Suplement do wywiadu z Peterem Wattsem

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Proszony o powiedzenie czegoś o swojej prozie, zareklamowanie się, Watts niezmiennie przytacza słowa Jamesa Nicolla: "Gdy czuję, że moja wola życia staje się zbyt silna, sięgam po prozę Petera Wattsa". Jednocześnie opiera się klasyfikowaniu go jako twórcy dystopii, "pisarza pesymistycznego", tłumacząc, iż nigdy nie siada do pisania żadnej historii, z góry zakładając, że będzie ponura. Dlaczego więc wszyscy (włączając w to jego przyjaciela, Cory'ego Doctorowa), z uporem maniaka, szufladkują go w ten sposób, przypinają jego dziełom łatkę antyutopii? Odpowiedź jest prosta – wystarczy przyjrzeć się jego prozie. Podobnie jak u Teda Chianga, wszystko zaczyna się od Pomysłu, do którego z biegiem czasu dobudowywana jest eksponująca go fabuła. Obaj autorzy inspiracji szukają w Internecie i prasie naukowej, z tą różnicą, że dla autora Historii twojego życia wyłowione w ten sposób informacje są ledwie iskrą, punktem wyjścia, podczas gdy Kanadyjczyk stawia owe koncepty w centrum swoich tekstów. Stąd też, z diametralnie odmiennego podejścia do pierwotnej idei, wynikają różnice w prozie obu pisarzy. Podczas gdy Chiang skupia się na fabule, u Wattsa stanowi ona dodatek, ledwie zarysowane tło. Choć nie zawsze; te opowiadania, w których udaje mu się odnaleźć złoty środek, idealną równowagę, między ideą a historią, poziomem nie ustępują tekstom wielokrotnie nagradzanego Chianga. Pochodzące z 1990 roku, debiutanckie opowiadanie A Niche spełnia ten warunek. Podobnie jak w Ślepowidzeniu, pomysły budują historię, tworzą jej fundamenty, nie dominują jej jednak – fabuła nie jest im bezwzględnie podporządkowana. Gdy w Wattsie do głosu na równi dochodzą naukowiec i pisarz (zwłaszcza gdy ten drugi zaczyna dominować), spod jego pióra wychodzą perełki pokroju A Word for Heathens – autor zaczyna od pomysłu na świat, w którym Boga można dosłownie doświadczyć, odczuwać za pomocą specjalnego oprzyrządowania, a następnie skupia się na kryzysie wiary jednego z jego najwierniejszych sług. Literat doszedł do głosu również w Home, czyli drugim po A Niche tekście traktującym o riftersach – ludziach genetycznie i chirurgicznie zmodyfikowanych tak, aby byli w stanie żyć w głębokomorskich stacjach badawczych (z tego pomysłu następnie zrodziła się Rifters Trilogy, której pierwszym tomem jest wydana w 1999 roku powieść Starfish). Rzekłbym wręcz, że w późniejszym opowiadaniu Watts diametralnie zmienił proporcje, niesamowitą treścią całkowicie przyćmiewając naukową podszewkę. Podczas gdy w jego debiutanckim dziele mroczna, dzika i przede wszystkim obca głębia była tłem (na pierwszy plan wysuwała się wspomniana w wywiadzie teoria o ewolucji socjopatów), w Home zdominowała główną bohaterkę, która pod jej wpływem uległa stopniowej dehumanizacji. Nie zawsze jednak udaje mu się zgrać ze sobą wszystkie elementy swoich tekstów. Najlepszym tego przykładem jest napisane wspólnie z Laurie Channer Bulk Ford. Punktem wyjścia jest możliwość porozumiewania się z niektórymi gatunkami zwierząt, w tym z orkami. Watts w wyśmienity sposób igra w tym opowiadaniu z kwestią praw zwierząt i przetrzymywania ich w niewoli; odwraca kota ogonem, opisując niecodzienny sojusz, jaki stojące na czele matriarchalnego "społeczeństwa" wielorybów-zabójców samice zawarły z właścicielami oceanariów. Niestety, gdzieś w tym wszystkim zagubiła się fabuła. Jest wyjściowa idea, jest pomysł na jej rozwinięcie, ale nie ma tła, literackiej podkładki – treść protezowana jest nieszczególnie ciekawym wątkiem mężczyzny, którego żona wysłała, aby przyniósł na obiad stek z orki. Podobnie rzecz ma się z Ambasador, czyli pierwszym tekstem Wattsa, którego akcja rozgrywa się w kosmosie (opowiadanie to tematycznie związane jest ze Ślepowidzeniem); tutaj również fabuła jest raczej miałka, a do tego