» Recenzje » Saga o zbóju Twardokęsku - Anna Brzezińska

Saga o zbóju Twardokęsku - Anna Brzezińska

Saga o zbóju Twardokęsku - Anna Brzezińska
Recenzja ta ma na celu przypomnienie czytelnikom trzech pierwszych części cyklu, opisanie czwartej i ocenę sagi jako całości. Dlatego, jeśli ktoś nie czytał żadnej z tych książek lub sięgnął jedynie po pierwszy tom, po drugim akapicie sugeruję przejść od razu do szóstego, dzięki czemu na pewno nie natrafi się na informacje, które mogłyby zdradzić zbyt wiele szczegółów dotyczących pierwszych odsłon sagi. Coraz mniej współczesnych pisarzy gustuje jeszcze w starym, dobrym, klasycznym fantasy. Bardziej popularne stają się nowe gatunki, w których twórcy chętniej wplatają elementy magiczne do naszej codzienności, niż przenoszą nas do całkiem obcych, pełnych niesamowitości krain. Anna Brzezińska jednak do nich nie należy. Jej Saga o Twardokęsku, której ostatni tom został niedawno wydany, to wspaniały cykl wpisujący się w dawną tradycję gatunku, rozgrywający się w wykreowanych przez autorkę Krainach Wewnętrznego Morza. W pierwszym tomie, Plewach na wietrze, poznajemy zbója Twardokęska, który jest hersztem sporej grupy, grasującej w okolicy Przełęczy Zdechłej Krowy. Mężczyzna nie jest już młody i pewnego dnia dopada go melancholijny nastrój, który sprawia, że zaczyna tęsknić za jakąś ostoją, spokojnym miejscem, gdzie mógłby osiąść i odpocząć po trudach długiego życia. W nocy kradnie swoim kamratom skarb zgromadzony przez całą bandę i ucieka w poszukiwaniu spokojnej przystani. Tak dociera do Traganki, domeny bogini Fei Flisyon. Posiadane pieniądze, wbrew oczekiwaniom, nie pomagają mu, lecz sprowadzają na niego poważne kłopoty. Potem wydarzenia przybierają już postać lawiny − kilka pozornie mało znaczących przypadków sprawia, że Twardokęsek zostaje wmieszany nie tylko w poważne sprawy śmiertelników, ale także w spiski bogów. W Żmijowej harfie z kolei zbójca schodzi na drugi plan i możemy przyjrzeć się bliżej znaczniejszym postaciom Krain Wewnętrznego Morza. W najpiękniejszym mieście tego uniwersum, Spichrzy, trwa karnawał, na który ściągają tysiące osób z wielu krain. Wielkie święto staje się pretekstem do nawiązywania tajnych sojuszy i snucia intryg. Nieoczekiwanie feta zamienia się jednak w rzeź, znaną później jako Krwawy Karnawał. Zmaga się ze sobą wiele potęg, złamane zostają odwieczne prawa ustalone przez bogów, część ludności się buntuje, dochodzi do pomniejszych potyczek, a potem otwartej walki. Z czasem okazuje się, iż jest to zaledwie zapowiedź, czy też miniatura tego, co ma się jeszcze wydarzyć w całych Krainach.
Trzeci tom rozpoczyna się od przejęcia przez Koźlarza władzy nad żalnickimi rebeliantami. Książę zakłada nowy obóz i zaczyna przygotowywać się do walki z uzurpatorem. W tym czasie zwajeccy kniaziowie wraz z Szarką i wiedźmą odpływają na swoje wyspy, gdzie Suchywilk pragnie cieszyć się odzyskaną córką. Przed wyjazdem Szarka sugeruje żalnickiemu księciu, że Twardokęsek wspomoże go w zdobywaniu dla armii broni. Zbójca początkowo śmieje się z tego pomysłu i nie zamierza kiwnąć palcem w sprawie Koźlarza, potem jednak knuje chytry plan i, chcąc wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści dla siebie, rusza w drogę. Już w czasie pierwszej wyprawy po uzbrojenie mężczyzna znów nieświadomie wpada w splot wypadków, który nie pozwoli mu uciec od wielkich spraw, w które raz się zamieszał. Letni deszcz. Sztylet powoli zamyka wszystkie rozpoczęte w cyklu wątki. Bohaterowie rozsiani po całych Krainach Wewnętrznego Morza szykują się do wojny, mszczą się za swoje krzywdy, próbują wywalczyć dla siebie i swoich bliskich lepszą przyszłość. Niewiele pozostaje państw, które nie byłyby bezpośrednio lub pośrednio wplątane w jakąś wojnę. Wszystkie potęgi świata ścierają się ze sobą, a gdzieś pośród nich czai się osoba, która posiada sztylet zdolny zabijać nawet bogów. Nastają czasy, które na zawsze zmienią oblicze Krain. Naprawdę ciężko jest w kilku słowach podsumować fabułę tak obszernego cyklu. Mówiąc najogólniej, opowiada on o pojedynczych osobach, których splątane losy układają się w pewien schemat wydarzeń. O tym, jak każdy człowiek, nawet nieświadomie, jest istotnym elementem w strukturze świata. I o tym, że nigdy się nie wie czy samemu decyduje się o swoim losie, czy to jakaś siła wyższa kieruje wszystkimi, jak pionkami na szachownicy.
