Science Fiction, Fantasy i Horror 77 - omówienie

Autor: Artur 'mr_mond' Nowrot

Science Fiction, Fantasy i Horror 77 - omówienie
Najnowsza – według najnowszych doniesień przed-przedostatnia – odsłona miesięcznika Science Fiction, Fantasy i Horror wprowadza równowagę, jeśli chodzi o liczbę autorów i autorek opowiadań. Zdecydowanie lepiej wypadają panie, które stworzyły dwa najlepsze w tym numerze historie, choć panowie również dostarczają solidnej, a w jednym przypadku bardzo dobrej, rozrywki.
 
Dwa najciekawsze teksty tego numeru sporo łączy: oba korzystają z symboliki wilka jako seksualnego drapieżnika, mają silne postacie kobiece i koncentrują się na walce z okrucieństwami, popełnianymi przez mężczyzn. Drzewo Adrianny Filimonowicz rozgrywa się w niedookreślonym fantastycznym świecie targanym wojną. Uciekając przed nią, główna bohaterka trafia do, na wpół opustoszałej, osady, nękanej atakami wilków. Czy są to tylko zwierzęta, czy może pod futrem drapieżników kryje się coś więcej? I co je łączy z synem sołtysowej? Czy ten, kto raz zawitał do wioski, będzie w stanie ją opuścić? Pytań jest mnóstwo. Nic w tym opowiadaniu nie jest takie, jak się wydaje. Niepewność, połączona z uczuciem wszechobecnego zagrożenia rodem z horroru, stanowią najmocniejsze strony tej historii.
 
Z kolei Po deszczu każdy wilk pachnie mokrym psem Anety Jadowskiej to urban fantasy w konwencji kryminału, gdzie, obok współczesnego Torunia, istnieje jego magiczny odpowiednik – Thorn. Po mieście grasuje seryjny morderca-wilkołak, którego próbuje złapać przynależąca do obu światów Dora Wilk. Główna bohaterka, jednocześnie policjantka i wiedźma, skonfliktowana wewnętrznie przez swoje podwójne życie, tocząca walkę zarówno z brutalnymi, mizoginistycznymi wilkołakami jak i niewiele mniej antypatycznymi kolegami z policji, to jedna z największych zalet tego opowiadania. Jest silna, asertywna, obdarzona wyrazistym stylem wypowiedzi, o czym można się przekonać dzięki pierwszoosobowej narracji. Za wadę można natomiast poczytywać sztampowość świata nadnaturalnego, zamieszkiwanego przez mieszankę ras fantastycznych i innych nadprzyrodzonych istot (do jednego kotła wrzucono między innymi elfy, selkie, diabły czy sukkuby). Opowiadanie jest jednak dopiero zapowiedzą cyklu powieściowego o Dorze Wilk i stanowi dużą zachętę, by się z nim zapoznać, szczególnie dla fanów "magicznych kryminałów".
 
Konwencję kryminału równie sprawnie wykorzystuje Maciej Musialik w tekście Winston Watson i cały pociąg utrapienia. Tytułowy bohater (o boleśnie dysonansowym imieniu) jadąc pociągiem na urlop próbuje rozwiązać zagadkę kradzieży walizki, należącej do jednego ze współpasażerów, a jednocześnie stara się zapobiec katastrofie kolejowej. Mieszanka kryminału z filmem Speed pozwala na stałe zwiększanie napięcia, a jeśli do tego dołożyć niespodziewany zwrot akcji w zakończeniu, to w rezultacie powstaje niezła rozrywka w steampunkowym kostiumie.
 
Nałogowcy Jakuba Turkiewicza mogą się na początku kojarzyć z heist movie. Bohater, podszywający się pod zamożnego biznesmena, spotyka się z prezesem firmy organizującej wycieczki w przeszłość, by zaaranżować coś, czego do tej pory nie robiono: wyprawę osiemdziesiąt tysięcy lat wstecz do pewnej jaskini. Później jednak akcja meandruje, przeskakując od głównego bohatera do prezesa Timetravel. Cała historia okazuje się ledwie przygotowaniem do puenty, odwołującej się do wspomnianego w połowie opowiadania detalu i, w związku z tym, nie wywołuje większego wrażenia. Tekstu nie ratuje też niskich lotów humor, najlepiej reprezentowany przez następujący dialog:"– Masz niezły tupet – warknął. Verva pociągnął się za grzywkę. – Nie, to moje prawdziwe włosy – zażartował."
 
