» Artykuły » Relacje z imprez » [Spiel'08] 10 dni później…

[Spiel'08] 10 dni później…


wersja do druku

...czyli retrospektywa wycieczki do Essen

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak
Ilustracje: Zuzanna 'suzysparrow' Jaskółka

Do trzech razy sztuka


Pierwsze podejście do wyjazdu na Spiel do Essen, jeszcze w roku 2006, zakończyło się fiaskiem. Do organizacji podróży zabrałam się zbyt późno i bez determinacji, która mogłaby zagwarantować skuteczność jakichkolwiek działań. Już po targach przyszło nam tylko łakomie słuchać opowieści o cudach i fantastycznych grach, które przy dobrych wiatrach, przynajmniej w drobnej reprezentacji, miały się w kolejnym roku pojawiać w naszych sklepach.

Rok później planowaliśmy z wyprzedzeniem wyjazd ze znajomymi, jednak wakacje przyniosły inne plany. Dopadły mnie zawodowe obowiązki; na czas targów przypadała firmowa konferencja, w której miałam aktywnie uczestniczyć. Znajomi planowali tymczasem egzotyczną wycieczkę w większym gronie, i grono wyraźnie preferowało termin targów. Po wszystkich tych perypetiach w tym roku po prostu musiało się udać.

Rezerwacja


Do rezerwacji hotelu zabierałam się jak pies do jeża już od wczesnej wiosny. Dość powiedzieć, że do sierpnia jedyne co miałam załatwione w kwestii wyjazdu to zatwierdzony wniosek na urlop wypoczynkowy. W końcu jednak zasiadłam przed komputerem w poszukiwaniu wolnych hoteli. Naturalnie, szybko okazało się, że rezerwacja on-line w większości hoteli podanych na oficjalnej stronie targów Spiel nie jest możliwa z powodu braku miejsc. Pozostałe hotele z rekomendowanej listy nie miały na stronach internetowych opcji rezerwacji, a tylko formularz kontaktowy. Bezzwłocznie rozesłałam do wszystkich pytanie o możliwość rezerwacji pokoju. Odpowiedzi spływające przez następne dwa dni były odmowne. Wszyscy zabukowani po brzegi. Żeby całkiem pogrążyć mnie w czarnej rozpaczy, w każdym mailu odpowiadający informowali, że brak miejsc jest związany z odbywającymi się w interesującym mnie terminie targami Spiel... No, akurat!

Nie pozostało mi nic innego, jak szukać hoteli w niezależnych serwisach. Tam nie było aż tak źle. W końcu udało się znaleźć całkiem okazyjnie hotel w dolnym przedziale cenowym oferowanym w serwisie. Dwuosobowy pokój w czterogwiazdkowym hotelu, oczywiście ze śniadaniem – trzy noclegi w cenie 80 Euro za noc. Hotel znajdował się dwa kilometry od hali targów. Tyle rezerwacja.

Planowanie wyjazdu


Wyjazd zaplanowaliśmy na trzy pełne dni na miejscu: piątek, sobotę i niedzielę. Targi rozpoczynają się w środę – dniem zamkniętym dla publiczności, dedykowanym prasie i wystawcom. Pierwszy dzień dla publiczności przeznaczyliśmy na dojazd na miejsce i rekonesans. Jedziemy, oglądamy, gramy, kupujemy. Z nadzieją na wielkie zakupy ciepło myślałam o niedzieli, kiedy to – jak głosiła legenda – na stoiskach ceny topnieją, a wystawcy upłynniają cały przywieziony ze sobą asortyment. Jako łowca okazji i zapalona kolekcjonerka, nie mogłam odpuścić takiej gratki.

