Starcie demonów - Joseph Delaney

W szóstym tomie Kronik Wardstone bohaterowie stanęli przed największym jak do tej pory wyzwaniem. Odbyli niebezpieczną podróż do dzikiej Grecji, której groził najazd hordy demonów pod przewodnictwem starożytnej bogini Ordyny − odwiecznego wroga matki Toma Warda. Aby pokonać nadciągające zło i powstrzymać je przed skąpaniem Hellady, Hrabstwa, a w końcu i całego świata we krwi, bohaterowie musieli sprzymierzyć się z tymi, które do tej pory zwalczali – czarownicami z Pendle.

Ten niecodzienny pakt uczynił Delaney punktem wyjścia do rozważań na temat klarowności podziału na dobro i zło. Symbolem "szarości" jest już nie tylko Alice − młoda wiedźma, która dzięki uczuciu, jakie łączy ją z Tomem, z całych sił stara się sprzeciwić swojemu przeznaczeniu − ale i inne sługi mroku. Starcie demonów staje się przede wszystkim opowieścią o zbrodni, próbie przemiany, pokucie i odkupieniu win. Autor do perfekcji opanował rozbudzanie w nas wątpliwości, jednocześnie unikając wartościowania podejmowanych przez bohaterów decyzji. Świat fantasy, niemalże z definicji podzielony na dobrych i złych, elfów i orków, anioły i demony, w Kronikach Wardstone prezentuje wszystkie odcienie szarości − od tych najjaśniejszych, jak Alice i matka Toma, aż do bliskich czerni, jak Grimalkin. Pamiętając o tym, że jest to cykl skierowany do młodszych czytelników, tym bardziej docenia się chęć autora do pokazania im rzeczywistości w całej jej złożoności i niejednoznaczności.

Oceniając fabułę Starcia… nie można nie wspomnieć o jej fragmentarycznym charakterze. W poprzednich tomach mieliśmy do czynienia z mniej lub bardziej odrębnymi opowieściami, które w zasadzie można było czytać, nie znając całej historii. Owszem, sporo się traciło, nie mogąc wyłapywać rozsianych po całej serii aluzji do innych części, nie dyskwalifikowało to jednak Tajemnicy starego mistrza czy Wiedźmiego spisku jako samodzielnych powieści. Szósty tom jest jednak pod tym względem inny ─ opisane w nim wydarzenia stanowią bezpośrednią konsekwencję tego, co miało miejsce wcześniej, rozwiązana zostaje także jedna z największych zagadek cyklu. Starcie… jest również wstępem do finałowej bitwy, którą nasi bohaterowie będą musieli stoczyć ze Złym.

O dziwo, podczas lektury tego tomu wyraźnie odczuwałem, że trzymam w rękach książkę skierowaną do młodzieży, co nie miało miejsca w przypadku poprzednich części. Nie sposób powiedzieć, czy to za sprawą tłumaczenia, czy też sam autor nieco zmienił swój styl, jednakże inaczej konstruowane były zdania. Cechowała je dużo prostsza budowa, nawet słownictwo stało się mniej urozmaicone, przez co język sprawiał wrażenie już nie tak plastycznego, jak na początku cyklu. Delaney starał się też czytelnikom więcej rzeczy przypominać i tłumaczyć, zupełnie jakby spodziewał się, że odbiorca jego dzieła pewnych kwestii nie zrozumie. Zmiany te nie należą do rewolucyjnych, jest to raczej subtelna modyfikacja, dostrzegalna jednak dla tych, którzy pamiętają specyfikę wcześniejszych tomów.

Nie zmienia to jednak faktu, że Starcie demonów, podobnie jak reszta cyklu, stanowi wyśmienitą lekturę, tak dla młodszych, jak i nieco starszych czytelników. Mimo tego, że jest już szósty tom tej samej opowieści, zagłębianie się w wykreowany przez Delaneya świat przyniosło mi tyle samo radości, co na początku. I nie, wcale nie czekam na finał tej historii – jak dla mnie autor może ją snuć jeszcze bardzo długo. Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę