» Recenzje » Superman/Batman #4: Zemsta

Superman/Batman #4: Zemsta


wersja do druku

Policz moich superbohaterów

Redakcja: Balint 'balint' Lengyel, Daga 'Tiszka' Brzozowska

Superman/Batman #4: Zemsta
Scenarzysta cyklu Superman/Batman Jeph Loeb nie stroni od wprowadzania do swych dzieł motywów odbiegających od zwyczajowej walki dwójki herosów z łotrami. Dobry argument na poparcie tej tezy stanowi poprzedni tom serii, gdzie na tapetę wzięto genezę bohaterów, tworząc całkiem przyjemną historię mimo zaledwie napoczęcia jej potencjału. W najnowszej odsłonie postanawia zapoznać czytelników z alternatywnymi wcieleniami bohaterskiego duetu. I to wieloma.

Chociaż to już czwarty tom cyklu, idea przyświecająca scenarzyście nie uległa po drodze zmianie. Na pierwszym planie znajdują się przede wszystkim akcja i wzajemne stosunki potężnych herosów, a dopiero dalej historia sama w sobie. Nie można odmówić Loebowi intrygujących pomysłów, ale już pełnego ich urzeczywistniania niestety tak.

Batman i Superman udali się w podróż na Ziemię z innego wymiaru. Powód? Dokonanie odwetu na osobie odpowiedzialnej za śmierć Lois Lane. Mieszanie się do innych rzeczywistości nie może się wszakże obyć bez konsekwencji, toteż po krótkim czasie naszą planetę odwiedzają pałające pragnieniem zemsty istoty z tamtejszego świata, zwące siebie Maximums. To plejada dziwnie znajomych postaci, wśród których znaleźli się m.in. superżołnierz o wyeksponowanym kręgosłupie moralnym, ogromny i potężny stwór oraz nordycki bóg z nie mniej niezwykłym toporem. Pstryczek w nos konkurencji?

W ogólnym rozrachunku to jedynie część wszystkich person jakie spotkamy w trakcie lektury. Blurb obiecuje nam "więcej Supermanów i Batmanów, niż kiedykolwiek znalazło się w jednym komiksie" i nawet jeżeli można mówić o naciąganiu faktów, to zapewne bardzo nieznacznym. Faktycznie liczba postaci jest ogromna, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że opowieść mieści się na raptem 140 stronach. Oprócz Gacka i Supermana spotkamy kilka wersji Supergirl, pokraczne inkarnacje przewodniego duetu, czyli Bitzarro i Batzarro, grupę Maximums oraz kolejną garść postaci, które odgrywają ważną rolę, ale wzmianka o nich byłaby już spoilerem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Faktem pozostaje mnogość person oraz problem z ich sensownym osadzeniem w fabule. Podobnie jak w przypadku trzeciego tomu odniosłem wrażenie, że album powinien pochłonąć drugie tyle miejsca, by właściwie wykorzystać napoczęty materiał. Tak się jednak nie stało, czego efektem jest natłok zarówno postaci, jak i wydarzeń. Osobowości bohaterów nie doczekały się należytego przedstawienia i pozostają dalekie od rozbudowanych. Warto jednak wspomnieć o Bitzarro i Batzarro, ponieważ ci panowie wprowadzają do opowieści element humorystyczny.

W przypadku personaliów tytułowych herosów trudno mówić o wybijaniu się ponad przeciętność pod względem indywidualnym. Ich charaktery nie doczekały się znaczących modyfikacji dobrze już znanych wizerunków. Prawdziwa siła duetu tkwi w łączącej ich relacji, która poza współpracą w pokonywaniu przestępców, została obudowana solidną porcją wewnętrznych monologów i dwugłosem narracyjnym. Dzięki takiemu poprowadzeniu opowieści, spore fragmenty śledzi się doprawdy interesująco i w czerpaniu przyjemności z lektury nie przeszkadzają nawet pojawiające się dymki dialogowe o bardziej pompatycznym charakterze.

Niestety, wraz z przerwami w tejże narracji przychodzi gorzkie poczucie, że wszystkiego jest tu za dużo. W końcu ileż czasu można spędzać na wpatrywaniu się w alternatywne odbicia herosów, w dodatku nieustannie toczące bitwy? Dopiero w końcówce, kiedy to dowiadujemy się, kto i w jakim celu wywołał całe zamieszanie, poziom zainteresowania przestaje przypominać sinusoidę i utrzymuje wcale wysoki pułap aż do ostatniej strony, nawet jeżeli pomysł zdaje się być spacerem po bardzo cienkiej linie zawieszonej pomiędzy przekombinowaniem a oryginalnością. Niemniej finał zaskakuje i to głównie w ten pozytywny sposób, lecz mimo to po zamknięciu albumu kilka drugoplanowych kwestii pozostaje w sferze domysłów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Do prac nad nowym tomem zaproszono Eda McGuinnessa i ten poradził sobie dobrze, nie oszałamiając kreską, ale też nie rażąc prostymi błędami. McGuinness wraz z odpowiedzialnym za tusz Dexterem Vinesem nadali ilustracjom kreskówkowego sznytu, nie stroniąc od jednostronicowych, dobrze wykonanych kadrów. Sylwetki kolejnych postaci są zbliżone do siebie, bo oczywiście nie godzi się narysować herosa pozbawionego gargantuicznych rozmiarów muskulatury, lecz nie przeszkadza to tak bardzo, jak w przypadku tomu drugiego, gdzie atuty pań i panów były aż do przesady wyeksponowane. Tym razem zachowano pewną dozę rozsądku; szkoda, że trochę gorzej ma się kwestia dynamiki i część scen nie elektryzuje tak jak powinna, biorąc pod uwagę skalę rozgrywanych starć. W niektóre plansze wkrada się również chaos. Nie jest ich może wiele, ale bywają sytuacje, w których kilku Batmanów występujących jednocześnie okazuje się problemem nie tylko dla łotrów, ale i grafika.

Loeb w żadnym momencie nie udaje, że czwarty tom cyklu to twór szczególnie ambitny, nawet pomimo udanego zakończenia. To przede wszystkim porcja bezpardonowej akcji, naznaczonej dziesiątkami bijatyk oraz efekciarskich scen i jako niezobowiązująca porcja pozbawionej większych aspiracji rozrywki, sprawdza się całkiem przyzwoicie.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
4
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Superman/Batman #4: Zemsta
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Ed McGuinness
Wydawca: Egmont
Tłumaczenie: Jakub Syty
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
ISBN: 978-83-281-1826-3
Cena: 39,99 zł
Wydawca oryginału: DC Comics



Czytaj również

Superman: Amerykański Obcy
Co czyni Supermana Supermanem?
- recenzja
DC Odrodzenie. Superman: Superman odrodzony
Nieudany crossover?
- recenzja
DC Odrodzenie. Batman: Noc Ludzi Potworów
Batman i spółka
- recenzja
Wieczni Batman i Robin #1
Bez Batmana też jest fajnie
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.