Teraz baron żałował. Jakże on żałował! Stracił wszystko i udając się na desperacką wyprawę w leżące na południu góry pragnął odkupić swe winy. Odkupić, albo raczej przestać o nich myśleć. Przestać myśleć o czymkolwiek.
Wiedział, że jest już stracony. Góry były wyjątkowo niegościnne, a on sam, artysta z Cynazji, po prostu nie potrafił zdobywać pożywienia w dziczy.
Pewnego dnia, gdy przymierał już głodem i leżąc bezwładnie na skalnym występie modlił się do Jedynego, prosząc o przebaczenie, zobaczył człowieka. Najpierw jednego. Później kolejnych i kolejnych. Wszyscy byli potężnie zbudowani, ich twarze pokrywał czerwony barwnik, ciała zaś znaczyły purpurowe linie tatuaży. Ich oblicza były bardziej posępne nawet od twarzy najsurowszego Ragadańczyka.
- Pójdziesz z nami, bracie – rzekł jeden z nich dudniącym głosem. W jego oczach tliło się szaleństwo…
Znane jest powszechnie, że mało w dzisiejszych czasach wiadomo o Gordzie. Jeszcze mniej wiadomo o zamieszkujących go ludziach. Niedostępni, zimni, twardzi – taki stereotyp krąży w większości „cywilizowanych” krajów. Czy jednak naprawdę tacy są? Nie potrafię powiedzieć. Mogę jednak rzec, iż Gordyjczycy, tak samo jak inni mieszkańcy Dominium, miewają chwile słabości. Niektórzy zdradzają, inni unoszą się pychą, jeszcze inni mszczą się, popełniając zbrodnię. Można też z całą pewnością powiedzieć, że zabijają. Nie chodzi mi jednak o niesienie śmierci na polu walki. To zrozumiałe. Jednak morderstwo… Morderstwo to coś zupełnie innego.
Dumni ludzie z Gordu, kiedy dopuszczą się tej zbrodni, zostają wygnani. Jeśli nie przez kogoś, to przez własne sumienie, jeśli nie z rodzinnej wioski, to z leżącej gdzieś na koronie Goradth twierdzy. Nie znając innej drogi, banici często ruszają w świat, aby odkupić winy. Chyba, że mordują dla pieniędzy lub innych korzyści materialnych – wtedy nie ma już dla nich ratunku. Krajanie wymazują ich z pamięci na zawsze, a szukanie odkupienia dla samych winowajców pozbawione jest sensu. Wierz mi jednak, mało jest Gordyjczyków, którzy popełniliby skrytobójstwo i brali za to pieniądze. Oni są po prostu… wykuci z innej skały. Oczywiście, zdarzają się wyjątki...
Wróćmy jednak do opowieści. Czasami Gordyjczycy zabijają swoich. Może w akcie zemsty? Może przypadkiem? Nie wnikam. Czasami tak robią. Wtedy skazuje się ich na tułaczkę po świecie. Tułaczkę i wieczne poszukiwanie chwały, bo chwała to dla górali odkupienie. Jednak nie wszyscy go dostępują, nie wszyscy też umierają podczas znojów podróży. Niektórzy znajdują inną drogę. Drogę, która wyryta jest głęboko wśród gordyjskich gór…
Mówiąc to mam na myśli… hm… organizację? Tak, chyba można to nazwać organizacją. Nie dowiedział się jednak o niej nikt, prócz jej członków. No, prawie nikt. Ale posłuchajcie.
W dzikich i niegościnnych gordyjskich górach, głęboko w kompleksach starożytnych jaskiń żyją ludzie, którzy za swe czyny powinni być skazani na wieczne potępienie. Mówią o sobie Skrwawieni, a jest w tym mianie siła i moc. I strach.
Uciekając przed poczuciem winy, dręczeni wyrzutami sumienia, Skrwawieni dokopali się do źródeł złowieszczej, starożytnej magii, która niegdyś niepodzielnie panowała nad górami Gordu. Magia ta, oparta w znacznym stopniu o nekromancję, tysiące lat temu została pogrzebana w skalistych przepaściach gór przez samego Jedynego. Jest to dzika, pierwotna i nieokrzesana moc, a co za tym idzie – zupełnie nieprzewidywalna i nieokiełznana. Odkryta przez wygnańców, zwietrzyła okazję na wyzwolenie. Zniewoliła ich umysły, karmiąc je wizjami chwały i odkupienia. Nieświadomie stali się jej narzędziami, bezwolnymi wysłannikami i karmicielami.
Plugawa siła dała upadłym Gordyjczykom moc, ale przede wszystkim skazała ich dusze na wieczny niebyt.
Powiedzmy sobie nieco więcej o naturze plugawej magii, która, niewoląc umysły gordyjskich wygnańców, przyczyniła się do ich zguby. Mogę z całą odpowiedzialnością głosić każdemu, kto zechce mnie posłuchać, iż czarna magia Valdoru przy przeklętej na wieki mocy gordyjskich gór nie powinna się nazywać czarną. Przy nekromanckiej potędze plugastwa południowych skał nie jest nawet popielata.
