Spook Country. W kraju agentów - William Gibson
Thriller w konwencji (prawie) techno
Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański
Redakcja: Olga 'Kitiara' RostkowskaNarzekania na poziom czytelnictwa w Polsce słychać od lat – sarkają eksperci, nauczyciele, politycy – wszyscy. Jest jednak wśród gatunków literackich bastion, który nigdy się nie podda – kryminały i dreszczowce. Szczególnie te drugie są ostatnio bardzo popularne, zarówno w mainstreamie, jak i w fantastyce. Dzięki wydawnictwu Książnica mamy okazję zapoznać się z thrillerem pisarza wielkiego kalibru, nazywanego ojcem cyberpunku.
William Gibson jest w pewnych kręgach czytelniczych niezwykle popularny, a każda jego książka uważana jest za objawienie. W końcu to on w roku 1984 zdefiniował cyberprzestrzeń, kiedy innym się o tym nawet nie śniło. Słynnego Neuromancera uznaje się za pierwszą książkę stricte cyberpunkową, a samego Gibsona określa mianem wybitnego futurologa.
Pisarz zdecydował się na podzielenie narracji na trzy osobne wątki, każdy opowiadany przez inną osobę. Hollis Henry jest kobietą w średnim wieku, byłą gwiazdą rocka, która właśnie stawia swoje pierwsze kroki w dziennikarstwie. Podejmuje pracę dla nowej, nieznanej gazety, Node. Tajemniczy magazyn szybko wpędzi ją w kłopoty, które zmienią jej życie.
Tito to potomek wielkiej kubańskiej rodziny, która obecnie mieszka w Stanach. Dzięki licznym kontaktom dowiaduje się, że ktoś próbuje go śledzić i utrudnić życie tajemniczemu mężczyźnie, dla którego pracuje.
Milgrim jest człowiekiem pogrążonym w nałogu. Ćpa przez cały czas i znajduje ukojenie tylko w potężnych środkach odurzających. Poznajemy go, kiedy siedzi w hotelu, zgarnięty prosto z ulicy przez dziwnego Browna, wyglądającego na członka rządowej agencji.
Wszystkie te postaci łączy w końcu tajemniczy kontener, wokół którego kręci się cała fabuła.
Historię poznajemy na zmianę z trzech punktów widzenia (Hollis, Tito i Milgrima). Zabieg jest dosyć ciekawy, ale wydaje mi się, że Gibson trochę przesadził – rozdziały są niezwykle mikre (najwyżej kilkanaście stron, często nie przekraczają nawet jednej), co skutecznie utrudnia połapanie się w każdym z trzech wątków. Nakłada się na to jeszcze pewna cecha książki – pisarz często ukrywa pozornie nieważne zdarzenia w natłoku opisów, przez co stosunkowo często okazuje się, że nieuważny czytelnik zgubił jakiś przełomowy punkt. Mimo to narracja jest dosyć interesująca i raczej nie nudzi, ponieważ w Spook Country, jak na typowy thriller przystało, wszystko rozwija się w szybkim tempie i rzadko kiedy mamy czas na oddech. Takimi przerwami z pewnością jest część rozdziałów z wątku Milgrima – opisy jego snów, halucynacji na haju czy rozważań nad średniowieczną herezją (tak!) stanowią intrygujący przerywnik. Podobnie "nietechno" konwencję autor przyjął w wątku o Tito – tutaj pojawiają się kwestie religii i więzów rodzinnych oraz wspomnień z ojczyzny, które – przynajmniej w moich oczach – czynią tą gałąź historii najciekawszą. Mniej za to spodobało mi się zakończenie – opisy poszukiwań Browna połączone z tajemniczą historią innego byłego agenta, doprawione jeszcze podtytułem książki, robią nadzieje na poważną aferę polityczną. Zawiodłem się jednak – końcówka zdecydowanie nie spełniła moich oczekiwań.
Zdziwiła mnie trochę konwencja książki. Z tyłu okładki nazywana jest ona technothrillerem. Thriller – na pewno, techno - już mniej. Nie znajdziemy tutaj rewolucji na miarę słynnej gibsonowskiej cyberprzestrzeni, niewielkim substytutem są sztuka lokacyjna i geohakowanie Z czym to się je? Obie dyscypliny dotyczą cyberprzestrzeni i sposobów jej zagospodarowania. Pierwsza to coś, co można by nazwać "rzeźbieniem internetowym". Twórca sztuki lokacyjnej kreuje od podstaw pełen model, który geohaker potem umieszcza w cyberprzestrzeni. Ani mnie to grzeje, ani ziębi – po prostu nie porywa.
