Star Wars Komiks #13 (9/2009)
Gdy na początku czerwca, w ramach cyklicznych odpowiedzi na pytania czytelników, wydawnictwo Egmont zapowiedziało sprowadzenie do Polski serii Dark Times, fanów ogarnął entuzjazm większy niż do tej pory. W rzeczy samej, Egmont wytoczył ciężkie działa, jako że The Path to Nowhere jest przez wielu uważana za jedną z najlepszych opowieści w historii gwiezdnowojennego komiksu. To jednak dopiero w przyszłym miesiącu, zanim zaś nadejdzie ta szczęsna chwila, w której czytelnicy będą mogli wziąć do rąk polskie wydanie Mrocznych czasów, mamy przed sobą wrześniowy Star Wars Komiks.
Jak łatwo się było domyślić nowy numer sztandarowego starwarsowego czasopisma Egmontu został wykorzystany jako preludium dla Dark Times. W numerze mamy jak zwykle trzy wydane w Stanach Zjednoczonych zeszyty, tym razem składające się na dwa komiksy.
Pierwszym z nich jest Być Bobą Fettem, czyli historia typowo "talesowa". Życie najsłynniejszego łowcy nagród nie jest usłana różami, mimo iż jego mandaloriańska zbroja budzi lęk w najdalszych zakątkach galaktyki. Nie ma dnia, by Fett nie pomyślał największej stracie swojego życia – ojcu, którego odebrano mu podczas bitwy o Geonosis. W dniu z kalendarza Boby Fetta, który mamy okazję obserwować dzieje się podobnie. Łowca nagród nie może jednak spędzać życia na rozpamiętywaniu przeszłości, a i zleceń do wykonania nie brakuje. Czasem zdarza się jednak tak, że pozostawiona za plecami przeszłość sama odnajduje Bobę…
Jak już wspomniałem, Być Bobą Fettem to opowieść charakterystyczna dla serii Star Wars Tales. Jason Hall opracował prostą, choć cechującą się bardzo ładną symetrią, linię fabularną, którą okręcił wokół głównego wątku, prowadzącego do mocnej puenty. Pozostałe motywy jednak zostały potraktowane po macoszemu, co również jest znamienne dla (z reguły) początkujących autorów z Tales. Postaciom, poza Bobą oczywiście, ich motywacjom i logice zdarzeń również nie poświęcono jakiejś szczególnej ilości uwagi, a szkoda, gdyż główny motyw jest ciekawy i aż prosi o osadzenie go w dopracowanym komiksie. Zdaje się prosić też o inną rzecz – estetyczną lub choćby współgrającą z ogólną konwencją kreskę, jednak w tym aspekcie eksperyment z rysunkami Stewarta McKenny'ego okazał się raczej niepowodzeniem. Być Bobą Fettem bez wątpienia ma swoje momenty – ciekawie opracowane retrospekcje, a także mroczny wizerunek Boby zakutego w swoją charakterystyczną zieloną zbroję – jednak odbiór większości komiksu kreska psuje. Jest nijaka, mało w niej agresji i emocji, jakich przesłanie historia ma na celu; dużo lepiej McKenny sprawdziłby się w pozycji przeznaczonej dla najmłodszych czytelników… jednak Być Bobą Fettem aspiruje raczej do innej kategorii komiksów.
Po zaliczeniu powyższej opowiastki czytelnik przechodzi do części właściwej dziewiątej tegorocznej edycji Star Wars Komiks, czyli wprowadzenia do Mrocznych czasów. Rozpoczyna się ono felietonem, którego tytuł – Nadchodzą Mroczne czasy – mówi wszystko o tym, co w nim znajdziemy. Tekst skierowany jest do czytelników, którzy z gwiezdnowojennym komiksem wiele do czynienia nie mieli i nakreśla tło dla nowej serii, wynikającej w prostej linii z uwielbianej przez fanów Republic. Żaden komiks nie byłby jednak lepszym wprowadzeniem do Dark Times od opowieści pt. W nieznane, wydanej w USA jako Republic #79-80: Into the Unknown, która dla Mrocznych czasów stanowiła fabularną podstawę.