Pierwszym, co spodobało mi się w Sadze o Twardokęsku, jeszcze zanim sama historia wciągnęła mnie na dobre, była dokładna i konsekwentna stylizacja na język staropolski. Brzezińska udowodniła, że wbrew mniemaniu niektórych twórców, nie polega ona jedynie na wtrącaniu od czasu do czasu jakiegoś "tudzież" i "azaliż". Wpisują się w nią także imiona bohaterów, które początkowo mnie bawiły, potem jednak uznałam je za naturalny element wspomnianej stylizacji. Jedynie miana bogów nie przypominają polszczyzny. Po języku najbardziej godna pochwały jest kreacja bohaterów. Przypominają mi oni postaci z teatru Konstantego Stanisławskiego, który w trakcie pracy nad przedstawieniem razem z aktorami tworzył hipotetyczne życiorysy nawet najbardziej epizodycznych postaci. Więc choćby aktor odgrywał jedynie służącego, który podaje swojej pani poranną herbatę i jest obecny na scenie zaledwie dwie minuty, i tak musiał dokładnie wiedzieć, kiedy tenże sługa się urodził, jak długo żył i co robił w ciągu dnia, kiedy akurat nie podawał złocistego napoju, pomimo że widzowie w ogóle o tym nie wiedzieli. Literatura rządzi się swoimi prawami i Anna Brzezińska miała możliwość przytaczać losy swoich bohaterów, tak więc po przeczytaniu sagi ma się pojęcie nie tylko o jej głównych postaciach. Dzięki temu, iż pojawienie się danej osoby było poprzedzone wtrąceniem dotyczącym jej życiorysu, obecność żadnego bohatera nie wydaje się przypadkowa, wszyscy nabierają realności, są wyraźnie osadzeni w tej historii. Warto nadmienić, że cykl został skomponowany bardzo konsekwentnie. Widać, że kolejne tomy były od początku zaplanowane i pisanie ich nie wynikało z późniejszej potrzeby. Historia nie jest sztucznie wydłużona, tylko logicznie rozrysowana, a podział na części jest zabiegiem czysto praktycznym, gdyż trudno byłoby pomieścić taką historię w jednej książce. Czytając, ani przez chwilę nie żałowałam, że saga jest tak obszerna. Zakończenie cyklu nie ma jednego wyraźnego akcentu, który krótkim wybuchem kończyłby całą przygodę. Opowieść jest wielowątkowa, więc tak jak kolejne ścieżki powoli się rozwijały, tak następnie stopniowo się zamykają, co jest niezbędne w tak rozbudowanej historii, aby nie zapomnieć o żadnym z jej elementów. Przypadł mi do gustu także odważny sposób kreowania przez autorkę prologów kolejnych tomów. Pozornie zdradzają wiele z fabuły, ale Anna Brzezińska operuje przy tym słowem i dawkuje tajemnice tak zręcznie, że nie musi się obawiać, że zniechęci czytelników wcześniejszym zdradzaniem treści. Za każdym razem finalnie i tak okazywało się, że nie dało się domyślić przebiegu historii, nawet znając od początku kilka istotnych faktów. Jedynie tom drugi nie ma prologu i tworzy to drobną niespójność w całości cyklu.
Saga o Twardokęsku ma niewiele wad. Wydaje mi się nieuniknione, że w tak obszernej powieści zdarzają się drobne potknięcia i znalazłam w cyklu jedynie dwa. Pierwsze z nich, to pewna młoda dziewczyna, która zostaje mężatką, a wszyscy nadal mówią do niej "Panienko". Drugie to Czarnywilk, który w pewnej scenie podnosi z ziemi miecz, a kilka akapitów dalej trzyma w ręku topór i nie jest wyjaśnione, skąd nagła zmiana broni. W sadze zastawiono także pułapkę na osoby pozbawione wyobraźni przestrzennej, do których niestety się zaliczam. Opisy Krain Wewnętrznego Morza pojawiają się stopniowo w całym cyklu, nie są zebrane w jednym miejscu i pogubiłam się, gdzie leży jakie państwo i który z bogów ma w nim swoją siedzibę. Widocznie nie jestem z tym problemem odosobniona, gdyż autorka założyła stronę internetową, która stanowi vademecum wiedzy o świecie Twardokęska. Kiedy wspominałam znajomym, co akurat czytam, parę razy pojawiło się pytanie, czy to taka "babska pisanina". Absolutnie nie. Anna Brzezińska jest dla swoich bohaterów równie bezwzględna jak mężczyźni, na przykład George R. R. Martin w swojej Pieśni lodu i ognia. W jej cyklu także nie ma miejsca na żadne deus ex machina; jeśli wszystko wskazuje na to, że dana postać ma zginąć, to ginie i nie ma mowy o jakichkolwiek nieuzasadnionych aktach łaski. Jak już wspomniałam, Saga o Twardokęsku dobrze wpisuje się w tradycję fantasy. Brzezińska nie jest w niczym gorsza od Tolkiena czy wspomnianego wyżej Martina. Oto nadszedł czas, kiedy nie musimy już oglądać się na zachodnie wspaniałości, bo pojawił się także rodzimy twórca, który ma nam do zaproponowania wspaniałe uniwersum i niesamowitą historię. Oceń wszystkie tomy:
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Komentarze


