» Opowiadania » Serce Iltasu. Część druga

Serce Iltasu. Część druga


wersja do druku
Serce Iltasu. Część druga

    Driada otuliła się szczelnie płaszczem Kirianel, elfka wolała ukryć tożsamość pasażerki. Zwłaszcza że do Lasu Iltas była długa droga, łatwo mogły spotkać przypadkowych wędrowców. Najgoręcej wojowniczka obawiała się pościgu, gdyby złapano ją razem z driadą, niechybnie ścięliby jej głowę.

    Intuicja podpowiadała jednak, że słusznie uczyniła, ratując nimfę. Poza tym było zbyt wiele wątpliwości, żeby od razu skazywać tak młodą dziewczynę na śmierć.

    Pędzące na rumaku kobiety omijały trakty i otwarte przestrzenie. Podróż przez gęste lasy Kery, porastające łańcuchy gór, nie była wcale prosta. Pośród labiryntów dolin i kotlin łatwo było się zgubić, a Kirianel, nieznająca zbyt dokładnie drogi, co i rusz spoglądała na mapę pożyczoną od Kenana. Driada, choć milczała, również przyglądała się rysunkom na mapie i wkrótce pojęła, co oznaczają. Wiele razy poprawiała kurs Kirii, naprowadzając wyzwolicielkę na właściwą ścieżkę. Aby uniknąć wyśledzenia, przeprawiły się przez rzekę Heilam na południowym wschodzie od Treald, by następnie ruszyć przez góry. Gdyby posłano za nimi pościg, z pewnością wybrałby krótszą drogę, na północy, przez rzekę Visenę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

    Elfce trudno było uwierzyć, iż tak słodka w wyglądzie istota była winna ludziom krzywd, choć dobrze pamiętała z poprzednich wypraw, że zło potrafi przybrać najróżniejsze formy.

     Wilki uwielbiają przebierać się w owcze skóry, pomyślała. Roztaczała przed sobą wizję podstępnej leśnej nimfy, pomagającej w odnalezieniu drogi do domu driad. Następnie oddałaby ona Kirianel w ręce swych sióstr, które, zgodnie z plotkami chłopów, wypatroszyłyby elfkę jak rybę. Ale były to tylko plotki ludzi, którzy nigdy tak naprawdę nie widzieli na oczy żadnej driady.

    Dawniej uważano driady za strażniczki natury i kapłanki bogini matki Tiar An, która stworzyła cały świat. Nie zagrażały ludziom. W ogóle nie polowały na zwierzęta, żywiąc się wyłącznie owocami i kwiatami. Stroniły od walki, a chłopcy z okolicznych wiosek ochoczo wędrowali do Lasu Iltas podczas każdej pełni, by podpatrywać tańczące nimfy. Podczas pełni driady były szczególnie… "towarzyskie"… o czym niejeden młodzik mógł się przekonać. Kiria wiedziała, co na ten temat powiedziałaby jej przyjaciółka Dallian:

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

     Pewnie wszyscy chłopcy pouciekali z domów, by móc zabawiać się z driadami, oto powód ich zniknięcia.

    Elfka uśmiechnęła się, bowiem tak mogłoby być, gdyby zaginęli sami chłopcy, i tylko ci nieco roślejsi. A porwani nie przekraczali dwunastu wiosen. Byli na tyle bezbronni i ufni, że łatwo było zabrać ich spod nosów rodziców.

    Kirianel mocno dziwiło, iż ludzie tak szybko i łatwo posądzili właśnie driady o te porwania. Co prawda nie znała wszystkich szczegółów, ale i tak można było powiedzieć, iż pokojowe współistnienie tych dwu ras z dnia na dzień przerodziło się w śmiertelną wrogość i zajadłą nienawiść.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

     Cóż, powiedzmy, że wzajemną, bowiem jak dotąd to widziałam tylko wściekłych ludzi, zaś ta driada nie wydaje się niebezpieczna, ba, powiedziałabym, że na widok człowieka zapadłaby się pod ziemię.

    Po trzech dniach wędrówki podróżniczki dotarły do granic Iltasu. Obie poczuły w sercach ulgę, elfka poprowadziła konia na niedużą, otwartą polanę, roztaczającą się przed puszczą.

     Niestety, były śledzone. Kiria swym sokolim wzrokiem dostrzegła w oddali na horyzoncie pędzącą kolumnę jeźdźców. Pędzili prosto na nich, a wojowniczka nie miała cienia wątpliwości, że są to ludzie Onara, prowadzeni przez ziemianina.

    Spięła mocno cugle i popędziła konia do galopu. Kirianel nie oglądała się za siebie, za to wystraszona driada ze zgrozą odwracała głowę, by wypatrywać ścigających ich najemników.

    Zmęczony górską wędrówką koń elfki powoli tracił siły, zaś wierzchowce Onara zbliżały się coraz bardziej. Kiria zaczęła pokrzykiwać na rumaka, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie kondotierzy złapią kobiety, zanim dotrą na skraj lasu.

    Driada pochyliła się nad głową zwierzęcia, wtuliła w jego grzywę, pogładziła dłonią po szyi i zaczęła wypowiadać zaklęcie. Kirianel wyraźnie odczuła, jak ogier nieznacznie nabiera szybkości. Dało to nadzieję na ratunek.

    Nagle koń stanął dęba, driada uderzyła łokciem zaskoczoną elfkę. Kirianel wypadła z siodła na miękką trawę, mogła już tylko patrzeć, jak leśna nimfa odjeżdża na jej wierzchowcu, ani na chwilę nie oglądając się za siebie.

