Spore
Branża rozrywkowa od zawsze celuje w chłopców w wieku od 14 do 25 lat. Począwszy od eksponowania erotyki, skończywszy na przemocy. W pewnym momencie zacząłem wyrastać z tego trendu – golizna i krew są na dłuższą metę znacznie mniej ekscytujące niż remont mieszkania i początek pracy. Zamiłowanie do gier komputerowych pozostało – tyle, że zaczęło brakować paliwa. Mass Effect rozczarował mnie słabością fabuły, Sins od Solar Empire – prostotą, zaś Gothic 3 – schematycznością.
W efekcie do "głośno oczekiwanych hitów" mam dość krytyczny stosunek – sięgam po nie, gdy szef przyśle je do recenzji, zaś kupuję jedynie niektóre tytuły.
Nie bez kozery zaczynam marudzić o "starych dobrych czasach", bo w moje ręce trafiła gra Spore – kolejny elektroniczny powód aby pozostać przy papierowych planszówkach.
Marketing Spore to temat na osobny felieton. Dość powiedzieć, że Will Wright obficie rozpuszczał plotki, skąpo dozował fakty i stanowczo unikał konkretów. W zapowiedziach wszystko wyglądało zachęcająco – historia ewolucji od komórki aż po cywilizację międzyplanetarną. Skrzyżowanie Popoulusa, Cywilizacji i Master of Orion. Kilka lat pracy nad modelem rozgrywki, możliwość stworzenia własnego gatunku istot – cuda na kiju.
Zapomniano powiedzieć o jednym Spore to gra dla dwunasto-, no może czternastolatków.
Początek jest obiecujący: meteoryt spada na planetę. A na jego pokładzie spadają zarodniki naszego gatunku. Pierwsza faza obejmuje żywot w stadium komórki – zbieramy pożywienie, rozwijamy wici i czułki, rozszerzamy naszą pulę genetyczną poprzez mizianie z innymi komórkami (seks musi być!) – a wszystko po to zrobić D-Day i wylądować na pewnej prehistorycznej plaży.
Następnie nasz osobnik rozwija swoje umiejętności międzygatunkowe (pokojowe lub zgoła przeciwnie) aż dochodzi do etapu plemienia. Jako wódz swoich ludzi podporządkowujemy sobie inne plemiona (muzyką lub bronią). Na etapie cywilizacji chodzi z grubsza o to samo – tyle, że w skali całej planety. Etap kosmiczny jest już nieco bardziej rozbudowany – aczkolwiek cele się nie zmieniają. W zasadzie – ostatni etap jest prawie erpegiem. Zadania, proste statystyki i przedmioty – nic dziwnego, że bawiłem się przy nim najlepiej.
Mechanika rozgrywki jest dość prosta. Pierwsze cztery etapy można ukończyć w ciągu trzech godzin, ostatni – to drugie tyle. Wachlarz decyzji możliwych do podjęcie jest bardzo wąski, chociaż każdy z poprzednich wyborów wpływa na następne (np. agresja w fazie komórki ułatwia prowadzenie wojny w fazie cywilizacji).
Esencją gry nie są decyzje taktyczne, ale estetyczne. Nie na darmo o Spore mówi się jako o następcy Simsów. Możliwości dekorowania swojego stwora są praktycznie nieograniczone. Większość z ozdób nie ma wpływu na rozgrywkę, służy jedynie temu, aby wymieniać się nimi z kolegami, publikować je w necie i drukować na koszulkach.
Muszę przyznać, że gra silnie wspiera tę "społeczność" – interfejs jest bardzo prosty i wyjątkowo łatwy do nauki. Bez problemów możemy dodawać nowe kończyny, skrzydła, modyfikować umaszczenie czy sylwetkę bestii. W samej grze zawarto również system osiągnięć, które można zdobyć za rozmaite rzeczy – począwszy od ukończenia etapu lub gry, skończywszy zaś na odnajdywaniu żartów i tajemnic w niej zawartych.
Niestety – zabawa wirtualnymi lalkami zupełnie mnie nie kręci. Co gorsza, zamiast stanowić dodatek do właściwej rozgrywki, stanowi jej substytut. W efekcie po ukończeniu Spore (jakieś osiem godzin) nie bardzo mam ochotę na powtórkę. W praktyce różnice pomiędzy ścieżką pokojową a wojenną są wyjątkowo małe. Może jestem zbyt stary na darwinowskie Simsy, jednak wydanie 120 złotych na dzień zabawy wydaje mi się być przesadą.
Spore może spodobać się osobom bardziej uspołecznionym ode mnie (o co nietrudno – bo "Nasza klasa" kojarzy mi się głównie z Kaczmarskim). Głównym odbiorcą tytułu pozostają, według mnie, dzieci.