Podróż


Czwartek przeznaczyliśmy na podróż. Lubimy jeździć samochodem, bo nie ogranicza nas to ani względem bagażu ani swobody poruszania się – tym bardziej, że planowaliśmy przywieźć przynajmniej kilka pudełek! Jedynym mankamentem jest oczywiście sam czas podróży. Długość trasy z Krakowa do Essen wynosi ok. 1200 km. Na szczęście, praktycznie non stop podróżuje się autostradą, chociaż…

Rzecz prosta, autostrada autostradzie nierówna. Stalexport nadal nadużywa dumnie brzmiącej nazwy "autostrada" do określania płatnego toru przeszkód pomiędzy Krakowem a Katowicami… Niestety tu Unia Europejska nie zaproponowała jeszcze formalnej definicji autostrady, która mogłaby pozwolić na skreślenie naszej A4 z tej listy. Niemcy również intensywnie remontują swoje wysłużone drogi, a i w okolicach większych miast na trasie robią się korki "z niczego", jednak jest to nic w porównaniu z gehenną, jaką trzeba przejść tocząc się zwężeniami po rodzimym dziurawym asfalcie.

Z uwagi na wspomniane korki, na miejsce dojechaliśmy w okolicach godziny 19:00. Jeśli ktoś z wyprzedzeniem planuje wyjazd, można pomyśleć o samolocie. Tanie linie są poważną alternatywą również pod względem kosztów – z zastrzeżeniem, że w kalkulacji należy ująć podróż pociągiem między lotniskiem a Essen i przejazdy na miejscu. Jeśli wyjazd miałby być trzy- lub czteroosobowy i koszty są dla Was ważne, kalkulacja może wypaść delikatnie na korzyść podróży samochodem.

Hotel


Hotel okazał się całkiem przyjemny i nie różnił się specjalnie od innych hoteli tej samej klasy. Po przyjeździe na miejsce i wielu godzinach jazdy, nadeszła pora na spokojny i zdrowy sen. Rano postanowiliśmy przypuścić atak na targi najwcześniej jak to możliwe, czyli o godzinie 10:00.

Zanim jednak to nastąpiło, czekało nas śniadanie w bardzo zatłoczonej jadalni. Rzut oka na tłum w sali pozwolił jednoznacznie ocenić: wszyscy śniadaniowicze to nasi bracia, którzy przybyli na wielkie święto gier!

Sącząc poranną kawę, miałam idealny widok na zdarzenia w recepcji. Trzeba przyznać, że lekki dysonans wywołały we mnie sylwetki osób przemierzających hall hotelu ze zwiniętymi dużymi niebieskimi torbami Ikei. Zauważyłam kilka takich osób i jakoś nie mogłam dojść do ładu z tą obserwacją… Ale, nie uprzedzajmy faktów.

Tłumy


Po śniadaniu ruszyliśmy na dwukilometrowy spacer w rześkim powietrzu jesiennego poranka. Zbliżając się do zabudowań targów powoli włączaliśmy się w strumień przechodniów. Z każdej strony widać było nadchodzące pary lub grupki ludzi, a wszyscy zmierzali w tym samym kierunku. W końcu dotarliśmy do kas, gdzie stały już cztery pokaźne kolejki, po kilkadziesiąt osób w każdej. Wężyk szybko przesuwał się do przodu. Panie w boksach uwijały się jak w ukropie. Jak zwykle w takich okolicznościach, nie dało się płacić kartą, co oczywiście dla obcokrajowca zawsze jest miłą opcją… W ciągu dziesięciu minut mieliśmy już bilety i ustawiliśmy się do kolejnego sznureczka do wejścia.

Teren targów, jak podobne tego typu obiekty, składa się z kilku dużych, połączonych ze sobą hal z centrum informacyjnym i biurami. Miejsca jest dużo i można nim swobodnie zarządzać, wydzielając mniejsze lub większe stoiska wystawców, pomiędzy którymi wytyczone są przejścia dla zwiedzających. Bez problemu można się pogubić w plątaninie sal, szczególnie jeśli ktoś jest na bakier z orientacją w terenie i interpretowaniem planu pomieszczeń.