    Poobijana wojowniczka odwróciła się, najemnicy byli coraz bliżej, a do lasu zostało kilkanaście kroków. Po tym, jak driada podziękowała jej za ratunek, elfka miała wątpliwości, czy powinna przekroczyć granicę drzew. Z drugiej strony, zagrażali jej najemnicy, a ci z całą pewnością nie okazaliby jej litości. Drogę do Iltasu pokonała, utykając, bowiem kiedy spadła z konia, zwichnęła sobie kostkę.

    Odetchnęła z ulgą, kiedy minęła pierwsze konary drzew, starych, potężnych dębów. Onar ze swoimi ludźmi zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej, klnąc jak szewc. Wnętrze lasu wypełniał olbrzymi cień, przez korony przebijały się nieznacznie promienie słońca. Wtem wyłoniły się drzewne nimfy, uzbrojone w krótkie łuki.

    Kiria poczuła się niepewnie, nie mogła przewidzieć, jak driady zareagują na jej przybycie.

    – Widzę, że nie próżnowałaś… – usłyszała znajomy, dziecięcy głos.

    Z szeregu driad wyłoniła się Sawka, uśmiechając się serdecznie do przybyszów. Czerwonowłosa elfka chciała odpowiedzieć na powitanie serdecznym uśmiechem, kiedy nagle pociemniało jej w oczach.

***

    Kirianel ze snu zbudził przepiękny śpiew driad, przypominający tercet słowików. Gdy elfka otworzyła oczy, ujrzała nad sobą kobietę o albinoskiej cerze. Ona także miała czerwone włosy. Stała spokojnie, spoglądając na elfkę z pewną dozą lekceważenia. Prychnęła, odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzewami. Kiria ruszyła za nią, lecz po chwili nieznana siła odepchnęła elfkę na pobliskie drzewo. Upadając na ziemię, obiła sobie plecy.

    Tuż przed nią pojawiła się Sawka. Zdejmując z głowy kaptur, stała się widzialna. Nim Kiria zdążyła jakkolwiek zareagować, kobieta przyszpiliła ją ciężkim butem, zaciskając mocno szyję.

    – Ty kretynko! – krzyczała. – Zabijając tego najemnika, dałaś ludziom powód do jeszcze większej agresji wobec driad!

    – Oni by ją zabili! – odparła elfka, krztusząc się.

    – Jaka ty jesteś tępa! – Sawka zaczęła powoli, niezbyt głęboko, nacinać skórę na szyi elfki – Gdybym sprowadziła jej ciało tu do lasu, nie miałoby to znaczenia!

    – Spaliliby ją na stosie! Nie byłoby żadnego ciała! Proszę, przestań!

    Chwilę potrwało, nim Sawka puściła wolno czerwonowłosą.

    – Dlaczego nie powiedziałaś mi o driadzie? – krzyknęła niziutka kobieta.

    – Zabiłaś niewinnego człowieka w Erdos… poza tym… twój płaszcz – wydusiła Kirianel.

    – Co z nim?! – Złodziejka podniosła głos i kopnęła elfkę w brzuch.

    – Jest purpurowy… – elfce łzy przesłoniły widok. Kiedy Sawka odeszła nieco dalej, Kiria obróciła się na bok, kaszlnęła i złapała się za zaczerwienioną szyję.

    Sawka wsadziła palce w usta i głośno gwizdnęła, zwołując tym ukryte w wysokich drzewach driady. Jedna za drugą zaczęły spadać jak jabłka, lądując zwinnie jak koty, na rękach i nogach jednocześnie. Złodziejka spokojnie podeszła do poturbowanej Kirianel, przykucnęła i spytała ponurym głosem:

    – Czy się już spotkałyśmy? Nie, raczej nie… ale na pewno poznałaś kogoś… o mojej profesji.

    – Przecież ty powinnaś nie żyć… – wydukała elfka – Jak ci się udało…

    – Nie mędrkuj tyle, elfie. Masz szczęście, miałaś połamane żebra, prawie wyzionęłaś ducha. Z wami elfami jest jak z glinianym naczyniem, łatwo was potłuc. Mów, czego się dowiedziałaś w obozie najemników.

    – Niczego konkretnego, nie rozmawiali przy mnie dużo.

    – Moja cierpliwość zaraz się skończy – Sawka pogroziła poturbowanej elfce zaciśniętą pięścią.

    – Ja naprawdę nic nie wiem! Bij mnie, jeśli chcesz, ale jestem tutaj tylko po to, żeby odnaleźć dzieci, które porwałyście!

    Sawka złapała się za podbródek i odeszła w dal, mamrocząc coś pod nosem. Kirianel niczego nie usłyszała. Złodziejka odwróciła się po chwili, uśmiechnięta.

    – To nie driady porywają dzieci, tylko ktoś inny. Ale masz rację, powinnyśmy sobie pomóc. Potrzebuję kilku odpowiedzi, proszę więc, byś nie kryła więcej niczego. W końcu chodzi tu o ratowanie dzieci, prawda?

    Sawka wyciągnęła rękę do elfki i pomogła jej wstać. Kirianel uderzyło, że driady są równie wystraszone jak ona. Kiedy leżała na ziemi, zdawało jej się, iż przymierzają się do linczu.

    Wraz z leśnymi nimfami ruszyła w głąb lasu.

    – Po co ratowałaś driadę? – spytała Sawka.

    – Cóż – zaczęła niepewnie Kiria, rozglądając się po drzewach za pomostami i chatami – najemnicy Onara chcieli mnie rzucić na samosąd we wsi, podobnie jak tą dziewczynę. Nikt nie odpowiadał na moje pytania, uznałam, że, jeśli pomogę driadzie, to chociaż jej siostry rozjaśnią mi sytuację.

    – A co, jeśliby cię zabiły – Sawka zatrzymała marsz – podobnie jak to się stało z jednym z chłopów?

    – Tym, co zginął rzekomo na polu?

