny soundtrack do książki "Finch".
http://www.murderbydeath.com/news. php
11-11-2009 04:37
malakh
    @ Deckard
Ocena:
0
Ano pojawiali się tacy. Bodajże na forum Fahrenheita;p

Zresztą przyznaj, że szczególnie na początku "Accelerando" może być trudne do zrozumienia dla laika.
11-11-2009 10:49
Deckard
   
Ocena:
0
A, na polskim forum - ok, rozumiem :D


Zresztą przyznaj, że szczególnie na początku(...)

Kula w płot - Accelerando było na dobrą sprawę jednym z pierwszych tytułów z nurtu th, które czytałem - wnioski laika:

1. Była i nadal jest to najlepiej odbierana przeze mnie powieść jaką kiedykolwiek przeczytałem,

2. Styl pisania Strossa umieścił go w mojej prywatnej czołówce pisarzy (obok Doctorowa, Mieville'a, Stephensona, MacDonalda i Delany'ego).

Inna sprawa - poza Accelerando i opowiadaniem z F:WS Strossa poznaje się z anglojęzycznych powieści - a tutaj trzeba po prostu chcieć sięgnąć; tymczasem już z polskim wydaniem MAGa sytuacja wyglądała następująco: "hej, przeczytaj Accelerando", "no wiesz, słyszałem/czytałem z drugiej ręki, że jest ciężki w odbiorze, więc raczej nie". Nie to nie :)

Wracając jeszcze do polskich klimatów - Watts - pisałem na blogu, odbiór jego powieści (a konkretnie jednej) w naszym kraju jest bardzo zabawny: Dukaj gdzieś kiedyś rzucił jednym hasłem, któremu później różni "znawcy" podorabiali 10 razy więcej Głębi-&-Schopenhauera(TM) - skonfrontuj treść Blindsight z notami na polskich serwisach i wiki.pl - to jakby różne książki czytać ;)
11-11-2009 11:49
malakh
   
Ocena:
0
Ogólnie konfrontowanie not i blurbów z faktyczną treścią książki jest zabawne. "Ślepowidzenie" nie jest wyjątkiem;)
11-11-2009 11:58
~`

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ciekawe, bo Accelerando nie można odmówić jednego, ogromnego zagęszczenia pomysłów na jedną stronę. Tylko, że Stross w tej książce nie popisał się w innych elementach. Czołówka jeśli idzie o styl? No cóż de gustibus non est disputandum.
11-11-2009 12:31
Deckard
   
Ocena:
0
Cóż, nie ma ustawowego obowiązku czytania Strossa czy Delany'ego, podobnie jak Coetze czy tych wypocin Coelho ;)

@Malakh:

Chciałem właśnie wrzucić taki ładny "egzempl" z recki konkurencji, ale strona się nie otworzyła.
11-11-2009 14:14
E_elear
   
Ocena:
0
Z listy tej wybieram i do swojej listy zakupów w listopadzie dodaje "Dzikiego Mesjasza" i może "Dzieci Darwina".
14-11-2009 00:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.