Składany nóż - K.J. Parker

Pecunia non olet

Autor: Maja 'Vanth' Białkowska

Składany nóż - K.J. Parker
Czyż może istnieć fantasy bez magii? Wszak opisanie najrozmaitszego rodzaju nadnaturalnej działalności wydaje się kwintesencją tego gatunku, tym, co automatycznie nasuwa się na myśl, kiedy tylko padnie jego nazwa. Lecz różni pisarze z G.G. Kayem na czele udowodnili wielokrotnie, że to nie czary stanowią o jego istocie, tworząc powieści, które, wciąż kwalifikując się do fantastyki, wykreowały jej nową odmianę, jaką można określić mianem powieści parahistorycznej. Gdy bazę opowieści stanowią wydarzenia znane z kart podręczników historii, umiejętnie zmodyfikowane dla potrzeb literackiej fikcji. W ten nurt znakomicie wpisuje się Składany nóż K.J. Parker (pod tym pseudonimem kryje się autor-zagadka, który nie zdradza nawet swojej płci), książka błyskotliwa i zarazem wielce przewrotna.

________________________


Ciężki jest los pierwszego obywatela Republiki Wesańskiej. Bassianus Honoriusz Arkadiusz Sewer, znany lepiej jako Basso, już od dzieciństwa przygotowywany był do pełnienia tej roli. Obserwując swego ojca, który święcił triumfy jako przedstawiciel narodu, miał możność przekonania się, jaka to niewdzięczna funkcja, a jednocześnie – jak nieograniczoną władzę ofiarowuje temu, kto ją piastuje. Towarzyszymy mu od chwili narodzin, poznając wpierw jego dość wyrywkowo potraktowane dziecięce lata, a następnie młodość, zobrazowaną kilkoma scenami. Początkowo trudno się przyzwyczaić do dość chaotycznej, szarpanej narracji, będącej serią obrazów, które bardziej mają na celu przedstawienie ogólnie zarysowanego portretu przyszłego pierwszego obywatela, niźli dokładne zdefiniowanie jego osobowości. Lecz popełni błąd ten, kto jeno pobieżnie przeleci początek powieści, gdyż pośród tych scenek rodzajowych ukryte są informacje stanowiące zarówno klucz do późniejszych wydarzeń, jak i podwaliny charakterystyki Bassa.

Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy bohater zaczyna swą polityczna karierę. Drobiazgowo opisane zostają wszystkie jego poczynania, obnażone motywacje, na zasadzie ukazania drugiego dna kolejnych czynów, wiwisekcji zachowań, rozpracowania strategii i taktyki postępowania. Poznajemy kolejne szczeble jego kariery, gdy to co prywatne i publiczne oddziałuje na siebie na zasadzie naczyń połączonych; ludzi, którzy wywarli na niego znaczący wpływ lub – co częstsze – zostali niczym ćmy przyciągnięci jego osobowością. Patrzymy na sukcesy i porażki, za każdym razem zadziwieni umiejętnością wydobywania się z sytuacji pozornie patowych. I choć gdzieś w tle rozgrywają się wydarzenia dotyczące samej Republiki Wesańskiej, te fakty odbieramy jedynie jako kolejny element uzupełniający wizerunek samego protagonisty.

Basso dominuje. Basso odmieniany przez wszystkie przypadki, uwielbiany i znienawidzony, Wielki, Wspaniały, Szczęśliwy. Czy aby na pewno? Wykreowany przez autora[1] wizerunek jest tak wielowymiarowy i pełen sprzeczności, że rozszyfrowanie i zrozumienie postaci pierwszego obywatela stanowi dla czytelnika nie lada wyzwanie. Wiele cech jego charakteru uczynić by go mogło skrajnie antypatycznym: wyrachowanie, bezwzględność, makiaweliczna momentami zdolność do konstruowania wielopoziomowych intryg, zimne okrucieństwo, cynizm wyśrubowany do granic możliwości, stawianie na pierwszym planie własnych korzyści, umiejętność kłamania z kamienną twarzą, demagogiczna zdolność przekonywania. Basso, kiedy trzeba, lawiruje, nagina fakty, czyniąc to z łatwością, z jaką przychodzi mu oddychanie. Wydaje się, że potrafi poświęcić każdego, że ludzie, z którymi się wiąże, są jeno pionkami w zaplanowanej precyzyjnie grze, w której on – i tylko on – wyznacza zasady. Ten wizerunek uzupełniają jednak inne cechy. Jest błyskotliwy, czasem na granicy geniuszu, odważny, lojalny, choć jeno wobec garstki ludzi, szlachetny (co prawda zazwyczaj wtedy, gdy mu to pasuje), a przede wszystkim – rozpaczliwe samotny. Ten homo politicus, żyjący od jednej intrygi do kolejnej, przybiera rozmaite maski, które ukrywać mają jego prawdziwe oblicze i głód uczucia.

