Science reality AD 2012

Autor: Filip 'Dark One' Wójcik

Science reality AD 2012
Czy potrafisz sobie, Drogi Czytelniku, wyobrazić taką planetę w odległym zakątku Drogi Mlecznej, która jest inna niż wszystkie? Której obecni mieszkańcy, jako jedyny gatunek na globie, nauczyli się na tyle sprawnie używać narzędzi i korzystać z największego daru ewolucji – inteligencji – że w relatywnie krótkim czasie udało im się zbudować cywilizację opartą na wiedzy i technologii?

Czy potrafisz sobie, Drogi Czytelniku, wyobrazić planetę, której mieszkańcy wytworzyli szalenie skomplikowaną, wielopoziomową i wzajemnie splątaną sieć zależności i relacji? Sieć na tyle złożoną, że na jej bazie powstał system gospodarczy i prawny zdolny doprowadzić do kryzysu grożącego poważnym spowolnieniem, zdawałoby się niezależnego od niego, postępu technicznego?

Czy wiesz, Drogi Czytelniku, że to nasz świat?

Rok 2012. Druga dekada XXI wieku zaczyna się rozpędzać, zmierzając ku środkowej fazie. Co nas czeka w roku, w którym kończy się kalendarz Majów, a (parafrazując skecz Kabaretu pod Wyrwigroszem) zaczyna kalendarz Czerwców?

Świętej pamięci rok 2011 pokazał z pełną mocą, jak trafne prognozy potrafi formułować SF. Sieci społecznościowe (tworzone za pośrednictwem serwisów takich jak Facebook czy – w polskim wydaniu – Nasza Klasa) jako motor napędowy ruchów społecznych, nieograniczony dostęp do informacji w Internecie – o wszystkim tym mieliśmy okazję czytać już wcześniej (prorokował te wynalazki między innymi Stanisław Lem), a całkiem niedawno podziwiać w praktyce. Seria rewolucji i rozruchów na Bliskim Wschodzie w znacznej mierze doszła do skutku właśnie dzięki łatwości i powszechności komunikacji oraz błyskawicznemu dostępowi do wiedzy. Sceptycy wieszczący nadejście czasu Wielkiego Brata – czasu, w którym każdy jest podglądany i podglądać może – przekonali się na własne oczy, że ścieżki, jakimi chadza ludzka pomysłowość, bywają kompletnie niespodziewane: narzędzie potencjalnej inwigilacji zamieniło się w środek, przy pomocy którego można obalić reżim. Gdzieś w tle rozbrzmiewa głos Raya Kurzweila, wieszcza transhumanizmu, zapowiadający rychłe nadejście rewolucji informatycznej i pojawienie się samoświadomych sztucznych inteligencji (cichaczem, bez większego rozgłosu, w mijającym roku przemknęła wieść o zdaniu testu Turinga przez komputer). Sprawność obliczeniowa komputerów, mimo iż wypadła ze ściśle określonych torów prawa Moore’a, dalej przyspiesza, a z każdym kolejnym miesiącem pojawiają się nowe rozwiązania techniczne.

Szczególnym rodzajem sieci społecznościowych – stanowiących krok w stronę wirtualnej rzeczywistości – są cieszące się coraz większą popularnością gry MMO, łączące ze sobą miliony graczy. Jak powstaje ich fenomen, z czego wynika? Joeal Garreau w swojej książce Radykalna ewolucja przekonuje, że dla dorastających dzieci jednym z najtrudniejszych i najbardziej przykrych momentów jest przejście ze świata fantazji do rzeczywistości –konieczność postawienia grubej kreski pomiędzy tym, co w głowie, a tym, co na zewnątrz. W naszych marzeniach możemy podróżować w dowolne, nawet najbardziej nierealne miejsca, dokonywać niesamowitych rzeczy. Jednak jesteśmy przy tym zamknięci we własnym uniwersum, bez możliwości interakcji z innymi ludźmi. A rzeczywistość? Wystarczy rozejrzeć się wokół – trzeba się dobrze naszukać, aby odnaleźć niezwykłości dorównujące fantazjom. Albo być pozytywnie usposobionym do życia i cieszyć się tym, co się ma – prozą codzienności. Największą przewagą, jaką posiada namacalny świat, są inni ludzie – może i nie zawsze jest dobrze, ale nie jesteśmy sami w tym stanie! Możemy dzielić ze sobą marzenia! Tymczasem gry MMO (a wybiegając w przyszłość: także wirtualne rzeczywistości) pozwalają nam na spotkanie z prawdziwymi, żywymi ludźmi, w dowolnych środowiskach i światach. I tak oto fantazja i świat realny spotykają się w jednym miejscu.

Ale czy taki pozytywny obraz jest jedynym, jaki się przed nami maluje? Oczywiście: nie.

Rajskie wirtualne krainy? Ponownie dwa głosy "przeciw" i dwa obrazy. Pierwszy: smutny chłopak przychodzi do kancelarii adwokackiej. "Co się stało?", pyta prawnik. "Okradziono mnie", mówi chłopak. "Co zginęło? Byłeś na policji?". "Byłem. Wyśmiali mnie. Zginęła… postać. I cały ekwipunek. Warte… sporo. Bardzo sporo". Odpowiedź prawnika: wielkie, okrągłe oczy. Wirtualne światy może i są bajkowe, ale narażają też na niebezpieczeństwa, i to takie całkiem rzeczywiste. A prawo i aparat państwowy nie nadążają za zmianami.