    – Właśnie.

    – To nie driady go zabiły. One nie zaatakowałyby ludzi poza granicami lasu. Z tego, co pamiętam, w ogóle nie atakują nikogo, jedynie się bronią.

    – Jednak coś o driadach wiesz. Ludźmi łatwo manipulować, gdyż wierzą w mity. Sprytna z ciebie bestia, możemy sobie nawzajem pomóc. I przestań patrzeć na te drzewa, driady nie mieszkają na nich!

    – Myślałam…

    – Wy, Odszczepieńcy, nie różnicie się niczym od ludzi, tak samo mało wiecie, a wydaje się wam, że pozjadaliście wszystkie rozumy.

    Dotarły w końcu nad brzeg rzeki, do której spływał niewielki wodospad. Na polanie, na mchowym posłaniu odpoczywały driady i wiły. Obie nacje, strzegące Lasu Iltas, opiekowały się nim i władały jego florą i fauną. Najczęściej nagie, czerwonowłose nimfy można było spotkać na północy i wschodzie lasu, tam gdzie znajdowała się większość zwierzyny.

    Wiły były wyższe niż driady, pełniejsze w kształtach i, jak wydawało się Kirianel, mniej zmartwione kryzysem, jaki kładł się cieniem na Iltasie. Pewnie dlatego, iż zawsze nosiły ze sobą włócznie. U driad broń była rzadkością, tylko nieliczne leśne nimfy miały ze sobą łuki. Nie były im aż tak bardzo potrzebne, jak niebawem przekonała się Kiria. Bowiem driady potrafiły używać czarów, głównie, aby wpływać na przyrodę. Elfka z zachwytem obserwowała pokazy magii.

    Drzewa składały pokłon dorosłym driadom, które zbierały z ich gałęzi świeże owoce. Na polanie najmłodsze nimfy, zarówno driady jak i wiły, bawiły się kwiatami. Dziewczynki leżały na plecach, na mchu, zaś ich towarzyszki dłońmi skłaniały kwiaty do szybkiego wzrostu. Tymi sztuczkami sprawiały, iż leżące siostry przebrane były w przepiękne kwiatowe suknie, nad którymi latały gęste chmury kolorowych motyli.

    Kirianel przysiadła się z Sawką do grupki nimf, kąpiących się pod wodospadem. Elfkę urzekł widok rozbawionych dziewczyn, beztrosko chlapiących na siebie nawzajem zimną wodą z gór.

    – Proponowałaś współpracę – zaczęła Kiria, próbując udawać twardą – Powiedz mi najpierw, kim jesteś?

    Sawka usiadła obok elfki i odpięła purpurowy płaszcz. Musiał być zaczarowany, lśnił, jakby wykonano go ze szkła.

    – Wystarczy, że znasz moje imię. Mówiłam także, byś dla dobra własnego i ludzkich dzieci niczego nie ukrywała.

    – Chwileczkę – zaprotestowała czerwonowłosa – dużo poświęciłam dla tego zadania, nie zamierzam stać z boku i tylko przyglądać się działaniom obcej osoby. Dlaczego mam ci ufać?

    Sawka zamachnęła się otwartą dłonią, aby spoliczkować krnąbrną wojowniczkę. Ta jednak zdążyła złapać złodziejkę za rękę.

    – Szukasz nie tylko ludzkich dzieci, ale także driad! – podsumowała elfka.

    Sawka zrobiła się czerwona ze złości. Prychała jak wściekłe zwierzę, złapała Kirianel za skórzaną kurtkę i pociągnęła za sobą, żeby przewrócić kobietę na ziemię. Wojowniczka tym razem nie chciała ustąpić. Mimo piekącego boku utrzymała równowagę i zarzuciła ramię na szyję złodziejki. Mała złośnica wierciła się jak ryba wyjęta z wody, uderzając łokciem i kopiąc czerwonowłosą.

    Driady zebrały się wokół walczących kobiet. Nie interweniowały.

    – Teraz to ja zapytam grzecznie. Co tu u licha robisz? – spytała wściekła Kiria. – Mów, albo cię uduszę!

    – Proszę bardzo… – odparła cicho Sawka, zaprzestając walki. Przymknęła oczy i czekała na reakcję elfki.

    – Jesteś uparta jak dziecko! – Kirianel wypuściła z uścisku siną złodziejkę. Ta padła na kolana i złapała głęboki wdech. Elfka zrobiła to samo, była kompletnie wycieńczona. Po chwili oberwała pięścią prosto w nos. Zaczęła lecieć krew.

    – To za „dziecko”… – wyjaśniła Sawka. – Ale masz rację. Nie obchodzą mnie ludzkie bahory. Ktoś porywa także driady. Ich zniknięcia zaczęły się zaraz po chłopskich dzieciach. Wszystkie ginęły na południowym skraju lasu, a porywacze znikali gdzieś na wschodzie – Sawka wskazała na szerokie pasmo górskie. – Dopiero przed tygodniem udało mi się namierzyć najemników Onara, którzy transportowali jedną z driad do Treald.

    – Chłopi już dawno chcieli złapać którąś z leśnych nimf – wtrąciła wojowniczka, trzymając się za nabrzmiały nos. Przykucnęła na dużym kamieniu, czekając aż krew zacznie krzepnąć.

    – Tą driadę, tak jak i inne, porwano wiele tygodni temu, a dopiero niedawno oddano ją w ręce wieśniaków. Coś długo czekali z tą decyzją. Ciebie miał spotkać podobny los.

    – Mówili o jakiejś kopalni. Może tam trzymają driady?

    – Na wschodzie jest bardzo dużo kopalń, wiele opuszczonych – zauważyła Sawka. – To nas do niczego nie doprowadzi.

