Święto Niepodległości od środka
Odsłony: 18Witam ja Was, Drodzy Czytelnicy Poltera, swoją pierwszą notką i może nawet ostatnią. Za namową earla skrobię sobie powoli ten wpis, w którym chciałbym zawrzeć swoją refleksję na temat nie tak dawnych wydarzeń wokół Święta Niepodległości. W tle lecą mi polskie pieśni patriotyczne - nie jestem wielkim fanem muzyki, szczególnie komercyjnej, ale do tego typu utworów mam słabość - może zapewnią mi dobrą wenę. Nie spodziewajcie się jednak cudów, żaden ze mnie pisarz, lecz mam nadzieję, że uda mi się Wam coś głębszego przekazać, w znośnej formie.
Na początek wypadałoby chyba coś o sobie napisać, bo raczej nikt mnie tu nie zna osobiście, choć z paroma osobami pewnie się mijałem kiedyś na jakiejś imprezie kulturalnej.
Prywatnie jestem studentem cywilnym Wojskowej Akademii Technicznej. Od niedawna działam w Stowarzyszeniu Ułanów Grochowskich im. gen. Józefa Dwernickiego, odtwarzającym tradycje i barwy przedwojennej kawalerii. Erpegami interesuję się od wielu lat, choć w ostatnim czasie moje życie około-erpegowe jest praktycznie martwe i ogranicza się w zasadzie tylko do przeglądania Poltera. Czasem chciałbym zagrać w jakiejś forumowej sesji, ale brak mi motywacji do stworzenia porządnej postaci. Potrzebowałbym czasem kogoś, kto by stał nade mną z batem.
Tyle o mnie, przejdźmy do sedna...
Dzień 11-tego listopada zawsze wzbudzał emocje, choć zwykle chyba pozytywne. W tym roku mogliśmy po raz 93-ci świętować naszą niepodległość (mniejszą lub większą), po ponad stu latach zaborów. Dzień ten powinien być radosnym świętem wszystkich Polaków, dniem narodowej jedności.
Tak więc, już na kilka tygodni wcześniej, wraz z kolegami zrzeszonymi w różnorakich grupach rekonstrukcyjnych, szykowaliśmy się do tej okazji (nie licząc ćwiczeń musztry itp., które mamy w zasadzie cały rok). Trzeba było zorganizować sprzęt, konie (w przypadku kawalerzystów), a tego zawsze brakuje. Niestety, jest to droga pasja i większość rzeczy się pożycza. Na zaproszenie władz Warszawy, wraz ze swoją grupą miałem wystąpić w głównych, państwowych obchodach rocznicowych i przemaszerować ulicami miasta w defiladzie, wraz z prawdziwymi, zawodowymi żołnierzami i funkcjonariuszami. Dla mnie miał być to pierwszy raz, jako aktywnego uczestnika imprezy tej rangi. Do tej pory, zawsze wtedy tylko siedziałem z ojcem przed telewizorem i z zachwytem patrzyłem na cały ceremoniał wokół tego święta, myśląc czasem, jak wspaniale byłoby samemu pojawić się tam, przed prezydentem, przed Grobem Nieznanego Żołnierza złożyć hołd poległym. Na moje szczęście, to marzenie miało mi się spełnić, choć nie do końca...
Zbiórkę mieliśmy w stajni dzień wcześniej, wieczorem. Był przegląd mundurów, sprzętu, siodeł. Czepiano się wszystkiego, czego można było się przyczepić - a to owsiak słabo wypchany, a to sakwy, coś krzywo stroczone, strzemiona pordzewiałe, buty niewyczyszczone... i tak przez całą noc, dopóki wszystko nie było idealnie. Musieliśmy się w końcu godnie zaprezentować. Snu więc nie zaznałem, tak jak większość kolegów. Na koniec, co dziwne, wyszło, że mamy nadmiar i sprzętu, i koni :) Około czwartej nad ranem przyjechał koniowóz i powoli zabraliśmy się do Warszawy. Zatrzymaliśmy się gdzieś pod Muzeum Wojska Polskiego i po ogarnięciu wszystkiego mieliśmy chwilę luzu, do godziny 10, kiedy nastąpiła mobilizacja i... naprawdę, spodziewałem się nie wiadomo czego :) Kiedy dotarliśmy na miejsce zbiórki rekonstruktorów, przy kościele Wizytek, było około 11 i od tej pory, aż do wymarszu tylko siedzieliśmy w siodłach i gnietliśmy tyłki. Wiało nudą, nic się nie działo, a czas próbowaliśmy zabijać rozmowami i ewentualnie prostowaniem gnatów. Czasem jakieś głosy dochodziły, co się dzieje na placu Piłsudskiego, ale do nas, wysoko na koniach, docierało niewiele informacji. Wokół zebrało się oczywiście sporo gapiów, którzy przeciskali się między grupami, robili zdjęcia, czasem coś zagadali.
