22-05-2007 17:20
Slam pod Jaszczurami druga odsłona.
W działach: Poza szufladą (metaszuflada) | Odsłony: 8Na drugi slam pod Jaszczurami próbowałem wyciągnąć kilka osób i większość z nich nie wiedziała co to takiego.
Jeśli czytelniku ciekawi Cię o co chodzi, to:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Slam_poetycki krótka notka w polskiej Wikipedii.
http://en.wikipedia.org/wiki/Slam_poetry dłuższa notka w Wikipedii angielskiej.
http://slam.art.pl/page_new/index.php strona o slamie
http://doza.o2.pl/?s=4097&t=5358 stary ale fajny artykuł o slamie na o2.
http://info.polter.pl/Borsuk,blog.html?2531 moja pierwsza notka o slamie pod Jaszczurami.
A w dużym skrócie slam to taki konkurs poetycki, który różni się od stereotypowych wieczorków autorskich tym, że publiczność reaguje spontanicznie na to co mówi autor. Może go wygwizdać, zakrzyczeć, pochwalić brawami, śmiać się albo zignorować autora popijając piwo przy stoliku (wszystko się dzieje w lokalu rozrywkowym). To poeta (slamer) musi jakoś zainteresować widownię swoimi tekstami.
Jeszcze tytułem wstępu: ta notka nie jest recenzją. To tylko relacja kogoś kto był na widowni :), kogoś kto patrzy całkowicie subiektywnie.
Slam odbył się 21 maja i oficjalnie nosił przerażającą nazwę “Konkurs poezji emocjonalnej”. Brrrr :). Była to druga taka impreza w Krakowie w tym roku. Przyszło mniej osób niż na pierwszą (około 80 jeśli dobrze pamiętam liczenie głosów) i mniej było uczestników turnieju (9 w porównaniu do 17). Mimo to podobało mi się bardziej niż za pierwszym razem.
Nagrodą w konkursie był worek monet i książki.
Zasady były podobne jak poprzednio. Czyli:
Trzy rundy:
Eliminacje, w których sędziowie wybrani z publiczności przyznają punkty.
Potem półfinał do którego przechodzi czterech zawodników. “Pojedynkują” się w parach a wybiera między nimi już cała widownia (dostaje się kartki i potem głosuje).
I w końcu finał, gdzie dwójka niedobitków walczy o przychylność publiki.
Na slamie równie ważna co wykonawcy jest publiczność. Musi być odpowiedni klimat, żeby nikt z tłumu nie czuł się głupio krzycząc na artystę “Kakofonix ze sceny”! W skrócie atmosfera zamiast poważna powinna być wyluzowana.
Jak było tym razem? Moim zdaniem trochę lepiej niż na poprzednim slamie. To znaczy dalej było spokojnie, nikt nie krzyczał, nikt nie buczał. Ale ludzie jakby bardziej się ruszali. Wielkie brawa należą się fanklubowi Macieja Kaczki – jego kibice zachwowyali się najgłośniej i poprawiali statystykę.
Wciąż jeszcze nudziarze mogą bezkarnie panoszyć się na scenie, ale myślę, że z kolejnymi slamami nadejdzie kres ich dominacji ;).
Przejdźmy do występów.
Pierwsi dwaj zawodnicy nie zapisali się zbyt wyraźnie w mej pamięci. To znaczy kojażę, że rozpoczynający stawkę slamer ciągle nawijał o seksie i zgniliźnie a i jeszcze o swojej matce. Fajnie to potem skomentował prowadzący ;). Drugi poeta był mniej hardcorowy i ciężko jest mi cokolwiek przypomnieć sobie na jego temat. Podczas gdy oni się produkowali publiczność litościwie milczała. Co prawda z początku dało się słyszeć nieśmiałe BUUUU ale siła konformizmu jest wielka – ciężko krzyczeć samemu w milczącym tłumie.