    – Skoro najemnicy mają związek z porwaniami driad… może porwali także dzieci? – zaczęła elfka. – Pytanie, jaki mają w tym interes?

    – Od kiedy zniknęły dzieci – wyjaśniła Sawka – Onar podburza chłopów przeciw driadom. A one nie mają zamiaru dać się zabić.

    – Czemu ziemianin miałby to robić?

    – Jakie to ma znaczenie? Porywacze dążą do wojny, ja chcę jej uniknąć.

    Sawka wstała i otarła dłonie z ziemi. Następnie wspięła się na wysoki, jak dla niej, głaz i położyła się na plecach, by wsłuchać się w szelest drzew.

    – Czy zginęła dotąd jakaś driada? – spytała Kiria.

    – Nie, za to chłopi… – Złodziejka zachichotała. – W ostatnich dniach padają jak muchy.

    Czerwonowłosa podparła się o wysoki dąb i rozmyślała.

    – Czemu ktoś wzdragałby się przed zabiciem driady i pozostawieniem jej pod lasem? Wtedy nimfy od razu ruszyłyby do walki, nieprawdaż?

    – Driady mają swoje sposoby, żeby unikać przedwczesnej śmierci – Sawka rozłożyła się wygodnie na polanie. Przymknęła oczy, by nieco się zdrzemnąć.

    Kirianel nie rozumiała pokrętnych wyjaśnień złodziejki. Chciała zadać kolejne pytanie, kiedy nagle rozległ się dźwięk rogu. Wszystkie nimfy, również wiły, zaprzestały zabaw i ruszyły biegiem na skraj lasu. Elfka z Sawką także popędziły za przerażonymi driadami. Kiria błyskawicznie skojarzyła ów dźwięk.

    Był to róg Legronów Pelliaru.

***

    Chłopi stanęli nieruchomo, niczym posągi. Jeden patrzył na drugiego z niedowierzaniem. Topory ledwo tknęły twarde pnie dębów, gdy nagle rozległ się ryk rogów i bębnów.

     – Szybciej! To dopiero jeden liść, a został jeszcze cały las! – krzyczał Onar na chłopów. Ziemianin siedział wygodnie na swym rumaku i z lubością obserwował karczowanie lasu. Przed mężczyzną kilkudziesięciu wściekłych kmieci próbowało zmierzyć się z siłami natury.

    Rolnicy zaniechali wyrębu drzew, kiedy ponownie rozległ się grom wojskowych rogów, jeźdźcy byli w pobliżu. Wściekłość i nienawiść ustąpiły przerażeniu i zwątpieniu. Widząc to, ziemianin rozkazał najemnikom chwycić za topory i czynnie dawać przykład.

    Wszystkiemu z daleka przypatrywały się wiły i driady, a wraz z nimi Kirianel i Sawka, ukryte w gęstych zaroślach. Kiedy jeden z najemników podszedł pod sam dąb i wykonał zamach, najbliższa Kirianel driada napięła cięciwę łuku. Stało się to tak szybko, iż elfka odruchowo rzuciła się na nimfę, żeby przeszkodzić jej w zabiciu człowieka. Niestety, łuczniczka zdążyła już wystrzelić.

    Pocisk minął cel zaledwie o kilka centymetrów, kondotier natychmiast rzucił się na ziemię.

    – Nie strzelajcie! – krzyknęła czerwonowłosa elfka, widząc unoszące się ku chłopom łuki.

    W tym momencie odezwała się Sawka, lecz jej słowa nie brzmiały jak protest, lecz zachęta. Driady bez ostrzeżenia poczęły gęsto szyć w stronę ludzi, rozmyślnie jednak celując nieco powyżej. Kmiecie, gubiąc gdzieś po drodze dumę i gniew, zaczęli pierzchać w stronę wojskowych. Nawet sam Onar przestraszył się ostrzału, a widząc nadjeżdżających kawalerzystów Pelliaru, rozkazał odwrót.

    Ziemianin i jego ludzie w mgnieniu oka opuścili północny skraj lasu, a zrozpaczeni chłopi mogli jedynie oglądać kłęby kurzu. Kirianel pospiesznie przyprowadzono konia, elfka, nie czekając z wyjaśnieniami, pogalopowała w stronę żołnierzy. Krzyki i wrzaski wystraszonych chłopów było słychać od samego lasu.

    Najemnicy Onara napięli cięciwy łuków i wystrzelili grad strzał w stronę ukrytych nimf. Kirianel krzyczała na tłum:

    – Przestańcie, przestańcie! – więcej nie powiedziała, jeden z farmerów chwycił za długi kij i zdzielił nim nadjeżdżającą elfkę.

    – Morderczyni! Elf! – krzyczał tłum. – Zabijcie tego demona!

    Półprzytomna Kirianel słyszała już tylko dudnienie końskich kopyt. Położyła się na brzuchu, spoglądając na tańczące po ziemi cienie jeźdźców.

    – Brać ją – rozkazał dowódca jazdy. – Elfickich szpiegów zabieramy na przesłuchanie.

***

    Zbliżał się wieczór.

    Na polanach, między wioską Falorn a Treald piętrzyły się kolumny jeźdźców oraz zwarta ściana pieszych. Cała okolica czerwieniła się od chorągwi i sztandarów. Łącznie cztery tysiące zbrojnych oraz pięciuset kawalerzystów. Pelliar już od czasów starożytnych utrzymywał w swych wojskach świetnie wyszkolone jednostki ciężkiej jazdy, Pancernych. Była to główna siła uderzeniowa południowego królestwa.

    Obóz nie wyglądał zbyt okazale, został założony co najwyżej przed kilkoma godzinami, nie był przygotowany do odparcia ataku elfów. Ci zaś, o czym niebawem Kirianel miała się dowiedzieć, mogli pojawić się lada moment.

