Style rządzą muzyką, czyli polemika
W działach: Muzyka, Polemika, Bez namaczania | Odsłony: 6Polecanka na dobry początek: The Doors - My Wild Love
"Jak bardzo potrzebne jest klasyfikowanie i szufladkowanie zespołów? Po co dodajemy przedrostki przed ogólnymi i wyczerpującymi nazwami jak: rock, pop, jazz, blues. Czy naprawdę ma to sens? Przecież stale ewoluują. I tu pojawia się problem. Czy tworzą nowy styl, czy tylko zmieniają poprzedni, i czy długie, łączone nazewnictwo nie jest odrobinę śmieszne? No bo co właściwie oznacza melodic-black-metal?"
Interesujące pytania, prawda? Niestety, na żadne z nich, wyłączywszy przedostatnie, nie otrzymamy odpowiedzi w linkowanym artykule. Z tej okazji postanowiłem trochę poznęcać się nad autorem (i redaktorem, którzy dorzucił swoje 3 grosze, pzdr Levir). Nie tylko dlatego, że wykazują w swoich osądach daleko posuniętą ignorancję, ale przede wszystkim - że pod przykrywką felietonu uprawiają w zasadzie nieuargumentowane marudzenie z cyklu "ach ta dzisiejsza [dajmy na to] branża dziennikarzy muzycznych", czego nie znoszę jak kleiku.*
No bo, panie, kiedyś, zanim pojawiły się podgatunki muzyczne, kiedyś to było dobrze, "kiedyś było prosto". To nie były lata 90-te, bo wtedy wymyślono te wszystkie grandże, stołnery i niu metale. No, w latach 80-tych też nie bardzo, bo wtedy kombinowano z jakimiś traszami, niu łejwami czy nawet, tfu!, glam rockami. Ale za to w 70-tych... No nie, w 70-tych też nie, bo wtedy już wymyślano rozmaite doom metale i progresywne rocki. No, ale 60-te! Cholera, psychodeliczny rock, to było wtedy, nie? 50-te! Blues rock, soul, nic z tego, stary. 40-te? R'n'b, bepop***. 30-te? Swing***, boogie-woogie.**** Sorry, ale podgatunki muzyki popularnej powstawały od początku XX-wieku. A wcześniej? Wcześniej muzyki popularnej w ogóle nie było. Jeśli mnożenie gatunków jest grzechem branży muzycznej, to jest to grzech pierworodny.
Ale zostawmy na razie niefortunne sformułowania z końca felietonu i przeanalizujmy te z początku. "No bo co właściwie oznacza melodic-black-metal?" Oznacza, mówiąc opisowo "grajmy-melodyjniej-black-metal". Faktycznie bez sensu, wywalamy pierwszy człon. Ale co właściwie oznacza termin "black-metal"? "Grajmy-jeszcze-ciężej-i-wrzeszczmy-heavy-metal". Bez sensu, zostańmy przy oryginalnej nazwie. Tyle że, czekaj, czekaj, co właściwie oznacza "heavy-metal"? "Grajmy-ciężej-i-szybciej-rock". Bez sensu! Sam "rock" starczy w zupełności. Chociaż, chwila, co ten termin...? Nic, moi drodzy, to tylko skrócona nazwa od "rock-and-roll". Po co wymyślać nowe określenia, zostańmy przy starych, nie? Tyle że... To po prostu "grajmy-szybciej-i-prościej-blues", zdajecie sobie z tego sprawę?
Znajomy nauczyciel muzyki wyraził przy mnie kiedyś taką opinię: za jakieś 200 lat ludzkość spojrzy na wiek XX i będzie w naszej muzyce instrumentalnej wyróżniała tylko dwa gatunki: jazz i blues. Wszystkie pozostałe to tylko mniej lub bardziej oryginalne wariacje na temat. I w jednym na pewno ma rację: pod względem tego, co teoretycznie w muzyce najważniejsze - instrumentarium, rytmika, harmonie - oprócz tych dwóch stylów ciężko wymienić trzeci, który wniósł coś naprawdę nowego (no, poza tempem i agresją).
Rzecz w tym, że kultura popularna w swojej różnorodności już dawno zrezygnowała z kombinatoryki strukturalnej na rzecz kombinatoryki stylistycznej.***** Czy to świadczy o jej wielkości czy upadku zostawmy inną dyskusję. Ważne, że od dawna liczy się nie to CO gramy, ale to, JAK gramy. A w takim ujęciu okazuje się, że B.B. King na pewno nie gra tak samo jak Slayer.
