S.Q.U.A.T.
Słoneczny rozbłysk zmienił Ziemię w niegościnne, jałowe pustkowie. Ludzie też dołożyli swoje, zmiatając z użyciem broni konwencjonalnej (i nie tylko), co większe skupiska przedstawicieli własnego gatunku. Jednak niektórzy przetrwali. Część skupiła się w zamienionych w twierdze miastach i osiedlach, inni żyją gdzieś pomiędzy, z dala od reszty. Kamyk, jeden z takich wolnych duchów, przemytnik, rasowy zabijaka i wyszczekany cwaniaczek, błąka się po tym nieprzyjaznym świecie, a raczej jego fragmencie, który kiedyś był polsko-białoruskim pograniczem, co i rusz chętnie i bezmyślnie popadając w rozmaite tarapaty.
Debiutanckie powieści miewają różne bolączki. Czasami jest to wtórność, czasami braki warsztatowe. W przypadku S.Q.U.A.T.-u najgorszym wrogiem książki okazała się nadmiernie płodna wyobraźnia autora. Kiedy bowiem zapuścimy się pomiędzy jego okładki, czeka nas istna parada rozmaitości – strzelaniny, wybuchy, bijatyki, przemytnicy, mutanty, słowiańskie demony, zdolności parapsychiczne, polityczne intrygi i rozmaite barwne obrazki obyczajowe ze świata po apokalipsie w ramach okrasy. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że autor żadnego z tych pomysłów nie potrafił sensownie rozwinąć i w pełni wykorzystać. Co i rusz rozpoczyna się nowy wątek, jednak gdy tylko nabierze on rumieńców, zostaje brutalnie ucięty, zapomniany i (zwykle po szytym grubymi nićmi zwrocie akcji) rozpoczyna się następny. Całość sprawia przez to wrażenie zbioru porzuconych w połowie opowiadań, z których żadne nie doczekało się sensownego finału, ale które ktoś postanowił na szybko pozszywać na obraz i podobieństwo dzieła doktora Frankensteina, a potem wydać owo monstrum w formie powieści.
Skutkiem tego zabiegu lektura książki nie sprawia zbyt wiele radości, ponieważ brak tu siły napędowej, jakiejkolwiek spinającej całość klamry, której rolę zwykle spełnia spójna fabuła. Pod jej nieobecność przygody Kamyka przypominają raczej chaotyczną, pozbawiona wszelkiej logiki bieganinę. I to niezbyt emocjonującą, choć bowiem od czasu do czasu staje on oko w oko (lub oko w okular) z takim czy innym zagrożeniem, to przez większość czasu zwyczajnie błąka się po świecie bez celu i sensu, a nawet gdy walczy, to nie bardzo wiadomo dlaczego.
Sprawy nie ułatwia fakt, że kreacja postaci nie tyle kuleje, co wręcz straciła nogi. Kamyk jest typowym wszechmocnym omnibusem, który rzeczy niemożliwe załatwia od ręki, a cuda w ciągu trzech dni roboczych. W dodatku obdarzonym iście niewyparzoną gębą. W zamyśle miał być zapewne inteligentnie cyniczny i dowcipnie złośliwy, mnie jednak zwyczajnie irytował, szczególnie, że poza pyskówkami i umiłowaniem alkoholu nie ma on żadnych dostrzegalnych cech charakteru. Niby od czasu do czasu zdradza przywiązanie do takiej czy innej sprawy lub osoby, jednak są to jedynie słowa niepoparte żadna akcją. Również logika, którą kieruje się on przy podejmowaniu decyzji jest, delikatnie mówiąc, wątpliwa. O ile w ogóle można o takowej mówić, gdyż przez większość czasu Kamyk (a wraz z nim czytelnik) zwyczajnie daje się nieść nurtem wydarzeń, nawet gdy są mu one wyraźnie nie na rękę.
Bohaterowie drugoplanowi, przez porównanie, wypadają nawet nieźle. Prezentują bowiem zbliżony poziom komplikacji jak Kamyk – niewiele to może, ale wystarczająco dużo, by niektórych z nich zapamiętać. Jednak nie tyle ze względu na interesujące osobowości, bo te nie wyróżniają się ani na plus ani na minus. Nie jest to również zasługa dobrze napisanych dialogów, na które nie ma co liczyć. W pamięć zapadają głównie doprawdy fantastycznie postapokaliptyczne pseudonimy. Napotkamy więc takie osobistości jak Przepióreczka, Kolba, Kusa, Szczurek czy pułkownik Cierń (nieobecność kapitana Haka uważam za poważne niedopatrzenie). Jak rozumiem autor uznał, że w powieści nie uda wytworzyć się odpowiedniego klimatu, jeżeli bohaterowie będą mieli imiona takie jak Piotr czy Janek, mi jednak trudno było powstrzymać się od śmiechu, gdy napotykałem kolejne tak-bardzo-męskie ksywki.
S.Q.U.A.T. mógłby być dobrą powieścią. Ba, mógłby być całą serią dobrych powieści, pomysłów bowiem z pewnością by autorowi nie zabrakło – nawet jeżeli niektóre z nich nie były najlepsze. Niestety jednak ich wykonanie jest w najlepszym przypadku marne, a ich potencjał zwyczajnie się marnuje. Kiepscy bohaterowie, słabe dialogi i ogólna nuda bijąca z każdej karty powieści sumują się razem w pozycję, której nie polecam nawet najbardziej zagorzałym fanom gatunku.
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Autor: Konrad Kuśmirak
Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 23 września 2015
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 123×195 mm
ISBN-13: 978-83-7976-331-3
Cena: 34,90 zł