Potem była Jola (jeśli dobrze pamiętam). Jola wystąpiła z wierszem “W poszukiwaniu samej siebie”. Jeśli komuś z was zapaliła się czerwona lampka i pomyślał sobie “Oh my God!” to mógłby się odnaleźć wśród publiczności. Podczas występu sporo osób się śmiało, co chyba nie było celem autorki a najzabawniej było gdy wszystko stało się czarno białe. To znaczy gdy slamerka zaczęła w kółko mówić że coś jest czarne i białe, czarne i białe, czarne i białe, czarne i białe ;).
Wielki respekt dla Joli, bo moim zdaniem została najostrzej potraktowana przez widownię. Trzeba być twardym, by mimo niekoniecznie pomyślnej reakcji publiczności dalej mówić swoje.
Następną poetką była Alicja Bubak. O ile pierwszy wiersz pamiętam tak mgliście, że nawet nie jestem pewien czy w ogóle został przedstawiony ;). To ten drugi był fajny. O uśmiechu. Bywają tacy nauczyciele co mogą opowiadać o zrzuceniu bomby na Hiroszimę a uczniowie będą drzemać na ich lekcjach. I tacy, kórzy mówią z wielkim zaangażowaniem, sprawiając, że nawet wykład o dżdżownicach jest pasjonujący.
Alicja włożyła w wiersz o uśmiechu tyle energii, że naprawdę wydawało mi się, że zaraz się uśmiechnie w jakiś niesamowity sposób. Umiejętność zarażania ludzi emocjami to fajna rzecz.
Kuba Przybyłowski. Zaczął swój występ od dwóch niepopularnych wiadomości. Po pierwsze był z Warszawy ;). Po drugie mówił smutne wiersze (brrrr ;)). Osobiście nie znoszę smutnych wierszy. Mimo to Kuba dostał się do finału a ja głosowałem na niego i w pólfinale i w ostatecznym starciu. Z mojego punktu widzenia ma on następujące mocne strony:
Po pierwsze basowy donośny głos. Co przy takich występach jest bardzo pomocne. Tylko szkoda, że mówi tym głosem tak monotonnie/ospale/bez emocji (ciężko określić), że słuchając go łatwo stracić koncentrację a co za tym idzie wątek.
Po drugie kto chciałby słuchać smutnych wierszy na rozrywkowym slamie? “Smutnomowa” sprawia, że odnoszę wrażenie, że Kuba nie stara się być zabawny na siłę. A to w moich oczach plus.
Po trzecie jego wiersze wcale nie są takie smutne. Jest w nich odrobina dystansu i ironii. Przykładowo opowiada historię miłosną, w której Christina Aguilera poznaje poetę przez internet i zakochuje się w nim z powodu jego wierszy ;). No cóż, każdy może mieć marzenia :).
Po czwarte ma wielkiego farta ;)).
Na marginesie znalazłem jego wiersze tutaj: http://cycgada.art.pl/?p=48 Jest tam “Nowy chłopak Christiny Aguilery” i “Sensacje” (oba były w półfinale). Oczywiście tekst a występ na żywo to dwie różne sprawy. Czytać “Śpiewać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej” a widzieć jak to wykonuje Stuhr... jest pewna różnica. Ja tam wolę Kubę czytać, bo wtedy nie mam problemu z koncentracją.
Maciej Kaczka mówił wiersz o Jastrzębiu. I całkiem fajnie mu to wyszło, fanklub go dopingował, byli ludzie, którzy kończyli za niego rymy, publiczność się trochę ożywiła. Zdobył najwięcej punktów w eliminacjach.
Jego wiersz “Jastrząb” znalazłem tutaj: http://kaczka.art.pl/orni.html ale lepsze wrażenie robił na żywo niż na htmlu. O moich wątpliwościach co do występów M.K. będzie w dalszej części notki.
W końcu mój faworyt Bartosz Ignacy Wrona – przyszedł na slam i zaczął improwizować. Prosił widownię “dajcie słowo” a potem usiłował dany wyraz zrymować, użyć w wierszu. Niestety tym razem nie udało mu się nawiązać dobrego kontaktu z publicznością. Prawdę mówiąc wydaje mi się, że jak wchodził na scenę usłyszałem skądś “o nieeee” ;).
