11-02-2013 15:37
Skąd się biorą kobiety w erpegach, czyli dlaczego wszystko robię odwrotnie
W działach: różności, domorosła filozofia | Odsłony: 105
Wakacje roku 1993/4 były w pewnym sensie przełomowe. Na Mazurach przez dwa miesiące wakacji niewiele było do roboty: pół biedy jeszcze, kiedy świeciło słońce, ale przez połowę tego czasu padało. Do wyboru były wtedy: planszowa Magia i Miecz, sterta wielokrotnie przeczytanych książek oraz czasopisma komputerowe kolegi spędzającego wakacje kilka domków obok. Towarzystwo składało się ze mnie, mojego dwunastoletniego brata oraz jedenastoletniego kolegi brata.
W jednym z Top Secretów znaleźliśmy artykuł o RPG i natychmiast wpadliśmy na pomysł, żeby zagrać w coś takiego.
Pierwszy system, w jaki grałam w życiu był zatem autorką i to w dużej mierze wymyśloną przeze mnie. Jako najstarsza spisywałam zasady, które ukuliśmy w burzy mózgów ja i brat. Dodałam system magii. Przypominało to trochę wczesne D&D i tak się w to grało. Mistrzowaliśmy wszyscy troje na zmianę.
Zaraz po powrocie popędziliśmy kupić czasopismo Magia i Miecz. Numer siódmy. Wstecznie dokupiliśmy jeszcze pozostałe sześć numerów.
Graliśmy w Oko Yrrhedesa i Kryształy Czasu. Na początku mistrzowałam głównie ja, tym razem warszawskim kolegom brata, bo tylko mnie się udało ogarnąć matematykę kacochów. Później reszta też poogarniała i zaczęliśmy mistrzować na zmianę z bratem. Rozegraliśmy chyba wszystkie MiMowe przygody i wymyślaliśmy własne. Rok później wyszedł Warhammer i od tamtej pory stukaliśmy w Młotka.
Trwało to wszystko mniej więcej półtora roku. Graliśmy coraz rzadziej - chodziłam już do liceum. Brat i koledzy pokończyli podstawówkę, koledzy poszli swoją drogą, brat swoją - i w szkole średniej nabrał świadomości, że gitara daje więcej punktów lansu, niż RPG.
Zostałam bez drużyny, ten stan nie trwał jednak długo. Szybko wypatrzyłam w równoległym mat-fizie fankę Tolkiena, a z korytarza na dużej przerwie zgarnęłyśmy poważnie wyglądającą dziewczynę, która czytała Dragonlance.
Gram z nimi do dziś, zarówno jako gracz jak i MG.
Od tamtej pory RPGowo wszystko działo się w moim towarzystwie odwrotnie. Moja drużyna była w 100% damska; kiedy dołączali nowi, były to przeważnie dziewczyny, które z czasem zaczynały także mistrzować. Dysponuję cennym doświadczeniem i mogę wam powiedzieć, jak wygląda gra w stuprocentowo damskiej grupie nastolatek - otóż krew, flaki, torturowanie BNów, wysadzanie świata przedstawionego w powietrze, grabieże i perwersja. Nie wytrzymywał z nami żaden gracz.
Zaczęłyśmy organizować na terenie szkoły mini-konwenty. Stopniowo do grona dołączali faceci. Już po mojej maturze z tej grupki urodził się klub „Rejtan Elizjum”. Nasze erpegowe towarzystwo osiągnęło największą ekspansję na studiach, w szczytowym okresie zajmując trzy 6-osobowe domki kempingowe podczas wakacji. Było nas tyle, że robiliśmy własne LARPy.
Dojrzałyśmy już i towarzystwo obrodziło graczami (oraz MG) płci męskiej. W każdym razie faceci nie uciekali już na nasz widok. Zawsze jednak odsetek kobiet w naszej grupie - grających, mistrzujących, z inklinacją do tworzenia systemów i kampanii autorskich - był wysoki. Obserwuję tę samą tendencję w dojrzewających grupach męskich - tylko oczywiście w kierunku odwrotnym.
