» Literatura » Czasopisma » Star Wars Komiks #17 (1/2010)

Star Wars Komiks #17 (1/2010)


wersja do druku

Nie wszystko złoto, co ma w sobie Bobę

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

Star Wars Komiks #17 (1/2010)
Dla fanów gwiezdnowojennego komiksu w Polsce nadeszły mroczne czasy; i bynajmniej nie piję do tego, że w lutym Egmont wyda drugą część powieści graficznej o takim właśnie tytule. Odkąd skończyłem lekturę Yody w grudniowej edycji Star Wars Komiks spotykały mnie w zasadzie same zawody: zarówno cięższe, w przypadku pozycji enigmatycznie zatytułowanej Jango Fett. Łowy, jak i nieco lżejsze, przynajmniej połowicznie, w postaci pierwszego tegorocznego numeru głównego starwarsowego czasopisma Egmontu.

Jego lepsza część to historia pt. Pole rażenia, która w Stanach Zjednoczonych ukazała się jako 53. zeszyt Republic. Mimo, iż komiks jest w zasadzie kontynuacją zdarzeń, jakie dane było czytelnikom wspomnianej serii śledzić w ramach dwóch zeszytów The New Face of War, a opowieść zaczyna się in media res, fabułę ogarnąć jest dosyć łatwo. Obi-Wan powraca na Coruscant ze swojej ostatniej misji ledwo żywy, jednak z celem – antidotum na broń biologiczną Separatystów – w ręku. Jak się jednak szybko okazuje, nie ma co popadać w euforię – z misją zdobycia leku wyruszyła piątka mistrzów i tylko Kenobi powrócił. Po krótkim pobycie w zakonnej klinice, mistrz Anakina może stanąć i opowiedzieć towarzyszom o tym, co stało się na wulkanicznej planecie Queyta… Historia, jaką zamieszczono w ramach dużej retrospekcji, która w tym miejscu następuje, nie powala na kolana. By zamaskować braki fabularne, twórcy sięgnęli do starego, a w dodatku irytująco częstego w Republic, zabiegu tłoczenia sporej ilości mistrzów Jedi na misji przepełnionej akcją. Aby nadać opowieści dramaturgii, scenarzysta pozbywa się następnie wszelkich "zbędnych" bohaterów w tempie (a czasem i z finezją), jakiego nie powstydziłby się Quentin Tarantino. Trzeba jednak przyznać, że udało się Hadenowi Blackmanowi przemycić kilka klimatycznych, typowo gwiezdnowojennych motywów, które ucieszą oko fana.

Brian Ching, rysownik odpowiedzialny za warstwę graficzną komiksu, jest znany polskim fanom głównie za sprawą komiksu Obsesja, jednak warto zauważyć, iż Pole rażenia to jego pierwszy gwiezdnowojenny projekt. Mimo to Ching czuje się w uniwersum całkiem swobodnie, a czytelnicy nie powinni mieć problemów z identyfikacją znanych bohaterów i elementów świata. Estetyka rysunków natomiast to nieco inna para kaloszy. Ching pomaga sobie zbyt wieloma liniami, szczególnie przy rysowaniu postaci. Miałoby to sens, gdyby zatrzymać rysunki na poziomie szkiców, jednak później dochodzi do tego praca kolorysty i całość daje efekt trochę chaotyczny i niechlujny. W przeciwieństwie do dzieł innych rysowników (np. uwielbianej przez fanów Jan Duursemy) kadry w Blast Radius szybko przechodzą od dialogu do dialogu, od sceny do sceny – Jedi giną szybko i "bezboleśnie", nikt się nad ich losem zbyt długo nie rozwodzi. Bezboleśnie na tyle, że czytelnik również nie ma szansy nieco zżyć się z postaciami, czy choćby im współczuć – ot, kolejny Jedi zginął, a my już jesteśmy w następnym kadrze.