Gdyby udało mu się zaangażować widownię, pewnie byłaby świetna zabawa. Niestety wprawdzie ludzie podawali słowa do tworzenia improwizowanych wierszy, ale byli raczej biernymi widzami (bardziej słuchali), niż aktywnymi uczestnikami (nie dali się wciągnąć w dialog). Dodatkowo na końcu Bartosz się zapętlił w rymach co nie poprawiło jego sytuacji.
Mówiąc prościej i po ludzku – występ się posypał. Następny będzie lepszy.
Jasia Kapeli w ogóle nie pamiętam. Może oprócz tego, że ktoś mu cały czas świecił wielkim reflektorem po oczach. Nie wiem, czy to było w planach jego występu.
Niejaki znów Hubert zrobił show z gazetami. Wziął trochę makulatury a potem udawał, że czyta nagłówki (rzucając gazety na podłogę), które układały się w pewną całość (nagłówki). Nawet mu to wyszło. Dostał się do półfinału.
Półfinał:
Kuba Przybyłowski VS Hubert
Kuba opowiadał o swych romansach z Christiną Aguilerą i generalnie mówił długo. Hubert oddał sprawę walkowerem: powiedział kilka razy słówko “se” (idę se, myśle se itd.) i skończył. Publiczność jednogłośnie “wybrała” Kubę. Piszę “wybrała”, bo trzeba było być fanatycznym miłośnikiem twórczości Huberta, żeby przynać mu pierwszeństwo po tak krótkim występie.
Alicja Bubak VS Maciej Kaczka
Czyli naturalność VS “Widzu proszę uśmiechnij się choć przez chwilę. Proszę.”
Alicja miała wiersz o robieniu zakupów w Plazie. I znowu dało się wyczuć zaangażowanie w jej przedstawieniu. Tymczasem Maciej Kaczka zainspirowany występem Huberta z gazetami, stwierdził, że on też posłuży się rekwizytem. Wziął wielki reflektor i zaczął nim świecić po widowni, suficie, gdzie popadnie, jednocześnie śpiewając. Dziwiłem się, że nie stanął na głowie i nie zaczął klaskać nogami.
Wygrała Alicja 55 do 25.
Autorefleksja on: Na slamie chcę się bawić a mam wątpliwości co do rozrywkowych występów M. K. Zaczynam podejrzewać siebie o sztywniactwo. To był ostatni slam, bez alkoholu ;). Autorefleksja of.
Finał!
Alicja Bubak vs Kuba Przybyłowski.
Jak już wspomniałem głosowałem na Kubę. Alicji wiersze były fajne (choć nie zapadły mi w pamięć ;)) i pewnie to ją bym wybrał, gdyby nie jeden szczegół. Kuba mówił o jakimś smutnym rozstaniu z ukochaną... mówił i mówił, zaczynałem już przysypiać, on mówił dalej, jejku mógłby sobie odpuścić, pomyślałem i wtedy skończył słowami “Żegnaj kochana Polsko”. Obudziłem się. Zapaliły mi się synapsy i pojawił się napis “Łał a ja myślałem, że on przez cały czas smęcił o kobiecie”.W głowie mi się tak wszystko poukładało, że stwierdziłem, że wiersz jest całkiem, całkiem i zagłosuje na niego.
Jak widać na powyższym przykładzie widz może być kapryśny, nieprzewidywalny i tak bardzo subiektywny jak to tylko możliwe. To ostatnie można powiedzieć też o tym wpisie.
Wygrała Alicja Bubak różnicą 12 głosów.
Podsumowanie:
Drugi Slam był troszkę lepszy od poprzedniego. Było trochę więcej luzu ( w obu znaczeniach), jednak dalej jest to wszystko bardzo poważne. Szkoda, że Bartosz Wrona i publiczność się nie dogadali. Mimo to było kilka fajnych momentów – uśmiech Alicji, okresy gdy widownia się bardziej uaktywniała, czarne i białe, czarne i białe, czarne i białe :). Na następny slam też pójdę. Może widzowie w końcu nauczą się krzyczeć.