W hali panował gwar. Jak to na targach, już od samego wejścia wzrok bombardowały kolorowe reklamy, a kolejne stoiska zachęcały do zatrzymania się. Na sali panował spory ruch i w każdym z kierunków w alejkach spacerowały grupki ludzi. W oczy od razu rzuciła mi się znajoma Animalia i kilka innych tytułów. Po kilkunastu metrach doszliśmy do stoiska sklepu z grami planszowymi. Okazało się, że jak każda zagadka, również ta z torbami Ikea ma swoje rozwiązanie. Wśród osób okupujących stoisko sklepu, stały i takie, które wspomniane torby miały już solidnie zapełnione pudłami z grami… Kątem oka zobaczyłam człowieka, który na wózku do walizek ciągnął za sobą wielką torbę, przypominającą te, w jakich artykuły tekstylne transportują sprzedawczynie handlujące na bazarach. Godzinę później taki widok nie był już dla mnie zaskoczeniem.

Testowanie gier


Stoiska z grami planszowymi i karcianymi były najróżniejsze. Począwszy od gier dla maluchów, poprzez gry logiczne, bitewniaki, karcianki, gry manualne i puzzle, a kończąc na planszówkach najróżniejszej maści. Znalazłoby się także coś dla konserwatystów: wielkie stoisko z akcesoriami do gry w Go – kamienie, pojemniki, plansze wszelkiej maści rozmiarów i jakości oraz osobne stoisko dla szachistów. Trzeba też wspomnieć, że w Niemczech grą gier od lat pozostają Siedler von Catan (Osadnicy z Catanu) i liczne mutacje tej serii. W tym roku na Spiel promowano wariant gry oparty na predefiniowanej mapie pól wpisanej w kształt Niemiec.

Nie zabrakło żadnego z poważnych wydawnictw, ale pomiędzy nimi nie brakowało też małych, mniej znanych wydawców. Zależnie od wielkości stoiska wystawcy, różniły się opcje dla zwiedzających. Na większości stoisk dostępne były jednak stoliki z rozłożonymi grami do testowania. Stolików mogło być od jednego-dwóch do całych wydzielonych sekcji z kilkunastoma stanowiskami i najróżniejszymi grami, jak na stoiskach Kosmosu, Games of Wonder czy Amigo. Oczywiście, wszędzie można było od razu zakupić wszystkie prezentowane tytuły i wiele innych. Szczególnie podobał mi się pomysł stołów oklejonych nadrukiem planszy i pozostałych obszarów pola gry, przeznaczone dla konkretnych tytułów, dostępnych na stoiskach. Niektóre stoiska miały dodatkowe akcesoria związane z grą: trójwymiarowe plansze (jak na stoisku Ghost stories) czy specjalne stanowiska do gry (jak wysokie stoliki-totemy do gry w Jungle Speed/Ubongo).

Gadżety też robiły karierę – Agri-cola w szklanej butelce wyglądająca jak produkt pegeerowski z brandowaną etykietą gry, sznury sztucznych kwiatów do dekorowania graczy zainteresowanych grą Giants czy tematycznie poprzebierane hostessy na stoiskach – w tej kategorii hitem pozostaje różowy pluszowy homunkulus, maskotka gry Kazaam. Jednym z ciekawszych pomysłów w tym zakresie, były zestawy promosów na stoisku z grą Jamaica. W końcowej fazie rozgrywki, kiedy było już jasne, że gra nam się podoba i dobrze się bawimy, pani ze stoiska wręczyła każdemu z nas po opakowaniu kart promocyjnych, nie występujących w standardowym zestawie. Czyż nie jest to skuteczna zachęta do zakupu?

W określonych godzinach można było spotkać autorów wystawianych gier i kupić egzemplarz z autografem twórcy. Z gwiazd, otarliśmy się o Reinera Knizię i Steve’a Jacksona (twórcę Munchkina). Ponadto, na wielu stoiskach swoje gry prezentowali osobiście sami projektanci.

