Śmierć na Nilu - Connie Willis

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Śmierć na Nilu - Connie Willis
Connie Willis nie jest raczej znana szerszej publiczności w Polsce. To dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że od prawie trzydziestu lat jej nazwisko regularnie pojawia się na listach laureatów najważniejszych fantastycznych nagród: Locusa, Nebuli czy Hugo. Wszystko wskazuje na to, że wydawnictwo Solaris postanowiło w końcu zająć się tym problemem: w Krokach w nieznane znalazło się opowiadanie tej autorki, natomiast niedawno na półkach księgarskich pojawiła się Śmierć na Nilu, pierwsza część antologii z najlepszymi tekstami Amerykanki.

Nie ukrywam, że podczas lektury zbioru byłem mocno zdziwiony. Czym? Przede wszystkim lekkością opowiadanych przez Willis historii. Usiądźcie wszyscy wraz… był zdecydowanie najbardziej optymistycznym tekstem Kroków w nieznane: autorka snuła tam spokojną, ciepłą historię z happy endem. Mimo wszystko zdziwiłem się, kiedy w Śmierci na Nilu odnalazłem dużo więcej takich opowiadań. Amerykanka nominalnie tworzy science-fiction z domieszkami fantasy (są tam i obcy, i podróże w czasie, i duchy), ale jej tekstom dużo bliżej do fantastyki bliskiego zasięgu. Przenosi akcję w mniej lub bardziej wymyślne światy, lecz opiera fabułę przede wszystkim na wątkach społecznych i obyczajowych. Nierzadko pojawiają się także historie miłosne. Willis lubi pisać o współczesnych problemach, podchodzi do nich bardzo optymistycznie (jakby na złość większości autorów). W jej opowiadaniach najczęściej wszyscy spełniają swoje marzenia. Można by się pokusić o stwierdzenie, że teksty pisarki trącą dydaktyzmem, w bardzo pozytywnym znaczeniu: przypominają o elementarnych wartościach bez nadętego patosu.

Są jednak dwa teksty, które bardzo wyraźnie odbiegają od tego schematu. Tytułowa Śmierć na Nilu wydaje się na początku zwykłą wakacyjną opowiastką, która, podobnie jak inne opowiadania, poprawia humor, trochę drwi z najczęstszych ludzkich przywar, zapewne kończy się szczęśliwie. W pewnym momencie jednak klimat diametralnie się zmienia. Willis pokazuje w tekście, jak mistrzowsko opanowała kreowanie świata przedstawionego: kiedy pojawia się zaledwie cień wątku fantastycznego, całe opowiadanie nabiera innych barw. Opowieść o wycieczce do Egiptu nagle staje się gorzką parabolą o odpowiedzialności i życiu w zgodzie z własnym sumieniem. Niejednoznaczne zakończenie idealnie kontrapunktuje bardzo konkretną w formie Śmierć na Nilu – stawia pytania, na które każdy czytelnik musi sobie sam odpowiedzieć.

Drugim opowiadaniem, które mocno mnie zaskoczyło, jest List od Clearysów. Zaczyna się, jak to zwykle u Willis, bardzo spokojnie, bukolicznie wręcz: wycieczką dziewczynki z psem na pocztę. Ale tutaj wszystko szybko nabiera innego odcienia. Samym językiem autorka sugeruje, że coś jest nie tak, że coś tu nie pasuje. Z dziwną regularnością pojawiają się wspomnienia o śmiesznostkach, które w oczach narratora zdają się zwiastować paranoję poszczególnych bohaterów. Wnikliwy czytelnik w końcu zyska satysfakcję: okaże się, że List od Clearysów rzeczywiście nie jest prostą opowieścią o szczęśliwym dzieciństwie. Opowiadanie świetnie pokazuje, w jak szerokim spektrum tematów obraca się Willis – tekst jest postapokalipsą. Jakże straszny okazuje się motyw listu, który dochodzi po latach, w sytuacji gdy w mediach pojawiały się informacje o "spóźnionych" SMS-ach na Haiti. Ten złowrogi zbieg okoliczności sprawił, że opowiadanie przemówiło do mnie z ogromną mocą.

Warto zwrócić uwagę na styl autorki. Pełen jest on naprawdę inteligentnego humoru. Miałem ogromną satysfakcję, odnajdując kolejne nawiązania do popkultury, nieraz uśmiechałem się, kiedy pisarka wbijała szpilę w najczęstsze ludzkie przywary. To dla niej typowe: tworzy bardzo optymistyczne historie, ale umieszcza w nich bohaterów jak najbardziej ludzkich, posiadających także wady. Dzięki temu z postaciami można się łatwo identyfikować, a same opowiadania nie stają się pustymi bukolikami.

Przyznaję bez bicia, że Śmierć na Nilu nie jest antologią, która w pełni do mnie przemówiła. Mimo wszystko wolę literaturę cięższą, bardziej gorzką, smutniejszą. Nie oznacza to jednak, że nie potrafię docenić tego, co robi Willis – jako jedna z niewielu świadomie używa fantastycznych narzędzi, aby w inny sposób opisać rzeczywistość. Nie zawiodłem się tym bardziej, że w zbiorze pojawiły się dwa teksty, które spełniły moje największe literackie pragnienia. I choć nie spodziewam się, że w Niebieskim księżycu pojawią się tylko i wyłącznie takie opowiadania, to sięgnę po niego z ochotą.