Rozkaz 66 był kluczowym wydarzeniem wojen klonów, wydarzeniem, dla którego w zasadzie cała wojna została wywołana. Pamiętna sekwencja z Zemsty Sithów wraz z przejmującym motywem muzycznym autorstwa Johna Williamsa świetnie oddały jego tragizm. Jednak kilkoro Jedi przedstawionych w filmie, to nie wszyscy, których dotknęła zdrada Palpatine'a. Galaktyka jest szeroka. W nieznane przedstawia historię jeszcze dwójki (a w zasadzie trójki). Bothański mistrz Kai Hudorra i jego padawanka Noirah Na, ścigani przez oddział klonów, którym niegdyś dowodzili, utknęli na Tooli, mroźnym świecie Whiphidów. Bez pieniędzy i żywności muszą nie tylko przetrwać, lecz również znaleźć drogę ucieczki z planety. Niewiele lepiej ma mistrz Dass Jennir, który uciekając przez dżunglę na Nowym Plymptonie przed swoim oddziałem klonów wpadł prosto w ręce Nosaurian, z którymi jeszcze kilka dni temu zaciekle walczył.
Wydawałoby się, że osadzony w ten sposób komiks będzie typową opowieścią akcji. Tak jednak nie jest, jako że Jedi, którzy do tej pory ową akcję zapewniali, nagle stali się tropioną zwierzyną, zmuszoną do krycia się wśród cieni. Welles Hartley postawił na przedstawienie dramatu rycerzy – ściganych osaczonych i zdezorientowanych – i... udało mu się to świetnie. Co więcej, komiks pokazuje koszmar, jaki spotkał Jedi z różnych perspektyw różnych istot, które wyciągają z tych doświadczeń różne wnioski. Poruszane są też typowe tematy związane z wojną – bezduszności, manipulacji i tego, jak ludzie w dobrej wierze acz bezmyślnie wykonując rozkazy czynią wiele zła.
Za warstwę graficzną Into the Unknown odpowiada Douglas Wheatley, którego fani poznali już dzięki m.in. adaptacji komiksowej Zemsty Sithów, kilku zeszytom serii Empire, a w Polsce z opowieści graficznej pt. Czystka, zamieszczonej w pierwszym numerze Star Wars Komiks. Odczucia co do powyższych można mieć różne, jednak tym komiksie Wheatley spisał się świetnie. Kreska jest estetyczna, bardzo dobrze wspierająca ogólny, mroczny, wydźwięk historii i znakomicie oddająca klimat Gwiezdnych wojen. Postaci mają w sobie dużo emocji i ekspresji, co wzmacnia uczucie dramatyzmu. Większe zastrzeżenia można mieć jedynie do samego początku opowieści, gdzie sceny ukazujące śmierć Stass Allie i Plo Koona różnią się dość znacznie od tych znanych z filmu, co wskazywałoby, że nie był on jeszcze skończony, gdy zamykano produkcję W nieznane. Bez wątpienia jest to smutny komiks, jednak scenarzyście udało się uniknąć skupienia tylko na tym jednym odczuciu. Kilka zwrotów w akcji wzbudza emocje w czytelniku, a realistyczne i estetyczne rysunki sprawiają, że lektura jest tym przyjemniejsza. Nie psują jej nawet okazjonalne literówki, czy niezbyt uważne tłumaczenie.
Nie ma się co oszukiwać – wszyscy zainteresowani gwiezdnowojennym komiksem muszą mieć ten numer egmontowskiego czasopisma. Nie tylko dlatego, aby wspierać publikację gwiezdnowojennych produktów w naszym odległym od wspaniałego centrum wszechświata kraju; W nieznane to komiks zwyczajnie zbyt dobry, by go zignorować. Dla tych zaś, którzy planują zakup Mrocznych czasów nie ma już zwyczajnie żadnych wymówek.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Jak łatwo się było domyślić nowy numer sztandarowego starwarsowego czasopisma Egmontu został wykorzystany jako preludium dla Dark Times. W numerze mamy jak zwykle trzy wydane w Stanach Zjednoczonych zeszyty, tym razem składające się na dwa komiksy.
