» Blog » [Światotworzenie] Zew Novy
17-12-2010 09:56

[Światotworzenie] Zew Novy

Odsłony: 9

Witam!

 

Jak widać po tytule, poniżej kolejny świat, który nie przeszedł eliminacji do konkursu Światotworzenie. Autorów jest trójka: Latilen, Szopen i ja. Mam nadzieję, że komuś się spodoba, a nawet jak nie, to może się dowiemy, czemu się nie podoba. Przy okazji gratuluję tym, którzy okazali się lepsi. Czekam niecierpliwie na styczeń, żeby poznać te settingi.


Zew Novy
 
Świat zabijaliśmy już od dawna – dla miejsca do rozwoju, dla surowców. Nasza planeta siedziała jednak cicho, zaraz pod naszymi nogami, cierpiąc za nasze pomyłki, eksperymenty, wygodę… Za nasze zaślepienie samymi sobą. Dla naszego, szeroko pojętego, zysku.

Przyszedł czas, kiedy nie dało się już tego ignorować. Ludzka cywilizacja i jej wyśrubowany rozwój do cna wyssały mleko z piersi swej Matki. Zaczęło brakować wszystkiego, od pitnej wody po surowce. Pod koniec XXIII w. zostaliśmy zmuszeni do szukania nowego domu.

Cały nasz wysiłek poszedł w kierunku znalezienia Nowej Ziemi. Podczas gdy na platformach orbitalnych na księżycu konstruowano ogromne statki mające zabrać tam ocalałych wybrańców i zapewnić środki do odbudowy cywilizacji, przestrzeń kosmiczną we wszystkich kierunkach przeczesywały chmary sond.

Bezskutecznie.

Sytuacja była krytyczna. We wszystkich się już gotowało. Rząd, postawiony pod ścianą, podjął ryzykowną decyzję - ogłosił, iż sondy znalazły idealną kandydatkę na nasz nowy dom.
Kłamali.

Przedstawione materiały kreśliły ją w samych superlatywach. Ta nowa nadzieja ustabilizowała sytuację, dokończono projekt przesiedlenia, przeprowadzono ostrą selekcję pod wieloma kryteriami – edukacyjnymi, genetycznymi, jak też i – nieoficjalnie, oczywiście – politycznymi, po czym wysłano całą flotę statków pełnych kriogenicznie uśpionych wybrańców w czarną otchłań, zostawiając za sobą Ziemię i skazaną na śmierć wraz z nią resztę populacji - w nadziei, iż odnajdą nowy dom, zanim skończy się im paliwo.

Głównym statkiem floty był budowany już od bardzo dawna Goliat – największe dzieło ludzkości, wielki i strzelisty niczym gotycka katedra, mający po wylądowaniu stanowić pierwszy bastion osadników. Wysoki na kilometr, w podstawie 800 na 800 metrów, posiadał wewnątrz wysokie na kilkadziesiąt metrów hale, przestronne korytarze i fabryki niczym warsztaty Pana Boga. Miał być centrum władzy. Symbolem wielkości naszej cywilizacji.

Superkomputer na pokładzie Goliata, sterujący podróżą floty, ciągle skanował przestrzeń w poszukiwaniu odpowiednich ciał niebieskich, brał pod uwagę skład atmosfery, klimat, dostępne na planecie surowce. Miał za zadanie odnaleźć możliwie jak najlepsze miejsce umożliwiające długoterminowe odbudowanie naszej cywilizacji. Wraz z upływem czasu i zużyciem paliwa coraz bardziej zaniżał kryteria. Widać, iż także maszyny potrafią odczuwać desperację – planeta, którą wreszcie wybrał, po tylu latach lotu, okazała się dla naszych pionierów istnym utrapieniem oraz, co gorsza – pułapką.

Długi lot nie wpłynął korzystnie na stan techniczny floty. Podczas wejścia w atmosferę nowej planety zapisy superkomputera mówią o licznych awariach raportowanych przez poszczególne jednostki pokładowe. Pewne jest, iż kilka rozleciało się w powietrzu. Później Goliat utracił z nimi kontakt. Jedno było pewne – ogromne statki kolonizacyjne po wylądowaniu nie miały już możliwości wyrwania się z pola grawitacyjnego planety. To był teraz ich dom, jakby strasznie to nie brzmiało.

