» Recenzje » Sin City 2: Damulka warta grzechu

Sin City 2: Damulka warta grzechu


wersja do druku

Grzechy w trzech wymiarach

Redakcja: Kuba Jankowski

Sin City 2: Damulka warta grzechu
Robert Rodriguez i Frank Miller długo kazali czekać fanom komiksowej serii Sin City na kontynuację ekranizacji graficznego dzieła Millera. Mimo że po sukcesie pierwszego filmu w 2005 roku jego twórcy zapowiadali kolejne odsłony na rok 2006 i 2009, to Damulka warta grzechu na ekranach kin pojawiła się niemal dekadę później. I zależnie od punktu widzenia/siedzenia/oglądania, sytuacja ta pozwoli dostrzec plusy i minusy takiego obrotu sprawy.

Dwight Jankowski:

Czy Damulka warta grzechu była obrazem wyczekiwanym od roku 2005, czyli od daty premiery pierwszej części ekranizacji komiksu Franka Millera, z zapartym tchem? Czy spodziewano się nowej formuły dla tej adaptacji czy raczej dokładnego powtórzenia schematu estetycznego? Ile twardzielskich historyjek miał pomieścić tym razem obraz, który składa się z epizodów połączonych występowaniem tych samych postaci?

Jeśli chodzi o formułę estetyczną, to zdecydowanie nie należało próbować przedobrzyć, bo przecież Frank Miller swojemu dziełu komiksowemu nadał jednolitą formę uproszczonych czarno-białych grafik z pięknymi scenami w deszczu lub śniegu, realizowaną (bo trudno powiedzieć, że rozwijaną w jakikolwiek sposób - Do piekła i z powrotem wiosny nie czyni) od początku do końca opowieści z Miasta Grzechu. Narracja komiksowa opierała się w dużej mierze na monologach straceńców doświadczonych przez życie, a właściwie przez kobiety, dla których byli gotowi poświęcić dosłownie wszystko, za słodką chwilę seksu lub okupionego krwią triumfu nad oprawcami tychże wybranek. Te elementy zachowano również w kontynuacji pierwszego odcinka. Czerń i biel klatek filmowych przerywają nieliczne kolory (zielone oczy i czerwone usta Avy czy krwawe ślady kolejnych ran i okaleczeń) oraz wstawki rysunkowe imitujące umowność kadrów komiksowych. Twardziele są twardzi, beznadziejnie zakochani oraz wierni swoim damom. I zdeterminowani. Podobnie jak ich źli wrogowie.

Główną linią narracyjną tego obrazu jest treść komiksowej Damulki wartej grzechu, ale podobnie jak w pierwszej części sięgnięto również po inny epizod oraz dopisano dwa nowe w klimacie papierowego Miasta Grzechu (Długa, kiepska noc i Ostatni taniec). Ogólnie otrzymujemy więc opowieść o Dwightcie, który dla dawnej kochanki Avy, zrobi wszystko i dopiero po wielu siniakach zorientuje się, że jest wrabiany; Johnnym, który postanowił upokorzyć w pokerowym rozdaniu senatora Roarka; Marvie, który budzi się na środku drogi przy rozbitych autach i próbuje ustalić, co się stało; oraz Nancy, która postanawia pomścić Hartigana. Mimo rozbicia narracji między różne postaci i tak główny bohater jest jeden. Na imię mu oczywiście Marv. Marv jest symbolem Miasta Grzechu, postacią, do której inni są tylko podobni. Marv to archetyp człowieka, jedynego typu człowieka, który bezbłędnie wie, jak w Sin City się poruszać i przeżyć, choć sposób jego konfrontacji z otoczeniem nie wskazuje na jakąkolwiek dbałość o życie. Zarówno jego, jak i jego oponentów. Tak jak Marv zrobi wszystko dla Nancy i ludzi, z którymi czuje zrozumienie, tak samo Dwight zatraci się dla Avy, choć obaj są przez swoje fatalne kobiety (bardzo nieadekwatne określenie kobiet z Miasta Grzechu - to są mroczniejsze, bardziej bezwzględne i egoistyczne wcielenia archetypowej femme fatale) sterowani.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Druga część Miasta Grzechu została otwarta wspomnianą sceną ciężkiej pobudki Marva na szosie pod Basin City. Ten epizod jest majstersztykiem i kwintesencją klimatu ciążącego nad całą opowieścią. Sprawdza się znakomicie jako prolog i jeśli ta scena nie porwie widza w wir grzechu, brudu, krwi i przemocy, to kolejne opowieści zapewne tylko go znudzą. Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu do pierwszej części, Damulka warta grzechu z dużym wyczuciem sięga po ilość epizodów i ilość wprowadzonych na scenę postaci. W pierwszej odsłonie Sin City, oglądanej po prawie dekadzie, akcja zdaje się być dosyć monotonna, gdyż sięgnięto po trzy duże całości i film niepotrzebnie chyba rozwleczono na ponad dwie godziny. Druga odsłona jest krótsza i bardziej jednorodna, przez co film ogląda się jednym tchem.