    Legrony Pelliaru słynęły ze sprawiedliwych dowódców, mimo że za czasów tyranii Marka Oweriusza ich reputacja została nieco nadszarpnięta. Legranowie, generałowie wojsk, pochodzili głównie z rodów szlacheckich, rządzących poszczególnymi prowincjami, ale rzadko przekładali lojalność wobec rodu ponad dobro obywateli.

    Namiot dowódcy armii nie różnił się niczym od innych, poza umiejscowieniem na wzniesieniu, powyżej polan. Kirię zatrzymano przed nim, pod szerokim baldachimem rozstawiono stół z mapami, zaś wokół niego dyskutowali oficerowie; wszyscy nosili zbroje bojowe, spod których wystawały szkarłatne peleryny. Kapitan jednostki, która zatrzymała Kirianel, wtrącił się do rozmowy, kłoniąc się nisko:

    – Tar Eglaier Tavius, przynoszę wiadomości ze zwiadu.

    Od stołu odszedł postawny mężczyzna, odziany w okazałą, rzadką jak na tamte czasy zbroję ze stali. Od jego szerokich barków po samą ziemię wiła się czerwona peleryna, na której wyszyto słońce, symbol Pelliaru. Elfkę zainteresował złoty okręt wygrawerowany na napierśniku. Zdziwiła się, bowiem był to herb rodu szlacheckiego z Toirenu, dalekiej nadmorskiej prowincji.

    – Mów zatem – odezwał się generał, krótko ostrzyżony, nieco siwiejący już mężczyzna – Nieopodal obozu natknęliśmy się na grupę miejscowych – zaczął kawalerzysta. – Próbowali ściąć kilka drzew z tego lasu. Towarzyszyli im jacyś zbrojni na koniach, zdążyli jednak uciec. Złapaliśmy także tę elfkę, nie wiemy, co tam robiła, twierdzi, że jest najemnikiem Kompanii Fladandzkiej.

    – Możesz to jakoś udowodnić? – generał zwrócił się do Kirianel łagodnym, spokojnym głosem.

    Pewniejsza już dziewczyna odparła:

    – Proszę wezwać tara Levusa Maleriusa. On potwierdzi moje słowa.

    Legran, zgodnie z prośbą przybyszki, posłał po oficera. Poszukiwania Levusa nie trwały długo, gdyż oficerowie rozkładali namioty dość blisko wzgórza dowodzenia.

    Kiedy Malerius się pojawił, od razu zrozumiał powagę sytuacji i zaraz po ukłonie wyjaśnił:

    – Znam tę kobietę, w ubiegłym tygodniu eskortowałem ją do Erdos. Jest wysłanniczką Świątyni Arkan i prowadzi śledztwo w sprawie porwanych dzieci.

    – Działam także z upoważnienia agrariusza Vidala Lendy – dodała elfka.

    – W takim razie rozwiążcie ją – rozkazał generał. – Proszę wybaczyć, elfowie wkroczyli od wschodu do Kery, sprawdzamy zatem każdego. Jestem Menkar Reman, hrabia miasta Ebor.

    – Generale – wtrąciła się Kiria – cały ten konflikt powstał przez porwane chłopskie dzieci, dowiedziałam się, iż grupa najemników uprowadza także driady. Te porwania mogą być powiązane.

    – Dlaczego tak uważasz?

    – Onar, tutejszy ziemianin, usilnie stara się nastawić chłopów przeciw driadom i odwrotnie, próbuje zmusić nimfy do atakowania ludzi. Podejrzewam, iż wykorzystuje najemników, by wywołać wojnę.

    – Onar został dowódcą chłopskiej milicji, która czeka obecnie w Falorn. Jutro lub pojutrze dołączą do naszego obozu – wyjaśnił jeden z oficerów.

    – A czy masz jakieś dowody? – zapytał Menkar. – Wiesz gdzie szukać porwanych?

    Elfka tym razem zamilkła i głośno westchnęła. Reman lekko kiwnął głową na znak zrozumienia, po czym dodał:

    – Niestety, poczyniono już pewne kroki i bez dowodów, a tym bardziej bez dzieci i driad nie powstrzymamy bitwy.

    – Zatem… Jeśli pozwolisz, panie, udam się z powrotem do driad, aby ustalić dalsze szczegóły.

    – Udzielam zgody, eskortujcie ją tam, gdzie ją znaleźliście – Reman rozkazał żołnierzom. – Skoro wpadłaś już na trop, nie zaszkodzi byś i dalej nim podążała. Powodzenia.

***

    Gdy elfka wróciła do Lasu Iltas, nie czekała na nią kompania powitalna. Było cicho i spokojnie, jakby wszystkie żywe istoty się wyniosły.

    – I czego się dowiedziałaś? – usłyszała z boku głos Sawki.

    Kirianel obejrzała się na wszystkie strony, lecz nie zauważyła złodziejki. Nagle ta wyłoniła się tuż przed elfką, zaskoczona wojowniczka aż uskoczyła w tył.

    – Więc? – Sawka dalej drążyła temat.

    – Nie, teraz to ja czekam na odpowiedzi.

    – Chyba padło ci na mózg – odparła pogardliwie Sawka i odwróciła się na pięcie.

    Wtem zaszczękała stal miecza. Złodziejka zatrzymała się.

    – Przecież zabrałam ci miecz…

    – Dostałam go od pewnego oficera Legronów Pelliaru – wyjaśniła Kirianel, ściskając w dłoni krótki miecz kawaleryjski. – Lada dzień może wybuchnąć wojna między ludźmi a elfami. W tym lesie musi być coś cennego, dla czego wszyscy gotowi są zabijać. Ty wiesz, co to jest; albo mi powiesz…

    – Albo co? Przebijesz mnie mieczem? Wolne żarty, nie jesteś jedną z tych, co potrafią grozić.

