» Artykuły » Opowiadania » Syn Danu

Syn Danu


wersja do druku

Szał, dziki szał...


Słońce wschodziło czerwone, tej nocy przelana była krew. Nocy szczególnej, nocy przesilenia letniego. Nocy poświęconej Danu, Pani ziemi. Pierwsze promienie słońca oświetlały obrzeża Caer Mna, wielkiego lasu. Na jego brzegu siedział kelt zawinięty w szary płaszcz z narzuconym na głowę kapturem oraz leżącym przed nim wielkim toporem.

Wojownik był wysoki i żylasty, jego twarz była śmiertelnie blada, a wzrok pusty. W jego głowie kołatały strzępy myśli i wspomnień o tym, co się wczoraj stało. Pamiętał, że walczył. Zabił jakąś kobietę, która z nim rywalizowała. Potem zarąbał nieznajomego mężczyznę z szerokim mieczem. Przez myśl błysnęło mu imię - Virae. Chyba ją widział. Klękał przed nią. Potem stracił przytomność.

- Fen Mac Thor - wyszeptał przypominając sobie własne imię. - z Mna- Khod. Kelt z trudem wstał, wziął oręż i wolno ruszył w równinę.

* * *

Druid zobaczył samotną postać idącą w stronę wioski. Wstał i wziął odruchowo w dłoń swoją włócznię, po chwili jednak rozpoznał w przybyszu Kochanka Danu. Odłożył broń i wyszedł keltowi na spotkanie. Fen Mac Thor myślał gorączkowo. Tak, to jego wioska, nic nie jadł od czterech dni, musi się najeść, napić i wyspać. Nagle drogę zastąpiła mu potężna postać druida w masce rytualnej.

- Witaj Fen Mac Thorze, Synu Danu, Wybrańcze. - Przemówił Druid.
- Mirlilin? - Jak przez mgłę powitany pamiętał imię szamana.
- Pozwól do mego namiotu, musisz wypocząć.
- Mhm.

* * *

Syn Danu spędził kilka dni w swojej rodzimej wiosce, lecz teraz jego znajomi, starzy przyjaciele nie zwracali na niego uwagi, jakby był nieobecny; wszyscy odnosili się do niego z szacunkiem i lekkim strachem. Nawet jego stare nauczycielki walki go unikały. Mirlilin wyjaśnił mu w większości to, co się z nim stało. To, że teraz dołączył do Kochanków Ziemi.

Siódmego dnia jego pobytu do wioski przybyła drużyna Wrh'ana łowcy. Słynnego bohatera, weterana wojen z Drunami, jedynego, który potrafił walczyć dwiema Gae Bolgami. Grupa ta składała się z dwóch olbrzymich barbarzyńców, którzy władali potężnymi halabardami oraz czterech łowców wyposażonych w wielkie maczugi oraz ostre, groźnie wyglądające oszczepy.

Z tego, co mówił mu Druid, Wrh'an ruszał na północ, aby walczyć na pograniczu z goblinami. Fen Mac Thor bardzo poważnie zastanawiał się nad dołączeniem do grupy. Wieczorem nawet odwiedził chatę przydzieloną dla bohatera, aby zaoferować mu swój topór.

Wszedł wyprostowany do środka. Przed nim stał wysoki i szeroki w barach keltyjski weteran - Wrh'an w samej osobie - odziany w futro niedźwiedzia, z ciałem pokrytym tatuażami, o groźnym spojrzeniu, z lekkim zarostem i szramą na policzku.

- Witam Syna Danu, co Cię do mnie sprowadza? - Zapytał bohater.
- Nazywam się Fen Mac Thor, jestem wojownikiem Danu od dwóch tygodni. Pragnę ofiarować Ci mój topór.
- Hmm… Wielki to dla mnie zaszczyt, niestety wojowniku, musze Ci odmówić.
- Co?! - Fena zatkało, nie spodziewał się tego.
- Ja i moja grupa przeszliśmy razem bardzo dużo. Ty nie znasz naszej taktyki, ani stylu walki. Nie wezmę Cię na pewną śmierć.
- Nie dbam o to, czy przeżyję.
- Wiem, ale mimo tego musze odmówić. Żegnaj, Synu Danu - Champion odwrócił się.

