Okładka
Nie odbiega od standardów cyklu: jest kolorowa, ładna, przejrzysta, "w klimacie" Przedstawia smoka i walczącego z nim maga. Jednak już w samej okładce jest pewien kruczek. Otóż nazwiska widniejące na niej to Margaret Weiss i Tracy Hickman, czyli pomysłodawcy cyklu, autorzy większości wydanych w Polsce tomów Dragonlance. Książka wygląda, jakby była kontynuacją Kronik. Miłośnik serii nie znający oryginalnych tytułów mógł pomyśleć, że skoro pierwszy cykl Kronik symbolizował przemienność pór roku i jest zamkniętą całością, to Chaos mógł nastąpić później. Jednak już po otworzeniu książki na pierwszej stronie czeka nas rozczarowanie. Para Hickman i Weis odpowiedzialna jest jedynie za redakcję. Szkoda, że wydawcy nie zaznaczyli tego na okładce. Czyżby chwyt marketingowy? Ci którzy liczyli na powieść będącą kontynuacją poprzednich historii lepiej niech od razu porzucą złudzenia.
Zawartość
Smoki Chaosu to zbiór piętnastu opowiadań w większości dziejących się po drugim opuszczeniu Krynnu przez bogów. Opowiadania poza kilkoma wyjątkami, są słabe, nudne i po prostu nijakie. Postaci są sztampowe, bezbarwne, blade. Po przeczytaniu książki właściwie nie potrafimy podać ich imion, a nawet charakterystycznych cech. Opowiadania są puste, bez przekazu, większość, to kolejne poszukiwania skarbów i walka ze smokami (lub ludźmi, jeśli bohaterem jest smok). Wyjątkiem może tu być opowiadanie Studnia Smoka Janet Pack, które bardzo mi się spodobało - postać staruszka Tarrisa na długo pozostanie w pamięci. Mimo kulejącego stylu, ta z pozoru prosta historia urzeka, niesie pewne przesłanie. Warto wspomnieć jeszcze o opowiadaniu pt. Pierwszy Ruch Oporu Prymitywnych Skrzatów Chrissa Piersona za "dragonlancowy" klimat, zaskakujący zwrot akcji i w miarę oryginalny pomysł. Może się również podobać Wielki i Mały Mistrz - jedyne opowiadanie, do którego rękę przyłożyła Margaret Weiss wraz ze swoim mężem Don Perrinem. Chociaż akcja w niej nie jest rozbudowana (czegoż można się spodziewać po 20 stronicowym opowiadaniu?), autorom udaje się cały czas utrzymać czytelnika w napięciu.
Natomiast najgorsze opowieści to Dwoje Wybranych Nicka O’Donohoe’ego oraz Oko smoka Adama Lasha. Oba zawierają kiepską, wtórną fabułę oraz rażące niekonsekwencje.
W książce znajdują się również na końcu krótkie notki biograficzne autorów oraz stronę wprowadzenia do świata Dragonlance.
Tłumaczenie
Coś, co może uratować słabą książkę, w tym wypadku pogrążyło ją kompletnie, pogrzebało żywcem i nie dało żadnych szans. Jest to najgorsze tłumaczenie, jakie kiedykolwiek dane mi było czytać. Po pierwsze, tłumaczka robi wiele błędów nie tylko stylistycznych, ale i ortograficznych, których redakcja nie poprawiła. Z tego też powodu książki tej nie czyta się dobrze tak jak pierwsze tomy cyklu. Po drugie, jeżeli się podejmuje tłumaczenie kolejnego tomu danej serii to wypadałoby przeczytać choćby jedną część. Na każdym kroku bije zupełny brak zorientowania tłumaczki w Dragonlance. Rozumiem, że jeśli ktoś tłumaczy pierwszy tom, to wprowadza tłumaczenia nazw własnych według uznania, lub jeśli tłumaczy się cykl na nowo, od początku do końca, ale nie w tomie 20! Tłumaczka nie zadała sobie nawet trudu poszperać w Internecie w poszukiwaniu spisu nazw własnych a takich stron jest przecież na pęczki. Redaktor natomiast nie zadbał o dostarczenie słownika terminów używanego w poprzednich tomach. Żałosne i żenujące. Oto kilka przykładów (pierwszy termin to tłumaczenie z poprzednich tomów, drugi to radosna twórczość pani Hiero – lub też rzeczy w części lub zupełnie nie przetłumaczone):
- gnomy – skrzaty;
- krasnoludy – karły;
- krasnoludy żlebowe – prymitywne skrzaty bądź prostackie karły;
- Otchłań – Abyss;
- kenderzy – Kenderyjczycy;
- rycerz Miecza – rycerz Sword (chodzi tu oczywiście o solamnijskie zakony Miecza, Korony i Róży; tłumaczka pozostałe dwa zakony przełożyła poprawnie);
- Król-kapłan – Kingprist;
- Wieża Najwyższego Klerysta – Wysoka Wieża Clerist;
- oraz niekwestionowany faworyt do nagrody Buraka Roku: wódka Dwarf (czyli stary, dobry spirytus krasnoludzki).
Tłumaczenie
34 złote to zdecydowanie za dużo zarówno jeśli chodzi o treść jak i ilość stron. Dla porównania mało która książka z serii Forgotten Realms osiąga cenę 25 złotych, a ilość stron i jakość wydania jest porównywalna. Jako ciekawostkę podam, że na zachodnich portalach internetowych można kupić The Dragons of Chaos za 6$.
Podsumowanie
Smoki Chaosu to zbiór opowiadań bardzo nierównych. Niektóre fragmenty są dość dobre, inne odwrotnie – prezentują niesamowity popis grafomaństwa. Na pewno w tak złym odbiorze książki ogromną rolę miało tłumaczenie. Gdyby było inne, być może moja ocena byłaby wyższa. Książka ta przy innych propozycjach Dragonlance wypada miernie. Nawet krytykowane przez wielu Drugie Pokolenie jest o niebo lepsze i ciekawsze.
Tak więc, jeśli macie zbędne 34 złote, to zamiast kupować Smoki Chaosu (niepotrzebnie można zrazić się do cyklu) zaproście znajomych do kina – więcej zabawy będzie.
Ocena: 2/6
Tytuł: Smoki Chaosu (Dragons of Chaos)
Autor: praca zbiorowa pod redakcją Margaret Weiss i Tracy’ego Hickmana
Tłumaczenie: Ewa Hiero
Korekta: b.d.
Wydawca: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2002
Liczba stron: 256
ISBN: 83-7150-643-0
Cena: 34 zł