Ta najokrutniejsza postać Ciemności, działająca tylko na tych, którzy splamili swe dłonie krwią niewinnych, zrodziła się, jak mi wiadomo, na długo przed nadejściem Proroka. Niektóre źródła głoszą, iż ona nawet nie powstała w Dominium. Faktem jest, że nie ma w niej ani szczypty twórczej mocy Pana. Zresztą, niczyjej innej także nie.
Gordyjska moc narodziła się sama, czerpiąc z nagromadzonego zła i chaosu. Była w górach, nim krasnoludy wzniosły swe potężne twierdze. Zapytacie więc: jak stać się mogło, iż taka potęga jest obecnie zepchnięta na drugi, a nawet trzeci plan i kryje się tchórzliwie gdzieś pośród jaskiń, zbierając zastępy niewolników? Cóż, gdyby owa magia nie została pokonana, nie mielibyśmy dziś Dominium. Jedyny, w porę dostrzegając czające się w cieniu niebezpieczeństwo, które tylko czekało na stosowną okazję do ataku, zebrał wszystkie swe siły i jednym tchnieniem zdmuchnął plugastwo, roztrząsając jego resztki na południu. Tak przynajmniej mówią księgi.
Nie do końca jednak im dowierzając i nie kwestionując w żadnym razie potęgi Jedynego, zachodzę w głowę ile taki niszczycielski pojedynek pomiędzy Ciemnością a Jedynym mógł trwać. Sądzę, iż nie skończyło się tylko na zdmuchnięciu, pogrzebaniu i zrobieniu z kupki popiołów gór. Śmiem twierdzić, że nie cała plugawa magia została zniszczona. Co więcej, pozwolę sobie powiedzieć (wiem, robię się zuchwały), że ona się odradza! Bo czyż to nie kropla drąży skałę? Czy, zagarniając coraz to więcej umysłów gordyjskich nieszczęśników, magia nie wytwarza sobie śmiertelnie niebezpiecznej broni, gotowej zadać w przyszłości bardzo mocny, jeśli nie decydujący cios w wojnie Światła z Ciemnością?
Czego jak czego, ale wyniszczającego ataku z południa mieszkańcy Dominium raczej się nie spodziewają. Nie chcę tu straszyć, jedynie prognozuję. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na coraz dziwniejsze zachowania niektórych mieszkańców Gordu, nierzadko wymalowanych na czerwono i głoszących nadejście apokalipsy. Zbiegi okoliczności? Być może. Ale ile w końcu osób maluje się na szkarłatno i posiada pusty wzrok, potrafiący przerazić nawet szarżującego orka?
Kolejna kwestia. Jacy są Skrwawieni ? Źli, podli, okrutni, bezlitośni, bezduszni… martwi. Ich ciała to tylko puste powłoki, które ruszają do działania, napędzane potworną siłą gordyjskiej magii. Jedynym co odróżnia ich od nieumarłych, takich jak zombie czy kościotrupy, jest śmiertelność. Strzeż się jednak, Panie, i nigdy, przenigdy nie walcz ze Skrwawionym na jego własnym terenie, w jego ojczyźnie. Obojętnie, czy cynazyjska szpada przekłuje mu serce, doryjski miecz pośle głowę w krótką podniebną podróż, czy pochłonie go oczyszczający, karyjski ogień… Na terenie Gordu, pośród skalnych szczytów masywu Goradth, nie sposób pozbawić go życia. Przeklęta magia zawarta w każdej piędzi gordyjskiej ziemi zawsze, zawsze tchnie w niego nowe życie, zasklepi rany, odtworzy ciało.
Jak wskazać granicę panowania plugawej siły? Dobre pytanie, Panie. Będę myślał nad odpowiedzią.
Oczywiście, że można zabić Skrwawionego. Mówiłem już, że wszyscy są śmiertelni. Zaciągnij go do świątyni Jedynego, a ujrzysz jego ostateczną śmierć. Wtedy zmizernieje on, zacznie maleć w oczach, zapadać się. Wystarczy nawet słabe pchnięcie rapierem, a ciało żywego trupa skruszy się jak skorupka jaja.
Póki co, niestety, niewielu Skrwawionych wyrusza w świat. Większość pozostaje w zimnych, górskich jaskiniach, utrzymywana przy życia magią. Dlatego też niezwykle trudno organizować jakieś wyprawy, chociażby religijne krucjaty przeciwko złu. Nawet najlepszy karyjski egzorcysta padnie w końcu pod naporem wściekłej, czerwonoskórej i samonapędzającej się machiny, jaką są Skrwawieni. Jeśli zdoła dotrzeć do ich siedzib, nim lodowe kły zimy rozorają jego ciało...
Właśnie. Jak i gdzie mieszkają Skrwawieni? Odpowiedź na drugie pytanie została dana już wcześniej. W wysoko położonych, górskich jaskiniach, tak nieprzystępnych, że żadne żywe stworzenie prócz nich się tam nie zapuszcza.