Przy każdym stoisku ze stolikami do grania byli obecni znawcy reguł, którzy chętnie opowiadali o grze, wyjaśniali zasady, odpowiadali na pytania pojawiające się w czasie rozgrywki, czy nawet przyłączali się do gry. Tu dla osób bez znajomości niemieckiego może być problem, chociaż wśród wyjaśniających są i osoby mówiące (lepiej lub gorzej) po angielsku. Podobnie, problem bariery językowej może uniemożliwić testowanie pewnych gier, dostępnych tylko w języku niemieckim i mocno zależnych od języka (np. opisy akcji i dodatkowych reguł na licznych kartach). W przypadku gier anglojęzycznych lub niezależnych językowo, wszystko to zależy od gry i tłumaczących. Czasem, szybciej będzie przeczytać instrukcję, czasem lepiej skorzystać z pomocy instruktora.

W co graliśmy? Znakomitą część gier, których dotykaliśmy, w szczegółach opisuje relacja Bagheery i Neishina, do lektury której gorąco zachęcam (czwartek, piątek i sobota). Wszystko zależy od upodobań, gier, w które chciałoby się zagrać, dostępności tych gier do testowania i wolnych miejsc przy stolikach… Na pewno, jeśli jedziemy na Spiel, granie na miejscu i oglądanie gier jest jednym z najciekawszych aspektów wyprawy.

Catering


Hale ze stoiskami są dostępne dla zwiedzających od godziny 10:00 do 18:00. Chodząc od rana do wieczora w rozgadanym tłumie i gimnastykując szare komórki przy partyjkach nowych gier można solidnie zgłodnieć.

Na terenie targów nie trzeba było długo szukać, żeby znaleźć budkę z hot dogami czy napojami. Pomiędzy halami mieściły się stoiska większych barów, z krzesełkami i stolikami, dla tych, którzy chcieliby coś przekąsić w bardziej cywilizowanych warunkach. W innych miejscach były oferowane były naleśniki ze słodkimi nadzieniami, kawa w różnych odmianach, owocowe soki, musy i lody, świeże bawarskie precle, kiełbaski czy żelki Haribo. Jednym słowem, głód można było zaspokoić na wiele sposobów.


Zakupy na Spiel


Targi kojarzą mi się przede wszystkim z branżową wystawą, na której producenci prezentują swoje produkty lub informują o swoich usługach; to miejsce, przeznaczone do nawiązywania kontaktów handlowych i ogólnobiznesowych. Niewątpliwie w Essen spotkania pomiędzy wydawcami i dystrybutorami są dla wystawców najważniejszym aspektem. Dla zwiedzających jednak, Spiel to przede wszystkim targi dla publiczności. Wszystkie wystawiane gry są do kupienia nie tylko na stoiskach wystawców, ale także na stoiskach licznych sklepów. Zakupy gier na stoisku wystawcy bywały promowane: na przykład możliwe były zakupy kilku tytułów w zestawie, po obniżonej cenie.

Jak już pisałam wcześniej, co lepiej przygotowani bywalcy wyposażeni byli w duże wytrzymałe torby a nawet wózeczki, na których ciągnęli swoje zdobycze. Ponadto, stałym elementem krajobrazu w okolicach stoisk sklepowych byli ludzie z listami zakupów – zadrukowanymi maczkiem kartkami A4, na których sumiennie wykreślali kolejne skompletowane pozycje.

Oprócz standardowej sprzedaży gier, znajdzie się też bogata oferta gier używanych z komisu (przynajmniej kilkanaście stoisk na terenie całych targów). Na regałach tych stoisk dostępne były najróżniejsze gry familijne: Rummi, Monopoly, Othello, quizy i setki zmęczonych pudełek Osadników z Catanu a kupujących również tutaj nie brakowało. Jeszcze innym asortymentem mogły pochwalić się stoiska sprzedające kości we wszystkich kolorach tęczy, dowolnych rozmiarów oraz akcesoria do gier: drewniane meeple i kolorowe elementy wymyślnych kształtów. Ma się rozumieć, mnie przede wszystkim interesowały sklepy z nowymi grami.