Na akcji opiera się także Przelicytowany, lecz niepokonany – następna historia z udziałem Boby Fetta, jaką możemy przeczytać na łamach Star Wars Komiks. Niestety, zaczyna to przypominać casus komiksów z Darthem Maulem, z pierwszych numerów obecnego wcielenia czasopisma – publikujemy, nie ważne czy komiks jest dobry, ważne, że jest w nim Maul. Teoretycznie historia ma wszystko na swoim miejscu – jest humorystyczny początek, który przyciąga uwagę czytelnika (i mówi co nieco o bezwzględności mandaloriańskiego łowcy nagród), jest tajemniczy przedmiot, którego wielce pożąda Fett oraz pościg i duża dawka akcji. Mimo wszystko jednak komiks wydaje się pusty. Co prawda przedstawia wydarzenia z pewnego punktu widzenia dość dramatyczne, jednak nie znaczy to wiele, gdyż wszystkie postaci poza Bobą Fettem są płaskie niczym kartka papieru. Dodatkowo główny wątek opowieści napędzany jest w sposób schematyczny i mało porywający. A szkoda, gdyż bardzo zgrabne zakończenie aż prosi się o lepszy komiks, który mogło by wieńczyć.

Warstwę graficzną w Przelicytowanym, lecz niepokonanym określiłbym jako "bardzo na miejscu". Na przestrzeni opowieści z udziałem Fetta, jakie nam do tej pory zaserwowano można zauważyć specyficzną estetykę rysunków w stylu, jakie zazwyczaj się stosuje. Surowa kreska, dość ascetyczna postać Boby Fetta i raczej mroczna kolorystyka. Tak jak i w innych produkcjach, tak i tutaj styl rysunków dobrze współgra z treścią komiksu.

Na koniec czytelników siedemnastego numeru Star Wars Komiks czeka opowieść, której nie można zakwalifikować inaczej niż jako "ciekawostkę przyrodniczą". Kapitan C-3PO udowadnia, iż nawet tak tchórzliwy malkontent jak C-3PO może zdobyć się na bohaterstwo i wyprowadzić statek z opresji. Niestety, pomysł rozwinięty nawet do rozmiarów komiksowego shorta nie robi już takiego wrażenia jak choćby pojedynek astromechów w Wojnach klonów i obawiam się, że za w momencie premiery kolejnego zeszytu SWK już nikt nie będzie o nim pamiętał. Tym bardziej, że za nieskomplikowaną fabułą podąża prosta kreska, która pasuje jednak do komiksu, którego głównymi bohaterami są droidy. Brak jej jednak jakichkolwiek cech, które uczyniłyby ją wartą zapamiętania.

Szczerze mówiąc, pierwszy tegoroczny numer gwiezdnowojennego czasopisma Egmontu wypadł nadspodziewanie słabo. Kombinację mizernego Kapitana C-3PO i niezbyt porywającego Outbid But Never Outgunned niejako ratuje kolejny zeszyt Republic, choć i on nie należy do czołówki w swojej serii. Pozostaje mieć nadzieję, że lutowy numer zaprezentuje się lepiej, choć zapowiedzi nie nastrajają optymistycznie…
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
5.25
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Star Wars Komiks #17 (1/2010)
Redaktor naczelny: Jacek Drewnowski
Scenariusz: Haden Blackman, Ryan Kinnard, Beau Smith
Rysunki: Brian Ching, Mike Deodato, Ryan Kinnard
Kolory: Joe Wayne, Dave McCaig
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 14 stycznia 2010
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz, Maciek Drewnowski
Liczba stron: 48
Format: B5
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 5,90 zł
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics



Czytaj również

Republic #53. Blast Radius
Na nowe twarze kolejne spojrzenie
- recenzja
Star Wars Komiks #18 (2/2010)
Mistrz Jedi poleca
- recenzja
Star Wars Komiks #08 (4/2009)
Vader i Vongowie na celowniku
- recenzja
Star Wars Komiks #12 (8/2009)
Płyniemy w dół...
- recenzja
Republic #55-58. The Battle of Jabiim
Krew i deszcz
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.