Ta genialnie skonstruowana postać budzi skojarzenia z rozmaitymi znanymi z historii bohaterami, tak jakby była wydestylowaną z nich kwintesencją. Wśród inspiracji można się doszukiwać zarówno rzymskich polityków, jak i renesansowych książąt, lecz najsilniej skojarzył mi się ten bohater z Cezarem – choć bardziej z wersją wykreowaną w HBO-wskim serialu Rzym niż z jego historycznym portretem. I budzi Basso lawinę emocji, gdyż dzięki takiemu nieoczywistemu potraktowaniu staje się bardziej ludzki. I nawet jeśli duża część jego poczynań wywołuje odruch protestu, to w pewnym momencie czytelnik łapie się na tym, iż zaczyna darzyć tego charyzmatycznego drania coraz to większą sympatią.

Przede wszystkim jest jednak Basso niezwykle utalentowanym bankowcem. Co stanowi fakt bardzo istotny, gdyż poczynania związane z mnożeniem pieniądza są motywem wiodącym powieści. Chyba po raz pierwszy spotkałam się z takowym zamysłem, a iście giełdowe i teoretycznie nudne spekulacje przedstawione są tu w sposób niesamowicie intrygujący. Jedne z najciekawszych fragmentów Składanego noża stanowią rozmowy Bassa z głównym rachmistrzem Banku Dobroczynności i Sprawiedliwości Społecznej (który pierwszy obywatel odziedziczył po ojcu), eunuchem Antygonem, który wpierw szkoli młodzieńca, a potem, gdy uczeń przerasta mistrza – doradza mu w kolejnych inwestycjach. To świat widziany z czysto merkantylnej perspektywy, kiedy nawet wojna rozpatrywana jest bardziej przez pryzmat zaopatrzenia i logistyki niż strategii i taktyki.

Wielce interesująco ukazane są relacje pierwszego obywatela z innymi postaciami. Z większością łączą go głównie interesy, traktowane są protekcjonalnie i dobierane pod kątem użyteczności. Bardziej partnerskie stosunki wiążą go jedynie z kilkoma osobami – przede wszystkim z generałem Aeliuszem i wspomnianym Antygonem, choć i w stosunku do nich Basso zachowuje pewien dystans. Od tej reguły są tylko dwa wyjątki. Swego siostrzeńca Bassana traktuje jako potencjalnego następcę, zwierzając mu się z trosk i uważnie słuchając rad tego obdarzonego umysłem ostrym niczym brzytwa młodzieńca. Zaś najbardziej skomplikowana więź łączy go z siostrą. Nie wiadomo, czy więcej w niej miłości, czy nienawiści, kobieta jednocześnie jest jego największym wrogiem, jak i upragnionym towarzyszem, każdy swój czyn mężczyzna mniej lub bardziej świadomie rozważa przez pryzmat tego, jak na niego zareaguje Tranquillina. Ona zaś odpłaca mu się coraz to nowymi knowaniami.

Uważam jednak, że wątek Liny jest nieco niedopracowany, trudno uwierzyć w nagłe przeistoczenie się siostrzanego uczucia w gorąca nienawiść. A uczynienie z niej szarej eminencji stojącej za wszystkimi anty-bassowymi intrygami również nie do końca przekonuje, gdyż jest ona bardziej uosobieniem wiszącego nad pierwszym obywatelem fatum, niż pełnokrwistą postacią. Kreowanie kobiecych bohaterek jest zdecydowanie słabą stroną Parkera, gdyż nawet jeśli początkowo te sylwetki są ciekawie skonstruowane (jak choćby druga żona Bassa – Melsuntha), to wraz z rozwojem fabuły ich potencjał zostaje kompletnie zaprzepaszczony.

Wykreowany przez Parkera świat przypomina w największym stopniu Rzym doby Republiki, lecz można znaleźć tu również odniesienia zarówno do Bizancjum, greckich poleis, jak i Republiki Weneckiej. Nie jest to jednak łopatologiczne przełożenie, kiedy od pierwszego momentu można zorientować się, który z przedstawionych w powieści krajów ma swój historyczny odpowiednik, lecz bardzo inteligentnie poprowadzona szarada, gdy na podstawie pewnych wplecionych w tekst aluzji możemy się tego jedynie domyślać. A w tych quasi-starożytnych realiach egzystują ludzie na wskroś współcześni, rozumujący na sposób momentami aż nazbyt znajomy i posługujący się językiem, jaki można usłyszeć codziennie na ulicy i w którym nie brakuje przekleństw. Kuriozalnie taki sposób wyrażania się bohaterów w żaden sposób nie stanowi dysonansu, ale idealnie uzupełnia ich sylwetki.

Zdecydowanie mocną stroną Składanego noża są dialogi. Szermierka słowna pełna ostrych wypadów i błyskawicznych ripost, najeżona złośliwościami i ze spora dawką czarnego humoru. Rozległe partie powieści rozgrywają się głównie w formie rozmów pomiędzy postaciami, dla których kontrapunktem są kompletnie pozbawione dialogów opisy ich konkretnych działań. Parker eksperymentuje z różnymi gatunkami literackimi, które płynnie się ze sobą przenikają. Trzonem książki wydaje się powieść obyczajowa z silnymi naleciałościami biograficznymi, lecz można tu odnaleźć zarówno motywy zaczerpnięte z naukowych rozpraw, podręczników strategicznych, cień romansu (bardzo cynicznie zresztą potraktowanego), fragmenty rodem z opowieści łotrzykowskich, dramat psychologiczny, powieść epistolograficzną, zaś wszystko połączone ze sobą w sposób zaiste mistrzowski. A nagle historia, ujęta w sposób raczej lekki, przeradza się w gorzki moralitet, kiedy Parker porusza kwestie filozoficzne, rozważając naturę wojny i to, w jaki sposób zmienia ona ludzi.

A tytułowy nóż? Jego obecność w pierwszej i finalnej scenie książki spina fabułę klamrą, jest rekwizytem towarzyszącym Bassowi podczas całego życia, pełniąc rolę zarówno milczącego świadka wydarzeń, jak i ich głównego uczestnika. Pojawia się w najbardziej kluczowych i dramatycznych scenach, powraca niczym uporczywy refren, swoisty rodzaj Nemezis głównego bohatera, dowód na to, iż istnieje nieuchwytna siła, jaką można określić mianem przeznaczenia, uosobienie jego lęków. Pełni funkcję podobną jak niewolnik stojący za plecami cezara w chwili jego triumfu, który przypomina mu o jego śmiertelności –uzmysławia, jak cienka granica dzieli bohatera w momencie sukcesu od klęski.

Powieść ta zalicza się do książek, w których trzeba się rozsmakować, nie porywa od pierwszej strony fabularnymi fajerwerkami, lecz kiedy przywyknie się do początkowo nieco trudnej w odbiorze narracji trzecioosobowej w czasie teraźniejszym (która kończy się wraz z prologiem) i wgryzie w treść – pochłania bez reszty. Dla mnie stała się rodzajem literackiego objawienia, kiedy przyzwyczajona do wszelkich możliwych i kilku niemożliwych pomysłów, jakie autorzy fantasy są w stanie zaserwować, byłam pewna, iż w tym nieco już skostniałym gatunku nic mnie nie zaskoczy. Składany nóż dowiódł, że jest inaczej. To książka skonstruowana z ogromną precyzją, eksplozja erudycji, trzymająca w napięciu aż do samego końca opowieść o drugim, a nawet trzecim dnie, którego rozszyfrowanie stanowi dodatkowy atut lektury. Autorowi udało się osiągnąć rzecz arcytrudną – poprowadzić fabułę w taki sposób, iż finał kompletnie mnie zaskoczył, pozostawiając z cisnącym się na ustach protestem, wstrząśniętą, zauroczoną i pełną sprzecznych emocji. Chapeau bas!


[1] Na potrzeby recenzji i na podstawie własnych podejrzeń o Parkerze piszę w rodzaju męskim.