Nic jednak nie było w stanie przyćmić uczucia dumy, kiedy już ruszyliśmy zwartą kolumną przez miasto, a ludzie z zachwytu, spontanicznie, bili nam brawa. Było w końcu co oglądać, taki przekrój wojska nie często można zobaczyć - od czasów napoleońskich zaczynając, przez II RP, aż na Żołnierzach Wyklętych kończąc. Największe zainteresowanie wzbudzali chyba koledzy, którzy w wyniku zapoczątkowanej w internecie akcji, przywdziali mundury 5 Dywizji Syberyjskiej.
Niestety, dalej były już same rozczarowania. Pierwotny plan zakładał, że w uroczystościach na pl. Piłsudskiego wezmą udział poczty sztandarowe grup rekonstrukcyjnych, a po tym wszyscy razem przemaszerujemy przed Grobem Nieznanego Żołnierza. O tym, że tak nie będzie dowiedzieliśmy się dopiero w dniu imprezy. Możliwe, że to był wynik jakiejś politycznej gierki, lecz za krótko działam w tym środowisku i za słabo znam jego historię, żeby to rozumieć. Później, zamiast iść przez Nowy Świat i Alejami Jerozolimskimi do Muzeum Wojska Polskiego, defilada skręciła gdzieś w praktycznie puste uliczki Powiśla, zatrzymując się gdzieś pod mostem przy Muzeum. Byliśmy z kolegami lekko zdziwieni tym faktem, ale przypadkowo napotkanym po drodze osobom się podobało. Osobiście byłem trochę zawiedziony, ale jak na swój pierwszy raz to i tak byłem zadowolony...
Do czasu. Po ogarnięciu wszystkiego na miejscu, załadowaniu koni itd., kiedy wróciłem do domu ok. godziny 17 stać mnie było tylko na to, żeby się rozebrać i zatopić w łóżku. Dopiero w sobotę rano (czyli po 10), pomimo fatalnego samopoczucia, zacząłem przeglądać relacje z obchodów i dotarło do mnie, co się działo. Mniejsza o zamieszki wokół Marszu Niepodległości, bo tam i tak musiało do tego dojść.
Na Nowym Świecie, około 12, jeden z niemieckich, lewackich bojówkarzy opluł i zaatakował rekonstruktora, który wraz z grupą odtwarzającą żołnierzy Księstwa Warszawskiego, maszerował na miejsce zbiórki przed defiladą. Na szczęście szybko interweniowała policja. Niesmak jednak pozostał. Opluł mundur polskiego żołnierza, zrzucił na ziemię czapkę z orłem. Nie wiem, co Wy możecie o tym myśleć, ale mnie i wszystkich kolegów rekonstruktorów to boleśnie dotknęło. Do tej pory, na wspomnienie tego zdarzenia, ogarnia mnie frustracja. W dniu naszego święta, przyjeżdżają do Polski Niemcy (w sumie mógłby to być ktokolwiek inny, ale fakt, że byli to Niemcy jest dość symboliczny), by nas bić i znieważać nasze narodowe symbole. Może brzmi to niczym słowa pana Prezesa, lecz nikt mnie nie przekona, że turyści przyjeżdżaliby z zakrytymi twarzami, pałkami, kastetami i gazem w celach pokojowych. Dobrze się stało, że niedługo po tym policja ich wszystkich zatrzymała, przynajmniej nie mogli wyrządzić więcej szkód. Niestety, przez tę akcję właśnie zmieniono trasę defilady, samych "aktywistów" Antify wypuszczono dzień później na wolność.
