Słowem zachwytu i komiksem
W działach: We własnej osobie, Rysiowanie | Odsłony: 3Byłam na wystawie.
W muzeum.
Nie lubię chodzić do muzeów na wystawy.
Ale, gdybym mogła, to dla tej przychodziłabym (a raczej przyjeżdżała na hulajnodze) tam codziennie!
Byłam na wystawie Grzegorza Rosińskiego.
Krzyś mi o niej mówił już końcem września, ale jakoś to mnie obeszło. Poleciałam tam w piątek, dzień przed zamknięciem wystawy.
Wcześniej lubiłam bardzo Rosińskiego za Thorgala, wiadomo, niewiele więcej o Nim wiedziałam. Komiksiarz, starszy pan, fajnie rysuje. Wiem, jestem straszną ignorantką, ale... no, po prostu jestem.
Ale teraz to go nie tylko lubię, uwielbiam Go! Mistrz! Geniusz!
Wystawa była retrospekcyjna, więc prześledziłam Jego dokonania już od liceum, poprzez studia i resztę życia, opatrzone ładnymi opisami. Sterczałam przy każdym rysunku i gapiłam się śledząc każdą kreskę. Na prawdę na żywo to wszystko wygląda całkiem inaczej niż gdziekolwiek indziej. Nie wiedziałam, że oryginały komiksów były tak ogromne - a3 i większe. Nawet bym nie pomyślała, że okładki do komiksów były malowane olejem na płótnie, w większości większym ode mnie.
Generalnie szczena mi opadła, aż mi się płakać chciało z zachwytu. Przeszłam wystawę dwa razy dookoła, żeby zapamiętać każdy obraz i komiks.
Poczułam się taka malutka.
I bardzo zmotywowana. :)
Nie chcę się powtarzać, powiem po prostu, że jak gdzieś będzie kiedyś wisieć Jego wystawa to będę chciała tam czym prędzej pobiec, Wam polecam to samo.
Tutaj potwierdzenie moich słów o okładkach. Cudo, po prostu...
A TUTAJ zapraszam do oglądania kilku efektów mojego zmotywowania. Mam nadzieję, że będzie tego więce wkrótce. :)
Enjoy!