» Recenzje » Skrytoświat. Wiosna - William Horwood

Skrytoświat. Wiosna - William Horwood

Skrytoświat. Wiosna - William Horwood
Istnieją książki, które już od pierwszej strony, niemalże od pierwszego zdania, rzucają na czytelnika urok. Sprawiają, że pochłania się je jednym tchem, nie mogąc doczekać się zakończenia, które, im jest bliżej, skutkuje coraz większym żalem, iż już niedługo przyjdzie nam opuścić magiczny świat. Do takich właśnie dzieł można zaliczyć pierwszy tom cyklu Skrytoświat, czyli Wiosnę pióra Williama Horwooda. Autor ten znany jest głównie jako twórca cyklu o lesie Duncton, epopei opowiadającej o heroicznych dokonaniach kretów, wpisującej się w nurt fantasy "zwierzęcego", zapoczątkowanego Wodnikowym Wzgórzem Richarda Adamsa. Nad swoją nową powieścią pracował wiele lat, lecz tak długie oczekiwanie zrekompensowane zostało w pełni prawdziwą ucztą literacką, jaką nam w Wiośnie zaserwował.

Przed wiekami, w owianym mgłą królestwie Englalondu, mistrz kowalstwa Beornamund wykuł kulę, w której zawarł ogień wszechświata i wszystkie barwy ziemskich pór roku. Zazdrośni bogowie roztrzaskali ją, lecz ocalone fragmenty – klejnoty lata, zimy i jesieni, wszystkie prócz wiosny, której nie potrafił znaleźć, kowal wprawił w naszyjnik. Ofiarował go swej ukochanej Imbolc, Tkaczce Pokoju, przemierzającej na białym koniu świat śmiertelnych. Równocześnie przepowiedział, że ich trwająca tysiące lat rozłąka skończy się wraz z odnalezieniem klejnotu wiosny oraz z nadejściem jej legendarnej siostry, Panny Tarczy. Tej zaś przypisana jest rola ocalenia ziemi przed niszczycielskimi siłami, wprawionymi w ruch przez poczynania ludzi. A u jej boku stanie doborowa drużyna mężnych przedstawicieli dwóch światów – ludzi i Skrytów.

Tak głosi legenda, o której pamięć zachowała się jedynie pośród Skrytów – "małych ludzi”", egzystujących tuż obok, lecz niewidocznych dla naszych oczu, z wyjątkiem tych, którzy potrafią patrzeć naprawdę uważnie. Przekazywana z pokolenia na pokolenie, zacierała się coraz bardziej i w końcu tylko nieliczni nadal wierzyli w jej urzeczywistnienie. Lecz wraz z narodzinami Jacka, będącego swoistym wybrykiem natury, "olbrzymem", połączeniem cech ludzkich i Skryckich, potrafiącym egzystować na równi w obu rzeczywistościach, ożyje na nowo. Zaś przed chłopcem, a później – młodzieńcem stanie misja, od której spełnienia zależeć będzie nie tylko los jego i jego ukochanej Katherine, lecz i przyszłość całego wszechświata.

Wiosna to opowieść o poszukiwaniu właściwej drogi w świecie pełnym zwodniczych tropów i pokus; celu w życiu, gdy ten, który pierwotnie wydał się być pierwszoplanowym, nagle okazuje się jeno złudzeniem; mądrości i wiedzy, okupionej wieloma wyrzeczeniami; zrozumienia, które jest jakże trudne zarówno pomiędzy druhami, jak i chwilowymi sojusznikami, a zwłaszcza u tych, którzy są wrogami; o miłości, uczucia równie kruchego jak klejnot Beornamunda i podobnie jak on bezcennego. To także opowieść o przebaczaniu, zarówno innym, jak i samemu sobie, o dokonywaniu wyborów, myleniu się, błądzeniu, upadaniu, by znów powstać z nowymi siłami, których źródło odkryć należy we własnym sercu. I wreszcie – o dojrzewaniu. Kolejne próby, których doświadczy Jack, są niczym archetypiczny rytuał przejścia, misterium, odprawienie którego sprawi, iż wkroczy on w kolejny etap życia.

