Sto książek w rok, #95
W działach: korea, reżim | Odsłony: 181#95.
"Uchodźcy z Korei Północnej. Relacje świadków."
Dorian Malovic, Juliette Morillot
Siedzę w wygodnym fotelu, piję herbatę, jest mi ciepło, jestem bezpieczna, o nic poważnego się nie martwię. No, poprawka z egzaminu, wielkie mi co. Po tej książce każdy mój problem stał się błahy.
Świat jest obojętny wobec koszmaru, jaki przeżywają mieszkańcy Korei Północnej. Brak żywności, właściwy brak prądu, nieustanna indoktrynacja, strach, ciągły strach. To opowieść o ludzkiej niedoli w najgorszym z możliwych wymiarów - wymiarze realnym. To opowieść o tym, jak bardzo można upodlić drugą osobą, do jakiego stopnia zbydlęcenia można się posunąć wobec bliźniego. Państwo, w którym obywateli siłą zwalnia się z myślenia. Niemal abstrakcyjna, niemal nierzeczywista, gdyby nie fakt, że w momencie, w którym siedzisz i to czytasz, kolejny północny Koreańczyk przeżywa horror. A tam, gdzie się to dzieje, panuje milcząca na to przyzwolenie.
Nie jestem naiwna. Wiem, że na świecie cierpią ludzie, że głód, choroby i wojna szaleją w najlepsze, kiedy ja mam co jeść, w co się ubrać, a moje państwo chroni mnie najlepiej jak potrafi. Mimo to, czuję paskudny dreszcz na karku, kiedy czytam coś podobnego. Nie potrafię się na to zgadzać, po prostu nie potrafię. Najbliższe dni będę grzmiała jak chmura burzowa. I nie będę mogła zrobić nic.
Sprzedałam trochę frazesów. Idę czytać "Phenian".