Niemała w tym zasługa kreskówkowej grafiki. Począwszy od pastelowej kolorystyki, poprzez rajskie planety (wyjęte żywcem z Księgi Rodzaju), skończywszy zaś na sympatycznej mimice stworów. Agresja występująca w grze jest pokazana wyjątkowo oględnie – eksterminacja gatunków, podbój cywilizacji i porywanie mieszkańców innych planet przypominają dziecięcą zabawę. Nie ma w tym nic niesmacznego – po prostu nie sposób przejmować się "na poważnie" losem różowych słoników z fioletowymi skrzydłami i granatowymi grzebieniami. Dźwięk jest nieco słabszy. Po kilku godzinach gry zaczyna męczyć i stanowczo lepiej go wyłączyć.
Nieco lepiej było w przypadku humoru zawartego w grze. Kilka gestów prezentowanych przez osobniki uzupełnionych przez ciekawostki w fazie plemienia poprawiło mi nastrój na parę chwil. Powtarzające się sekwencje szybko jednak zaczęły irytować, zwłaszcza, że nie wszystkie "dowcipy" można przeklikać.
Ocena Spore stanowi dla mnie pewien problem. Mi osobiście gra nie przypadłą do gustu ze względu na jej schematyczność, prostotę i liczne dłużyzny. Z drugiej strony, kilkoro moich znajomych uparcie hoduje stworki i bardzo sobie chwali "społecznościową" twarz gry.
Gra może przypaść do gustu miłośnikom takiej właśnie "społeczności". Zadowolone mogą być również dzieci i nastolatki, w szczególności te, które nie lubią przemocy. Nie polecam Spore miłośnikom rozbudowanych strategii – tym znacznie lepiej zrobi klasyczny triathlon: Popoulus, Cywilizacja i Master of Orion.
Gdybym był rodzicem nie kupiłbym swojemu dziecku Spore. Psychodeliczne kolory uzupełnione schematycznością i cukierkową przemocą – nie są to treści, które chciałbym mu przekazać. Prędzej nauczę progeniturę grać w szachy, uzupełniając to Szklarskim, Niziurskim czy – już trudno – Osadnikami z Catanu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
W efekcie do "głośno oczekiwanych hitów" mam dość krytyczny stosunek – sięgam po nie, gdy szef przyśle je do recenzji, zaś kupuję jedynie niektóre tytuły.
Nie bez kozery zaczynam marudzić o "starych dobrych czasach", bo w moje ręce trafiła gra Spore – kolejny elektroniczny powód aby pozostać przy papierowych planszówkach.
Pierwszy kontakt
Marketing Spore to temat na osobny felieton. Dość powiedzieć, że Will Wright obficie rozpuszczał plotki, skąpo dozował fakty i stanowczo unikał konkretów. W zapowiedziach wszystko wyglądało zachęcająco – historia ewolucji od komórki aż po cywilizację międzyplanetarną. Skrzyżowanie Popoulusa, Cywilizacji i Master of Orion. Kilka lat pracy nad modelem rozgrywki, możliwość stworzenia własnego gatunku istot – cuda na kiju.
Zapomniano powiedzieć o jednym Spore to gra dla dwunasto-, no może czternastolatków.
Początek jest obiecujący: meteoryt spada na planetę. A na jego pokładzie spadają zarodniki naszego gatunku. Pierwsza faza obejmuje żywot w stadium komórki – zbieramy pożywienie, rozwijamy wici i czułki, rozszerzamy naszą pulę genetyczną poprzez mizianie z innymi komórkami (seks musi być!) – a wszystko po to zrobić D-Day i wylądować na pewnej prehistorycznej plaży.
Następnie nasz osobnik rozwija swoje umiejętności międzygatunkowe (pokojowe lub zgoła przeciwnie) aż dochodzi do etapu plemienia. Jako wódz swoich ludzi podporządkowujemy sobie inne plemiona (muzyką lub bronią). Na etapie cywilizacji chodzi z grubsza o to samo – tyle, że w skali całej planety. Etap kosmiczny jest już nieco bardziej rozbudowany – aczkolwiek cele się nie zmieniają. W zasadzie – ostatni etap jest prawie erpegiem. Zadania, proste statystyki i przedmioty – nic dziwnego, że bawiłem się przy nim najlepiej.
Mechanika rozgrywki jest dość prosta. Pierwsze cztery etapy można ukończyć w ciągu trzech godzin, ostatni – to drugie tyle. Wachlarz decyzji możliwych do podjęcie jest bardzo wąski, chociaż każdy z poprzednich wyborów wpływa na następne (np. agresja w fazie komórki ułatwia prowadzenie wojny w fazie cywilizacji).