Horwood połączył alegoryczne wyobrażenie zmieniających się pór roku z cyklem ludzkiej egzystencji, która jak i przyroda zmierza od rozkwitu ku śmierci. Poszukiwanie klejnotu Wiosny to jednocześnie pogoń za własnymi marzeniami, urzeczywistnienie odwiecznej tęsknoty za tym co ulotne, co trudno nawet ubrać w słowa – kwintesencja życia w pełni rozkwitu w świecie, w którym trudno o piękno. Realia wykreowanego przez pisarza uniwersum poznajemy stopniowo, zaintrygowani na równi z głównym bohaterem. W pierwszej części książki zostajemy niemalże przytłoczeni obco brzmiącymi nazwami i w pełni ukształtowaną rzeczywistością, jakże odmienną od tej, którą znamy, lecz w jakiś sposób jednak ją przypominającą. Autor w mistrzowski sposób oddał przenikanie się dwóch światów – naszego i Skrytów, specyficzną symbiozę, w której mali ludzie korzystają z odpadków naszej cywilizacji, przetwarzając na swój użytek wspólne, choć nie identyczne, legendy i mity. Niczym naczynia połączone – każda zmiana w jednej rzeczywistości rzutuje na drugą, choć świadomi tej zależności są jedynie Skrytowie i bardzo nieliczni ludzie. Sam Skrytoświat przypomina nieco klasyczne, oparte na średniowiecznych realiach krainy fantasy, lecz pojawiają się w nim elementy wzorowane na XIX wiecznej Anglii, zaś Skrytowie mogą budzić skojarzenia z hobbitami (a po części i z bohaterami Dickensa, zwłaszcza tymi sportretowanymi w Klubie Pickwicka), szczególnie jeśli chodzi o umiłowanie wszelkich rozkoszy życia, a szczególnie stołu. Natomiast wojska okupujące Englalond, czyli, jak je sam autor nazywa – fyrd, przypominają nieco faszystów.

Jack, będący głównym bohaterem książki, znacznie odbiega od klasycznych wizerunków postaci, wyznaczonych przez przepowiednie o zbawcach świata. Niechętnie godzi się na swój los i do samego końca nie jest przekonany o słuszności tego wyboru. Nieufny, pokiereszowany zarówno psychicznie, jak i fizycznie, tak naprawdę pragnie jedynie ocalić Katherine, jedyną osobę, na której mu zależy. Pozornie jest słaby, lecz posiada wewnętrzną moc. Natomiast wśród Skrytów ukazano nam całą gamę charakterów. Wśród towarzyszy Jacka jest i mędrzec Brief, mistrz skryba i najwybitniejszy archiwista swej epoki, małomówny pan Pike – ochraniarz szkolony w sztuce walki kijem, i Barklice, dla odmiany wielce gadatliwy domokrążca. Oraz najbardziej wyrazisty i ciekawie nakreślony bohater – Bedwyn Stort, szalony naukowiec i wynalazca, gotów dla sprawdzenia swoich najbardziej nieprawdopodobnych teorii zaryzykować życie, a do tego filozof o bardzo specyficznym poczuciu humoru. Zaś para, która wzbudziła moją największą sympatię to tytularny lord miasta Brume – monstrualnych rozmiarów żarłok Festoon i jego kucharz Parlance. Sceny, w których ta dwójka planuje kolejne wymyślne potrawy, czy też momenty, gdy kucharz próbuje narzucić swemu panu drastyczną dietę, wywoływały mój uśmiech, na nawet – gromki śmiech.

Zaś przeciwnik naszych bohaterów − Igor Brunte, to jedna z najciekawiej skonstruowanych negatywnych postaci, jakie zdarzyło mi się poznać. Zdrajca własnego rodu, w służbie dynastii Sinistrali, już od dziecka snujący sieć spisków. Skryt o złowrogim, iście makiawelicznym umyśle, emanujący potęgą i siłą, posiadający charyzmę i wiarę w siebie, oraz potrafiący innym wmówić, że niemożliwe jest możliwe. Ukryty (do czasu) w cieniu, manipulujący marionetkowymi przywódcami, bez zmrużenia oka likwidujący swych przeciwników. Zimny, morderczy, skuteczny i zaiste przerażający.