W związku z tymi wydarzeniami, nasuwa się kilka pytań:
Kto zaprosił tych niemieckich bojówkarzy i dlaczego? Oczywiście wszyscy wypierają się jakichkolwiek związków z tą grupą, lecz faktem jest, że na swoją bazę wybrali, raczej nieprzypadkowo, kawiarnię Nowy Wspaniały Świat, należącą do lewackiej Krytyki Politycznej. Tam też później zabezpieczono cały arsenał kolegów zza Odry, a skądś musieli go wziąć, bo po drodze do Warszawy byli kontrolowani pod kątem posiadania niebezpiecznych narzędzi - wniosek nasuwa się sam, ktoś musiał ich zaopatrzyć na miejscu.
Czy władze nie mogły jakoś temu zapobiec? Już na kilka tygodni wcześniej było wiadomo, że ci niemieccy bojówkarze mają zamiar się u nas pojawić. Sprawą interesowało się ABW. Czy nie można było nasłać na nich odpowiednich służb, w celach szczegółowej kontroli? Służby Celnej, Straży Granicznej, Policji itp.? Tak żeby do Warszawy dotarli dopiero w sobotę? Nikt nie mógłby się do tych działań przyczepić, a i wszyscy byliby szczęśliwi.
I najważniejsze - jak to możliwe, że władze, z prezydentem Polski na czele, pozwoliły na zakłócenie oficjalnych, państwowych obchodów Święta Niepodległości i zmianę trasy defilady wojskowej i historycznej? Tak, że ominęła tysiące ludzi zebranych na Nowym Świecie, a którzy przyszli wraz z rodzinami specjalnie po to, żeby zobaczyć maszerujących przez miasto żołnierzy, funkcjonariuszy i rekonstruktorów. Jeszcze długo po fakcie wciąż pytano kolegów "A kiedy będzie defilada?". Czy wyobrażacie sobie taką sytuację na przykład w Paryżu, kiedy wstrzymany zostaje przemarsz wojsk, bo jacyś idioci blokują Łuk Triumfalny? Albo w Moskwie, bo ktoś okupuje Plac Czerwony?
Niestety, w mediach było o tym cicho, za cicho, a chociażby w poniedziałek, 14 listopada, odbyła się w Sejmie konferencja prasowa rekonstruktorów, w związku z wydarzeniami z Dnia Niepodległości. Wystosowano oficjalne pismo do władz miasta Warszawy, podpisane przez szefów ponad dwudziestu grup rekonstrukcyjnych, jakie brały udział w obchodach. O zmianie trasy defilady, z tego co mi wiadomo, poinformowała tylko jedna stacja telewizyjna. Szczegółów można doszukiwać się tylko w internecie, lecz tam też lewackie portale sieją swoją idiotyczną propagandę, niczym za czasów słusznie minionych...
Na zakończenie chciałbym przytoczyć obowiązującą, wojskową rotę:
"Ja żołnierz Wojska Polskiego przysięgam
służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej,
bronić jej niepodległości i granic.
Stać na straży Konstytucji,
strzec honoru żołnierza polskiego,
sztandaru wojskowego bronić.
Za sprawę mojej Ojczyzny,
w potrzebie krwi własnej ani życia nie szczędzić.
Tak mi dopomóż Bóg."
Może i na co dzień nie jesteśmy żołnierzami, lecz zakładając mundur, przywołujemy pamięć o poległych, którym należy się szacunek i wymaga to od nas godnego zachowania. Myślę więc, że przysięga wojskowa obowiązuje również i nas, cywilów, mimo iż nie wszyscy ją składaliśmy.
Cóż, mam szczerą nadzieję, że za rok się to nie powtórzy i będzie tylko lepiej.
To by było na tyle. Dziękuję wszystkim, którzy przebili się przez ten blok tekstu, którym chciało się czytać moje żale. Mam nadzieję, że nie poraziłem Waszego poczucia estetyki tym wpisem, ani też nie zanudziłem. Za wszelakie strzelone babole, stylistyczne i inne, przepraszam i gwarantuję, że będą się powtarzać, jeśli zdecyduję się na kolejne wpisy.
Na zdjęciu: ułan Dark_Archon_ (w środku) w barwach 2 Pułku Ułanów Grochowskich gen. Józefa Dwernickiego.