Planeta, nazwana po prostu Novą, stanowiła do połowy wyschły kamień, porośnięty w dużej mierze usychającą puszczą pełną niebezpieczeństw. Ludzie woleli zostać na pokładzie. Rozpoczęła się wielka budowa z czego się dało – gotowych prefabrykatów z ziemi, mniej istotnych części statku oraz miejscowych materiałów. Tak powstało najdziwniejsze ludzkie miasto, miasto wewnątrz zamku, a nie wokół jego.

Ludzie długo bali się opuszczać Goliata i czynili to z czystej konieczności. Za każdym razem była to walka – o wodę, o jedzenie, często i bezpośrednio o życie. Puszcza była pełna trującej roślinności i oparów, cierni, bagien i morderczych insektów – z wielkimi pajęczakami włącznie. Dość szybko natrafili na ślady tutejszej cywilizacji, która najwyraźniej dawno za sobą miała lata świetności.

Tubylcy, mówiący na siebie U’ru, okazali się zadziwiająco podobni nam, przeciętnego wzrostu ok. 160cm, o smukłej sylwetce, długich rękach, umięśnionych nogach z płaskimi, chwytnymi stopami, jednak bez przeciwstawnego kciuka. Ich duże, w całości czarne oczy sprawiają wrażenie spokojnych i bardzo przenikliwych, a ciemna skóra jest wyczulona na trujące opary. Z natury są nieco naiwni, żywiołowi i dobroduszni. Bardzo ochoczo nawiązali kontakt z ludźmi, przywitali i okazali pomoc. Nauczyli podstaw przetrwania. Nic w tym dziwnego – stanowili niedobitków własnej rasy, setki lat żyjących w trudnych warunkach. Ich legendy mówią o jakimś tajemniczym kataklizmie i „śmierci Natury”, ale ich historia, przekazywana głównie słownie, jest bardzo niekompletna. Z pewnością to nie oni sami spowodowali wymieranie natury – ich cywilizacja szanowała ją i żyła z nią w harmonii, nieco podobnie jak Indianie z Ziemi. Pozostawili po sobie przedziwne budowle – niektóre drążone w skałach w górach, inne niczym uformowane z rosnących drzew, pełne zapisków, których oni sami nie są w stanie już odczytać. Najprawdopodobniej ludzie stanowili dla nich jeszcze lepszą nadzieję na przetrwanie, niż oni dla nas.

Osiadłszy na dobre, ludność na pokładzie Goliata rozpoczęła długoterminową walkę o przetrwanie.

Minęło 200 lat.

Dwie rasy zamieszkujące Goliata w znacznej mierze się wymieszały, często można teraz spotkać ludzi o śladowych cechach U’ru – najbardziej widoczne są oczy.

Władzę trzyma totalitarna Partia. Kontroluje ona wychowanie dzieci, badania nad obcymi ruinami, dostęp do Starej Technologii i broń. Ponadto opuszczenie pokładu statku bez wsparcia uzbrojonych strażników oznacza prawie pewną śmierć. Państwo podsyca lęk przed dzikimi tubylcami, drapieżnikami, a także przed wrogami wewnętrznymi.
Struktura miasta jest prosta- im wyżej, tym lepiej. Władza żyje w wieżach, robotnicy na dole. Kto przekroczy prawo, trafia na zewnątrz. Większość mieszkańców Goliata niemal niewolniczo pracuje w fabrykach na statku lub w nielicznych placówkach wydobywczych poza nim. Praca naukowa czy kierownicza zastrzeżona jest dla członków Partii. Porządku pilnuje Straż Obywatelska.

Dużą organizacją jest Kościół Księgi. Religia łączy elementy chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Jest nielegalna, strukturą przypomina siatkę szpiegowską- małe komuny wiernych, wewnętrzny krąg Apostołów, a pomiędzy nimi Uczniowie- łącznicy. Dogmaty i historia, inna od partyjnej, przekazywane są głównie ustnie.
Życie w Goliacie stanowi ciągłą rutynę – nauka i dalej praca. Z powodu ciągłej „sytuacji kryzysowej” władza ma pretekst, by stawiać same wymagania, nie dając ludziom prawie nic w zamian. Usilne próby utrzymania dawnego sposobu życia odciskają swe piętno. Ludziom brakuje coraz bardziej nadziei i wolności, które to przesiedlenie na nową planetę obiecywało. Są zmęczeni szarością życia w statku.