Fen Mac Thor wyszedł z jurty i długo stał w nocy bez ruchu. Ruszył się dopiero, kiedy nad świtem grupa Whr'ana zaczęła się zbierać do wymarszu.

Poszedł do szałasu Druida.

- Fenie Mac Thor, przyjmij ode mnie ten dar - Mirlilin nie spał i dał wybrańcowi Danu mały kamienny amulet.
- Dziękuję, przyjacielu. Wyruszam zaraz po nich. Pójdę ich tropem. Nie chcę siedzieć tu, w wiosce, gdzie nikt do mnie nie powie nawet słowa, a wszyscy wręcz ode mnie stronią.
- Powodzenia Wybrańcze, Synu Danu, Zwiastunie Śmierci.
- Dziękuję, Mirlilinie, Synu Lasu, Opiekunie Mna-Khod.

Za pomocą szerokiego pasa, Fen Mac Thor przewiesił topór przez plecy i wyszedł w świt. Opuścił wioskę i ruszył po śladach drużyny Whr'ana szlakiem wiodącym na północ.

Droga była długa. Szedł przez osiem dni, posilając się w lesie i pijąc wodę ze strumieni. Większość czasu kierował się świeżym tropem grupy, która miała około czterech godzin marszu przewagi nad nim.

Ósmego dnia usłyszał w oddali niesione leśnym echem odgłosy walki. Potworne skrzeczenie i wycie. Zaczął biec przed siebie. Uwolnił oręż i pędził prze las z toporem w dłoniach. Kiedy był już blisko usłyszał krzyki keltów. Dopadł brzegu lasu i zobaczył, co, się stało.

Przed nim rozciągał się omszały wąwóz, gdzie na dnie wrzała walka. Ziemia usłana była zwłokami zabitych goblińskich wojowników. Kleci nacierali na szyk obronny zielonoskórych. Po chwili wbili się w szereg ostrzy i obuchów. Whr'an potężnym zamachem zmiótł trzech przeciwników. Giganci krwawili z rozlicznych, płytkich ran. Łowcy miażdżyli małych wojów swymi maczugami.

Wtedy właśnie Fen spojrzał na przeciwną stronę wąwozu. Z zagajnika w dół spadł szarżą goblin na wielkim szczurze, a wraz z nim kilku jego wojów w zbrojach, z wielkimi mieczami malowanymi w szachownice. Dowódca przebił lancą jednego z Olbrzymów. Jego towarzysze zmasakrowali dwóch łowców. Keltyjski weteran zamachnął się Gae Bolgami, to uderzenie zmiotło dwóch pancernych.

Wtedy Fen Mac Thor uniósł topór i z okrzykiem zbiegł ze wzgórza. Nie myślał. Nie panował nad sobą. Stał się maszyną do zabijania.

Jego topór rozpłatał jednego, małego goblina; z ciała trysnęła fontanna pomarańczowej juchy. Kolejnym uderzeniem wbił oręż w plecy następnego przeciwnika. Kątem oka zauważył, jak ginie drugi gigant - otoczony, pozbawiony głowy.

Syn Danu wpadł w Szał.

* * *

Fen Mac Thor oddychał ciężko. Miał podarty płaszcz, powalany krwią. Klęczał pośrodku wąwozu, opierając się na stylisku topora. Niewiele pamiętał z tego, co się działo. Rozejrzał się dookoła. Same trupy. Cała drużyna Whr'ana razem z wodzem poległa. Tak samo, jak oddziała zielonoskórych.

Przed oczyma mignął mu obraz, jak gobliński jeździec pada pod kilkoma ciosami jego topora. Potem następny - pancerny wojownik został rozrąbany z taką siłą, że Fen musiał wyrywać topór z ziemi. Pamiętał też, że wtedy pomyślał o amulecie.

A teraz klęczał pośród pola bitewnego żywy, bez ran, po chwalebnej rzezi, którą wygrał.

Fen Mac Thor, Syn Danu, Kochanek Ziemi, Wybrany zaczął śmiać się. Śmiech przeszedł w szaleńczy rechot, a on śmiał się dalej.

Fen Mac Thor śmiał się długo.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Husqvarna

Użytkownik niezarejestrowany
    eh...
Ocena:
0
Mastah Alchemique, pisałem Ci o tych dwóch brzydkich błędach... nie mozesz poprawić?
28-11-2005 11:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.