Scenariusz w szponach miernoty

Kolektyw #5, Karton #1, New British Comics #2

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Scenariusz w szponach miernoty
W kwietniu 2009, po Warszawskich Spotkaniach Komiksowych, Szymon Holcman z Kultury Gniewu wziął na łamach Motywu Drogi pod lupę kilka wydanych wówczas zinów i magazynów komiksowych. W tekście (zatytułowanym nieco prowokacyjnie "W szponach miernoty") szukał w okołofestiwalowych publikacjach – na ogół daremnie – dobrych historii. W październiku z okazji festiwalu w Łodzi znów, tradycyjnie, pojawiło się kilka antologii zbierających prace różnych twórców. Z tego powodu samozwańczo i samorzutnie przejmuję pałeczkę, by zobaczyć, co do zaoferowania mają autorzy, a przede wszystkim scenarzyści, zebrani w Kolektywie, Kartonie oraz… New British Comics. Ten ostatni tytuł włączam do zestawienia, by przekonać się, czy problemy z dobrymi historiami stanowią wyłącznie polską bolączkę.


Komiks, czyli sztuka dialogu

Czytając krótkie formy przeważającej większości polskich twórców publikujących w niszowych magazynach można odnieść wrażenie, że operowanie słowem w formie dialogu nie przychodzi im zbyt łatwo. Bardzo często decydują się więc na narrację auktorialną lub prowadzoną z punktu widzenia któregoś z bohaterów. Rysunkom towarzyszą teksty w ramkach lub monologi pojedynczych postaci. Bohaterowie wygłaszają sądy, lecz nie konfrontują ich pomiędzy sobą.

Nie każdy musi od razu być Brianem Azzarello, ale warto chociaż próbować. Zatem i ja spróbuję wyłuskać choć kilku autorów, którzy prowadząc narrację obrazami, nie zaniedbują materii słowa.


Kolektyw, czyli gramy dalej

Robić w Polsce historię science-fiction to jak kręcić blockbustera z budżetu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Tę złotą myśl polecam pamięci duetu Sienicki-Okólski. W Recours co prawda autorzy dali bohaterom trochę pogadać, ale żeby historia rozgrywająca się w kosmosie prezentowała się godnie, potrzebuje odpowiedniej oprawy. Kolorów i formatu A4. Oczywiście wspomniany komiks o galaktycznych przewoźnikach jest z założenia mało poważny, ale i tak sceny akcji oraz szersze plany wyglądają biednie jak polskie kino akcji. Warto pamiętać, i nie dotyczy to wyłącznie autorów tego konkretnego komiksu, o ograniczeniach wynikających z możliwości formy.

W piątym Kolektywie tego, jak należy łączyć tekst z rysunkiem, uczą Bartosz Sztybor i Maciej Pałka. Serię Najwydestyluchniejszy dobrze byłoby kiedyś zobaczyć zebraną w całości w jednym albumie, by móc ocenić, czy trzyma się przysłowiowej kupy. Ale nawet w tym pojedynczym epizodzie mamy i dobry dialog, i krótką, dynamiczną anegdotę, i efektowny finał. Na tekście opierają się również jednoplanszówki Marcina Podolca ze znanej z Internetu serii Kapitan Sheer. Inteligentny humor, niekiedy nieco poważniejsze tematy, zaskakujące puenty – to sprawdza się i w sieci, i na papierze (chociaż akurat odcinek w formie planszy do gry jest poważną stratą miejsca).

Poza tym na chwilę uwagi zasługują komiksy Olgi Wróbel i Daniela Chmielewskiego. Ale bardziej ze względu na dojrzałość (chociażby w wyborze i prezentacji tematów), charakterystyczny styl i dopracowanie graficzne, a nie sposób prowadzenia narracji. Za nimi rozciąga się galeria komiksów niekiedy całkiem dobrze narysowanych, ale zupełnie nieciekawych od strony opowieści, a nawet graficznej ekspozycji. Szczytem marnowania (rozwijającego się) potencjału graficznego jest komiks Martwi autorstwa Konrada Okońskiego. Robert Kirkman zrobił Żywe trupy lepiej i naprawdę nie ma sensu go kopiować.

Kolektywowi dodatkowa bura należy się za zupełny brak zaznaczenia przejść między komiksami. Można zrozumieć, że na wprowadzające strony tytułowe szkoda papieru, a do tego nie wszyscy autorzy myślą o tym, by pierwszą planszę oznaczyć tytułem oraz personaliami. Przydałoby się zatem przynajmniej zamieścić stosowne informacje na marginesie lub winiecie strony.