Po studiach towarzystwo trochę się rozlazło. Wiadomo - tu związki, tam dzieci, niestety ten czy inny konflikt. Wciąż jednak gram w drużynach, gdzie proporcja przedstawia się mniej więcej 50-50%, z przewagą pań. Są to ludzie, których znam lat kilkanaście, nie tylko na polu RPGowym; w pełnym znaczeniu tego słowa mogę ich nazwać przyjaciółmi.
Co z tego wynika? Ano nic konkretnego. Może tyle, że RPG jest grą społeczną. Że podobne lgnie do podobnego. Kobiety wciągają do gry inne kobiety, zwłaszcza, jeśli serio się tym interesują, i jak kiedyś wspominałam, nie wyklucza to innych, „typowo kobiecych” zainteresowań. Że jak fandom dorasta, to się płcie wyrównują, bo albo połowica odciągnie od erpegów, albo się okazuje, że sama gra.
Że jak się rozglądacie, gdzie są dziewczyny w RPG, to może one w tym czasie radośnie grają we własnej, damskiej drużynie… a na dłuższą metę bez dziewczyn się po prostu nie da. Towarzystwo się rozlezie, hobby wypali i tyle.
Że w tamtych latach nigdy nie wpadłam na to, że mogę być dyskryminowana, ale czasem spotykałam palantów, a palantów się omija. Jeżeli więc regularnie płoszycie babki z sesji, to może coś jest na rzeczy. Zaważyć może choćby taki głupi szczegół, jak gracze siedzący tuż przy MG i gardłujący na cały głos (zwłaszcza po piwie głosy męskie są donośne) - nowa graczka może się nie przebić. MG musi umieć obserwować całą drużynę, ze szczególnym naciskiem na nowicjuszy, uważać na osoby dominujące sesję, a tych cichszych (faceci też potrafią tacy być) sadzać bliżej.
Że historii erpegowych jest jak mrówków, a może moja jest interesująca?
I że jestem starym zgredem, o erpegowym stażu przewyższającym wiek niektórych dyskutantów, w chwili obecnej „casualem” ogarniającym swój doktorat, totalnie nie na bieżąco z fandomem i jego bólami, więc może na tych wnioskach zakończę.
I tyle. I naprawdę, kurczę, mam nadzieję, że tyle.
W jednym z Top Secretów znaleźliśmy artykuł o RPG i natychmiast wpadliśmy na pomysł, żeby zagrać w coś takiego.
Pierwszy system, w jaki grałam w życiu był zatem autorką i to w dużej mierze wymyśloną przeze mnie. Jako najstarsza spisywałam zasady, które ukuliśmy w burzy mózgów ja i brat. Dodałam system magii. Przypominało to trochę wczesne D&D i tak się w to grało. Mistrzowaliśmy wszyscy troje na zmianę.
Zaraz po powrocie popędziliśmy kupić czasopismo Magia i Miecz. Numer siódmy. Wstecznie dokupiliśmy jeszcze pozostałe sześć numerów.
Graliśmy w Oko Yrrhedesa i Kryształy Czasu. Na początku mistrzowałam głównie ja, tym razem warszawskim kolegom brata, bo tylko mnie się udało ogarnąć matematykę kacochów. Później reszta też poogarniała i zaczęliśmy mistrzować na zmianę z bratem. Rozegraliśmy chyba wszystkie MiMowe przygody i wymyślaliśmy własne. Rok później wyszedł Warhammer i od tamtej pory stukaliśmy w Młotka.
Trwało to wszystko mniej więcej półtora roku. Graliśmy coraz rzadziej - chodziłam już do liceum. Brat i koledzy pokończyli podstawówkę, koledzy poszli swoją drogą, brat swoją - i w szkole średniej nabrał świadomości, że gitara daje więcej punktów lansu, niż RPG.
Zostałam bez drużyny, ten stan nie trwał jednak długo. Szybko wypatrzyłam w równoległym mat-fizie fankę Tolkiena, a z korytarza na dużej przerwie zgarnęłyśmy poważnie wyglądającą dziewczynę, która czytała Dragonlance.
Gram z nimi do dziś, zarówno jako gracz jak i MG.