Pisząc o Sin City, nie można nie napisać o kobietach. Główne role przypadają Avie i Nancy. Ava została przepięknie sfilmowana w scenach kąpieli i w cieniach rzucanych na nią przez żaluzje. Erotyka, którą w podobnych sceneriach wydobywał na kartach komiksu Miller, znakomicie została w tym przypadku ukazana na ekranie. To zresztą bardzo mocny element konstrukcji Sin City - mimo że opowieści rozgrywają się w brudnym mieście pełnym szybkich kobiet, ani Miller ani Rodriguez (wypatrujcie znakomitego kameo z tymi panami!) nie epatują pornografią a wysmakowaną erotyką. Szkoda tylko w tym kontekście, że Nancy nadal nie pokazała piersi. O ile w pierwszej części sekwencje z jej tańcem były rzadsze i - z bólem, ale jakoś - można było ten fakt tańczenia nie-topless przeżyć, o tyle w drugiej części owe tańce stają się niezamierzenie karykaturalne. Owszem, masa w tym seksu, zwłaszcza w jednej z sekwencji wygibasów Nancy, w czasie której Marv postanawia nawet opuścić bar, ale czy w ruderze wypełnionej zapachem wódki, cygar i papierosów, obsadzonej przez typków spod ciemnej gwiazdy, prawdopodobnym jest, żeby tancerka nie zrzuciła chociaż biustonosza? A przecież Jessica Alba nie ma się czego wstydzić...

Damulka warta grzechu zdecydowanie warta jest, aby poświęcić jej czas w kinie i czekać na kolejne odsłony filmu. Autorzy zaskoczyli bowiem przy drugim filmowym epizodzie z Miasta Grzechu bardzo pozytywnie. Stworzyli spójny, nierozwleczony i jeszcze brutalniejszy film niż za pierwszym razem.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nota: 8,5

Mały Marv:

Flagowe dzieło komiksowe Franka Millera pod tytułem Sin City to pełen seksu i przemocy czarny kryminał powszechnie uznawany za najważniejsze osiągnięcie gatunku neo-noir. Twórca legendarnego Powrotu Mrocznego Rycerza i kultowego Ronina wszystkie historie z Miasta Grzechu buduje w oparciu o popularne klisze. Jednak siła wyrazu jego utworów nie tkwi we wzbogacaniu sprawdzonych schematów o nowe wartości ani w postmodernistycznym spajaniu wytartych modeli w niespotykane kompozycje. Źródeł ich oryginalności należy poszukiwać raczej w wyolbrzymieniu charakterów i intensyfikacji motywów, doprowadzających każdy element fabuły aż do jego karykaturalnych granic. W Sin City nie ma bohaterów jednoznacznie pozytywnych, a jedynym słusznym i racjonalnym działaniem jest ukarać kogoś złego i ochronić kogoś niewinnego. Obok silnych i pozbawionych skrupułów mężczyzn, kierujących się indywidualnym systemem wartości, pojawiają się ponętne i niebezpieczne kobiety, nie pozostające jedynie biernymi obiektami ich zainteresowania. A choć bohaterowie pierwszoplanowi są charakterami niepewnymi moralnie, w mieście rezydują postaci o wiele gorsze, doszczętnie wyzute z sumienia i zwyrodniałe do granic możliwości. Skomplikowana konstrukcja przyczynowo-skutkowa, całkowicie zaburzona chronologia oraz dosadny język kryminału nawiązujący do literatury pulpowej nadają historii dynamiki. Wreszcie całość odmalowana jest w niebanalnym stylu. Rysunek pozbawiony najmniejszych półtonów składa się z kunsztownie skomponowanych plam czerni i bieli, co doskonale współgra ze specyfiką opowieści pozbawionej jakichkolwiek kompromisów. Komiks Sin City to wprost idealny materiał do przetranskrybowania na język kina, co skrupulatnie wykorzystali w 2005 roku Robert Rodriguez i Frank Miller z gościnnym udziałem Quentina Tarantino. W drugiej odsłonie swojego filmowego dzieła zatytułowanej Damulka warta grzechu twórcy poszli za ciosem – zarówno w formie, jak i w treści – dokładając do całości jedynie efekt trójwymiarowości, skądinąd bardzo przyzwoity, należycie wykorzystany i o całą długość wyprzedzający podobne zabiegi powszechnie znane z kinowych blockbusterów.

