25-11-2009 13:33
Nie to nie!!
Odsłony: 1Właśnie skończyłem pisać następną przygodę. Chyba czwartą od kilku miesięcy. ładnie wymuskaną, wedle "standardów" pisania przygód etc. Tylko co z tego. I tak jej nie poprowadzę. Tak dziwnie bowiem się składa, że od wielu miesięcy, od Toporiady 2009 nie możemy się zebrać z ekipą do grania. Głupia sytuacja. Życie, można by powiedzieć.
Co mam jednak robić siedząc po 10 godzin w firmie. Tak jak dziś.
Do końca pracy jeszcze dobrych 6h, trzeba więc sobie ten czas czym zająć.
Pomyślałem więc, że może wreszcie uczynię pierwszy wpis na swoim Polterowym blogu. Skoro już go mam ;)
"Siedzę i siedzę, myślę i myślę" cytując pewną panię artystkę i nie wiem nawet o czym napisać. Skoro jednak mam już czas i możliwość to postanowiłem napisać o wspomnianej wyżej Toporiadzie. Konwencie, na którym byłem latem, a konkretniej o mojej najgorszej sesji jaką prowadziłem w życiu. Mimo dobrego przygotowania, "uznanych" graczy etc to była oficjalna porażka sezonu :)
A wszystko byłem zbyt ufny :p
To miał być WFRP ed1 w starym, dobrym stylu. Szarość, jesień, deszcz, brud, zwierzoludzie, kulty etc. Miał być, o czym uświadamiałem graczy zarówno zajawkami przed konwentowymi jak i w czasie rozmowy przed sesją. Uznałem, że nakreślenie konwencji jest bardzo istotne jeśli mamy sie dobrze bawić więc poświeciłem temu kilka minut przed sesja.
Dostałem dobrych graczy (tak wtedy myślałem). Była wśród nich znajoma, która na RPGach zęby zjadła, fejmus z grodu Kraka, doceniony w którejś tam edycji PMM i jeszcze kilku graczy też trzymających poziom.
Nastąpiło przydzielanie (losowe) postaci. Znajoma dostała dowódce oddziału, a jakoś tak ni to przypadkiem ni to nie jej nieoficjalna prawą ręką został wspomniany jegomość. Pomyślałem, no to super. Dobrzy gracze trafili na odpowiednie stanowiska. Teraz sesja sama już popłynie. Oj jak ja sie myliłem ;)
Zaczęło się szybką jadką, potem była karczma, dylemat i ... ta część drużyny w której pokładałem zaufanie powiedziała coś na kształt "f**k it, idziemy dalej".
I się zawiesiłem.
A co z dziewczyną która ochraniali, a co ze zleceniem, co z pogłoskami o kulcie działającym w okolicy, co z napadem zwierzoludzi sprzed kilku minut...?
A no nic. Pani dowódca uznała, że idziemy dalej. W dupie ze zleceniem, w dupie z zdaniem, założeniami sesji... W zasadzie to "Ona dowodzi" więc jak sie nie podoba to możecie iść sami w las ratować jakieś pindy.
I to był moment zwrotny. Kiedy drużyna opuściła karczmę idąc za p. dowódcą powinienem złożyć kwity i powiedzieć "Dziękuję państwu za grę. Do zobaczenia za rok" Niestety nie zrobiłem tego.
Przepraszam.
Mea culpa
Miałem oczywiście plan awaryjny. Prowadziłem więc dalej. Ale plan ten był tak awaryjny, że nawet nie udało się zawiązać wątków z niego nim wybiła godzina zakończenia sesji (był to ostatni dzień konwentu i sesja trwały tylko do 24:00 bo potem było oficjalne zamkniecie, ogłoszenie wyników konkursu na najlepszego MG, Gracza etc).
Cały ten plan awaryjny napisałem tylko proforma. W 3-4 zdaniach, bo przecież "nie mogą nie zrobić tego co przewidziałem". Wprowadzenie, zawiązanie przygody, zajawki przed sesją, rozmowa o konwencji i formie Jesiennej Gawędy, w końcu same wskazówki w przygodzie wręcz krzyczały "idźcie uratować księżniczkę, zabić smoka i zajumać skrzynię złota". Na boga (jakiegokolwiek), ja nazwałem nawet tę przygodę "Zwierzoludzie i kultyści" :D nawet największy kreton (błąd zamierzony) by się zorientował o co biega.
Gracz(ka) jednak z premedytacją i w pełni świadomie uczyniła coś innego. Czy mogła to zrobić? Oczywiście, że mogła. To do mnie należało umieszczenia jakiegoś BNa, sprowokowanie wydarzenia etc które by ją odwiodło od tego pomysłu. Tak jednak zaufałem graczom, iż chcą się bawić z resztą drużyny i ze mną w tę samą bajkę, iż zrezygnowałem ze "smoków wlatujących przez dziurkę od klucza, bo MG tak powiedział". przez to przygoda była katastrofą.
Nie wydarzyło sie na niej nic. Skończyliśmy po 4h niczego i z ulgą opuściłem miejsce gry.
Powiedziałem sobie wtedy, ze to ostatni raz kiedy na siłę chciałem przeciągać sesję, mimo, że gracze robili co im dusz(p)a podpowie.
Nie zrozumcie nie źle. Nie jestem zaborczym, MG-tyranem. Nie zmuszam graczy do grania w "mojej" konwencji. wręcz przeciwnie. Zawsze staram się aby to Oni przede wszystkim się bawili, bo to dla mnie satysfakcja.
Tym razem jednak powiedziałem zawczasu i wyraźnie... "Bawimy się tak i tak. Jak nie pasuje, masz jeszcze 15 MG do wyboru. Do niczego nie zmuszam, namiot otwarty, droga wolna."
Kiedy następnym razem zastanie mnie taka sytuacja nie będę męczył ani siebie, ani graczy, którzy chcieli by pograć i pobawić się wspólnie ale nie mogą bo gracze najbardziej autorytarni i najbardziej przebojowi przejęli całą zabawę. Nie zabije też nieszczęśników gromem z jasnego nieba ani trucizną w jedzeniu. Znudziły mi się takie sposoby pokazywania graczom, że robią coś nie tak.
Zwyczajnie powiem "Dziękuję państwu za wspólną grę. Nie to nie!", a potem pójdę pod sklepik i kupię sobie zimny browarek z kija.
Savko