Jeśli chodzi o ceny, to ich rozpiętość była równie imponująca co bogactwo asortymentu – wahały się od € 2,50 do € 50,00 za nowe i większe tytuły. Ceny pojedynczych pozycji w sklepach różniły się znacznie. Szukając okazji, trzeba było bacznie oglądać promocyjne notki wiszące na poszczególnych stoiskach, gdyż na niektórych z nich wybrane gry były objęte bonifikatą nawet do kilkudziesięciu procent. W taki sposób przykładowo, warte co najmniej trzykrotnie więcej, gry Khronos i Reef Encounter, można było kupić za jedyne € 10.

Niestety, większość gier była dostępna tylko w wydaniu niemieckim i jeśli ktoś nie ma grona do gry w którym to nie stanowi problemu, to trzeba wiedzieć, które gry są niezależne językowo lub szukać wydań angielskich, których nie było w ofercie zbyt wiele. Na przykład, długo i bezskutecznie szukaliśmy angielskich zestawów podstawowych i dodatków do Munchkina (dla odmiany, nowa planszowa angielska wersja Munchkin. The boardgame była, ale w cenie € 45,00). Za to muszę przyznać, że za sprawą polskich wystawców (cztery stoiska – w porządku alfabetycznym – Kuźnia Gier, Portal, Q-workshop, Wolf Fang) nie zabrakło polskojęzycznych tytułów, w tym także rodzimego wydania Munchkina.

Epizod z bankomatem


Większość stoisk z grami lub innym asortymentem przyjmowała tylko gotówkę. Na duchu podniosła mnie wieść, że są stoiska z terminalami do płatności kartami. Niestety, szybko okazało się, że w punktach, gdzie przyjmowano płatności kartą na terenie targów, honorowane były tylko giro-karty, czyli coś na kształt "elektronicznej portmonetki".

Osobiście nie jestem wielkim fanem gotówki. Zwykle mam jej ze sobą za mało, w ostateczności jakieś drobne. Szerokim łukiem omijam sklepy, gdzie nie da się płacić kartą, a gotówkę z bankomatu wyjmuję tylko wtedy, gdy muszę zrobić zakupy na placu (bo świeżych truskawek czy warzyw po prostu nie da się kupić inaczej) lub jadę w delegację i potrzebuję gotówki do płacenia w taksówkach czy w WARSie. Podobnie jest z wyjazdami zagranicznymi, szczególnie, że płacenie kartą zwalnia mnie z konieczności zakupu waluty.

Wobec niewątpliwego tryumfu gotówki na Spiel pozostała mi tylko konfrontacja z bankomatem. W samo południe miałam zmierzyć się ze znienawidzonym krasnoludkiem w ścianie. W bezpośrednim sąsiedztwie targów była jedna maszyna, a przed nią ogonek z około dwudziestoma zmarzniętymi amatorami planszówek. Oczywiście, wszyscy wychodzili "na chwilkę", bez kurtek czy szalików, a na zewnątrz panował wszechogarniający chłód.

Kolejka poruszała się powoli, jak to zwykle bywa przed bankomatem. W pewnej chwili, z budynku wyszedł do nas pracownik lokalnego oddziału Spaarkasse i oznajmił, że lada chwila w bankomacie skończą się pieniądze i na ich uzupełnienie trzeba będzie czekać około dziesięciu minut, bo tyle zwykle trwa przerwa techniczna. Faktycznie, po chwili od bankomatu odwrócił się chłopak i krzyknął, że maszyna odmawia współpracy. Z jednej strony, w takich chwilach ogarnia człowieka złość, że akurat na niego trafiło. Ale przecież, jeśli non stop ludzie wypłacają tam pieniądze, to kiedyś banknoty musiały się skończyć… Poza tym, krzepiące było, że jest na miejscu ktoś, kto czuwa, żeby uzupełnić źródełko w ścianie tak szybko, jak tylko wyschnie, i ponownie uruchomić wypłaty. Pozostaje tylko niemiłe uczucie, że "u nas" bankomat czekałby na uzupełnienie do następnego dnia.