W Basin City właściwie nic się nie zmieniło. Żeby wygrać, trzeba przegrać. Żeby kochać, trzeba płacić. Żeby przeżyć, trzeba zabić. Można również wygrać, kochać i przeżyć mając oparcie w postaci Marva. Miasto, w którym od czasu rewolwerowców rządy sprawuje arystokratyczna rodzina Roarków, jest plątaniną zaniedbanych ulic zabudowanych obskurnymi wieżowcami, które stanowią kryjówkę dla niejasnych typów i ich ciemnych interesów. Na nabrzeżu znajdują się opustoszałe magazyny, pośredniczące w szmuglowaniu broni, alkoholu i narkotyków. Na peryferiach leży bogata dzielnica wpływowych urzędników patrolowana przez najemnych zabójców. Poza miastem mieszczą się ruiny parku dinozaurów, gdzie łatwo pozbyć się zwłok, oraz farma, gdzie często dochodzi do makabrycznych procederów. Umownych granic rządzącego się własnymi niepisanymi prawami Starego Miasta niepodzielnie strzegą uzbrojone prostytutki, a paradoksalnie najbezpieczniejszym miejscem w mieście jest nocny klub Kadie’s Club Pecos, bezustannie wypełniony pijanymi mężczyznami oraz seksownymi tancerkami, gdzie wśród papierosowego dymu, oparów whisky i brzdęku butelek czas płynie specyficznie niespiesznym tempem. Chociaż miasto prawdopodobnie jest jednym z najgorszych miejsc na świecie, w jego zakamarkach żyją jeszcze ludzie obdarzeni wrażliwością i posiadający zestaw moralnych zasad.

