Smaki miłości

Słodko gorzkie smaki miłości

Autor: Mr E

Smaki miłości
Po wyjściu z kina moje, jakże optymistyczne, wrażenie popsuły wypowiedzi co poniektórych widzów. Sprowadzały się do prostego stwierdzenia: "film taki sobie, trochę śmieszny, ale nic szczególnego". Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że filmy o miłości, nie będące równocześnie obrazami kontrowersyjnymi, wstrząsającymi i pełnymi naturalistycznych scen, mają marne szanse na zwrócenie uwagi znieczulonych rzeczywistością widzów. Ale przenieśmy sie do początku...


There is a story about the Greek gods. They were bored, so they invented human beings. But they were still bored, so they invented love. Then they weren't bored any longer. So they decided to try love for themselves. And finally, they invented laughter, so they could stand it. *


W akcję filmu wprowadza nas jakże charakterystyczny, głęboki głos Morgana Freemana, który nie przypadkowo przypomina ten z Bruce'a Wszechmogącego. Freeman powtórnie wciela się w rolę wszechwiedzącego świadka ludzkich poczynań, i choć per se Bogiem nie jest, zdaje się znać zakończenie historii każdego bohatera, zanim ono nastąpi. Samotnie spacerując nocą ulicami małego miasteczka w Oregonie, przypomina sobie wydarzenia sprzed prawie dwóch lat. I tak poznajemy Bradleya (Greg Kinnear), ciapowatego właściciela coffe house i męża, który nie ma zielonego pojęcia o swojej żonie. Poznajemy również jego żonę Kathryn (Selma Blair) , która ma dość bycia niezauważaną, jak i dość bycia hetero... A to jedynie początek miłosnych perypetii bohatera, spowodowanych w dużej mierze nieumiejętnością widzenia kobiet takimi jakie są. Obok tego wątku istnieją poboczne. Pierwszy to historia związku dwojga młodych ludzi: Chloe (Alexa Davalos) i Oscara (Toby Hemingway), dla których los nigdy nie zamierzał być łaskawy. To opowieść o "miłości od pierwszego wejrzenia", z jednej strony naiwna i idealistyczna, z drugiej zaskakująca dojrzałością. Kolejnym smakiem miłości jest romans Diany (Radha Mitchell) i Davida (Billy Burke), nastawiony jedynie na fizyczną przyjemność, ale mający wyraźny potencjał przerodzenia się w coś więcej.
Różne perspektywy, różne oblicza uczucia. I Morgan Freeman spajający wszystko w całość.

Scenarzyście można zarzucić nieco karykaturalne nakreślenie postaci, ale powołanie ich do życia jest wprost smakowite. Aktorzy dali pokaz wspaniałych umiejętności. Na pierwszy plan wysuwają się Freeman (wciąż trzymający niezmienny poziom) i Kinnear (w graniu emocjonalnego fajtłapy ocierający się o perfekcję). Tuż za nimi jest duet Mitchell i Burke, którzy tworzą kreacje, mogące z powodzeniem wypełnić całą fabułę. Także młode pokolenie (zwłaszcza Davalos) konstruuje spójne i soczyste postaci.

Może faktycznie nie jest to film powalający na kolana, ale z pewnością przynosi pewne orzeźwienie, traktując o sprawach codziennych w dość niecodzienny sposób.
Trailer sugerował kolejną komedię obyczajową, w której wzajemnie przeplatające się wątki głównych bohaterów są okazją do pośmiania się z miłosnych perypetii "zwykłych ludzi", ludzi którymi równie dobrze moglibyśmy być my sami. Momentami można odnieść wrażenie, że ogląda się własne życie. Nic jednak nie przygotowuje na dawkę dramatu, jaką serwują twórcy Smaków miłości. Naturalnie zamierzeniem było doprowadzenie do względnej równowagi między słodko - gorzkimi wydarzeniami. Niestety czym bliżej końca, tym bardziej film zaczyna pogrążać się w mroku ludzkiego nieszczęścia i zakończenie pozostawia w ustach raczej gorzki smak. Właściwie nie powinnam używać słowa "niestety", ponieważ jeśli twórcy postawili na realizm, zamiast na kolejną bajkę z happy endem, cel został osiągnięty.

Połączenie umiejętnego przeplatania wątków, inteligentnego scenariusza, klimatycznej muzyki i świetnej gry aktorów daje momentami zabawny, momentami wzruszający (aczkolwiek nie ckliwy) obraz, który może sprowokować do refleksji nie tylko nad kwestią miłości. Ile razy trzeba popełnić błąd by wreszcie się czegoś nauczyć? Czy zdrada może dać początek szczęśliwemu związkowi? Czy odwaga jest w stanie uratować drugiego człowieka? I wreszcie: czy warto ryzykować w miłości?
Oczywiście niektórzy widzowie wyjdą z kina niepocieszeni i zdegustowani brakiem "akcji", choć może zadowoli ich niespodziewanie duża dawka nagości...

Smaki miłości kryją w sobie wiele prawd, ale wymagają pewnego rodzaju wrażliwości, by otwarcie je przyjąć. To jak podejdziemy do tego filmu jest zależne od tego, w jaki sposób odpowiemy sobie na pytanie: Czym jest miłość? Sztuczką, czy może jedynym prawdziwym powodem naszego istnienia na tym świecie?
A ty jak myślisz?


*Istnieje przypowieść o greckich bogach. Znudzeni, wymyślili człowieka. Ale nudząc się nadal, wymyślili miłość. Wtedy przestali się nudzić. Postanowili wypróbować miłość na sobie. Aż w końcu wymyślili śmiech, aby móc ją znieść.