Wykreowanie bohaterów zasługuje za to na zdecydowaną pochwałę – wszystkie postaci są mocno zróżnicowane, mają swoje wady i zalety, pragnienia i poglądy – są po prostu psychologicznie prawdziwe. Poczynając od próbującej się odnaleźć Hollis, przez uzależnionego Milgrima, aż do brutalnego Browna – trudno znaleźć kogoś, kto nie potrafiłby zainteresować. Na większą uwagę zasługuje także Tito i cała jego rodzina. Stanowią oni świetny obraz emigracji i asymilacji, mimo tego, że przebywają w USA już dłuższy czas. Gibson ciekawie przedstawił też podstawy ich zachowania i tajemniczy protokół, który rządzi życiem rodziny. Niezmiennie nasuwa się obraz lokalnej mafii, która z musu opuszcza swoją ojczyznę.
Styl Gibsona jest na tyle charakterystyczny, że trudno byłoby porównać go z jakimś innym pisarzem fantastyki. Składają się na niego długie, niezwykle dokładne opisy (oczywiście nie krajobrazu czy natury – raczej sytuacji) i rozbudowane wtrącenia w dialogach. Jeśli ktoś nie lubi dokładności, będzie niezadowolony – wszystko tutaj jest przemyślane i znajduje się na swoim miejscu. Na pochwałę, niezależnie od gustu, zasługują natomiast neologizmy (których jednak nie ma zbyt dużo) – są one naturalne i łatwe do zapamiętania.
Z wydaniem jest całkiem dobrze. Dobra ilustracja na okładce, "skrzydełka", które osobiście darzę szczerą miłością i dobra jakość papieru zasługują na pochwałę. Pojawiają się jednak literówki i, co najgorsze, błędy gramatyczne (na przykład trzy błędy fleksyjne w odmianie rzeczowników rodzaju męskiego). Wydawnictwo mogłoby bardziej postarać się w kwestii redakcji.
Szczerze mówiąc Spook Country nie udało się mnie porwać. Nie wiem dlaczego – może oczekiwałem czegoś mniej miałkiego, o większym kalibrze; może mocno uderzył mnie dziwny rozbieg między sposobem opisywania zdarzeń a ich tempem; może w końcu zbyt mało tu futurologii, którą cenię w twórczości Gibsona. Komu książka natomiast mogłaby się bardziej spodobać? Zadeklarowani fani thrillerów i ojca cyberpunku mogą po nią sięgnąć, aby przekonać się, czy ich ulubionemu autorowi udało się sprostać wymogom konwencji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
William Gibson jest w pewnych kręgach czytelniczych niezwykle popularny, a każda jego książka uważana jest za objawienie. W końcu to on w roku 1984 zdefiniował cyberprzestrzeń, kiedy innym się o tym nawet nie śniło. Słynnego Neuromancera uznaje się za pierwszą książkę stricte cyberpunkową, a samego Gibsona określa mianem wybitnego futurologa.
Pisarz zdecydował się na podzielenie narracji na trzy osobne wątki, każdy opowiadany przez inną osobę. Hollis Henry jest kobietą w średnim wieku, byłą gwiazdą rocka, która właśnie stawia swoje pierwsze kroki w dziennikarstwie. Podejmuje pracę dla nowej, nieznanej gazety, Node. Tajemniczy magazyn szybko wpędzi ją w kłopoty, które zmienią jej życie.
Tito to potomek wielkiej kubańskiej rodziny, która obecnie mieszka w Stanach. Dzięki licznym kontaktom dowiaduje się, że ktoś próbuje go śledzić i utrudnić życie tajemniczemu mężczyźnie, dla którego pracuje.
Milgrim jest człowiekiem pogrążonym w nałogu. Ćpa przez cały czas i znajduje ukojenie tylko w potężnych środkach odurzających. Poznajemy go, kiedy siedzi w hotelu, zgarnięty prosto z ulicy przez dziwnego Browna, wyglądającego na członka rządowej agencji.
Wszystkie te postaci łączy w końcu tajemniczy kontener, wokół którego kręci się cała fabuła.
