Światła pochylenie - Laura Whitcomb

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Światła pochylenie - Laura Whitcomb
Ponoć nie należy oceniać książki po okładce, ani tym bardziej na podstawie tytułu, bardzo często bowiem niepozorna obwoluta kryje porywającą fabułę, a proste słowa tytułowe otwierają drzwi do krain wyobraźni, w których czytelnik może się bez reszty zatracić. Czasami bywa jednak na odwrót – wysmakowana forma niesie za sobą miałką treść. Przyznam, iż do sięgnięcia po debiutancką powieść Laury Whitcomb skłoniła mnie w dużym stopniu ilustracja − topielica przypominająca nieco prerafaelickie wizerunki Ofelii; zaintrygowały mnie też słowa Światła pochylenie, a obietnica nietypowego "romansu spirytualistycznego" jeszcze ową ciekawość podsyciła. Co prawda nie jestem koneserem literatury kobiecej i sięgam po takową jedynie w ostateczności, lecz w tym przypadku postanowiłam złamać swoje czytelnicze zwyczaje i przekonać się, w jaki sposób temat uczucia przekraczającego granice życia i śmierci został ujęty w tej książce. Niestety – doznałam pewnego rozczarowania.

Helen egzystuje na pograniczu dwóch światów – domeny ludzi żywych i uniwersum, w którym błąkają się dusze osób, które zmarły nagłą śmiercią i nie potrafią znaleźć ukojenia. Od lat towarzyszy kolejnym "gospodarzom" – ludziom parającym się pisarstwem w różnych jego odmianach – poetom, dramatopisarzom, literatom, z którymi łączy ją szczególna więź. Jest niewidzialna dla nich, lecz momentami wyczuwalna – jako inspirująca obecność, natchnienie, pozwalające wznieść się tym, których obdarzy swoją uwagą, na wyżyny sztuki. Sama czerpie z tej symbiozy siłę pozwalającą jej przetrwać, choć jest świadoma, jak żałosna jest to egzystencja, w smutku i samotności, gdy musi zadawalać się strzępami cudzych emocji.

Kiedy już traci nadzieję, że coś się zmieni, pewnego dnia zostaje dostrzeżona. Zwykły z pozoru chłopak, nastolatek jakich wielu, jest w stanie ją ujrzeć. To wstrząsające dla kobiety przeżycie będzie miało dalsze konsekwencje, gdy – przekonawszy się, iż istnieją byty jej pokrewne, które potrafią jednak lepiej zaadaptować się wśród żywych, przejmując ich ciała − sama zapragnie poznać na nowo smak niedostępnych jej od ponad wieku przeżyć. By to osiągnąć złamie zasady, które sama sobie niegdyś wyznaczyła, będzie musiała walczyć i o siebie i o Jamesa − mężczyznę, którego pokochała, zmagając się z brzemieniem tajemnicy otaczającej jej przeszłość. Poczynania protagonistki wpłyną również na osoby, które w przypadkowy sposób zostały "nosicielami" Światła (takim właśnie mianem określane są w książce duchowe byty) – nastolatków Jane i Billa.

Historia ukazana w Światła pochyleniu to kolejna wariacja na temat miłości idealnej, która potrafi pokonać wszelkie przeciwności, przełamać bariery zarówno fizyczne, jak i duchowe − uczucia, które daje siłę i niesie nadzieję. Whitcomb ukazuje różne odcienie miłości − te pozytywne: kobiety do mężczyzny, matki do dziecka, jak i bardziej mroczne, kiedy to sięgaja po kontrowersyjny wątek seksualnego wykorzystywania nieletnich. Porusza również kwestię siły wiary i jej mocy sprawczej – niczym personifikacja słów "piekło jest w nas" jej bohaterowie pod wpływem własnego poczucia winy skazują się na wieczne przeżywanie wyimaginowanych tragedii, obwiniając się o czyny, których nie popełnili, zatraciwszy swe właściwe wspomnienia. Lecz potrafią uczyć się na własnych błędach, inspirowani obserwacją otaczającego ich świata, gdy przekonują się, iż i oni – pomimo swej niematerialnej formy – mogą przyczynić się do pozytywnych zmian w życiu wielu ludzi.