Pozostaje zatem pytaniem pierwsze. O, to już zupełnie inna sprawa. Skrwawieni zbierają się przeważnie w niewielkie skupiska, najczęściej po dziesięć – piętnaście osób na pieczarę. Spędzają w nich dni, wypatrując nadejścia nocy. To właśnie w nocy ich złowrogie, puste spojrzenia, błyskają nagle wściekło czerwonym blaskiem. Wtedy Skrwawieni wychodzą na łowy, wtedy ściele się trup.
Każdego wieczoru, kiedy słońce (ciekawe, czy któryś z nich choć raz je widział, przebijające się przez grubą pierzynę chmur?) ginie za horyzontem, Skrwawieni wychodzą ze swych jaskiń, stawiając pewne kroki na twardym podłożu. Zastanawiałeś się zapewne skąd o nich wiadomo, skoro żyją w zapomnianym nawet przez Jedynego kraju. Otóż nawet na krańcu świata żyją zwykli ludzie. A Skrwawieni tych ludzi nękają. Napadają nocami w dzikiej furii, niosąc strach i śmierć. Porywają młodych i starych każdej płci, by złożyć ich w ofierze plugawej magii. Nie jedzą, nie piją, nie muszą spać, ale to jedno – morderstwa ku chwale mrocznej siły – wydaje się niezbędne dla ich egzystencji.
Dochodząc do sedna sprawy chciałbym jeszcze raz podkreślić, choć może trudno w to uwierzyć, że tak naprawdę wina samych tych ludzi jest tu najmniejsza. Oni, zupełnie przypadkiem, zapuścili się tam, gdzie nie mieli zamiaru dotrzeć. Przypadkiem weszli do jaskini, z której biło ciepło. Może chcieli schować się przed nadciągającą burzą? Może szukali schronienia na noc? Nie mam pojęcia. Stało się jednak i mimo całego zła i spustoszenia, które sieją dzisiaj, jeszcze raz powiadam: to właśnie ci ludzie są największymi ofiarami krwawej magii, to oni ponoszą najwięcej strat i to oni są torturowani dzień i noc przez prawdopodobnie jedno z największych plugastw tego świata. Czuję, że w duchu przyznasz mi rację, Panie. To po prostu udręczone dusze. Oni nie są… nie byli źli. Nie aż tak, by zasłużyć na to, co ich spotkało.
Skrwawiony z Gordu jako BN lub BG
Cecha magiczna (oparta na Wytrwałości)
Skrwawieni, póki znajdują się na terenie Gordu, nie mogą zostać zabici. Ziemia wskrzesza ich ciała bez żadnych szkód dla jakichkolwiek współczynników. Gdy Skrwawiony znajdzie się w odległości około stu metrów od jakiejkolwiek świątyni Jedynego, czy chociażby kapliczki, każdy z jego współczynników zostaje obniżony, do czasu opuszczenia owych stu metrów, o dwa.
Skrwawiony z Gordu zmienia Wiarę na Wolę Magiczną.
Dodatkowe kości do testów mocy Skrwawionego:
- Jeśli Skrwawiony toczy walkę z księdzem, mnichem, inkwizytorem, czy jakąkolwiek inną osobę związaną silnie z religią +1k8
- Jeśli Skrwawiony stoi na jakiejkolwiek skale, pochodzącej z Gordu +1k6
- Jeśli Skrwawiony trzyma w dłoniach lub trzyma no sobie coś, co pochodzi z krypty, grobowca lub jest przeklęte +1k10
Moce Skrwawionego z Gordu:
Za każdym razem, kiedy Skrwawiony używa jednej ze swoich mocy, otrzymuje trzy punkty zmęczenia. Stosowanie nekromancji jest bardzo wyczerpujące.
- Skrwawiony przywołuje sługę w postaci kościeja (T +2)
- Skrwawiony przywołuje sługę w postaci zombie (T +4)
- Skrwawiony przywołuję sługę w postaci Trupiego Łowcy (T +7)
- Skrwawiony sprowadza na przeciwnika chorobę :
> Ból głowy (T +1)
> Mdłości (T +2)
> Osłabienie organizmu (obniża dwa współczynniki o jeden punkt [T +4])
> Krótkotrwała utrata pamięci (do dziesięciu minut, za każdą minutę Skrwawiony traci jeden punkt zmęczenia [T +6])
> Długotrwała utrata pamięci (do godziny, za każde pięć minut Skrwawiony traci jeden punkt zmęczenia [T +8])
- Skrwawiony wywołuje u przeciwnika utratę oddechu (za każde dwadzieścia sekund Skrwawiony traci jeden punkt zmęczenia, jeśli Skrwawiony przytrzyma oddech przeciwnika do maksymalnie trzech minut, wróg ginie [T +9])
UWAGA: Jeśli Skrwawiony z Gordu ma być Bohaterem Gracza, jako tajemnicę musi posiadać Zbrodnię.
Gracz taki nie może wybrać żadnego źródła dochodów ani majętności. Nie może też mieć Sojuszników innych niż Skrwawieni.
Przy rozmowie z innymi ludźmi, z powodu dziwnego wyglądu i odrażającej powierzchowności, Skrwawiony traci jeden punkt Wiarygodności.