Magazyn Dolnej Półki osiągnął już dojrzałość. Publikacja w nim powinna stanowić przyjemność i wyróżnienie dla każdego autora, wydawca zadbał bowiem, by oprawa edytorska wstydu nie przynosiła. W obecnym kształcie Kolektyw każdorazowo zapewnia czytelnikowi kilka ciekawych komiksów i znacznie więcej przeciętnych, które razem stanowią "przegląd kadr" zaplecza polskiej sceny komiksowej. To ważna funkcja, warto o nią dbać.

Oceń Kolektyw #5


Karton, czyli ciąg dalszy nastąpi

Nowy projekt, planowany jako regularnik ukazujący się częściej niż dwa razy do roku i firmowany popularnymi, sprawdzonymi nazwiskami, był oczekiwany z dużym zaciekawieniem. Kluczem do podtrzymania popularności Kartonu miały być stałe serie. O tychże jednak niewiele można na razie powiedzieć.

Mocne otwarcie premierowy numer zawdzięcza dobrze znanemu duetowi znanemu jako Grand Banda. Jeśli wydaje się wam, że wiecie, co można ukraść z pokładu rakiety kosmicznej – mylicie się. Marek Lachowicz jak zwykle opowiada prostą, uroczą i zabawną historyjkę, nie zawodząc oczekiwań sympatyków serii. Drugim powodem, dla którego co kilka miesięcy byłoby warto wydawać pięć złociszy, są Ćmy. Komiks Tomka Pastuszki powinien przypaść do gustu tym, którzy z sympatią wspominają Ligę Obrońców Planety Ziemia i dowcipne dialogi superbohaterów z blokowiska. Karol Kalinowski, autor Ligi, również gości w Kartonie, a dwa jego paski stanowią udane i obiecujące otwarcie nowego cyklu. Pytanie brzmi, ile stripów o spożywaniu alkoholu zdoła z siebie KRL wykrzesać.

Poza tym komiksy z Kartonu nie zapadają w pamięć. Dzieje się tak z dwóch powodów. Albo są mało odkrywczymi, prościutkimi, humorystycznymi anegdotkami, albo stanowią dopiero wstęp do jakiejś dłuższej opowieści. Tutaj wyróżnia się wyłącznie 168 Marcina Surmy, nawet jeśli nie sposób określić, czy będzie to fabuła obyczajowa czy też historia z domieszką fantastyki.

W tej chwili z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że magazyn jest przemyślany, elegancko zaprojektowany i dobrze się zapowiada. Ale dopóki nie pojawią się kolejne numery, dopóty trudno wyrokować, czy będzie się specjalnie wyróżniać na tle innych, podobnych tytułów. Obecnie znajduje się na etapie, do którego doszedł magazin Jeju, a to dobrze wróży na start.

Oceń Karton #1


New British Comics, czyli sprawdzone nazwiska

Po lekturze drugiego tomiku nowych brytyjskich komiksów bardzo się ucieszyłem. Oto mam jeszcze jeden namacalny (wydrukowany) dowód, że integracja europejska to powrót do naturalnego stanu rzeczy. Czy tu, w Polsce, czy tam, na Wyspach, komiksiarze – a więc przedstawiciele kultury – wpadają na podobne pomysły i poruszają podobne problemy. Wróćmy jednak do tropienia scenarzystów.

Inicjatywa NBC była warta zachodu chociażby po to, by odkryć dla Polaków twórczość Dana White’a. Najlepszy w poprzednim numerze (Jackie idzie do piekła), nie zawodzi również w drugim. Ostatnie lato, choć pozbawione dialogów, wciąga czytelnika w rozmowę. Część wypowiedzi narratora prowokuje do udzielania własnych odpowiedzi, a tajemnicza, odsłaniająca się przestrzeń, w której porusza się główny bohater, pobudza ciekawość. Jeżeli Dan White stworzył jakąś pełną, dłuższą fabułę, to może warto by zainteresowałby się nią jeden z większych wydawców?