Potencjalnych zagrożeń rok 2012 niesie znacznie więcej. Kryzys ekonomiczny i gospodarczy, który zapewnia niewyczerpane źródło tematów dla dziennikarzy i analityków, pokazał bardzo poważny problem – szeroko rozumiany "system", w którym wszyscy żyjemy, osiągnął taką złożoność, że zaczyna załamywać się pod własnym ciężarem. Abstrahując od konkretnych przyczyn (jak upadek jednego czy drugiego banku, zadłużenia jednego czy drugiego państwa), fakt wystąpienia tak istotnego zaburzenia funkcjonowania całego układu świadczy dobitnie, że stoimy przed niebagatelnym wyzwaniem. Rozwój techniki, efektywniejsze technologie wytwarzania dóbr, ich późniejsze rozdysponowanie – żadna z tych rzeczy nie jest zawieszona w próżni i ściśle zależy od kondycji gospodarczej. Może się okazać, że hurraoptymistyczne scenariusze niepowstrzymanej krzywej progresu Raya Kurzweila i jemu podobnych zderzą się z twardą rzeczywistością pieniądza. Michał Protasiuk w Święcie rewolucji bardzo mocno zagłębia się w ten temat, starając się odpowiedzieć na pytanie, jak owo zderzenie może przebiegać. Tymczasem Ian McDonald w Domu derwiszy pokazuje bardzo bliskie związki pieniądza i technologii – nie ma obecnie jednego bez drugiego i być nie może. Idylliczna wizja badań podstawowych finansowanych bezinteresownie przez korporacje lub państwa jest mitem. Dobry pomysł to taki pomysł, który można skutecznie sprzedać! Zaś w dobie kryzysu finansowego, gdy spada popyt, najprawdopodobniej spadnie i podaż. A wraz z nią – tempo postępu.

Wolność obrotu informacjami w Internecie? Przed oczami stają mi trzy sytuacje. Pierwszą z nich jest dyskusja wybitnych prawników, której miałem okazję się ostatnio przysłuchiwać, dotycząca pomysłu zbierania materiału genetycznego od nowo narodzonych dzieci w celu utworzenia bazy danych. Dałoby to możliwość dużo szybszej i łatwiejszej identyfikacji przestępców na podstawie znalezionych śladów kryminalistycznych. Jednak czy tylko tyle? Przecieki, wycieki, włamania do systemów, mapowanie genomu w poszukiwaniu wrodzonych chorób… Osoby sceptyczne, bądź wyznawcy teorii spiskowych z pewnością znajdą wiele możliwych "zastosowań" dla tak zebranych danych.

Drugą jest seria kursów, w których uczestniczyłem, poświęconych zbieraniu informacji o osobach za pośrednictwem serwisów społecznościowych i śladów pozostawianych w Internecie. Aż się wierzyć nie chce, jak wiele można "wycisnąć" z prostej siatki połączeń między znajomymi, wrzucanych zdjęć z wakacji i imprez. Szykują się czasy, kiedy Sherlock Holmes całkowicie porzuci lupę i pędzelek na rzecz laptopa i bezprzewodowego dostępu do sieci.


Trzeci obraz: historia przedstawiona w Królestwie myśli Wojciecha Szydy, z antologii Science Fiction. Wirtualny świat, w którym wszystko jest dozwolone, bardzo łatwo może się przerodzić w poligon, na którym uwolnione zostaną najniższe i najgorsze ludzkie instynkty – złość, nienawiść, zazdrość, zawiść, wulgarność. Nie wierzycie? Wystarczy wejść na dowolne słabo moderowane forum lub portal i poczytać komentarze zamieszczane przez użytkowników. Anonimowość i odcieleśnienie zwalniają z odpowiedzialności za słowa i czyny.

Wszyscy znamy stare powiedzenie, że "dzieci plus zapałki równa się kłopoty". Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest kwestia świadomości – świadomości, z czym ma się do czynienia. Dziecko nie zdaje sobie sprawy (albo przynajmniej nie w pełni), jakie konsekwencje mogą wyniknąć z jego postępowania. Podobnie jest z techniką i wynalazkami. Jacek Dukaj (oraz wielu pisarzy przed nim) trafnie zwraca uwagę w swoich utworach, że to niebezpieczna sytuacja, gdy tempo przyrostu nowych gadżetów przekracza zdolność do ich recepcji. Krótko mówiąc – ludzie nie nadążają z uczeniem się mądrego i rozważnego korzystania z nowinek, jakie dostarcza im świat. Pół biedy, gdy po prostu nie umieją ich używać. Gorzej, gdy robią to w sposób nieodpowiedzialny i niebezpieczny. Niebezpieczny dla nich lub innych osób.

Stare chińskie przekleństwo mówi: "obyś żył w ciekawych czasach!". Rok 2012 będzie niewątpliwie obfitował w niezwykłe wydarzenia, tak pod względem odkryć i badań naukowych, jak i zjawisk mających podłoże społeczno-ekonomiczne. Zarówno sobie, jak i Tobie, Drogi Czytelniku, życzę, abyśmy mogli w tym roku czerpać pełnymi garściami ze zmian pozytywnych, unikać reperkusji tych nieprzyjemnych lub niebezpiecznych, oraz abyśmy mogli być świadkami powstawania i rozwoju fascynujących procesów, stanowiących bogaty materiał do przemyśleń i wyciągania wniosków na przyszłość!