» Recenzje » Rytmatysta

Rytmatysta


wersja do druku

Czarodziejski ołówek według Sandersona

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska

Rytmatysta

 

Brandon Sanderson to pisarz absurdalnie płodny. Wydaje się, że napisanie powieści to dla niego mniej więcej to samo, co dla zwykłych zjadaczy chleba obejrzenie odcinka sitcomu pomiędzy bardziej zajmującymi zajęciami – bo, podążając za analogią, podczas pracy nad gargantuicznych rozmiarów Archiwum Burzowego Światła znajduje czas na tworzenie pojedynczych, oderwanych od sagi książek. Jednym z takich one-shotów jest właśnie Rytmatysta.  

Joel jest synem ubogiego wytwórcy kredy, ale mimo to może uczyć się w prestiżowej akademii Armedius. Nie za sprawą wybitnego talentu, a tego, że jego ojciec wyświadczył kilka przysług władzom szkoły. Niestety, chłopak nie otrzymał od losu szansy, o której marzy – nie został wybrany na Rytmatystę, obdarzonego nadnaturalną mocą żołnierza walczącego przy pomocy…geometrii.

Osobiście cenię Sandersona za dwie rzeczy: rzadko spotykaną umiejętność panowania nad fabułami rozrastającymi się do gigantycznych rozmiarów (bez niej lektura długich cykli potrafi być wybitnie trudna, co udowodnił Steven Erikson w swoim opus magnum) oraz niechęć do standardowych rozwiązań w dziedzinie magii. Pierwsza kwestia nie dotyczy Rytmatysty, bo to ledwie trzystustronicowa powieść (choć zakończona zapowiedzią kontynuacji), ale druga – jak najbardziej. W książce nie znajdziemy więc ani czarodziejów rzucających zaklęcia kosztem fizycznego zmęczenia, ani machania różdżkami, ani długich tomów złożonych z inkantacji do wyszeptywania. Zamiast nich mamy kredę i geometryczne rysunki – to przy ich pomocy toczy się tu pojedynki: kształty ożywają, a o zwycięstwie decyduje to, kto pierwszy przełamie linie obronne, jakie przeciwnik nakreślił na ziemi. Czy jest to system bardziej pomysłowy niż spożywanie metali albo wchłanianie burzowej energii? Nie, ale z całą pewnością inny. Może nieco mniej rozbudowany, lecz oryginalny, a przy tym – jak to zwykle ma miejsce u Sandersona – doskonale wpasowany w świat przedstawiony. To on stanowi jego rdzeń, to wokół Rytmatyki wszystko się kręci. I to do tego stopnia, że chce się o jej konsekwencjach dowiedzieć nieco więcej, bo – mimo kilku całkiem sprytnie wplecionych w treść wykładów dotyczących prawideł tej nauki – autor woli pokazywać niż opisywać.

Fabuła, jak można się spodziewać po tak doświadczonym rzemieślniku, jest lekka i atrakcyjna. Sanderson potrafi wybrać spośród klasycznych motywów te, które zagrają ze sobą najlepiej. Dlatego mamy w Rytmatyście fragmenty inicjacyjne połączone z odkrywaniem tajemnic rodziców i nauczycieli, mamy nastoletnią przyjaźń z obietnicą romansu, mamy w końcu zagmatwaną intrygę z całkiem ciekawym twistem na sam koniec. Czy czegoś jest tu za dużo? Raczej nie. Czy czegoś brakuje? Także nie. To sprawnie skonstruowana, poprowadzona w odpowiednim tempie historia, która – w przeciwieństwie do samej Rytmatyki – raczej nie zachwyci oryginalnością i wyleci z głowy kilka chwil po zakończeniu lektury, ale w jej trakcie sprawi sporo frajdy. Nie ma co się oszukiwać: Rytmatysta nie gra w tej lidze co – żeby odnieść się do Sandersona - Z mgły zrodzony czy Droga królów, ale w swojej, nieco niższej, sprawdza się naprawdę nieźle.

Dlatego też szkoda, że kończy się tak poważnym cliffhangerem. Jak wspomniałem we wstępie, ta powieść to dla autora skok w bok, do czego bez bicia przyznaje się w posłowiu, dlatego też potencjalnej kontynuacji nie ma co spodziewać się w najbliższym czasie. A ta by się przydała, bo bez niej Rytmatysta wydaje się lekturą niepełną, niesprawiedliwie przerwaną. To właściwie mój najpoważniejszy zarzut wobec powieści – że nie do końca broni się jako samodzielna całość.

W ramach końcowej uwagi muszę dodać, że mały powód do narzekań mogą mieć polscy czytelnicy. Z jednej strony książka broni się twardą oprawą i ilustracjami, które rzadko otrzymują nawet znacznie lepsze lektury. Z drugiej, niestety, sporo w niej literówek – niektóre wynikają z redakcyjnego niechlujstwa, jak choćby zapisywanie „linii” w wyrażeniu „linie Rytmatyczne” raz wielką, raz małą literą – a jeden z rysunków szpeci brzydki błąd rzeczowy (mowa o wpisywaniu jednej figury w drugą, podczas gdy te się przecinają).

Rytmatysta to bardzo przyzwoita powieść. Z całą pewnością nie zaspokoi głodu fanów Sandersona, którzy czekają na kontynuację Dawcy Przysięgi, ale dla czytelników szukających dynamicznej, lekkiej powieści z pewnym powiewem świeżości będzie to bardzo dobry wybór. Na tym pisarzu naprawdę trudno się zawieść.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Rytmatysta
Autor: Brandon Sanderson
Wydawca: MAG
Data wydania: 27 lutego 2019
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-7480-838-5
Cena: 29,90 zł



Czytaj również

Warkocz ze Szmaragdowego Morza
Sanderson w stylu baśniowo-przygodowo-prześmiewczym
- recenzja
Zaginiony metal
Godne pożegnanie z Drugą Erą Zrodzonego Z Mgły
- recenzja
Rytm wojny. Tomy 1 i 2
Potęga nauki
- recenzja
Odprysk świtu
Ahoj morska przygodo
- recenzja
Tancerka Krawędzi
Zwinka na pierwszym planie
- recenzja
Rytm wojny. Tom I
Pierwszy tom czwartej części otwierającego cykl pięcioksięgu, czyli kolejne sześćset stron Sandersona
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.