Pod względem stylistycznym Damulka warta grzechu całymi garściami czerpie z rozwiązań graficznych komiksowego tworzywa przefiltrowanych przez nawiązującą do nich poetykę pierwszego filmu z serii Sin City. Niepokojący nastrój uwydatniony jest za pomocą mocnych kontrastów, wyrazistych światłocieni, dominacji linii ukośnych i pionowych, agresywnego kadrowania i unikania pełnych planów na rzecz detalu. Postaci nie są wyodrębnione z tła i wprost wtapiają się w otoczenie, a w kadry wkomponowane są dość nietypowo, często za pomocą ujęć z dołu, aby podkreślić ich monumentalność, lub z góry, kiedy występują w pozycji ofiary. Czasami pomiędzy czarne i białe przestrzenie dodatkowo wprowadzony jest jednolity kolor, zawsze uzasadniony i pełniący określoną funkcję, a szczególnie istotny w przypadku portretowania tytułowej bohaterki z jej krwistoczerwonymi ustami wyrażającymi namiętność i zielonymi kocimi oczami zwiastującymi katastrofę. Celuloidowe kadry imitujące kadry komiksowe czy wręcz będące ich animowanymi wariantami to zasadniczy plus ekranizacji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Damulka warta grzechu jest bezapelacyjnie jednym z najlepiej rozegranych i najbardziej intrygujących epizodów z serii Sin City, który w nowej produkcji Rodrigueza i Millera - co zresztą podkreślone zostało podtytułem filmu - stanowi fabularny kręgosłup obrazu. W jego sąsiedztwie, poza epizodem Kolejna sobotnia noc z tomu Girlsy, Gorzała i Giwery, z bezpardonowym Marvem w roli głównej, pojawiają się jeszcze wątki aroganckiego hazardzisty Johnny’ego – Długa kiepska noc – oraz zrozpaczonej striptizerki Nancy – Ostatni taniec – napisane przez Millera specjalnie na potrzeby filmu, a merytorycznie i stylistycznie nawiązujące do komiksowej tradycji. Damulka jest więc jednocześnie prequelem (wszystkie epizody, w których pojawia się Marv) i sequelem (epizod Nancy po śmierci Hartigana) Miasta Grzechu, który był ekranizacją historii zawartych w tomach Trudne pożegnanie, Krwawa jatka i Ten żółty drań oraz jednego epizodu zaczerpniętego z tomu Girlsy, Gorzała i Giwery. Z jednej strony stawia to przed widzem zadanie uplasowania poszczególnych wydarzeń na głównej osi czasu, z drugiej pozwala ponownie przywołać lubianych już bohaterów na arenę krwawego dramatu i zapętlić ich losy z nieznanymi jeszcze postaciami.

Wśród protagonistów znanych z Miasta Grzechu przed szereg zdecydowanie wychodzi postać Marva, będącego ucieleśnieniem najważniejszych fascynacji Millera: wywodzącej się z kina gangsterskiego stylistyki noir oraz barbarzyńskich opowieści spod znaku Roberta Ervina Howarda. Mickey Rourke po raz wtóry udowodnił, że w prochowcu monstrualnego zawadiaki z pokiereszowaną twarzą czuje się wręcz doskonale. Filmowy Marv, analogicznie do swojego komiksowego wzoru, wykonuje dorywcze zlecenia w ciemnych zaułkach, wypala papierosa za papierosem i opróżnia butelki z alkoholem. Chociaż nie jest typem intelektualisty w kolejnych akcjach wykazuje się zaskakującym sprytem i zdolnością dedukcji, a jego lakoniczne wypowiedzi skrzą się ciętym dowcipem i błyskotliwą puentą. Niesłychana odporność na ból i finezja w zadawaniu bólu innym czynią z niego niezniszczalnego przeciwnika, zaś krótkotrwałe zaniki pamięci i częste halucynacje wywołują chaotyczne refleksje dotyczące prawdziwości wydarzeń mających wokół niego miejsce. Esencja postaci rycerskiego zbira najpełniej realizuje się w otwierającym film epizodzie Kolejna sobotnia noc, w którym próbujący odnaleźć się w sytuacji Marv z doraźną pomocą dziewczyn ze Starego Miasta efektywnie i efektownie rozprawia się z grupą pijanych studentów znęcających się bestialsko nad bezdomnym. Kolejne nowele z jego gościnnym udziałem satysfakcjonują trafionymi tekstami, dynamicznymi bójkami i manifestacją osobliwie pojętego kodeksu moralnego.

Znakomicie prezentuje się również zaproponowana przez Powersa Boothe’a inkarnacja stojącego na szczycie w hierarchii czarnych charakterów Senatora Ethana Roarka. Jego pewna postawa, twarda mimika twarzy i hipnotyzujący wzrok epatują bezwzględnością despotycznego władcy miasta Basin City, który dzięki nieograniczonym wpływom politycznym i finansowym może unicestwić kogo zechce, kiedy zechce, gdzie zechce i za co zechce bez ponoszenia z tego tytułu najmniejszych konsekwencji. Pod pancerzem niewzruszonego przywódcy mafijnych struktur skrywa się jednak obraz niezrównoważonego ojca, ciągle rozpamiętującego śmierć ukochanego syna Roarka Juniora, który w jego wyobrażeniu mógłby zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Poturbowanie i zabicie człowieka jest dla niego czynnością tak samo naturalną i bezproblemową, jak rozdanie talii kart w kolejnej pokerowej rozgrywce. Ambiwalentny stosunek do ludzkiego życia jest jednak mechanizmem działającym w obie strony, bo Roark z taką samą łatwością patrzy w lufę rewolweru wymierzoną w swoją własną głowę. Kreacja Roarka w wykonaniu Boothe'a to całe zło zalewające Miasto Grzechu zawarte w pigułce, której nie można przełknąć.