Od tamtej pory RPGowo wszystko działo się w moim towarzystwie odwrotnie. Moja drużyna była w 100% damska; kiedy dołączali nowi, były to przeważnie dziewczyny, które z czasem zaczynały także mistrzować. Dysponuję cennym doświadczeniem i mogę wam powiedzieć, jak wygląda gra w stuprocentowo damskiej grupie nastolatek - otóż krew, flaki, torturowanie BNów, wysadzanie świata przedstawionego w powietrze, grabieże i perwersja. Nie wytrzymywał z nami żaden gracz.
Zaczęłyśmy organizować na terenie szkoły mini-konwenty. Stopniowo do grona dołączali faceci. Już po mojej maturze z tej grupki urodził się klub „Rejtan Elizjum”. Nasze erpegowe towarzystwo osiągnęło największą ekspansję na studiach, w szczytowym okresie zajmując trzy 6-osobowe domki kempingowe podczas wakacji. Było nas tyle, że robiliśmy własne LARPy.
Dojrzałyśmy już i towarzystwo obrodziło graczami (oraz MG) płci męskiej. W każdym razie faceci nie uciekali już na nasz widok. Zawsze jednak odsetek kobiet w naszej grupie - grających, mistrzujących, z inklinacją do tworzenia systemów i kampanii autorskich - był wysoki. Obserwuję tę samą tendencję w dojrzewających grupach męskich - tylko oczywiście w kierunku odwrotnym.
Po studiach towarzystwo trochę się rozlazło. Wiadomo - tu związki, tam dzieci, niestety ten czy inny konflikt. Wciąż jednak gram w drużynach, gdzie proporcja przedstawia się mniej więcej 50-50%, z przewagą pań. Są to ludzie, których znam lat kilkanaście, nie tylko na polu RPGowym; w pełnym znaczeniu tego słowa mogę ich nazwać przyjaciółmi.
Co z tego wynika? Ano nic konkretnego. Może tyle, że RPG jest grą społeczną. Że podobne lgnie do podobnego. Kobiety wciągają do gry inne kobiety, zwłaszcza, jeśli serio się tym interesują, i jak kiedyś wspominałam, nie wyklucza to innych, „typowo kobiecych” zainteresowań. Że jak fandom dorasta, to się płcie wyrównują, bo albo połowica odciągnie od erpegów, albo się okazuje, że sama gra.
Że jak się rozglądacie, gdzie są dziewczyny w RPG, to może one w tym czasie radośnie grają we własnej, damskiej drużynie… a na dłuższą metę bez dziewczyn się po prostu nie da. Towarzystwo się rozlezie, hobby wypali i tyle.
Że w tamtych latach nigdy nie wpadłam na to, że mogę być dyskryminowana, ale czasem spotykałam palantów, a palantów się omija. Jeżeli więc regularnie płoszycie babki z sesji, to może coś jest na rzeczy. Zaważyć może choćby taki głupi szczegół, jak gracze siedzący tuż przy MG i gardłujący na cały głos (zwłaszcza po piwie głosy męskie są donośne) - nowa graczka może się nie przebić. MG musi umieć obserwować całą drużynę, ze szczególnym naciskiem na nowicjuszy, uważać na osoby dominujące sesję, a tych cichszych (faceci też potrafią tacy być) sadzać bliżej.
Że historii erpegowych jest jak mrówków, a może moja jest interesująca?
I że jestem starym zgredem, o erpegowym stażu przewyższającym wiek niektórych dyskutantów, w chwili obecnej „casualem” ogarniającym swój doktorat, totalnie nie na bieżąco z fandomem i jego bólami, więc może na tych wnioskach zakończę.
I tyle. I naprawdę, kurczę, mam nadzieję, że tyle.
49
Notka polecana przez: A647, Aesandill, Albiorix, altonidas, Amanea, Annelotte, Aure_Canis, beacon, Coyotl, Czarna Owca, de99ial, dzemeuksis, earl, etcposzukiwacz, Feroz, Furiath, Ifryt, Jade Elenne, Jasny, Jingizu, Kamulec, Klapaucjusz, Kosmit, Kot, lemon, Mag_Mag, Mephale, nimdil, Nit, Nuriel, oddtail, Overlord, Planetourist, Rag, Repek, Salantor, Scobin, senmara, Senthe, Shin Ryu, Siman, Squid, Szczur, Szponer, Tarkis, Wlodi, Xolotl, zegarmistrz, Zuhar
Poleć innym tę notkę