Coraz częściej mówi się o „empatach”. Ponoć wymieszanie genów ludzkich i U’ru przyniosło ze sobą dziwne umiejętności. Empaci czują cierpiący „Zew Novy”. Potrafią niewytłumaczonym sposobem naginać naturę do własnej woli. Liany same wskakują im do rąk, liście i gałęzie ustępują z drogi, pozwalając szybko poruszać się po dżungli. Saprofity ukrywają ich, oplatając swoimi łodygami. Zamieszkujące puszczę bestie mają ich za braci. Zaawansowani potrafią nawet współdzielić swe ciało z symbiontami – są opowieści o empatach, którym łuki wyrastają w dłoni z ramienia, albo też skóra porasta twardym pancerzem z kory.

Zew Novy nie dociera do nich jednak od razu. Muszą oni zażyć wpierw odpowiednią dawkę specjalnej mieszanki miejscowych ziół, zakazanych w Goliacie jako narkotyki. Dopiero pod ich wpływem empaci są w stanie robić rzeczy wychodzące poza przeciętne pojmowanie. Partia oficjalnie zaprzecza ich istnieniu, uznając te historie za efekt odurzenia. Fakt, iż często przesadzają z dawkami i sami kończą jak rośliny, lub zwykłe trupy, nie pomaga ich sprawie.
Empaci nie tworzą zwartej struktury – wręcz przeciwnie, stanowią anarchistów chodzących własnymi ścieżkami, za jedyną wartość stawiając sobie osobistą wolność.

Głównym problemem Goliata jest energia – dawno skończyło się paliwo do reaktorów termojądrowych, a zasilanie z baterii słonecznych jest mało skuteczne – niebo spowite jest często grubą warstwą chmur, przez które przebija się na tyle mało światła, iż energii starcza tylko na działanie niezbędnych systemów. Niedawne odkrycie, iż żywicę miejscowych drzew, przypominających z wyglądu ziemskie baobaby, można wykorzystać po przetworzeniu jako wydajny surowiec energetyczny, spowodowało nie lada poruszenie.

Partia pragnie wykorzystać je starym, ziemskim sposobem – wyciskając z tych rzadkich drzew ile tylko się da, by zaspokoić swoje potrzeby. Może nawet, w przyszłości, opuścić tę planetę w poszukiwaniu lepszej. Empaci za wszelką cenę starają się ich chronić – ich żywica zwielokrotnia ich nadprzyrodzone zdolności, a szepczący im Zew mówi, iż przetrwanie samej planety zależy właśnie od nich.

Konflikt jest nieuchroniony. Już niedługo każdy będzie się musiał opowiedzieć po jakiejś stronie. Bezpieczeństwo i stary ład Goliata? Czy też obietnica wolności, którą cicho szepcze do uszu Zew Novy?
 

Komentarze


Shevu
   
Ocena:
+3
Moim zdaniem jest to materiał znacznie lepszy na powieść niż na rpg'a.
17-12-2010 10:17
voynar
   
Ocena:
0
Cóż, nie powiem, że nie myślałem o powieści czy opowiadaniu w tym świecie. Zwłaszcza, że z rpgiem póki co nie wyszło.
Ale konkretnie, masz na myśli, że nie ma miejsca dla bohaterów graczy? Może to być kwestia złego rozłożenia akcentów w tekście. Mogliby być funkcjonariuszami partii, wyłapującymi buntowników, albo empatami próbującymi zorganizować ruch oporu. Ewentualnie Indiana Jones w kosmosie, badający ruiny starożytnej cywilizacji.
17-12-2010 12:50
Shevu
   
Ocena:
0
Możliwe, że rzeczywiście moje wrażenie powstało z powodu akcentów na spór między totalitaryzmem i anarchią (podobny konflikt jest w Białym Słońcu).

Zauważ, że wymieniłeś rzeczy, które są "jednostrzałowe". Postacie trzeba robić pod konkretny typ kampanii (co zresztą fajnie wychodzi i lubię tak robić), ale czy znajdzie się coś co splecie ze sobą wszystkie wątki?

To idealnie pasuje na 4 historie - o różnych 4 bohaterach - którzy spotykają się blisko momentu kulminacyjnego. W sumie to byłoby fajne na cztery kampanie zakończone larpem, ale to ciężko zorganizować.

Zresztą nasze pomysły mają ze sobą trochę wspólnego, ale nie będę pisał więcej co, bo jeszcze wejdą tu moi gracze i im zrobię spoiler kampanii :x
17-12-2010 13:17
Squid
    Chciałem odpisać, ale tekst mi się rozrósł...
Ocena:
0
więc dałem odpowiedź na bloga.

Ogólnie rzecz biorąc: voynar, udał wam się ten setting :)
17-12-2010 19:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.