Uniwersum Sin City w wielkim stylu uzupełnia Ava Lord, klasyczna femme fatale manipulująca beznamiętnie mężczyznami dzięki niespotykanej urodzie i pozornej niewinności, w której rolę wcieliła się przepiękna Eva Green. Filmowa realizacja niesamowicie seksownej i śmiertelnie niebezpiecznej kobiety niczym nie odbiega od komiksowego pierwowzoru, a wręcz przeciwnie, nadaje mu zupełnie nowej jakości i cudownie go odświeża. Przygotowania demonicznej Avy do nocnej kąpieli w basenie, nad którym unosi się księżyc w pełni, czy oczekiwania fatalnej kochanki na wybranka w pustym pokoju, do którego przez rozsunięte żaluzje przedostaje się światło ulicznej latarni, to sceny pełne erotycznego napięcia potęgowanego estetycznie wysmakowanymi ujęciami podkreślającymi fizyczne walory aktorki. Sekwencje, w których Ava bezceremonialnie rozlicza się ze swoimi kolejnymi ofiarami, żerując na ich naiwności, łatwowierności i zaślepieniu, oddają jej wyrachowanie, oziębłość i bezduszność w sposób tyle sugestywny, co bezpośredni. Skomplikowana konstrukcja postaci oparta na skontrastowaniu anielskiej aparycji z demonicznym charakterem w interpretacji niezapomnianej Izabelle z Marzycieli Bernardo Bertolucciego robi wprost niesamowite wrażenie i pozostaje w pamięci na długo, jako najbardziej autentyczne studium kobiece wśród komiksowych ekranizacji – spełnienie sennych fantazji i najgorszych koszmarów.

Pozostałe kreacje niestety nie wybijają się ponad przeciętność, a co więcej, momentami są mało przekonujące albo nawet nieco irytujące. Josh Brolin nie sprawdził się najlepiej zastępując Clive’a Owena w kluczowej przecież dla głównego epizodu roli szemranego prywatnego detektywa Dwighta McCarthy’ego, który za pomocą aparatu fotograficznego kompromituje zdeprawowanych polityków, a za pomocą pięści i pistoletu rozwiązuje swoje notoryczne kłopoty. Twardy bohater wciąż gotów jest znieść wiele trudów i cierpień, aby służyć pomocą bezbronnym kobietom, do których ma zgubną słabość, aczkolwiek w porównaniu do swojego poprzednika nieco brakuje mu romantycznej naiwności, wisielczego poczucia humoru i zrezygnowania nihilisty świadomego niszczących go problemów. Joseph Gordon-Levitt wcielający się w wielowymiarową postać Johnny’ego to fascynujące uosobienie młodzieńczej pewności siebie połączonej ze skrajnie ryzykancką brawurą, jednak jego pokerowe zwycięstwa mocno bledną w cieniu kolektywnych poczynań Dwighta i Marva. Jessica Alba jako zalewająca swoje dylematy litrami wódki striptizerka Nancy Callahan jest na wskroś urocza, jednak jej sceniczne popisy przy knajpianej rurce (nie-topless) wypadają niemalże komicznie w zderzeniu z pełną gracji ekranową ekspresją Evy Green (czasami topless). Jednak największym rozczarowaniem jest efemeryczny udział Bruce’a Willisa, który okazjonalnie i jakby na siłę pojawia się w roli powracającego zza grobu Johna Hartigana bezskutecznie próbującego podnieść emocjonalnie zdruzgotaną Nancy na duchu.      

