» Recenzje » Shadows of the Empire. Evolution

Shadows of the Empire. Evolution

Shadows of the Empire. Evolution
Xizor, przywódca Czarnego Słońca, pangalaktycznej organizacji przestępczej, nie żyje. Jego była osobista zabójczyni i zarazem piękna mechaniczna replika ludzkiej kobiety, Guri, musi sobie radzić w nowej rzeczywistości, w której nie ma już przed kim odpowiadać – i jest całkowicie wolna. Wplątana w niekończącą się walkę o supremację w świecie galaktycznego podziemia, Guri rusza na poszukiwania osoby, która mogłaby dokonać przeprogramowania jej mózgu i uczynić ją bardziej ludzką. W międzyczasie natyka się na łowców nagród i Rebeliantów, którzy pragną poznać sekrety wciąż ukryte w jej pamięci...

Czy na Ziemi istnieją jacykolwiek fani Star Wars, którzy nie słyszeli o Cieniach Imperium? Myślę, że jest to bardzo mało prawdopodobne. Nawet jeśli ktoś jest expandeduniverse'owym abstynentem, raz czy dwa musiała mu się o uszy obić nazwa Shadows of the Empire. Trudno żeby było inaczej, bo dzieł będących częścią tego wielgachnego i bardzo udanego projektu multimedialnego, który ruszył w 1996 roku, było co niemiara. Z ważniejszych należałoby wymienić należącą już do klasyki książkę autorstwa Steve'a Perry'ego, grę, komiks oraz błyskotliwy soundtrack skomponowany przez Joela McNeely'ego. Sukces zwykle wzmaga pokusę, aby kontynuować opowieść, która tak spodobała się publiczności. I choć wciśnięte między Epizod V i VI Cienie Imperiuminterquelem, to jednak zdecydowano się na to, by pokazać jak potoczyły się dalsze losy paru bohaterów z książki, gry i komiksu. Tak powstało pięć zeszytów Shadows of the Empire: Evolution, miniserii rozgrywającej się tuż po upadku Imperatora Palpatine'a.

Komiks zaczyna się od sporego absurdu, czyli zniszczenia potężnego Imperialnego Niszczyciela Gwiezdnego przez... cóż, kilka torped protonowych wystrzelonych przez "Stingera", statek Guri. Prawda, że nie brzmi zachęcająco? Potem na szczęście jest już lepiej, nudnawo wprawdzie, ale lepiej. Scenarzystą komiksu jest słynny Steve Perry i po kimś takim należałoby się spodziewać świetnej fabuły, wielu zwrotów akcji i niesamowitych dialogów – tymczasem dostajemy coś, co zawodzi na kilku płaszczyznach. Z opisu serii można by wywnioskować, że pojawią się jakieś ciekawsze wątki psychologiczne. W rzeczywistości autorzy zalewają nas popłuczynami, w których brak krzty oryginalności. W pierwszej części miniserii rzuca się w oczy brak humoru, tak bardzo podnoszącego walory książkowych Cieni.., a to już jest poważny zarzut. Dopiero od trzeciego numeru sytuacja się nieco poprawia pod tym względem. Dzięki temu do czwartego i piątego zeszytu nijak się nie można doczepić. Sprzeczki Hana i Lei są po prostu cudowne, a różne zabawne wtrącenia ze strony Luke'a i Landa dopełniają obrazu "wesołej paczki Rebeliantów", która jest dobrym antidotum na nieznośny patos, który nam serwują inni scenopisarze.

Za grafikę odpowiedzialny jest Ron Randall, który swą przygodę z komiksowymi Gwiezdnymi wojnami rozpoczął i zarazem zakończył właśnie na naszych pięciu zeszytach SotE: Evolution. Szczerze muszę przyznać, że trochę szkoda. Rysunki trzymają klimat, wyglądają całkiem dobrze, aczkolwiek jest parę mankamentów, o których należy wspomnieć. Na przykład o niekonsekwencji w ukazywaniu niektórych twarzy i niezbyt dużej ilości detali na dalszych planach. Problemem jest też zauważalna "płaskość" obrazków (niczym w starych gwiezdnowojennych produkcjach Marvela), w których nie widać głębi, oraz nadmierne podkreślanie zarysów różnych przedmiotów i postaci. Zupełnie zaś nie funkcjonują rozmazane, niewyraźne cienie. Dlaczego więc "szkoda"? Bo Randall specjalnie nie eksperymentuje. Postacie, mimika, pojazdy, bronie – to wszystko może się czytelnikowi spodobać (wprawdzie Guri za bardzo przypomina lalkę Barbie, ale to już zupełnie inna rzecz), bo prezentuje się w miarę naturalnie i kształtem pasuje do uniwersum Lucasa. Do plusów nie da się jednak wliczyć kolorów, które moim zdaniem są zwyczajnie przejaskrawione. Pastelowa paleta barw, w tym ohydny, fioletowo-różowy kosmos, to coś, co nie idzie w parze z tytułowymi "cieniami".

Zaliczam się do nieszczęśliwego grona łowców nieścisłości, tak więc możecie sobie wyobrazić jak bardzo mnie zabolało, kiedy zobaczyłem, że Coruscant to osnuta chmurkami zielona (!) planetka. Żeby to tak raz było... Ale nie, niestety z orbity stolica galaktyki w żaden sposób nie przypomina świata, który znamy z Nowej Trylogii i innych komiksowych źródeł.

Ale dość o grafice. Czas na inną irytującą rzecz, czy raczej schemat, z którego korzystało się ongiś i, niestety, korzysta nadal. Chodzi mianowicie o nagromadzenie wszystkich wielkich bohaterów Rebelii w jednym miejscu. Nie wydaje wam się dziwne, że Han, Luke, Leia, Chewie, Lando i droidy podróżują wszędzie razem i praktycznie bez przerwy trzymają się razem, jak jakieś dzieciaki na szkolnej wycieczce? Mnie się wydaje bardzo, bardzo dziwne, bo każda z tych postaci miała w tych jakże gorących czasach po upadku Palpatine'a zupełnie inne obowiązki. Oklepany schemat zawsze boli i na osłodę mamy tylko autoironiczny komentarz C-3PO: "Przecież nie jesteśmy policjantami! Ściganie kryminalistów po całej galaktyce to nie nasza praca!" Szczera prawda. Szkoda, że tak mało ludzi pracujących nad kształtem naszego uniwersum o tym pamięta.

Shadows of the Empire: Evolution być może nie zmarnowało potencjału drzemiącego w kontynuacji jednej z najlepszych opowieści z Expanded Universe, lecz nie powaliło swym poziomem i zdecydowanie nie zdołało wykrzesać żadnego nowego pomysłu, który mógłby pociągnąć dalej serię Cieni Imperium. Wielka to strata dla fanów, bo nie wątpię, że spora ich rzesza chciałaby znowu ujrzeć w akcji nie tylko Guri, ale też na wpół legendarnego Dasha Rendara, który pojawia się na ostatniej planszy ostatniego numeru miniserii. Z drugiej strony, jeśli ich dalsze przygody miałyby zostać pokazane tak, jak w Evolution, to chyba jednak lepiej byłoby ich zostawić w świętym spokoju. W końcu w rozległej galaktyce stworzonej przez George'a Lucasa jest tak wiele opowieści, które jeszcze można opowiedzieć...
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars. Shadows of the Empire - Evolution TPB
Scenariusz: Steve Perry
Rysunki: Ron Randall
Kolory: Dave Nestelle
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 2 lutego 200
Liczba stron: 120
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 14,95 USD



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.