Tu dochodzimy do sedna problemu: styl jest niezbyt kwantyfikowalny. Weźmy wspomniany w felietonie jako "tradycyjny" gatunek: pop. Skrzynkę piwa temu, kto wymieni mi cechy gatunkowe popu poza tym, że jest to muzyka popularna i wpadająca w ucho. Spójnej teorii muzyki współczesnej z tego nie ułożymy, ale hej! to działa. Mam wygodną i praktyczną nazwę na to, co leci w radiu.
Melodyjny black metal potrzebny jest z dokładnie tego samego powodu, tylko bardziej. Oczywiście, dla osoby, dla której metal to coś podobnego do "Nothing Else Matters" (plus Szatan) taka klasyfikacja zda się na nic. Ale ja znam (tzn. słuchałem i rozpoznaję) lekką ręką ponad pół setki zespołów metalowych, a daleko mi do hardkorowca w tej dziedzinie. Muszę mieć jakieś określenia, żeby je wszystkie od siebie odróżnić. A gdy spotykam drugiego słuchacza metalu, który też zna pół setki zespołów, tylko innych, potrzebujemy jakiegoś wspólnego języka w rozmowie, choćbyśmy mieli się nawet posprzeczać o szczegóły.
Oczywiście, tworzenie gatunków nie jest przedmiotem ścisłym. Brak też odpowiedniej komisji regulacyjnej, w ogóle jakiejkolwiek możliwości kontroli. Dziennikarze też przecież tylko inicjują pomysł, który potem musi przejść przez ciężki do uchwycenia proces powszechnej akceptacji. Jest to, zgadzam się, proces dalece niedoskonały, skłonny do nadmiaru i produkujący od czasu do czasu potworki w stylu "porngrind". Sam jestem zwolennikiem wykreślenia grunge'u i nu metalu z kategorii gatunków i wpisania ich zamiast tego w poczet "nowych fal" amerykańskiego rocka i metalu.
Żeby sięgnąć do starszego nieco przykładu: na przełomie lat 60-tych i 70-tych istniał twór zwany acid rock. Teoretycznie była to bardziej hardkorowa wersja rocka psychodelicznego. W praktyce chodziło o to, że muzycy tego gatunku często kompletnie przećpani siadali w studiu i nagrywali na bazie krótszych utworów narkotykowe freestyle długie na kilkanaście minut (np. Iron Butterfly - In-A-Gadda-Da-Vida, The Doors - The End). Czy był to nowy gatunek? Absolutnie nie - był to raczej specyficzny element szerszego gatunku, jakim był rock psychodeliczny (zwłaszcza, że nigdy nie istniał żaden zespół grający wyłącznie acid rock). Obie nazwy umarły zresztą śmiercią naturalną.
Jak i umrą zapewne te, którymi posługujemy się dziś. Ale póki grają kapele, potrzebujemy czegoś do ich nazywania i rozróżniania. Nie ma więc co potępiać Bogu ducha winnych krytyków muzycznych (bo używają oni nazw gatunkowych nie częściej niż przeciętny fan), jak również nie spinać się nadmiernie o etykietki. Warto z nich korzystać jak z wygodnych narzędzi. Jednemu wystarczą kombinerki i młotek, drugi potrzebuje kilku specjalistycznych zestawów z wymiennymi wkładami. I tak jak do składania szafki z Ikei nie potrzebujemy sprzętu, który nie mieści się w garażu, tak nie ma co krzyczeć, że kombinerki i młotek starczą do zbudowania domu.
*a kleiku, od ostatniej wizyty w szpitalu, wprost nienawidzę.
** stworzyły, nie były prekursorami. Beatlesi są posądzani o prekursorstwo w tylu gatunkach, że nie sposób zliczyć, ale od początku do końca kariery grali po prostu klasyczny rock.
*** wczesne odmiany jazzu
**** wczesna odmiana bluesa
***** znamienny fakt: jeden z najbardziej nietypowych pod względem instrumentarium zespołów rockowych lat 90-tych - Morphine - używał jako instrumentu prowadzącego saksofonu w miejsce gitary (której w ogóle nie było), nigdy nie został uznany za twórcę jakiegoś nowego gatunku, mimo że nawet najmocniej przesterowany elektryk nie zmieni brzmienia tak, jak zmienia go użycie saksofonu. Tymczasem w tym samym okresie prekursorami nowego stylu była Nirvana w nowatorskim składzie: gitara-bas-perka. Funny, isn't it?