    – To chociaż pomyśl o setkach zabitych, mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy ucierpią w tej wojnie. Od samego początku dostaje mi się zarówno od ludzi, driad, jak i ciebie. Mamy przecież wspólny cel, czemu nie chcesz mi zdradzić, o co w tym wszystkim chodzi?

    – Urzekła mnie twoja historia… Turu ruru rururu... – Sawka zgięła ręce, udając, że gra na skrzypcach – Przestań smęcić i gadaj, czego dowiedziałaś się w obozie ludzi.

    – Nic ci nie powiem, taka mała dziewczynka musiałaby wyciągnąć to ze mnie siłą!

    – Głupia! – wściekła się złodziejka – Będziesz mnie jeszcze błagać, bym przestała cię przywracać do życia! – I zaraz zamilkła, ale było już za późno.

    – Co takiego? – zdziwiła się elfka.

    – Nieważne! Mów, co się dzieje w obozie Pellianów, albo gorzko tego pożałujesz!

    – Chcesz wiedzieć? Naprawdę?!

    – Tak, franco jedna!

    – Powiem ci, powiem!

    – Nie! – krzyknęła z całych sił Sawka, kiedy Kirianel wbiła sobie miecz prosto w brzuch. Nim nieduża kobieta podbiegła do wojowniczki, ta zdążyła jeszcze przekręcić ostrze miecza. Jęknęła przy tym głośno, następnie splunęła krwią i osunęła się na ziemię.

    – Ty wredna małpo – powiedziała Sawka do umierającej. – Niech cię diabli!

    Po czym zawołała leśne nimfy.

***

    Kirianel przebudziła się z krzykiem, nadal czuła ostrze miecza. Roztrzęsiona skoczyła na równe nogi i wypadła bez namysłu ze środka białego drzewa, nie zwracając w ogóle uwagi na zebrany wokół niej tłum driad.

    – No to mogiła… – podsumowała gorzko Sawka, która chwilę wcześniej rozmawiała z nimfami. – Co za uparta z ciebie baba, miałaś obudzić się dopiero za godzinę!

    Elfka zebrała kilka szybkich wdechów, uspokoiła skołatane nerwy, po czym rozejrzała się po okolicy. Znajdowała się w przepięknym gaju, rozświetlonym przez srebrny księżyc. Gaj mieścił się w niedużej skalnej kotlince, odgrodzonej od reszty świata. Jedynym przejściem na zewnątrz był wydrążony w skałach tunel, przebijający się tuż pod wodospadem.

    W sanktuarium zgromadziło się wiele nimf, zarówno driad, jak i wił. Siedziały w szerokim kole, otaczając niewysokie, świecące drzewo o białych liściach, z którego wydostała się elfka. Spod jego korzeni wypływał nieduży strumień kryształowo czystej wody, znikający pod skałami.

    – Co tu się dzieje? – zapytała Kiria, spoglądając na bliznę na brzuchu.

    – Dawaj rękę – krzyknęła Sawka, chwilę potem nacinając dłoń elfki swoją szpilką. Wojowniczka krzyknęła z bólu, jeszcze nim ostry przedmiot przebił skórę. Następnie Sawka wręcz pchnęła Kirianel w stronę strumyka, by zanurzyć zranioną rękę w jego wodach. Czerwonowłosa poczuła dziwne łaskotanie, rana natychmiast się goiła.

    – To jest Inovare, święte drzewo driad, a także elfów, serce tego lasu. Spod jej korzeni płynie magiczne źródło, którego wody mają właściwości lecznicze. Samo drzewo jest jeszcze potężniejsze, potrafi przywrócić ciało do życia. Zadowolona, to chciałaś usłyszeć? A teraz gadaj, co ci powiedzieli w obozie!

    – Nic szczególnego, opowiedziałam im o naszych podejrzeniach, jednak bez dowodów nie mogą nic zrobić. Onar niedługo przybędzie tu z chłopską milicją.

    – Ty mendo! Podpuściłaś mnie… ale bez obaw, jeszcze się z tobą policzę. – pogroziła złodziejka.

    – Zanim rzucisz się z pięściami, wyjaśnij mi, jak u licha Onar dowiedział się o magicznym drzewie? Bo to chyba dla niego chce wywołać tę wojnę, prawda?

    – Kilka miesięcy temu driady napotkały na skraju lasu ledwo żywego mężczyznę. Został najwyraźniej zaatakowany przez dzikie zwierzę. Driady nie mogły pozwolić mu umrzeć na swoich ziemiach, sprowadziły go do Inovare i uleczyły…

    – I to był Onar?

    Sawka przytaknęła.

    – Jeszcze jedna rzecz mnie irytuje… – wtrąciła Kiria.

    – Co znowu?

    – Czemu driady rozmawiają tylko z tobą?

    – Ja też najchętniej bym z tobą nie gadała, ale jesteś tak upierdliwa…

    Wtem Kirianel ujrzała białego sokoła, sfruwającego wprost do wił. Chwilę później dostrzegła kolejnego, siedzącego na gałęzi niskiego drzewa, lekko kąsał nimfę po palcach. Szybko zdała sobie sprawę, gdzie już widziała podobnego ptaka, pobiegła więc do nimf.

    – Zapytaj je, czy znają właściciela tego ptaka – poprosiła Sawkę, która zwróciła się do wił w adenilu, następnie przekazała elfce wyjaśnienia:

    – Owszem, znają tego najemnika, często go widują na skraju lasu. Jest on… jak to mówią ludzie? Oblubieńcem, o właśnie. Jednego sokoła dostał w prezencie, aby mogli się kontaktować.