Właściwie największy mankament Damulki wartej grzechu tkwi w tym aspekcie, który jednocześnie należy uznać za jedną z największych zalet filmu. Epizodyczny charakter obrazu założonego z części obarczonych zróżnicowanym ciężarem fabularnym implikuje nierównomiernie i niestabilnie rozpisaną główną linię dramaturgiczną. Bo o ile we własnych ramach każda opowieść potrafi utrzymać napięcie od początku do końca, o tyle całość gubi sporo potencjału w związku z wkomponowaniem tytułowego epizodu pomiędzy pozostałe nowelki. Tym samym poboczne historie tracą swoją autonomię i stają się jedynie mocno rozbudowanymi prologami i epilogami. Rezygnacja z zapętlania poszczególnych linii fabularnych, co w efekcie przyniosłoby odpowiednio silne i niemal jednoczesne wybrzmienie kulminacyjnych sekwencji, znajduje swoje oczywiste uzasadnienie w oparciu kompozycji filmu na komiksowym oryginale i stylistycznej spójności poprzednią kinową realizacją, w których poszczególne wątki – pomimo achronologicznie uporządkowanej osi czasowej – opowiadane były bez fabularnych cięć jako zamknięte historie. Jednak konflikt relacji Dwight McCarthy – Ava Lord jest zdecydowanie bardziej intrygujący i emocjonujący, niż pokerowe rozgrywki między Johnnym a Roarkiem czy rozchwiane pragnienie zemsty Nancy na Senatorze. Dlatego też po rozwiązaniu akcji tytułowego epizodu, trudno niejako na nowo zaangażować się w finały pomniejszych wątków. Tym samym kunsztownie budowana atmosfera zaczyna się mocno przerzedzać na długo przed pojawieniem się na ekranie napisów końcowych. 

Druga odsłona Sin City,  podobnie jak oparty o literackie i filmowe klasyki gatunku noir komiks Millera i jego elektryzująca ekranizacja sprzed niemal dziesięciolecia, nie podsuwa widzowi jasnego podziału na dobro i zło, nie boi się pokazać zbrodni i perwersji, unika zbędnego moralizatorstwa i szczęśliwych zakończeń. Miasto Grzechu to obszar niezwykle hermetyczny i duszny, brudny i mroczny, frustrujący i fascynujący. Warto wybrać się do Basin City. Wszak to nie grzech. Nawet w 3D.

Nota: 7,5

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.1
Ocena użytkowników
Średnia z 10 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 4
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Frank Miller's Sin City: A Dame to Kill For
Reżyseria: Frank Miller, Robert Rodriguez
Scenariusz: Frank Miller
Muzyka: Robert Rodriguez, Carl Thiel
Zdjęcia: Robert Rodriguez
Obsada: Josh Brolin, Joseph Gordon-Levitt, Bruce Willis, Powers Boothe, Brittany Murphy, Eva Green, Alexa Vega, Dennis Haysbert, Jaime King, Jamie Chung, Jessica Alba, Rosario Dawson, Clive Owen, Mickey Rourke
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2014
Data premiery: 5 września 2014
Czas projekcji: 1 godz. 42 min.
Dystrybutor: Kino Świat



Czytaj również

Sin City #2: Damulka warta grzechu
W szponach złej kobiety
- recenzja
Looper - pętla czasu [DVD]
Było dobrze, jest lepiej... co będzie dalej?
- recenzja
Looper
Poplątane ścieżki czasu?
- recenzja
Niezniszczalni
Bez żenady
- recenzja
Batman/Spawn
Piekło w Gotham
- recenzja
Sin City #4: Ten żółty drań
Miller w mistrzowskiej formie
- recenzja

Komentarze


Exar
   
Ocena:
+1
Oglądałem (2D) i byłem pod ogromnym wrażeniem. Film zachwyca detailami - czasem nie wiesz, co jest narysowane, co nakręcone. Kolorystyka jest niesamowita, niektóre komiksowe sceny chciałoby się oglądać po 10 razy.

SPOILER *** SPOILER
Polskie tłumaczenie jest niepoprawne i mija się z głównym motywem filmu.
23-09-2014 13:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.