Podziw budzi wirtuozeria z jaką Horwood rozwija fabułę. Można ją porównać do biegu rzeki – od gwałtownego początku, gdy niczym spadający z gór strumień rwie do przodu, zaskakując kolejnymi zwrotami, kaskadą wydarzeń i tempem, w jakim się rozgrywają. Dotarłszy do środka książki, akcja spowalnia swój bieg, meandruje, rozmywa się nieco wśród gąszczu przygód, których doświadczają bohaterowie, by odnaleźć swe apogeum w spiętrzonym nurcie podczas scen finalnych. Pisarz eksperymentuje z rozmaitymi stylami narracji – począwszy od tonu podniosłego, przypominającego nieco grecki epos, który stosuje snując opowieść o dawnych mitach, poprzez dramatyczne opisy wydarzeń, jakich nie powstydziłby się autor powieści sensacyjnej, oniryczne, niczym na granicy jawy i snu opisy, kończąc na lekkim, gawędziarskim tonie, jaki stosuje w momentach, gdy skupia się na poczynaniach postaci drugoplanowych. Ta metoda momentami zaskakuje, lecz sprawia, iż Wiosnę czyta się z jeszcze większą przyjemnością.

Tkając swą opowieść, Hoorwood przedstawia magię odmienną od tej, do jakiej przyzwyczaili nas pisarze fantasy. Objawia się ona nie w spektakularnych fajerwerkach, pokazach władania siłami nadprzyrodzonymi czy skomplikowanych inkantacjach, lecz w drobiazgach. Na pozór prozaiczne czynności w charakterystycznym, nastrojowym ujęciu autora wprost emanują czarem. Kolejną zaletą Wiosny jest całkowity brak przewidywalności. Nic nie jest tym, czym się na pierwszy rzut oka wydaje, część spraw pozostaje do końca niewyjaśnionych, inne, w pierwszej chwili pozornie oczywiste, w miarę rozwoju fabuły ukazują drugie – a nawet trzecie – dno. Bogactwo źródeł, z których Horwood czerpie – celtyckie wierzenia, grecka mitologia, materiały archeologiczne i etnograficzne, połączone z nieokiełznaną jego wyobraźnią, tworzą misterną mozaikę, świat dopracowany w najmniejszym szczególe, który zachwyca.

Wiosna to historia piękna, mądra i głęboko poruszająca powieść. Stanowi bramę do krainy, która zapada głęboko w pamięć, dzięki czemu każdy miłośnik dobrego fantasy sięgnąwszy po tę książkę powinien być w pełni usatysfakcjonowany. Z narastającą fascynacją chłonęłam każdą kolejną stronę, bez reszty poddawszy się urokowi przelanej na papier wizji autora, zapominając podczas lektury i o upływającym czasie, i o otaczającej mnie rzeczywistości – istniał tylko Skrytoświat i nic więcej. I z ogromną niecierpliwością czekać będę na kontynuację tej porywającej opowieści!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Wiosna
Cykl: Skrytoświat
Tom: 1
Autor: William Horwood
Wydawca: AMBER
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 18 marca 2010
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka
Format: 130 x 205 mm
ISBN-13: 9788324136308
Cena: 34,80 zł



Czytaj również

Komentarze


~Aimee

Użytkownik niezarejestrowany
    ...
Ocena:
0
Świetna recenzja! Zastanawiałam się nad kupnem tej książki ale nie wiem czy jest odpowiednia dla mnie. Lubię fantastykę, ale mam 15 lat. Czy ta książka nadaje się dla młodzieży?
30-06-2010 15:44
malakh
   
Ocena:
0
Jak miałem 15 lat, to "pożerałem" Tolkiena, Sapkowskiego, Le Guin i innych. Horwood też się nada dla "młodzieży";]
30-06-2010 15:49
27383
   
Ocena:
0
Zależy, jak bardzo jesteś dojrzała, jakie książki Cię kręcą itp. Odezwij się na gg (7515577), znam się nieco na powieści młodzieżowej :)
30-06-2010 20:33
~WesołyDeser

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Recenzja odpowiednio wyczerpująca i równie zachęcająca do sięgnięcia po książkę. Zaciekawiły mnie wzmianki o tak licznych źródłach przez autora wykorzystanych, zwykle skutkuje to mało oryginalnym dziełem, a tu jednak ocena wysoka, no to trzeba się przekonać za czas jakiś.
Z recenzji wywnioskowałam,ze młodszy czytelnik może spokojnie po książkę sięgnąć.
Dwie małe usterki - w imieniu autora "Wodnikowego Wzgórza ' pojawiła się literówka. I "naprawdę" piszemy łącznie :)
30-06-2010 21:25
~woodsie

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Pewnie cały cykl będzie wydawany bardzo długo, bo to dopiero 1 tom.
Jest także usterka w tytule książki w pierwszym akapicie.
01-07-2010 08:44
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Z Richarda zrobiło Rucharda, a wcześniej autor "Wodnikowego wzgórza" był jeszcze Duglasem....
01-07-2010 13:00

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.