Również Brama do raju Kamili Turskiej po skończeniu lektury sprawia wrażenie rozbudowanego dowcipu – nieco lepszego niż Nałogowcy. Króciutka historia o bohaterze, który trafia do raju, gdzie spotyka swoją zmarłą lata wcześniej żonę, zaczyna się jak idylla, by szybko przemienić się w absurdalną farsę z biurokracją w roli głównej. Czytając puentę pozostaje się cieszyć, że w naszej rzeczywistości (w odróżnieniu od świata przedstawionego w opowiadaniu) cały czas obowiązuje zasada "póki śmierć was nie rozłączy".
 
W Ogrodzie Jana Przemysława Hytrosia główny bohater, dziennikarz Jakub Storczyk, przyjeżdża do niewielkiej bieszczadzkiej wioski, zwabiony doniesieniami o dziwnych wydarzeniach. W ten sposób trafia do tytułowego ogrodu, gdzie okazuje się, że, być może, do Biedolin nie skierował się przypadkowo, lecz ma tam do wypełnienia ważną rolę. Warto zwrócić uwagę na ciekawe wykorzystanie biblijnych motywów wojny aniołów i demonów (tutaj nazywanych Pasożytami) oraz ogrodu, który w tej wojnie pełni bardzo istotną rolę – o czym jednak dowiadujemy się tylko z ekspozycji. Narracja skupia się raczej na opisach oryginalnej flory i fauny oraz ekscentrycznej społeczności mnichów, zamieszkujących klasztor nieopodal ogrodu. Minusem opowiadania jest pobieżne potraktowanie relacji głównego bohatera z ojcem, która, mimo że wydaje się mieć duże znaczenie dla podjętego przez niego w końcówce wyboru, pozostaje całkowicie niedopowiedziana.
 
W dziale publicystycznym znajdują się cztery teksty stałych autorów. Andrzej Pilipiuk w swoim felietonie opowiada o "zapomnianej wiedzy" – sztuce radzenia sobie w trudnych warunkach (między innymi o pozyskiwaniu pożywienia z roślin pastewnych czy wyrobie butów) oraz tworzeniu prowizorycznych schronień. Chociaż prognozy autora, dotyczące rozmiarów kryzysu ekonomicznego, można różnie traktować, to praktyczne wskazówki dotyczące budowania schronów czyta się z niekłamanym zainteresowaniem. Tomasz Kołodziejczak z kolei zastanawia się nad przyszłością science fiction – w jego tekście pobrzmiewają wyraźne nuty nostalgii oraz marzenia o pojawieniu się pisarza na miarę Lema czy Dicka. Felieton kończy się jednak optymistycznym akcentem – pisarz wskazuje cechy, które, jego zdaniem, stanowią rdzeń literatury fantastycznonaukowej, pozwalającej jej przetrwać jeszcze długo. Dariusz Domagalski przedstawia różne historyczne ujęcia patriotyzmu i zastanawia się, czy w dzisiejszym, wielokulturowym społeczeństwie jest jeszcze na niego miejsce. Nie prezentuje jednak nowych koncepcji, które mogłyby znaleźć zastosowanie współcześnie, lecz raczej spogląda wstecz. Jarosław Grzędowicz w tekście powstałym – jak samo pisze – w styczniu podejmuje nieco nieaktualny temat ACTA oraz, jak najbardziej aktualny, temat piractwa, prezentując ocenę dosyć wyważoną i naznaczoną charakterystyczną dla tego pisarza nieufnością wobec biurokracji. Grzędowicz może nie musi się bać internetowego linczu, jaki spotkał Zbigniewa Hołdysa, za to fani V z komiksu Alana Moore’a mogą się poczuć zirytowani wyrażoną w puencie opinią o tym bohaterze.
 
W marcowym numerze SFFiH znajdą coś dla siebie przede wszystkim fani kryminałów fantastycznych – dwa z sześciu opowiadań wpisują się w tę konwencję i czynią to naprawdę dobrze. Perełką jest oniryczne, pełne niepokoju i niejednoznaczne Drzewo, z którym zdecydowanie warto się zapoznać. Pozostałe teksty prezentują solidny poziom warsztatowy i również mogą dostarczyć chwili rozrywki. Publicystyka utrzymuje stały, dobry poziom – czyta się ją ciekawie, nawet wtedy, kiedy omija okolice fantastyki.