Comic Action


Targi Spiel gościły imprezę Comic Action, a w ramach niej liczne stoiska z komiksami: zarówno wielkimi albumami w twardych oprawach jak i wyświechtanymi używanymi zeszytami. W salach poświęconych tej tematyce znaleźć można było także stoiska z plakatami i t-shirtami, oraz całe grupy stoisk poświęconych rozerotyzowanym azjatyckim bohaterom z mniej znanej mi sceny mangowej.

Wyjątkowo atrakcyjnym elementem targowej panoramy były trzy mniejsze sale (tzn. mniejsze w skali targów w Essen, bo każda z nich odpowiadała głównej sali krakowskich targów Level01) przeznaczone dla LARPowców. Na stoiskach w tej sekcji można było znaleźć absolutnie wszystko: wyglądającą jak autentyk broń białą dowolnej wielkości i formy, wykonaną z tworzyw sztucznych, skórzane akcesoria, osikowe kołki, amulety, kapelusze, ćwiekowane glany, rogi i puchary, zbroje, tarcze, łuki, kołczany, strzały, kurty, płaszcze, suknie, mocowane różki wszelkich kształtów i barw. Odpowiednio gruby portfel mógłby pozwolić na skompletowanie na przykład pełnego, skórzanego stroju łowcy czarownic... Van Helsing się chowa.

Ponadto, w ofercie znajdowała się cała gama naklejanych tatuaży i akcesoriów do charakteryzacji. Do tego grafiki i figurki, lusterka i bibeloty dla gockich piękności, a dla smakoszy potężne stoisko nalewek i miodów pitnych wytwarzanych według wiekowych receptur. Jak dla mnie, najdziwniejszym stoiskiem w tej części był stragan z… gorsetami. Wszystkie rozmiary, kolory i materiały jakie można sobie wymyślić: latex, skóra, cekiny, strusie pióra, od czerni po amarant, od rozmiaru dla Barbie po XXXL… A w centrum panie wszystkich gabarytów wciągające brzuchy i wciskające się w owe świecące cacka. W tym miejscu, trzeba wspomnieć, że wśród zwiedzających nie brakowało osób w kompletnych przebraniach rodem z najróżniejszych epok i gatunków literackich. Pełen makijaż, broń, strój i płaszcze – niezależnie czy mijaliśmy właśnie nieumarłego warlorda, elfa czy wojownika z mangi.

Sobotnia kapitulacja


Sobota miała być drugim z trzech dni poświęconym na wizyty na targach. Zapowiedzią kilkakrotnie większej weekendowej frekwencji był, o wiele intensywniejszy niż w piątek, korowód pieszych w okolicach targów. Czułam się trochę jak przed dużym koncertem rockowym w pobliżu stadionu. Zewsząd napływają ludzie, i wszyscy zmierzają w tym samym kierunku. Przed wejściem otwarto dodatkowe kasy, a kolejki były dłuższe i grubsze niż dzień wcześniej.

Rozpoczęliśmy mocnym uderzeniem w stoisko jednej z gier, która już wcześniej wpadła nam w oko. Jak to zwykle w takim tłumie bywa, większość nie ma określonego celu i bezładnie przemieszcza się od stoiska do stoiska, od czasu do czasu stając w miejscu z wzrokiem zahipnotyzowanym jakimś szczegółem… Tylko dzięki jasno określonemu celowi mogliśmy pewnie i konsekwentnie przemieszczać się w obranym kierunku pomiędzy niemal nieprzepuszczalnym tłumem oglądających. Później mieliśmy, umówione uprzednio, spotkanie przy innym stoisku więc również nie było problemu z bezcelowym szwędaniem się pomiędzy stoiskami w nurcie ludzkiej rzeki.