zakończenie sprawia wrażenie nieco wymuszonego. Jeżeli w tekstach Wattsa bardzo wyraźnie widać, kiedy więcej do powiedzenia miało jego literackie oblicze, równie łatwe do wskazania są te opowiadania, w których dominuje podejście naukowca. Zarówno Fractals, jak i Flesh Made Word nie należą do szczególnie udanych, a to dlatego, że autor za bardzo skupił się na aspekcie naukowym, na chwilę zapominając, że tworzy beletrystykę. Objawia się to nie tylko szczątkową fabułą, jak w Bulk Ford i Ambasador, ale także radykalnymi zmianami w samym stylu. Przede wszystkim źle dobranymi metaforami, odwołującymi się do wiedzy naukowej na dany temat, którą nie każdy przecież posiada, a także nieumiejętnością klarownego przedstawienia tematu (do tej pory niespecjalnie wiem, co autor chciał przekazać we Fractals). Te dwa czynniki sprawiają, że teksty stają się niezrozumiałe, hermetyczne – jasne tylko dla ludzi bezpośrednio zainteresowanych tematem (dotyczy to także The Second Coming of Jasmine Fitzgerald). Nieco lepiej sprawa ma się w przypadku Nimbus, opartego na pomyśle, iż w chmurach żyją kierujące pogodą mikroorganizmy, a także w Mayfly (napisanego wspólnie z Derrylem Murphym), w którym Watts mierzy się z wizją sztucznej inteligencji. W szczególności drugie opowiadanie oparte jest na solidnym, intrygującym fundamencie, brak mu jednak oprawy, przyciągającej historii – bez tego równie dobrze mógłby to być zajmujący esej. Przybliżając pokrótce opowiadania Petera Wattsa, odszedłem jednak od zasadniczego pytania, czyli powodów, dla których klasyfikowany jest on jako pisarz pesymistyczny, twórca dystopii. Tak więc, po pierwsze, żadna z opisanych wyżej historii nie kończy się dobrze. Owszem, niekiedy bohaterowie dostają to, czego chcą, bynajmniej jednak nie czyni to z danego tekstu pogodnej historyjki z happy endem. Zapytany o owe nieszczęsne zakończenia (które sprawiały mu niemało kłopotów: jego teksty odrzucał Analog i inne amerykańskie pisma, musiał więc zmienić zakończenie Starfisha, a sama powieść uznana została za zbyt mroczną dla Niemców i Rosjan – chociaż akurat fakt bycia zbyt mrocznym dla Rosjan Watts uważa za jedno ze swoich największych osiągnięć), Kanadyjczyk powiedział, że on po prostu podąża za danymi, że to one zawsze wskazują w dół. Ale czy na pewno? W A Niche i Home tłem dla wydarzeń jest dzika, zimna, mroczna i przede wszystkim pełna dziwacznych stworów głębia, w Nimbus ludzie żyją pod niebem, które chce je zabić, w Maylfly mała dziewczynka od czasu do czasu umyślnie rozbija sobie głowę, A Word for Heathens zaczyna się od rzezi pogan, a Fractals od brutalnego pobicia na tle rasowym. Świat Wattsa jest okrutny i nieprzyjazny, jest niczym głodny drapieżnik, czyhający na jedno potknięcie, oznakę najmniejszej choćby słabości. Ludzi nękają katastrofy ekologiczne (Rifters Trilogy), rozwój sztucznej inteligencji sprzyja dehumanizacji (Flesh Made Word), a opętani swoimi wizjami naukowcy zdolni są poświęcić wszystko, byleby osiągnąć upragniony cel (Mayfly) – mówiąc krócej: dystopia. Drugim elementem są bohaterowie. Wyrzutki, socjopaci, rasiści, w najlepszym przypadku samotnicy (typ genialnego naukowca, kilkakrotnie przewijający się w opowiadaniach Wattsa). Wystarczy przyjrzeć się menażerii lecącej na pokładzie Tezeusza: wampir, schizofreniczka, biolog zespolony z maszynami do tego stopnia, że zaciera się w nim granica między człowiekiem a automatem, a do tego główny bohater – pozbawiony połowy mózgu. Watts skupia się na tym, co dziwne, mroczne i powykręcane; nie interesuje go normalność i przeciętność, a tak zwani zwykli bohaterowie, jeżeli już pojawiają się w jego tekstach, są jedynie ofiarami, na których żerują najróżniejsze ludzkie dziwolągi. Zapytany o owe zainteresowanie odmiennością i gwałtownością, odwołał się do swojego charakteru. Wychowany przez baptystów, ma w sobie pewnego rodzaju poczucie sprawiedliwości (niekiedy określa je mianem naiwności); prościej mówiąc, jeżeli na jego oczach dzieje się jakaś jawna niesprawiedliwość, krew zaczyna wrzeć mu w żyłach. Ujmując to jeszcze inaczej: tego typu sytuacje – ludzka krzywda – poruszają go, uderzają w jakieś wewnętrzne struny – dlatego o nich pisze. Jest jednak w tym także inny aspekt, mianowicie z opinii czytelników wywnioskował, że największą popularnością cieszą się właśnie tego typu "odszczepieńcy", częstokroć mordercy i gwałciciele. Z drugiej strony, zauważył, że gdy opisuje ludzi, którzy podejmują trudne decyzje, poświęcają dziesiątki i setki, by ocalić miliony, jedyne epitety, na jakie mogą liczyć to: "pieprzeni biurokraci". Pisze więc o tym, co interesuje zarówno jego, jak i gro czytelników. Gdy więc się im przyjrzeć, kreowane przez Wattsa światy, czyli wizje najbliższej przyszłości, to ponure, nieprzyjazne człowiekowi miejsca. Rację bytu mają w nich socjopaci, mordercy, nawet wampiry, ale nie przeciętni ludzie. Czytając opowiadania Kanadyjczyka nieodmiennie przed oczami miałem szary, deszczowy krajobraz; nieważne, czy w tekście były, czy nie było żadnych wskazówek dotyczących pory dnia, czy pogody, zawsze było mroczno, ponuro, przygnębiająco. Jeżeli więc na jego twórczość spojrzeć z tej strony (przyjrzeć się jej i dojść do wniosku, że nie chciałoby się żyć w takich czasach), Peter Watts jest pisarzem pesymistycznym, twórcą dystopii. Bynajmniej nie jest to jednak wada, bo – jak powiedział Cory Doctorow – są to urzekające dystopie. W swoim najnowszym opowiadaniu, The Island, które napisał na prośbę Johna Strahana do antologii The New Space Opera 2, Peter Watts po raz kolejny bierze się za bary z utartym motywem Pierwszego Kontaktu. I chociaż, gdyby spojrzeć na ten tekst z szerokiej perspektywy, pod wieloma względami przypomina on Ślepowidzenie, Kanadyjczyk nie kopiuje samego siebie. Jak zwykle wszystko oparte jest na solidnych naukowych fundamentach (które, co charakterystyczne, wpisują się w najnowsze trendy, czego przykładem może być chociażby subtelne nawiązanie do hibernacji z użyciem siarkowodoru, czy – już bardziej bezpośrednie – do sfer Dysona); jest także jeden główny Pomysł, wokół którego rozgrywa się cała akcja. Nawiązując do opisów poprzednich opowiadań, w tym tekście historia i idea są w stanie idealnej równowagi – Watts umiejętnie przeplata wątek dotyczący pierwszego kontaktu z opisami relacji matka – syn (autor dzieli się z nami także kilkoma ciekawymi przemyśleniami na temat sztucznej inteligencji). Podobnie jak wcześniejsze jego dzieła, również The Island wpisuje się w nurt twórczości dystopijnej – w pewnym momencie główna bohaterka wprost wyraża pewien wybitnie fatalistyczny sąd dotyczący nie tylko ludzkości, ale i życia ogólnie, co tylko podkreśla ponurą wizję przyszłości (po raz kolejny wraca wątek posthumanizmu). Warty podkreślenia jest fakt, iż The Island jest – według mnie – najlepszym opowiadaniem, jakie wyszło spod pióra (tudzież klawiatury) Petera Wattsa. Nie da się nie zauważyć, że Kanadyjczyk wyjątkowo dobrze radzi sobie, gdy przychodzi mu mierzyć się z obcością, zarówno środowiska (głębia w A Niche i Home), jak i bytów pozaziemskich (Ślepowidzenie, The Island, po części także Ambasador). Osobną kwestią pozostaje fakt, iż – podobnie jak w przypadku opowiadań z pierwszego tomu The New Space Opera – o The Island trudno mówić jako o przedstawicielu jakiegoś nowego gatunku. Niemniej, wciąż jest to stojący na bardzo wysokim poziomie kawałek prozy, pozwalający nam z nadzieją czekać na będący w przygotowaniu epicki cykl powieściowy Sunflowers – w którym narratorem są podróżujący ze ślimaczą prędkością ludzie, budujący bramy międzygwiezdne dla swoich "dzieci", czyli postludzi, którzy z biegiem czasu w coraz większym stopniu różnią się od swoich przodków – do którego wstępem jest właśnie to opowiadanie. Zobacz również: