Rzeczy, które robię z książkami
Odsłony: 96Czyli kilka słów o moich książkowych zwyczajach.
1. Kupuję, bo ładne. Mam książki, których nigdy nie przeczytam (bo nie znam języka, bo są nudne) ale musiałam je kupić ze względu na walory estetyczne. I odwrotnie – miewam problemy z kupieniem książki, którą chcę przeczytać, jeśli jest niechlujnie złożona lub źle wydrukowana.
2. Zdzieram cenę. Nie znoszę, kiedy cena jest przyklejona do okładki. Większy problem stanowią książki z drugiej ręki. Bukiniści koło dworca zawsze naklejają swoją cenę na cenę oryginalną. Zdzieranie dwóch warstw klu nie jest łatwe. Najlepsze pod tym względem są książki z Massolitu – ceny nigdy nie są naklejane, ale wypisywane ołówkiem po wewnętrznej stronie okładki. Nie czuję potrzeby ich wymazywania.
3. Czytam notkę o autorze i zupełnie ignoruję blurby. Choć mam słabość do rzeczy z historią, a jak się niedawno dowiedziałam, blurby mają swoją historię, i tak ich nie czytam. Jeśli to powieść lub zbiór opowiadań, to lubię wiedzieć o fabule jak najmniej, a blurb zawsze zdradza początkową jej część.
4. Rozprasowuję rozkładówki. Wiem, że są ludzie, którzy tego nie robią (być może jest ich nawet większość). Niektóre książki Artura albo Oli wyglądają, jakby nigdy nie były czytane. Ja zawsze po otwarciu książki przeciągam dłonią przez środek rozkładówki, żeby się lepiej otwierała. I tak strona za stroną.
5. Rozbieram je z obwolut. Projektowanie obwolut to wielka przyjemność – tworzenie różnych gier znaczeniowych pomiędzy okładką i obrolutą (jak ostatni Murakami Chipa Kidda), ale ich używanie to mordęga. Zsuwa się, wygina. Podczas gdy w Dobrych Wydawnictwach w Cywilizowanych Krajach obwoluta z definicji jest tymczasowa – przyciąga wzrok w księgarni, a potem jest wyrzucana, żeby ujawnić klasyczną, odporną na zmiany trendów oprawę.
6. Bazgram. Podkreślam, smaruję po marginesach. Dlatego lubię duże, estetyczne marginesy. Absolutnym hitem pod względem ich rozmiaru były Zaślubiny Kadmosa z Harmonią wydane przez Znak. Nie, nie mam oporów przed „zniszczeniem” książki. Przecież po to są marginesy! Żeby była przestrzeń na palce (trzymam książkę, a paluchy nie zasłaniają tekstu, więc można czytać) i na notatki. Czasem, kiedy trafiam na irytujące błędy, poprawiam je, stawiając znaki korektorskie. Ale rogów nie zaginam. Zawsze używam zakładek (a znam takich, co po prostu zapamiętują numer strony).
7. Porzucam, na rzecz innych. Właściwie zawsze czytam kilka książek na raz, najlepiej z różnych dziedzin. Jakaś powieść, jakiś esej albo poezja, coś o dizajnie. Ale zawsze wszystko kończę. Zabija mnie poczucie obowiązku.
Wasza kolej. Chcę poznać cudze zwyczaje książkowe.
Cross posted na moim typoblogu.