Narratorem wydarzeń jest Helen, która mimo, iż jest kobietą (czy może raczej – duszą?) dojrzałą, zachowuje się momentami niczym egzaltowana nastolatka. Trudno uwierzyć, że tak wiele doświadczyła, gdy czyta się jej górnolotne słowa, opisy rodem z pensjonarskiego pamiętnika. To, co w zamierzeniu autorki miało być poetyckim ujęciem, oniryczną wizją rzeczywistości postrzeganej przez Światło, razi sztucznością. Równie nienaturalny jest kontrast pomiędzy akapitami oddającymi wewnętrzne emocje protagonistki a scenami z życia codziennego jej "nosicielki". Zaś szlachetność i delikatność Helen, którą Whitcomb stale podkreśla, kłóci się nieco z jej błyskawiczną zgodą na pasożytnicze przejęcie ciała Jane, a argumenty o porzuceniu go przez duszę dziewczyny, dla której owa "okupacja" miałaby być czymś zbawiennym, nie brzmią przekonująco. Helen jawi się w tej sytuacji jako osoba dość egoistyczna. Nie tak bardzo jednak, jak jej ukochany James, który pierwszy wpadł na pomysł wykorzystania ludzi niczym ubrań i namówił do tego kobietę. Swą cyniczną postawą, twierdząc, że i tak są oni skazani na potępienie, więc należy skorzystać z okazji (jakby w jego przypadku brutalna śmierć w okopach stała się katalizatorem negatywnych emocji), wzbudził moją awersję, choć w końcowej partii książki dane jest mu po części się zrehabilitować.

O pozostałych bohaterach trudno coś więcej powiedzieć, są zdominowani przez pierwszoplanową obecność Helen i Jamesa. Nastolatki, na których ci pasożytują – pochodzący z patologicznej rodziny narkoman Billy i młodziutka Jane walcząca o wolność w dusznej atmosferze domu, w którym ojciec – hipokryta grający rolę przykładnego katolika (co nie przeszkadza mu zdradzać żony) − i nadmiernie surowa matka tłumią brutalnie wszelkie jej przejawy, mają możność zaistnienia dopiero na ostatnich kartach Światła pochylenia. A i wówczas w cień usuwa ich dramatyczna przemiana głównej bohaterki.

Czytając Światła pochylenie miałam odczucie obcowania z prozą nie do końca przemyślaną. Tak jakby autorka miała zamiar stworzyć dzieło znacznie bardziej rozbudowane, lecz zabrakło jej pomysłu na dopracowanie szczegółów. Rezultatem tego jest chwilami nie do końca zrozumiała narracja; rozbudowane epitety mają za zadanie maskować niedociągnięcia fabularne. Uciekanie w niepotrzebny patos razi, nie jestem pewna, czy miało to miejsce w tekście oryginalnym, czy też stało się wyraźniejsze w polskim przekładzie. Samo zakończenie sprawia wrażenie wymyślonego naprędce – tak jakby pisarka nagle postanowiła zamknąć swą opowieść, pozostawiwszy część wątków urwanych.

Miast niezwykłej historii miłosnej, na którą miałam nadzieję przystępując do lektury, otrzymałam romans całkiem zwyczajny, który odarty z ponadnaturalnej otoczki mógłby się rozgrywać w normalnym środowisku nastolatków. Wśród młodych czytelników, mogących się utożsamiać z głównymi bohaterami, a jednocześnie spragnionymi pewnej dozy niesamowitości, Światła pochylenie może wzbudzić zainteresowanie. Zaś osoby z większymi wymaganiami, które od literatury oczekują czegoś więcej niż nieabsorbującej rozrywki, zapewne się zawiodą.