malakh
   
Ocena:
0
Ależ mnie zachęciłaś.

Teraz będę musiał kupić;p
04-11-2009 20:54
Nyx Ro
   
Ocena:
0
no to będę musiała przeczytać. Dzięki za recenzję :)
04-11-2009 21:38
Blanche
   
Ocena:
0
Muszę szybko biec do księgarni po ostatni tom. Najchętniej odświeżyłabym sobie całość, jednak brak mi czasu na czytanie. :(
04-11-2009 21:49
E_elear
   
Ocena:
0
Książka od jakiegoś czasu kupiona, cierpliwie czeka w kolejce do przeczytania (dość długiej kolejce) a tu chciałoby się przeczytać poprzednie tomy raz jeszcze.
W każdym razie poprzednie tomy godne polecenia więc myślę, że i tym razem się nie zawiodę.
05-11-2009 10:20
malakh
   
Ocena:
0
Ja cholernie żałuję, że nie wziąłem się za cykl dawniej, kiedy jeszcze miałem czas na czytanie nie-patronatów;/
05-11-2009 16:31
Chamade
   
Ocena:
0
Ponieważ zaginęła mi " pierwsza wersja", tym chętniej nabędę reedycję plus nowe części, mając w pamięci wrażenia sprzed kilku lat. Wielce pozytywne wrażenia.
25-11-2009 12:21
~GrubyOi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wielka szkoda tylko, że cykl ten jest tak słabo u nas znany. Jeśli chodzi o bogactwo stworzonego w niej świata i kunszt pisania Pani Brzezińskiej taki Wiedźmin Sapkowskiego zostaje daleko w tyle.
10-02-2010 00:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.