Pierwszym z nich jest Być Bobą Fettem, czyli historia typowo "talesowa". Życie najsłynniejszego łowcy nagród nie jest usłana różami, mimo iż jego mandaloriańska zbroja budzi lęk w najdalszych zakątkach galaktyki. Nie ma dnia, by Fett nie pomyślał największej stracie swojego życia – ojcu, którego odebrano mu podczas bitwy o Geonosis. W dniu z kalendarza Boby Fetta, który mamy okazję obserwować dzieje się podobnie. Łowca nagród nie może jednak spędzać życia na rozpamiętywaniu przeszłości, a i zleceń do wykonania nie brakuje. Czasem zdarza się jednak tak, że pozostawiona za plecami przeszłość sama odnajduje Bobę…
Jak już wspomniałem, Być Bobą Fettem to opowieść charakterystyczna dla serii Star Wars Tales. Jason Hall opracował prostą, choć cechującą się bardzo ładną symetrią, linię fabularną, którą okręcił wokół głównego wątku, prowadzącego do mocnej puenty. Pozostałe motywy jednak zostały potraktowane po macoszemu, co również jest znamienne dla (z reguły) początkujących autorów z Tales. Postaciom, poza Bobą oczywiście, ich motywacjom i logice zdarzeń również nie poświęcono jakiejś szczególnej ilości uwagi, a szkoda, gdyż główny motyw jest ciekawy i aż prosi o osadzenie go w dopracowanym komiksie. Zdaje się prosić też o inną rzecz – estetyczną lub choćby współgrającą z ogólną konwencją kreskę, jednak w tym aspekcie eksperyment z rysunkami Stewarta McKenny'ego okazał się raczej niepowodzeniem. Być Bobą Fettem bez wątpienia ma swoje momenty – ciekawie opracowane retrospekcje, a także mroczny wizerunek Boby zakutego w swoją charakterystyczną zieloną zbroję – jednak odbiór większości komiksu kreska psuje. Jest nijaka, mało w niej agresji i emocji, jakich przesłanie historia ma na celu; dużo lepiej McKenny sprawdziłby się w pozycji przeznaczonej dla najmłodszych czytelników… jednak Być Bobą Fettem aspiruje raczej do innej kategorii komiksów.
Po zaliczeniu powyższej opowiastki czytelnik przechodzi do części właściwej dziewiątej tegorocznej edycji Star Wars Komiks, czyli wprowadzenia do Mrocznych czasów. Rozpoczyna się ono felietonem, którego tytuł – Nadchodzą Mroczne czasy – mówi wszystko o tym, co w nim znajdziemy. Tekst skierowany jest do czytelników, którzy z gwiezdnowojennym komiksem wiele do czynienia nie mieli i nakreśla tło dla nowej serii, wynikającej w prostej linii z uwielbianej przez fanów Republic. Żaden komiks nie byłby jednak lepszym wprowadzeniem do Dark Times od opowieści pt. W nieznane, wydanej w USA jako Republic #79-80: Into the Unknown, która dla Mrocznych czasów stanowiła fabularną podstawę.
Rozkaz 66 był kluczowym wydarzeniem wojen klonów, wydarzeniem, dla którego w zasadzie cała wojna została wywołana. Pamiętna sekwencja z Zemsty Sithów wraz z przejmującym motywem muzycznym autorstwa Johna Williamsa świetnie oddały jego tragizm. Jednak kilkoro Jedi przedstawionych w filmie, to nie wszyscy, których dotknęła zdrada Palpatine'a. Galaktyka jest szeroka. W nieznane przedstawia historię jeszcze dwójki (a w zasadzie trójki). Bothański mistrz Kai Hudorra i jego padawanka Noirah Na, ścigani przez oddział klonów, którym niegdyś dowodzili, utknęli na Tooli, mroźnym świecie Whiphidów. Bez pieniędzy i żywności muszą nie tylko przetrwać, lecz również znaleźć drogę ucieczki z planety. Niewiele lepiej ma mistrz Dass Jennir, który uciekając przez dżunglę na Nowym Plymptonie przed swoim oddziałem klonów wpadł prosto w ręce Nosaurian, z którymi jeszcze kilka dni temu zaciekle walczył.
Wydawałoby się, że osadzony w ten sposób komiks będzie typową opowieścią akcji. Tak jednak nie jest, jako że Jedi, którzy do tej pory ową akcję zapewniali, nagle stali się tropioną zwierzyną, zmuszoną do krycia się wśród cieni. Welles Hartley postawił na przedstawienie dramatu rycerzy – ściganych osaczonych i zdezorientowanych – i... udało mu się to świetnie. Co więcej, komiks pokazuje koszmar, jaki spotkał Jedi z różnych perspektyw różnych istot, które wyciągają z tych doświadczeń różne wnioski. Poruszane są też typowe tematy związane z wojną – bezduszności, manipulacji i tego, jak ludzie w dobrej wierze acz bezmyślnie wykonując rozkazy czynią wiele zła.
Za warstwę graficzną Into the Unknown odpowiada Douglas Wheatley, którego fani poznali już dzięki m.in. adaptacji komiksowej Zemsty Sithów, kilku zeszytom serii Empire, a w Polsce z opowieści graficznej pt. Czystka, zamieszczonej w pierwszym numerze Star Wars Komiks. Odczucia co do powyższych można mieć różne, jednak tym komiksie Wheatley spisał się świetnie. Kreska jest estetyczna, bardzo dobrze wspierająca ogólny, mroczny, wydźwięk historii i znakomicie oddająca klimat Gwiezdnych wojen. Postaci mają w sobie dużo emocji i ekspresji, co wzmacnia uczucie dramatyzmu. Większe zastrzeżenia można mieć jedynie do samego początku opowieści, gdzie sceny ukazujące śmierć Stass Allie i Plo Koona różnią się dość znacznie od tych znanych z filmu, co wskazywałoby, że nie był on jeszcze skończony, gdy zamykano produkcję W nieznane. Bez wątpienia jest to smutny komiks, jednak scenarzyście udało się uniknąć skupienia tylko na tym jednym odczuciu. Kilka zwrotów w akcji wzbudza emocje w czytelniku, a realistyczne i estetyczne rysunki sprawiają, że lektura jest tym przyjemniejsza. Nie psują jej nawet okazjonalne literówki, czy niezbyt uważne tłumaczenie.
Nie ma się co oszukiwać – wszyscy zainteresowani gwiezdnowojennym komiksem muszą mieć ten numer egmontowskiego czasopisma. Nie tylko dlatego, aby wspierać publikację gwiezdnowojennych produktów w naszym odległym od wspaniałego centrum wszechświata kraju; W nieznane to komiks zwyczajnie zbyt dobry, by go zignorować. Dla tych zaś, którzy planują zakup Mrocznych czasów nie ma już zwyczajnie żadnych wymówek.
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Star Wars Komiks #13 (9/2009)
Redaktor naczelny: Jacek Drewnowski
Scenariusz: Welles Hartley, Jason Hall
Rysunki: Doug Wheatley, Stewart McKenny
Kolory: Christopher Chuckry, Dave Nestelle
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 16 września 2009
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski, Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 64
Format: B5
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 5,90 zł
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Redaktor naczelny: Jacek Drewnowski
Scenariusz: Welles Hartley, Jason Hall
Rysunki: Doug Wheatley, Stewart McKenny
Kolory: Christopher Chuckry, Dave Nestelle
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: 16 września 2009
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski, Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 64
Format: B5
Oprawa: miękka, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 5,90 zł
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Tagi:
Christopher Chuckry | Dave Nestelle | Douglas Wheatley | Jacek Drewnowski | Jarosław Grzędowicz | Jason Hall | Maciej Drewnowski | Star Wars Komiks | Star Wars Komiks #13 (9/2009) | Stewart McKenny | Welles Hartley