Statyści
W działach: Prywata, Komiksy, Prezentuję i objaśniam | Odsłony: 5Kolor zdecydowanie za mną nie przepada.
Ale od początku - jak już się zdążyłem pochwalić, przymierzam się do prowadzenia własnego webkomiksu. Pomysł chodził za mną już od dwóch lat bodaj, jak i wiele innych, których pewnie nie zrealizuje, niech im moje neurony lekkimi będą. Ten jednak zdążył się przyjemnie rozwinąć i ewoluować i wszystko zapewne dojdzie do skutku, jak tylko poradzę sobie z pewnym problemem - o którym zaraz.
O czym będzie? Cóż, zależało mi na tematyce RPG-owej, nie chciałem jednak popadać w schemat "drużyny awanturników i jej zabawnych perypetii w systemie WF&D". Postanowiłem więc odwrócić sytuację i umiejscowić akcję w grupie archetypicznych przeciwników drużyny - goblinów. Samo nabijanie się z ich durnoty i pozycji mięsa armatniego uznałem jednak za niezbyt finezyjne, postanowiłem więc dodać im świadomość sytuacji w jakiej się znajdują, krótko mówiąc - zrobiłem z nich aktorów najmujących się do statystowania w najróżniejszych sesjach RPG (a także filmach, grach komputerowych etc. - ale o tym będzie co najwyżej w ich dialogach, bo sam komiks ma dotyczyć głównie gier fabularnych), oczywiście w roli (jeszcze) chodzących pedeków. To pozwoliło mi uzyskać dystans i usprawiedliwioną swobodę do zabijania ich w co drugim odcinku. ;)
Stąd nazwa serii - Statyści. Na załączonym obrazku widzicie pierwszą planszę w wersji nieobrobionej. Bohaterów jest póki co dwóch, zwących się wdzięcznie Burp i Thunk. Nie wysiliłem się tu szczególnie - po prostu otworzyłem parę komiksów i wybrałem najbardziej pasujące mi onomatopeje. Pierwsza z nich to typowy w amerykańskich komiksach odgłos bekania, drugi - wbijania np. strzały lub noża w, na przykład, ciało lub stół. W przyszłości planuję dorzucić epizodyczne role innych goblinów, ludzi z obsługi (bo skoro są statyści, to powinny także pojawić się osoby odpowiedzialne na oświetlenie czy ustawianie elementów dekoracji), bohaterów graczy, czy może wreszcie mojej skromnej osoby, jakaś autosatyra zawsze jest przecież w cenie. Generalnie będzie dużo gagów na temat istoty RPG, systemów, stylów grania oraz, jasna sprawa, graczy i MG. Do tego oczywiście sporo narzekań na temat ciężkiej doli statysty.
Tyle tytułem prezentacji, teraz trochę prywaty i narzekań. Do tej pory proces twórczy przebiegał gładko. Koncepcja powstała mimochodem, scenariuszy mam już obustronnie zapisanych 5 kartek. Z kreską też problemów nie było - ot, na brzegu zeszytu rysowałem sobie twarze i postaci goblinów w różnych pozycjach, aż doszedłem do pożądanego efektu. Zeszłych wakacji zdążyłem stworzyć 5 plansz, po czym uznałem, że na razie powinienem się z projektem wstrzymać, bo zależy mi na cotygodniowej regularności, a czekała mnie matura, a wtedy wiadomo, nie ma czasu, sratatata. Matura jednak przeszła już do historii, a ja postanowiłem ruszyć prace znowu. W kolejce procesu twórczego czekało mnie kolorowanie - i tu już pojawił się zgrzyt.
Usprawiedliwię się przy okazji - nigdy nie byłem w tym dobry. Jako mały berbeć produkowałem masę makulatury pełnej mojej radosnej twórczości, jednak korzystałem głównie z pomocy ołówka tudzież długopisu. Pastele lub kredki szły w ruch rzadko, zazwyczaj gdy pani od plastyki kazała. Potem była szkoła i równie intensywnie zapełniane brzegi i tylne strony zeszytów, znów, tym co było pod ręką, czyli ołówkiem/długopisem/cienkopisem. Dochodzimy do czasów współczesnych, w których wytrenowałem się bardziej na domorosłego grafika niż malarza. Oczywiście jako docelowy student wydziału artystycznego muszę nadrobić zaległości, jednak póki co idzie mi raczej nędznie.
Wracamy do momentu, w którym gotowa plansza komiksu trafia do skanera, a następnie Photoshopa i... dupa blada.
Nie jestem w stanie tego pokolorować. Może to jakaś wewnętrzna blokada, ale mimo prób wzorowania się na co lepszych komiksach sieciowych nijak nie potrafię uzyskać satysfakcjonującego efektu. Kolory są a to zbyt pstrokate, a to szare i mdławe. A i to pół biedy - gorzej gdy w ogóle nie wyglądają i gryzą się wzajemnie jak cholera. Finalnie po kilku godzinach prób zapomniałem jaki miał być efekt zamierzony.
Tak więc jestem w kropce. Póki co zostawiłem projekt na tydzień, niech poleży, odpocznie, może przy następnym podejściu i przypływie natchnienia pójdzie mi lepiej. Jeśli i wtedy nie wyjdzie, zostają mi dwie opcje - albo puszcze na sieć wersję czarno-białą (czego nie chcę), albo znajdzie się ktoś miły i chętny do współpracy, który ten etap wykona za mnie. Jeśli ktoś taki czyta ten wpis – niech się ze mną skontaktuje, będę wdzięczny. Mój mail: [email protected].
Póki co - wracam do pisania tekstu na
A was pozdrawiam.