» Blog » [Światotworzenie] gra się!
04-01-2011 18:04

[Światotworzenie] gra się!

W działach: RPG, steampunk | Odsłony: 2

Słowo wstępu Ktoś, kto ukrywa się na Polterze pod pseudonimem Coyotl należy do grupy osób, które nie zdecydowały pochwalić się pomysłami wysłanymi na Gramelowy konkurs. Tłumaczy, że to dlatego, iż wkrótce po wysłaniu pracy koncepcje uległy znaczącym zmianom. W związku z tym, pochwalę się za niego. W końcu byłam betatesterem Mitopraxis (w pełnieniu tego szlachetnego zadania wspierał mnie nimdil). W nadziei, że Coyotl poczuje się zobowiązany do podzielenia się swoimi światotwórczymi pomysłami zdecydowałam się napisać kilka słów na temat naszej sesji. A była ona naprawdę brawurowa. Osoby dramatu Weland – oficjalnie asystent bibliotekarza, naprawdę zaś złodziej, który pilnuje, aby uniwersytet Cambridge zawsze był lepiej zaopatrzony w bezcenne woluminy i prace naukowe niż to ''drugie miejsce''. Edna Lloyd/ Galatea 2.0 - mechaniczny konstrukt, zwany repliką, stworzony przez szalonego naukowca, aby zastąpić zmarłą w tajemniczym wypadku córkę uczonego. Dzięki geniuszowi profesora tak doskonały, że powszechnie uznawany za człowieka. Co, oczywiście, nie jest do końca legalne. Światła, kamera, akcja! Zaczęło się od porwania dziecka; później jego ciało rzekomo odkryto w pobliskim jeziorze. A że każdy skandal jest miłą odskocznią od spokojnego, studenckiego życia[1], sprawa natychmiast wzbudziła zainteresowanie Welanda i Edny. Wprawdzie okazało się, że w wodzie pływało jedynie psie truchło, ale to wystarczyło, aby rozpocząć zabawę. Główną atrakcją była współpraca trzech mniej lub bardziej szalonych naukowców i historia związanych z nią wynalazków. Był więc hipnotyzujący ludzi gramofon, laboratoria wypełnione słojami z formaliną (dzięki Welandowi otwarte o każdej porze dnia i nocy), dziennikarz-replika oraz niesamowite urządzenie, pozwalające nagrywać nawet dźwięki z zaświatów. Nie zabrakło również (nie)zawodnych rosyjskich agentów. Ostatecznie wszyscy zdołali się zorientować, że mechaniczni studenci i fałszywi bibliotekarze to podstępne i niebezpieczne istoty próbowali uciec, wykorzystując w tym celu sterowiec. Agenci, bo wyłapanie profesorów było względnie łatwe. Niestety, ci nie okazali się wiele lepsi od kolegów-naukowców. Wystarczyło, żeby Edna wskoczyła do jednej z maszyn latających skonstruowanych przez ojca i jednym perfekcyjnym strzałem usunęła pilota zeppelina ze świata żywych. Warto dodać, że pistolet był pożyczony od Welanda[2], bohaterka zaś najpewniej pierwszy raz w swoim życiu trzymała w ręku broń palną. Należy również podkreślić, że wszystko rozegrało się w powietrzu. Reakcje obserwatorów i prasy są zbyt oczywiste, aby się o nich rozpisywać. Podsumowanie Rzecz jasna, trudno mi zmusić się do spojrzenia krytycznie na sesję, podczas której mojej postaci udają się takie akcje. Scena końcowa była chyba najbardziej spektakularnym RPGowym sukcesem minionego roku. Być może stoi za tym Coyotl, bo odkąd sięgam pamięcią, to właśnie na jego sesjach los był dla mnie najbardziej łaskawy[3]. Niemniej żałuję nieco, że:
  • nasze postaci nie spotkały żadnych nadnaturalnych istot;
  • konflikt pomiędzy nauką a magią nie został bardziej podkreślony – w końcu, z tego, co wiem, to właśnie one stanowią istotę uniwersum;
  • prawdziwa ''natura'' Edny nie wyszła na jaw – byłam bardzo ciekawa reakcji Welanda i NPCów.
[1] po pewnym czasie nawet imprezy stają się monotonne. [2] który zresztą również w ogóle nie potrafił strzelać, a broni używał jedynie do zastraszania przeciwników. [3] lub tuż przed sesją ktoś obdarzał mnie oszukaną kością.

Komentarze


Coyotl
   
Ocena:
0
Swoje uwagi już Ci przesłałem :) Tu tylko dodam, że sam do tej sesji tak bezkrytycznie nie podszedłem jak Blanche.

Sam scenariusz jest bardziej prologiem niż wyczerpującym wprowadzeniem, więc spokojnie, wiele rzeczy jeszcze się zdąży pojawić i rozwinąć w kontynuacjach :)
04-01-2011 18:21
Blanche
   
Ocena:
0
Wiesz, moja bezkrytyczność wynika z aury absolutnej zajefajności, która wciąż mnie otacza :P
04-01-2011 18:22

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.