Drugim pewniakiem był Charlie Parker "Złota Rączka" duetu Lawrence Elwick – Paul O'Connell. Niebanalnego, inteligentnego humoru nigdy za wiele. To samo z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć jeszcze o Roachwell Craiga Collinsa i Iana Laurie. Nie wiem, czy można uznać ten komiks za humorystyczny, ale ma on w sobie tę drażniącą właściwość typową dla rysunków satyrycznych. Kredytu zaufania udzieliłbym jeszcze Nelsonowi Evergreenowi. Dwie jednoplanszówki należące do serii ShadowQuake i Shnookie to klasyczny cartoonowy projekt, oparty na prostej opozycji dwójki bohaterów. Przygody słodziutkiej dziewczynki i dewastującego wszystko ogromnego robota pewnie mogłyby zapewnić trochę przyjemnej, lekkiej radości.

Wszystkie pozostałe komiksy spłynęły po mnie jak syrop klonowy po naoliwionej kaczce. Cieszy mnie, że Jacek Zabawa połączył siły z zagranicznym twórcą, ale na tym korzyści z otwartych granic i szerokopasmowego Internetu się kończą. Groza z Bul-Bim w oryginale była, jak mniemam, kolorowa, przez co w druku rysunki są bardzo niewyraźne i nie są w stanie uratować słabej historii. Ambitniejszy temat (AIDS w RPA) poruszają David Robertson i Frank Lamour w Pod tęczą: Miłosierdzie, ale potencjalna siła wyrazu tonie w potoku słów. Rozumiem także przyczyny, dla których w brytyjskiej antologii ukazała się praca Pawła Gierczaka (autor przebywa w Anglii), ale chyba lepiej byłoby poświęcić te strony na odkrywanie przed Polakami nowych, nieznanych dotąd nazwisk.

Pomysł na NBC to strzał w dziesiątkę. To również projekt borykający się z tymi samymi problemami, które stawały się udziałem publikacji zbierających dorobek rodzimych twórców. Wydaje mi się, że aktualnie inicjatywa Karola Wiśniewskiego dotarła do przystanku "Selekcja Autorów".

Choć, jak dla mnie, tomik NBC mógłby zawierać same komiksy Dana White’a.

Oceń New British Comics #2


Komiksy oderwane

W swoim podsumowaniu Szymon Holcman przyczyn niskiego poziomu komiksów upatrywał w bylejakości, kolesiostwie i tematyczności poszczególnych antologii. Pół roku później tylko jeden magazyn, Kolektyw, miał przewodni temat, potraktowany zresztą niezbyt rygorystycznie. To, że do pisemek w Polsce tworzą znajomi znajomych, to w mojej opinii przede wszystkim kwestia dość wąskiego środowiska, w którym prawie każdy zna kogoś, kto zna kogoś, kto może puścić jego komiks w zinie. Znacznie bardziej istotny wydaje mi się zarzut bylejakości. Być może to kwestia braków warsztatowych, jednak może być też tak, że formuła niszowego magazynu nie dla wszystkich autorów jest wystarczająco mobilizująca. Trudno inaczej wytłumaczyć brak dbałości o korektę czy liternictwo.

Lektura wydawanych w Polsce magazynów komiksowych prowokuje mnie do jeszcze jednej refleksji. Przeważająca większość komiksowych historyjek nawet nie próbuje odnosić się do rzeczywistości pozakomiksowej. Tylko nieliczne poruszają jakieś ważkie tematy i starają się wchodzić w dialog również z czytelnikiem, odwołując się do jego doświadczenia i problemów.

Oczywiście, w samych założeniach nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie – powinniśmy się cieszyć, że artyści nie muszą już tworzyć w imię ideologii lub w "jedyny słuszny sposób". Jednakże z drugiej strony, podobnie jak w przypadku wielu współczesnych wysokobudżetowych seriali telewizyjnych, komiksy te kreują własne zamknięte światy i rozmawiają same ze sobą. Rzadko zdarza się nawet, by stanowiły choć prostą metaforę dla, tak zwanego, realnego świata. Niestety, po tego typu historiach w chwilę po ich przeczytaniu zostaje niewiele. Wspomnienie o nich przemija w mgnieniu oka niezbędnym do przerzucenia kartki.


Okładki!
Scenariusze scenariuszami, a narracja obrazkowa narracją obrazkową, ale nie można zapomnieć o tym, po czym (również) ocenia się komiks. Artur Sadłos, Jakub Tschierse i Nelson Evergreen stworzyli okładki pomysłowe, atrakcyjne kolorystycznie i idealnie oddające ducha poszczególnych magazynów. Chcemy więcej! We want more!


Grafika użyta w pierwszym akapicie pochodzi z komiksu Ewy Juszczuk opublikowanego w Jeju #8.