    – Świetnie, mam pomysł! Potrzebuję dwóch zwojów papieru oraz czegoś do pisania.

    Sawka ruszyła do wnęki w korze drzewa, w której ukryła tobołek z przyborami. Wyjęła z niego nieduży zwitek papieru.

    – Jaki masz plan?

    – Chyba wiem, jak sprowokować Onara, aby ujawnił miejsce przetrzymywania dzieci i driad.

    – Jak?

    – Podstępem… – Kirianel uśmiechnęła się dziarsko, w stylu jej przyjaciółki Dallian.

    – Pamiętaj, że nie wiemy na pewno, czy to Onar kieruje porwaniami.

    – Boisz się, że może się nie udać?

    – Niczego się nie boję! – Sawka zrobiła się czerwona na twarzy, jak za pierwszym razem, gdy elfka nazwała ją dziewczynką. Rozłoszczona, bez słowa zaczęła spisywać wiadomość od Kirianel. Potem przyczepiła do białego sokoła zwitek papieru i posłała go z powrotem do Erdos.

***

    Kenan do późna siedział w gabinecie, zgarbiony nad raportami z patrolów. Nic nie zwiastowało, by Kompania miała namierzyć kryjówki buntowników, gdzie trzymano zaopatrzenie. Przysypiającego najemnika postawił na nogi widok białego sokoła, czekającego jakby nigdy nic na swoim dotychczasowym siedzisku. Mężczyzna od razu zauważył zwitek papieru, przywiązany do nogi ptaka, bez namysłu chwycił pergamin i przeczytał.

    – Mikel! Obudź wszystkich, czeka nas wycieczka!

***

    Powoli wiłę zaczęło boleć gardło, od bladego świtu nawoływała sokoła, licząc na odpowiedź od Kompanii. Godzinę wcześniej powrócił z wiadomością ptak od Remana, który obiecał spełnić prośbę elfki. Kilka minut po wschodzie słońca drugi biały drapieżnik powrócił z wiadomością.

    Uradowana nowinami Kirianel pomogła Sawce wsiąść na jej wysokiego konia, od razu pocwałowały do obozu.

    Na miejscu czekał już Levus, a także Menkar Reman i co najważniejsze, Onar.

    – Co możesz nam powiedzieć? – rzucił bez ogródek ziemianin.

    – Panie, udało nam się namierzyć na wschodzie miejsce przetrzymywania chłopskich dzieci. Kompania posłała już patrol…

    – Jak to?! – Mężczyzna wyglądał, jakby zobaczył ducha. Kirianel była niemalże pewna, iż Onar obawia się zdemaskowania.

    – To prawda – wtrącił Levus – zmierza ku nam kolumna najemników z Erdos, będą tu jutro w południef.

    – Panie Onarze – elfka pociągnęła łagodnie – wojsko nie jest w stanie zapewnić nam dostatecznej osłony przed elfickimi oddziałami, prosimy zatem o eskortę podczas wyprawy.

    – Oczywiście – rzucił bez namysłu ziemianin, pocąc się jak bóbr w upalny dzień – pojadę na przedzie, aby wybadać teren. – Nim w ogóle skończył zdanie, pobiegł od razu do namiotu.

    Kirianel poczuła na łydce lekkie klepnięcie, po czym uśmiechnęła się dziarsko. Pokłoniła się nisko pelliarskim oficerom i ruszyła na spotkanie z Kenanem.

***

    Sawka dziękowała losowi, iż znalazł się wśród najemników Onara dostatecznie niski ogier, do którego mogła się niepostrzeżenie dosiąść. Gorzej już było z jazdą.

    Z wielkim trudem kobieta trzymała się siodła, kondotierzy pędzili jak opętani, nie zważając na to, czy w okolicy nie kręcą się elfowie. Nie zapomniała także o obserwacji terenu, starała się zapamiętać każdy szczegół, każdy punkt orientacyjny, który pozwoliłby Kirianel i Kompanii znaleźć jaskinię.

    Zatrzymali się dopiero po dziesięciu godzinach morderczego galopu.

    Sawka zauważyła w oddali wejście do kopalni, uznała więc, iż dotarli do celu. Prędko zeskoczyła z rumaka, zanim wyczułby ją jeździec, i uskoczyła w krzaki. Nie mogła jednoznacznie stwierdzić, że tutaj przetrzymują driady, toteż zakradła się bliżej.

    – Wołajcie Iglinga! Mamy problem! – zawołał przewodzący jeźdźcami najemnik.

    – Co się stało? – odparł strażnik przy wrotach.

    – Znaleźli nas, musimy natychmiast przewieźć bachory i wiedźmy w góry.

    – Jakie góry? – oburzył się jeden z najemników, był dość postawny i wyglądał na dowódcę. – Poderżnąć im gardziołka i po kłopocie.

    – Nie takie były rozkazy…

    – Milcz! – Dowódca uderzył podwładnego pięścią. Pobity lekko się zachwiał, więcej się nie odezwał. – Tu chodzi o nasze głowy.

    – Panie – zwrócił się do Iglinga drugi z żołdaków – zrobić to teraz?

    – Nie – odparł wódz – poczekajmy z tym chwilę, inaczej konie padną ze zmęczenia. Zbierz wszystkich ludzi, niech będą gotowi do wymarszu.

    Dalszych rozmów Sawka już nie słuchała, wspięła się na głaz nieopodal kopalni, gdzie było niedużo drzew. Zaczęła pokrzykiwać charakterystycznych dla sokołów krzykiem, a po chwili zjawił się biały drapieżnik. Przypięła do jego nogi kawałek pergaminu, na którym opisała drogę do opuszczonej kopalni. Kiedy tylko sokół wzbił się w górę i uleciał na zachód, Sawka ruszyła zbadać wykopaliska.

