» Recenzje » Ssij, mała, ssij - Christopher Moore

Ssij, mała, ssij - Christopher Moore


wersja do druku

Czyli nawet pastisze horrorów mogą mieć sequel

Redakcja: Beata 'teaver' Kwiecińska-Sobek

Ssij, mała, ssij - Christopher Moore
Wydawnictwo MAG planuje chyba wydać całość dzieł Christophera Moore’a, co jest całkiem fajną sprawa, bo może znowu zostanie przypomniany czytelnikom świetny Blues Kojota, sprzed lat. Wtedy autor nie cieszył się jeszcze taką popularnością w Polsce. Dodatkowo, polskie wydania Moore’a nadają się na prezenty, są całkiem zabawne i nie są tak niszowe, jak ambitna fantastyka.

Ssij, Mała, ssij, najnowsza powieść Moore’a świeżo po premierze, to dalszy ciąg Krwiopijców, love story o wampirach w wersji tragikomicznej. Oryginalnie książki te dzieli dwanaście lat, bo po takim czasie Christopher Moore wrócił do tematu i bohaterów. U nas wyszły szybko, jedna po drugiej. Czy był sens oglądać się za siebie? I tak, i nie.

Akcja Ssij, Mała, ssij (swoją drogą, ciekawe jak tłumacz wpadł na ten tytuł), rozpoczyna się prawie natychmiast po zakończeniu Krwiopijców. Ciężko więc będzie ją czytać bez znajomości pierwszej części. Tym samym jest to prawdziwy sequel, gdzie autor po prostu ciągnie akcję dalej. Bohaterowie jednak mocno się zmienili. Jody, wampirzyca z pierwszej części, przeszła gruntowną transformację i trudno w niej szukać tej zagubionej dziewczyny w typie Bridget Jones. Teraz to prawdziwy wamp, co czyni ją odrobinę nudną. Thomas Flood, niedoszły pisarz, lat dziewiętnaście, również przestał pozować na wielkiego intelektualistę i po tygodniu od przemiany jedyne o czym myśli, to seks i pragnienie krwi, ale tak bez jakiś wielkich ofiar.

Generalnie prawie wszyscy bohaterowie charakteryzują się wybujałymi potrzebami seksualnymi, co oczywiście nadaje książce rubaszny charakter, ale przestaje być to pastisz na love story i opowieści o wampirach. Jest kilka naprawdę zabawnych zdań, które warto zapamiętać i można się z nich długo śmiać, ale cała książka wydaje się być po prostu dalszym ciągiem, bez jakiegoś lepszego pomysłu. Nawet stary wampir, który niby miał klasę, styl itd., zostaje sprowadzony do pozycji przygłupa w dresie, a rozwiązanie jego wątku naprawdę rozczarowuje. Podobnie mroczna dziwka Blue, która niszczy mężczyzn jak przystało na kobietę fatalną, jest po prostu wulgarna i na jej przykładzie widać, czemu wampirzyce powinny zawsze pochodzić z Europy.

Autor nie popisał się intrygą, ani nie wysilił się na ambitną akcję. Jedyne co ratuje książkę, poza kilkoma śmiesznymi zdaniami, jest Abby Normal – gotka, emo, egzaltowana nastolatka mroczna jak kawa zbożowa. Jej pamiętnik to niesamowicie miła niespodzianka i naprawdę jest z czego się pośmiać. Szkoda, że jest jej zbyt mało. Co zaś do finału, koniec po prostu jest, bo jakiś musi być. Autor chciał być sentymentalny, ale moim zdaniem finał wyszedł mu słabo.

Podsumowując, po lekturze pojawia się pytanie, czy książka nie wypadłaby lepiej, gdyby autor napisał więcej o Abby. Jej naiwność i "mroczność" jest niesamowicie ciekawa i idealnie mogłaby wypełnić całą książkę. Stąd właśnie zastanawiam się, czemu autor wrócił po dwunastu latach do swoich bohaterów jako głównych postaci, gdy tymczasem świetnie pasowaliby jako tło dla pamiętnika mrocznej panny, umalowanej jak klaun, ale i z "sercem cierpiącym, bo wciąż musi chodzić do szkoły i być niewolnicą dnia". Autor obdarzył Abby masą ciepła i aż szkoda, że jest tylko postacią drugoplanową. Goci i Emo są obecnie na czasie. Książka o nich mogłaby się lepiej sprzedać, a jakoś nie mam złudzeń co do inklinacji autora. Jego styl pisania, wklejania żartobliwych zdań i ogólna rubaszność książki czasem zbyt widocznie udowadniają potrzebę "komercyjności" i tworzenia bestsellera dla amerykańskich czytelników wymagających kanonicznych elementów, takich jak niewyżyci pakowacze z marketu, egzaltowani geje i wieczny konflikt z wredną matką, bo oczywiście wszyscy bohaterowie muszą taką mieć.

Jednak warto przeczytać Ssij, Mała Ssij właśnie dla pamiętników Abby, które dla osób znających Drakulę będą cudownym pastiszem dzienników wampirzych pomagierów, oddanych do szpiku kości swym nieumarłym panom. Dodatkowo, gracze RPG znajdą tutaj przepiękne sceny z rodzicami Abby, sesjami RPG i ogólną "mrocznością". Polecam więc jako miłe czytadło i mam nadzieję, że autor niedługo wróci do Abby.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
5.0
Ocena recenzenta
5.67
Ocena użytkowników
Średnia z 9 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Ssij, mała, ssij (You Suck: A Love story)
Autor: Christopher Moore
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Wydawnictwo Mag
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 5 września 2008
Oprawa: twarda
Format: 125 x 195 mm
ISBN-13: 978-83-7480-102-7
Cena: 35,00 zł



Czytaj również

Ssij, mała, ssij - Christopher Moore
Moore w świetnej formie
- recenzja
Gryź, mała, gryź - Christopher Moore
Co za dużo, to niezdrowo
- recenzja

Komentarze


Alkioneus
   
Ocena:
0
Tłumacz błysnął tytułem.
30-09-2008 18:59
~Garm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A nie jest tak, że tytuły "tłomaczą" w wydawnictwie?
05-10-2008 12:13
M.S.
    :)
Ocena:
0
Nawet jeśli, wtedy tłumaczenia też dokonał tłumacz (niekoniecznie zawodowy, tj. taki, który dokonał przekładu całej powieści). Bo kto inny? Sekretarka? :P
05-10-2008 18:09
~Garm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że autorami "najlepsiejszych" tytułów są marketingowcy. Szczególnie świetnie układanie tytułów wychodzi takim, którzy nie mają pojęcia, o czym jest dany utwór, ale mają np. ochotę "wprowadzić trochę klimatu".

Co prawda branża trochę inna i w wydawnictwach książkowych pewnie aż tak źle nie jest, ale warto się zastanowić, czy dany tytuł to naprawdę wina tłumacza.
06-10-2008 11:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.