Superpaństwo - Brian W. Aldiss

Teatr absurdów

Autor: Sławomir 'Villmar' Jurusik

Superpaństwo - Brian W. Aldiss
Niedaleka przyszłość. Zjednoczona Europa szykuje się do zbadania jednego z księżyców Jowisza, zmagając się jednocześnie z zagrożeniem globalnego ocieplenia oraz niewielkim muzułmańskim krajem, do którego niechęć społeczeństwa narasta z dnia na dzień. Widmo wojny jest bliskie, skala rasizmu i narodowościowo-religijnych uprzedzeń coraz większa, ludzkie jednostki zaś w zastraszającym tempie zastępowane są przez androidy. Taką wizję przedstawia Superpaństwo, powieść Briana W. Aldissa, cenionego brytyjskiego pisarza science fiction.

Tekst wyraźnie piętnuje całe mnóstwo społecznych zachowań, a także politykę Unii Europejskiej, dążącej do zlikwidowania różnic między poszczególnymi państwami. Aldiss uświadamia nam, że tworząc jedną spójną kulturę o podobnych obyczajach i poglądach, powodujemy wzrost kontrastu między Europejczykami a mieszkańcami reszty świata, szczególnie innego wyznania czy koloru skóry. Obraz przedstawiony w Superpaństwie nasuwa pewne skojarzenie z Nowym wspaniałym światem Huxleya. Mimo wyraźnych wad opisanego porządku, obywatele Superpaństwa są z niego zadowoleni, nie zważając na nękające ich plagi, takie jak konsumpcjonizm, spadek wartości więzi międzyludzkich, rosnącą biurokrację i uprzemysłowienie, wyścig szczurów, przesadną ambicję czy zastępowanie androidami ludzi na stanowiskach od wieków przez nich piastowanych.

Krytyka wyżej wymienionych przybiera dwie formy: autor albo stara się za pomocą wyważonego humoru przedstawić absurdy wynikające z danego stanu rzeczy, albo potępia poszczególne zjawiska ustami Pomyleńców, skrajnego, tajemniczego ugrupowania, które atakuje media swoimi krytycznymi komentarzami, dążąc do obalenia status quo. Pierwszy sposób wypada świetnie – pisarz sprawnie posługuje się czarnym humorem i groteską, uświadamiając istotne problemy za pomocą zabawnych komentarzy (szczególnie w rozmowach androidów, dywagujących na temat często niedorzecznych ludzkich zachowań) i komicznych sytuacji. Drugi pomysł ma się już nieco gorzej, gdyż w swojej natarczywości sprawia wrażenie męczącej agitacji. Trzeba jednak przyznać, że słowa radykalnej grupy poruszają masę problemów, szukając dla nich rozwiązań we wszystkich niemal dziedzinach – od psychologii, poprzez geologię, aż po fizykę.

Powieść rozpoczyna się przyjęciem weselnym Esmy Brackentoth i Victora de Bourceya, syna prezydenta Unii Europejskiej. Podczas uroczystości czytelnik poznaje masę postaci, których losy ma okazję śledzić przez resztę historii. Mamy tu perypetie niezbyt udanego małżeństwa, sprawozdanie z pierwszego lądowania na księżycu Jowisza, zabawny wątek pisarki znanej z praktykowania autourynoterapii, spisek mający na celu obalenie głowy państwa oraz okoliczności wybuchu wspomnianego wyżej konfliktu. Wątków jest naprawdę sporo, można jednak odnieść wrażenie, że niektóre z nich autor potraktował po macoszemu. Początkowo wprowadza masę bohaterów, z których część szybko zostaje uśmiercona, ich losy ucięte w nieodpowiednim momencie, przez co nie wywierają większego wpływu na całość historii.

O samych postaciach nie można jednak powiedzieć złego słowa. Portrety są wyraziste, zróżnicowane i, co najważniejsze, wielowymiarowe – osoby te mają swoje bolączki, cele oraz światopoglądy, które często zderzają się, wywołując lawiny kłótni i nieporozumień. Nie brakuje też figur zabawnych, jak wspomniana wyżej pisarka czy ekscentryczny starszy pan, głowa wpływowej rodziny, któremu w ostatnich dniach życia wspomnienia ukrywanych przez lata erotycznych wojaży zaczęły płatać figle.

Największym mankamentem książki jest jakość wydania. Spora ilość literówek czy niekiedy nawet brakujących wyrazów to nie jedyny zarzut, jaki można postawić odpowiedzialnemu za korektę Humbertowi Muhowi. W tekście nietrudno o całą masę powtórzeń oraz błędów składniowych i wynikających z nich paskudnych zdań, które summa summarum nawet nie tyle irytują, co mocno utrudniają czytanie.

Superpaństwo to bardzo interesująca, wypełniona po brzegi groteską wizja przyszłości Europy, ukazująca integrację państw Starego Kontynentu od ciemnej strony. Aldiss wyśmiewa wiele dzisiejszych zjawisk, domyślając się ich bolesnych następstw w przyszłości. Jednocześnie całkiem na poważnie filozofuje na temat człowieka, jego pochodzenia, dążeń i sensu istnienia, rzucając światło na wiele dziedzin nauki i życia. Pozytywny efekt psuje odrobinę niechlujne wydanie oraz fabuła, która – mimo iż rozbudowana – nie podąża w żadnym konkretnym kierunku, służąc jedynie za nośnik informacji i prezentację poglądów pisarza. Na szczęście te ostatnie bronią się same.