» Recenzje » Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów - C. D. Simak

Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów - C. D. Simak


wersja do druku
Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów - C. D. Simak
Do tej pory jedynym dziełem Clifforda D. Simaka, z jakim się spotkałem była powieść fantasy Tam, gdzie mieszka zły. Chronologicznie dużo późniejszy od Stacji tranzytowej i Rezerwatu goblinów, utrzymany w innej konwencji niż dwie mikropowieści science-fiction, tekst ten łączy z poprzednimi umiłowanie autora do wszelkiej maści stworów, gromadnie pojawiających się na łamach jego dzieł. Smoki, gobliny, trolle czy też kosmici – im bardziej cudacznie, tym lepiej.

Wydany przez Solaris powieściowy tandem otwiera nagrodzona Hugo Stacja tranzytowa. Żyjący od ponad stu lat Enoch Wallace, mieszkaniec farmy położonej gdzieś w centralnej części Stanów Zjednoczonych, nie jest zwyczajnym człowiekiem. Po pierwsze, mimo swojego zaawansowanego wieku, wygląda jakby ledwie przekroczył trzydziestkę, po drugie, jest zawiadowcą międzyplanetarnej stacji tranzytowej, będącej przystankiem dla wielu kosmicznych podróżników. Od ponad wieku trawi dni na przyjmowaniu i wysyłaniu w dalszą drogę niezwykłych gości, będąc jedyną osobą na Ziemi, która zdaje sobie sprawę z tego, co naprawdę kryje wszechświat. Czas płynie mu leniwie do dnia, gdy pewien ciekawski agent CIA odkrywa grób pogrzebanego przez Enocha kosmity i postanawia zabrać zwłoki do Waszyngtonu.

Stacja… jest powieścią specyficzną, nie opierającą się ani na szybkiej akcji, ani też na arcyciekawym pomyśle. Wręcz przeciwnie, fabuła ciągnie się niemiłosiernie, trudno o zawrotne tempo czy zaskakujące wydarzenia, a i koncept wszechświata pełnego dziwacznych kosmitów nie jest niczym nowym. Jednakże w tej powieści Simak wyeksponował swój dar opowiadania, snucia fantastycznych historii, częstokroć przywoływanych zaledwie w formie ciekawostek i dygresji. Prowadzący dzienniki Enoch jest nie tyle bohaterem, co narratorem, swoimi wspomnieniami opisującym nam otaczający go świat. Gdzieś tam w tle przebrzmiewają echa zbliżającej się wojny atomowej grożącej ludzkości, ale jednocześnie ma się wrażenie, że jest to wątek poboczny, mniej ważny od kolejnego opisu spotkania Wallace’a z gościem z innego świata.

Zupełnie inny jest Rezerwat goblinów, pełen humoru i zwariowanych postaci. W przypadku tej powieści, podobnie jak w Stacji…, mamy do czynienia z zapełniającymi strony najróżniejszymi bohaterami, z tym że akurat tutaj Simak nie ogranicza się jedynie do kosmitów. W wykreowanej przez autora rzeczywistości znalazło się miejsce zarówno dla gości z innych planet, jak i istot mitycznych, a także pochodzących z innych czasów. A wszystko to za sprawą transmitera materii, wynalazku umożliwiającego zarówno podróże w czasie, jak i eskapady na kraniec galaktyki. Jak się jednak okazuje, nie jest to urządzenie niezawodne. Profesor Peter Maxwell w trakcie teleportacji zostaje powielony, w wyniku czego on sam trafia na tajemniczą kryształową planetę, a jego sobowtór wraca na Ziemię… i ginie. Po powrocie do domu bohater nie tylko musi uporządkować sprawy związane ze swoim zmartwychwstaniem, ale także sfinalizować pewną transakcję, wiedząc wprawdzie, co jest przedmiotem targu, ale nie znając ceny.

Czytając nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że składające się na tę książkę powieści Simaka dobrane zostały nie tyle na zasadzie podobieństwa, co kontrastu. Spokojnej, pełnej refleksji i dumania nad ludzkością Stacji… przeciwstawia się rozrywkowy, lekkostrawny Rezerwat…, w którym na bok spychana jest fabuła, a eksponuje się sympatycznych bohaterów, z żarłocznym tygrysem szablozębnym Sylwestrem na czele. W opowieści o Enochu skupialiśmy się na jednym człowieku i jego wspomnieniach, tymczasem w historii Maxwella największą rozrywkę dla czytelnika stanowi poznawanie coraz to bardziej cudacznych postaci, jak chociażby ucywilizowany neandertalczyk, Oop.

Jednakże mimo tych rozbieżności, książka broni się jako całość. Jakkolwiek żadna z tych powieści nie jest dziełem wybitnym, razem stanowią zgrany duet, najpierw sprawiając, że się wyciszamy i skupiamy, a następnie rozluźniamy, relaksujemy przy pełnej humoru opowiastce. Simak po prostu ma coś, co ja nazywam darem opowiadania. Podobnie jak w przypadku Tolkiena, Urszuli K. Le Guin, czy Eddingsa, Clifford D. Simak potrafi przykuć mnie do lektury, zahipnotyzować swoim stylem (w szczególności w Stacji tranzytowej), przez co potrafię wiele mu wybaczyć.

Owszem, będąc szczerym trzeba wytknąć Amerykaninowi kilka niedostatków, jak choćby zbytnia potulność agenta CIA, czy fakt, że ów wiszący nad ludzkością nuklearny Armagedon wydaje się czymś błahym, mało absorbującym naszą uwagę. Jednakże, jak już wspominałem, wiele byłem w stanie wybaczyć, właśnie ze względu na ów dar opowiadania.

W efekcie czytelnik otrzymuje dwie względnie równe powieści, z lekkim wskazaniem na Stację…. Trzeba jednak zaznaczyć, że odbiór tych tekstów może być bardzo różny, w zależności od tego, czy danej osobie spodoba się styl Simaka. Mnie przypasował idealnie, skutecznie maskując drobne niedostatki i zapewniając godziny wciągającej lektury.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 5 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów (Way Station / The Goblin Reservation)
Autor: Clifford D. Simak
Wydawca: Solaris
Miejsce wydania: Stawiguda
Data wydania: 11 sierpnia 2008
Liczba stron: 424
Seria wydawnicza: klasyka science fiction
ISBN-13: 978-83-7590-013-2
Cena: 44,90 zł

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.