Generalnie pozostały nam do zwiedzenia dwie mniejsze sale z planszówkami i stoisko Games Workshop (moja druga połowa ma słabość do figurek i battli). Miałam w głowie jeszcze trzy gry, w które chciałabym zagrać, jednak to co działo się na salach nie pozostawiało mi cienia złudzeń: musielibyśmy w tłumie czekać przynajmniej godzinę na każdą rozgrywkę. Delikatny zaduch, szum tysiąca rozgadanych ust, biegające dzieci i przepychający się dorośli powoli przyprawiali mnie o ból głowy. Postanowiliśmy zrobić zakupy i ruszyć do hotelu w celu lektury instrukcji i pogrania przy piwku w nowe nabytki w zaciszu hotelowego pokoju. Przed nami były jeszcze: wizyta w bankomacie i odwiedzenie kilku stoisk (trzech sklepów, w których wcześniej widzieliśmy interesujące nas tytuły, oraz stoisk wystawców, których gry chcieliśmy kupić). To wszystko wiązało się z przemierzeniem przynajmniej kilometra w nieznośnym tłoku.

Przed jednym ze sklepów czułam się w ścisku jak makler na nowojorskiej giełdzie machając w górze ręką z banknotami w i czekając aż sprzedawca wypatrzy mnie w tłumie. Inny sklep, był mocno zaimprowizowany, w przejściu między dwoma stoiskami. W stosach pod ścianą poukładane były pudełka. Nad nimi wisiały kartki z cenami: € 2,50, € 5,00, € 10,00 € 15,00 i € 20,00. Obok stały dwie dziewczyny z kasetkami, przyjmujące pieniądze za wybrane gry. Co chwila na wózku pod ścianę wjeżdżały nowe pudełka i znikały rozdrapywane przez tłum w równie szybkim tempie. Istne szaleństwo. Jakoś udało nam się kupić wszystko, co chcieliśmy i ruszyliśmy do wyjścia.

W przewidywaniu podobnych tłumów następnego dnia, odpuściliśmy sobie niedzielę, postanowiwszy, że wcześniej wrócimy do domu. W przyszłym roku pojedziemy nastawiając się na granie w czwartek i piątek.

Ile to kosztowało?


Poniżej zamieszczam tabelkę z orientacyjnymi informacjami o kosztach czterodniowego wyjazdu:

Do tego doliczyć należy dowolną sumę, zależnie od naszej skłonności do kupowania gier.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: Essen | Spiel '08



Czytaj również

Komentarze


Repek
    Rewelka...
Ocena:
0
...relacja, bardzo użyteczna dla każdego, kto planuje wypad do Essen w przyszłości. Zwłaszcza, że pielgrzymek z Polski coraz więcej. :)

Mnie rozwaliła szczególnie tabelka na koniec. Miodzio.

Pozdrówka
11-11-2008 17:57
neishin
    heh
Ocena:
0
Potwierdzam, tak było:D
Co tam czwartek, w przyszłym roku wbijamy się w środę:D
11-11-2008 18:19
Kasmizar
   
Ocena:
0
Jako poznańska pyra najbardziej doceniłem tabelkę na końcu :) i teraz wiem, o jakich sumach mowa.

Naukę niemieckiego czas wznowić jak widzę :)

Dokładna relacja, bardzo mi to odpowiada.
13-11-2008 07:47
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dwa kafle prawie, bez zakupów jeszcze, z czego kafel na hotel... *_*'

Nawet licząc pojechanie samemu, pociągami, z nieco tańszym hotelem dla jednej osoby... Krap, nadal około kafla przed szałem zakupów na targach.

Dziękuję, postoję... :|
23-11-2008 09:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.