Sobek

Egipcjanie w karty grają

Autor: Daniel 'ScripterYoda' Oklesiński

Sobek
Niektórzy chcą mieć ograniczoną kolekcję tytułów, spełniających jednocześnie dwa warunki: tylko takich, które są najlepsze oraz takich, które można, wyciągnąć do gry niezależnie od okazji. Moim zdaniem, aby spełnić to kryterium, w takiej kolekcji powinna być przynajmniej jedna gra: familijna, dwuosobowa, imprezowa, przygodowa, kooperacyjna, logiczna, dziecięca, strategiczna i, oczywiście, eurogra. Niektórzy pewnie powiedzą, że zapomniałem dodać gier karcianych. Otóż nie. Zostawiłem je sobie na potem, gdyż chciałbym przedstawić wam, drodzy Czytelnicy, prostą grę, która byłaby idealnym wyborem do takiej "ograniczonej kolekcji", jako prosta gra karciana o małej interakcji. Sobek, o którym właśnie mowa, to samodzielne dzieło Bruna Cathali sprzed 2 lat (wydana na Essen 2010). Czemu zwracam uwagę, że samodzielne? Gdyż autor ten zazwyczaj tworzy w duecie lub z większą ilością partnerów. Wystarczy choćby zwrócić uwagę na fakt, że Sobek to jedyna gra podczas Tygodnia z Bruno Cathalą, która została stworzona tylko przez tego francuskiego projektanta.
Sama gra w założeniu miała dotyczyć historii o starożytnym Egipcie, jednak w praktyce niewiele dało się poczuć antycznego klimatu w trakcie rozgrywki. Nie jest to wada, a raczej cecha wszystkich gier karcianych, w których zbieramy sety. Wielbiciele tematu wylewającego się z pudełka czujcie się więc ostrzeżeni! Mimo wszystko, cieszę się, że do tej pozycji doklejono na siłę temat i nie zrobiono z niej gry abstrakcyjnej, gdyż nie dałoby to rysownikowi pola do popisu. Grafiki przedstawiające scenki z życia Egipcjan lub różne towary narysowane są komiksową kreską i bardzo mi przypadły do gustu, w szczególności za humor i dobranie ciepłych kolorów. Mechanika jest bardzo prosta. W swojej turze możemy wziąć kartę, zagrać postać (dającą różne, ciekawe profity) lub wyłożyć set. Aby wykonać ostatnią opcję, trzeba wyłożyć przynajmniej 3 karty o tym samym kolorze. Pod koniec rundy zdobędziemy ilość punktów równą iloczynowi liczby skarabeuszy na kartach i liczby samych kart. W przeciągu gry możemy dokładać kolejne karty do tego samego koloru, ale znowu musimy wyłożyć przynajmniej trzy. Warto pamiętać, że każda karta ma znaczenie, nawet ta bez żadnych skarabeuszy. Gdyby to były wszystkie zasady, Sobek byłby przeciętna, nieciekawą grą. Tym, co czyni go lepszym od reszty, jest mechanizm doboru kart. Otóż, na początku gry wykłada się 9 kart. Możemy wziąć którąkolwiek z nich, z jednym wszakże zastrzeżeniem. Kartę pierwszą z lewej weźmiemy za darmo; biorąc każdą inną musimy wziąć pominięte karty do osobistego stosu korupcji, który przynosi ujemne punkty za każde 10 kart w nim. Gra stawia więc przed nami problem: czy brać karty z brzegu, nawet jeśli nie są zbyt ciekawe, czy być coraz bardziej skorumpowanym.
Kolejną ciekawą zasadą są żetony wydarzeń. Kiedy ktoś wyłoży set, to bierze je do ręki, po czym wybiera jeden z żetonów i wykonuje akcję z nim związaną. Jest ona zawsze pozytywna dla wykonującego, więc warto szybko wykładać sety – żetonów jest tylko pięć, więc im później wykładamy karty, tym mniejszy mamy wybór, aż w końcu w ogóle nie dostajemy bonusu. Dzięki tej prostej zasadzie jeszcze bardziej zwiększono czynnik decyzyjny – albo wykładać sety szybciej i wybierać wydarzenie, albo później, ale za to większe, na przykład, złożone z pięciu kart. Pomimo bycia grą karcianą, w Sobku praktycznie nie czuć losowości. Wybór kart jest prawie zawsze dosyć spory i nie jesteśmy ograniczeni losowym dociąganiem. Czasami zdarzy się jednak, że nie dane nam będzie dostać jakiejś karty tylko dlatego, że była tańsza. Trochę loterią jest też kara za korupcję. Otóż, po podliczeniu punktów stawiamy swój pionek na odpowiednim polu na planszy punktacji, a następnie cofamy się za każde 10 kart do tyłu, tak, aby ponownie stać na takim samym symbolu. Różnica punktów może być duża, gdyż czasem dwa takie same symbole są oddalone od siebie o dwa pola, a innym razem o pięć. Mimo wszystko nie ma się o co denerwować, ponieważ bez wątpienia, to gracz ma największy wpływ na swój wynik. Przy omawianiu gier wydawnictwa Game Works nie sposób nie wspomnieć o ich cudownym wręcz wykonaniu. Wszystkie elementy są bardzo trwale i starannie wykonanie, a wrażenia tego dopełnia świetna wypraska, w której wszystko ma swoje miejsce, dzięki czemu nic nie przesuwa się w pudełku w trakcie transportu, a samo przygotowanie do rozgrywki trwa bardzo krótko. Jest to miła odmiana wśród zalewu gier z tekturowymi wypraskami, nie spełniającymi w zasadzie żadnej roli.
Do Sobka może zasiąść od dwóch do czterech graczy i w każdym z tych wariantów gra się dobrze, choć, jak to zwykle bywa, im więcej osób, z tym mniejszą dokładnością da się coś zaplanować. Interakcji tutaj pomiędzy graczami nie ma wiele i, poza wspólnym polem z którego dociągamy karty, praktycznie ona nie istnieje. Nie przeszkadza to jednak zupełnie w tego typu grze. Co warto zauważyć, to bardzo krótka tura gracza, po pierwszej zapoznawczej rundzie gra się jeszcze dwa razy. W pozostałych rundach nawet początkujący gracze są już dużo bardziej świadomi swoich ruchów i rozgrywka nabiera naprawdę szybkiego tempa Na koniec pozostaje mi Sobka szczerze polecić. Jest to bardzo prosta, przyjemna i szybka gra. Jak wspomniałem na początku nadaje się on świetnie do kolekcji, w której mają być gry tylko i aż na każdą okazję. Bruno Cathala pokazał tym tytułem, że nie jest pomocnikiem innych autorów, jak można niesłusznie wywnioskować patrząc na to, jak mało gier stworzył bez pomocy, ale że sam potrafi stworzyć bardzo przyjemną grę jaką jest Sobek. Plusy: Minusy:
Dziękujemy wydawnictwu Game Works za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.