    Długie korytarze rozświetlały rzędy rozpalonych pochodni. Przeszukiwanie było proste do momentu, kiedy kobieta trafiła na skrzyżowanie. W pierwszej chwili nie zauważyła żadnych oznaczeń, postawiła się jednak na miejscu porwanych dzieci i driad. Jako iż były zazwyczaj niskie, zaś najemnicy rośli, oznaczenie drogi powinno być umieszczone gdzieś wysoko.

     Jest, pomyślała, dostrzegłszy wbity w podporę czerwony kołek.

    Złodziejka jednak zgubiła drogę. Miała już zrezygnować, kiedy nagle pojawił się jeden z najemników. Podążyła za mężczyzną, mając cichą nadzieję, iż zmierza ku więzionym.

    Udało się, niebawem Sawka usłyszała płacz chłopskich dzieci.

    – Przyszedłem cię zmienić – wyjaśnił najemnik swemu towarzyszowi. Ten drugi, pilnujący dotąd zakładników, kiwnął głową i żwawym krokiem udał się do wyjścia. Sawka przykleiła się do ściany, aby następnie podkraść się tuż pod stopy pierwszego strażnika. Kiedy stanęła tuż za nim, zdjęła kaptur, żeby sięgnąć po spinkę we włosach. Driady, gdy tylko ją zobaczyły, zasłoniły dzieciom usta, by zagłuszyć ich krzyki.

    Sawka z całej siły kopnęła mężczyznę tuż za kolanem, zwalając go z nóg. Zaskoczony, próbował wstać, lecz właśnie wtedy złodziejka wbiła ostrze. Jeszcze żył, nie mógł jednak nic zrobić, przez rozwartą krtań krew napływała do płuc, dusił się. Ludzkie dzieci zakwiliły z przerażenia. Sawka obejrzała się za siebie, czy nikt czasem nie nadchodzi – czysto, droga wolna.

    Zakładnicy nie byli związani, jedynie niedożywieni i zmęczeni. Jednak nie trzeba było wiele, by poderwali się do ucieczki za Sawką. Niestety, przed wejściem do kopalni nadal czekała zgraja najemników Onara. Niziutka kobieta kazała driadom ukryć się wraz z dzieciarnią w głębi tunelu, zaś sama udała się na zwiad. Tak przynajmniej im nakłamała.

     Cholera, jeśli zginą, mogę mieć problemy… Mistrz nie będzie zadowolony, że dopuściłam do wybuchu wojny – mówiła do siebie, gdy skryła się w oddali. Postanowiła jednak zachować bezpieczny dystans, aby móc obserwować rozwój sytuacji. Z dwojga złego wolała już poświęcić dobro misji, niż własne życie.

    Każda minuta zdawała się wiecznością, im dłużej wszystko to trwało, tym mocniej zaciskała się pętla na szyi Sawki. Kiedy od strony lasu padł orli krzyk, kobieta odetchnęła z ulgą. Przybyła Kompania.

***

     Wtedy Kenan wydał rozkaz ataku na jaskinię. Spodobałoby ci się to, najpierw grad strzał, potem walka wręcz i szczęk oręża. Na szczęście udało nam się schwytać jeńca. Nie trzeba było go długo przekonywać, wyśpiewał nam wszystko niczym słowik o poranku.

    Chyba bogowie czuwali nad nami, bowiem trafiliśmy do obozu wojsk Pelliaru, jeszcze nim ruszyli do walki z elfami. Hrabia Reman czekał na nas do samego końca. Kiedy chłopcy i dziewczęta powrócili do swoich domów, obóz wojsk Pelliaru odwiedził emisariusz elfów, aby omówić warunki zawieszenia broni.

    Milicja, którą sformował Onar, razem z Legronami zajęła się odzyskiwaniem skradzionych zapasów pelliarskich oraz, o ironio, ściganiem samego Onara. Na razie nie słyszałam, czy im się to udało, mam nadzieję, że tak.

    Wiesz, miałam trochę czasu, aby przemyśleć to, co się stało, i doszłam do wniosku, że jednak masz rację. Unikanie walki do niczego nie prowadzi, tylko niepotrzebnie naraziłam porwanych na niebezpieczeństwo. Gdybym postąpiła inaczej, jak mi radziłaś, być może wcześniej udałoby mi się wykonać tę misję. I to z lepszym skutkiem.

    Purpurowa złodziejka zniknęła zaraz po tym, jak trafiłam do obozu wojsk Pelliaru. Teraz i na mnie polują, o ile Sawka należała do tej samej grupy co zabójcy z Balei. W każdym razie nie zostanę dłużej w Kerze. Nie mam ochoty na uczestnictwo w ucztach na zamku, wracam na południe.

    Do zobaczenia w Gadven, twoja przyjaciółka Kirianel

***

    Drzewo Inovare rozwarło się szeroko, a z jego środka bił oślepiający blask.

    Driady wyciągnęły do środka ręce, by wyjąć śpiącą Sawkę i następnie ułożyć ją na mchu. Gdy złodziejka otworzyła oczy, ujrzała nad sobą bladą elfkę o jasnych, falujących włosach. Elfka się uśmiechnęła, a jej błękitne oczy wyrażały zatroskanie.

    – Nibiano? Co tutaj robisz? – Sawka przetarła oczy ze zdziwienia.

    Elfka usiadła przy przyjaciółce i ułożyła jej głowę na swych kolanach.

    – Mistrz przysłał mnie w roli mediatora. Gratuluję, świetnie sobie poradziłaś… Sawko, czemu tak dziwnie się uśmiechasz?

    – Pamiętasz, jak nasi zwiadowcy wspominali o czerwonowłosej elfce z Balei?

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.