Historię poznajemy na zmianę z trzech punktów widzenia (Hollis, Tito i Milgrima). Zabieg jest dosyć ciekawy, ale wydaje mi się, że Gibson trochę przesadził – rozdziały są niezwykle mikre (najwyżej kilkanaście stron, często nie przekraczają nawet jednej), co skutecznie utrudnia połapanie się w każdym z trzech wątków. Nakłada się na to jeszcze pewna cecha książki – pisarz często ukrywa pozornie nieważne zdarzenia w natłoku opisów, przez co stosunkowo często okazuje się, że nieuważny czytelnik zgubił jakiś przełomowy punkt. Mimo to narracja jest dosyć interesująca i raczej nie nudzi, ponieważ w Spook Country, jak na typowy thriller przystało, wszystko rozwija się w szybkim tempie i rzadko kiedy mamy czas na oddech. Takimi przerwami z pewnością jest część rozdziałów z wątku Milgrima – opisy jego snów, halucynacji na haju czy rozważań nad średniowieczną herezją (tak!) stanowią intrygujący przerywnik. Podobnie "nietechno" konwencję autor przyjął w wątku o Tito – tutaj pojawiają się kwestie religii i więzów rodzinnych oraz wspomnień z ojczyzny, które – przynajmniej w moich oczach – czynią tą gałąź historii najciekawszą. Mniej za to spodobało mi się zakończenie – opisy poszukiwań Browna połączone z tajemniczą historią innego byłego agenta, doprawione jeszcze podtytułem książki, robią nadzieje na poważną aferę polityczną. Zawiodłem się jednak – końcówka zdecydowanie nie spełniła moich oczekiwań.
Zdziwiła mnie trochę konwencja książki. Z tyłu okładki nazywana jest ona technothrillerem. Thriller – na pewno, techno - już mniej. Nie znajdziemy tutaj rewolucji na miarę słynnej gibsonowskiej cyberprzestrzeni, niewielkim substytutem są sztuka lokacyjna i geohakowanie Z czym to się je? Obie dyscypliny dotyczą cyberprzestrzeni i sposobów jej zagospodarowania. Pierwsza to coś, co można by nazwać "rzeźbieniem internetowym". Twórca sztuki lokacyjnej kreuje od podstaw pełen model, który geohaker potem umieszcza w cyberprzestrzeni. Ani mnie to grzeje, ani ziębi – po prostu nie porywa.
Wykreowanie bohaterów zasługuje za to na zdecydowaną pochwałę – wszystkie postaci są mocno zróżnicowane, mają swoje wady i zalety, pragnienia i poglądy – są po prostu psychologicznie prawdziwe. Poczynając od próbującej się odnaleźć Hollis, przez uzależnionego Milgrima, aż do brutalnego Browna – trudno znaleźć kogoś, kto nie potrafiłby zainteresować. Na większą uwagę zasługuje także Tito i cała jego rodzina. Stanowią oni świetny obraz emigracji i asymilacji, mimo tego, że przebywają w USA już dłuższy czas. Gibson ciekawie przedstawił też podstawy ich zachowania i tajemniczy protokół, który rządzi życiem rodziny. Niezmiennie nasuwa się obraz lokalnej mafii, która z musu opuszcza swoją ojczyznę.
Styl Gibsona jest na tyle charakterystyczny, że trudno byłoby porównać go z jakimś innym pisarzem fantastyki. Składają się na niego długie, niezwykle dokładne opisy (oczywiście nie krajobrazu czy natury – raczej sytuacji) i rozbudowane wtrącenia w dialogach. Jeśli ktoś nie lubi dokładności, będzie niezadowolony – wszystko tutaj jest przemyślane i znajduje się na swoim miejscu. Na pochwałę, niezależnie od gustu, zasługują natomiast neologizmy (których jednak nie ma zbyt dużo) – są one naturalne i łatwe do zapamiętania.
Z wydaniem jest całkiem dobrze. Dobra ilustracja na okładce, "skrzydełka", które osobiście darzę szczerą miłością i dobra jakość papieru zasługują na pochwałę. Pojawiają się jednak literówki i, co najgorsze, błędy gramatyczne (na przykład trzy błędy fleksyjne w odmianie rzeczowników rodzaju męskiego). Wydawnictwo mogłoby bardziej postarać się w kwestii redakcji.
Szczerze mówiąc Spook Country nie udało się mnie porwać. Nie wiem dlaczego – może oczekiwałem czegoś mniej miałkiego, o większym kalibrze; może mocno uderzył mnie dziwny rozbieg między sposobem opisywania zdarzeń a ich tempem; może w końcu zbyt mało tu futurologii, którą cenię w twórczości Gibsona. Komu książka natomiast mogłaby się bardziej spodobać? Zadeklarowani fani thrillerów i ojca cyberpunku mogą po nią sięgnąć, aby przekonać się, czy ich ulubionemu autorowi udało się sprostać wymogom konwencji.
Mają na liście życzeń: 2
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Spook Country. W kraju agentów (Spook Country)
Autor: William Gibson
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Wydawca: Książnica
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 9 maja 2008
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 130 × 205 mm
ISBN-13: 978-83-245-7622-7
Cena: 24,90 zł
Autor: William Gibson
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Wydawca: Książnica
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 9 maja 2008
Liczba stron: 336
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 130 × 205 mm
ISBN-13: 978-83-245-7622-7
Cena: 24,90 zł