Drogi i bezdroża ewolucji
Esencją gry nie są decyzje taktyczne, ale estetyczne. Nie na darmo o Spore mówi się jako o następcy Simsów. Możliwości dekorowania swojego stwora są praktycznie nieograniczone. Większość z ozdób nie ma wpływu na rozgrywkę, służy jedynie temu, aby wymieniać się nimi z kolegami, publikować je w necie i drukować na koszulkach.
Muszę przyznać, że gra silnie wspiera tę "społeczność" – interfejs jest bardzo prosty i wyjątkowo łatwy do nauki. Bez problemów możemy dodawać nowe kończyny, skrzydła, modyfikować umaszczenie czy sylwetkę bestii. W samej grze zawarto również system osiągnięć, które można zdobyć za rozmaite rzeczy – począwszy od ukończenia etapu lub gry, skończywszy zaś na odnajdywaniu żartów i tajemnic w niej zawartych.
Niestety – zabawa wirtualnymi lalkami zupełnie mnie nie kręci. Co gorsza, zamiast stanowić dodatek do właściwej rozgrywki, stanowi jej substytut. W efekcie po ukończeniu Spore (jakieś osiem godzin) nie bardzo mam ochotę na powtórkę. W praktyce różnice pomiędzy ścieżką pokojową a wojenną są wyjątkowo małe. Może jestem zbyt stary na darwinowskie Simsy, jednak wydanie 120 złotych na dzień zabawy wydaje mi się być przesadą.
Spore może spodobać się osobom bardziej uspołecznionym ode mnie (o co nietrudno – bo "Nasza klasa" kojarzy mi się głównie z Kaczmarskim). Głównym odbiorcą tytułu pozostają, według mnie, dzieci.
Niemała w tym zasługa kreskówkowej grafiki. Począwszy od pastelowej kolorystyki, poprzez rajskie planety (wyjęte żywcem z Księgi Rodzaju), skończywszy zaś na sympatycznej mimice stworów. Agresja występująca w grze jest pokazana wyjątkowo oględnie – eksterminacja gatunków, podbój cywilizacji i porywanie mieszkańców innych planet przypominają dziecięcą zabawę. Nie ma w tym nic niesmacznego – po prostu nie sposób przejmować się "na poważnie" losem różowych słoników z fioletowymi skrzydłami i granatowymi grzebieniami. Dźwięk jest nieco słabszy. Po kilku godzinach gry zaczyna męczyć i stanowczo lepiej go wyłączyć.
Nieco lepiej było w przypadku humoru zawartego w grze. Kilka gestów prezentowanych przez osobniki uzupełnionych przez ciekawostki w fazie plemienia poprawiło mi nastrój na parę chwil. Powtarzające się sekwencje szybko jednak zaczęły irytować, zwłaszcza, że nie wszystkie "dowcipy" można przeklikać.
Ocena
Ocena Spore stanowi dla mnie pewien problem. Mi osobiście gra nie przypadłą do gustu ze względu na jej schematyczność, prostotę i liczne dłużyzny. Z drugiej strony, kilkoro moich znajomych uparcie hoduje stworki i bardzo sobie chwali "społecznościową" twarz gry.
Gra może przypaść do gustu miłośnikom takiej właśnie "społeczności". Zadowolone mogą być również dzieci i nastolatki, w szczególności te, które nie lubią przemocy. Nie polecam Spore miłośnikom rozbudowanych strategii – tym znacznie lepiej zrobi klasyczny triathlon: Popoulus, Cywilizacja i Master of Orion.
Gdybym był rodzicem nie kupiłbym swojemu dziecku Spore. Psychodeliczne kolory uzupełnione schematycznością i cukierkową przemocą – nie są to treści, które chciałbym mu przekazać. Prędzej nauczę progeniturę grać w szachy, uzupełniając to Szklarskim, Niziurskim czy – już trudno – Osadnikami z Catanu.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Spore
Producent: Maxis
Wydawca: Electronic Arts Inc.
Dystrybutor polski: Electronic Arts Polska
Data premiery (świat): 5 września 2008
Data premiery (Polska): 5 września 2008
Wymagania sprzętowe: Pentium 4 2 GHz, 768 MB RAM, karta grafiki 128 MB (GeForce 6600 lub lepsza), 6 GB HDD, Windows XP/Vista.
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: eu.spore.com/home.cfm?lang=pl
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 159,90 zł
Producent: Maxis
Wydawca: Electronic Arts Inc.
Dystrybutor polski: Electronic Arts Polska
Data premiery (świat): 5 września 2008
Data premiery (Polska): 5 września 2008
Wymagania sprzętowe: Pentium 4 2 GHz, 768 MB RAM, karta grafiki 128 MB (GeForce 6600 lub lepsza), 6 GB HDD, Windows XP/Vista.
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: eu.spore.com/home.cfm?lang=pl
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 159,90 zł
Tagi:
Spore