» Blog » Rozprawa z mitem o wiedźminie czyli
30-04-2012 10:35

Rozprawa z mitem o wiedźminie czyli

W działach: Wiedźmin, Wiedźmin RPG | Odsłony: 2376

Rozprawa z mitem o wiedźminie czyli
Rozprawa z mitem o wiedźminie czyli "dym w oczy"

"- Ho, ho. - Cykada błysnął zębami. - Strasznie groźnie to zabrzmiało, aż mnie ciarki przeszły. Zawsze mnie ciekawiło, wiedźminie, dlaczego ludzie tak się was boja. I myślę, że już wiem.
- Spieszę się, Cykada. Oddaj miecz, jeśli łaska.
- Dym w oczy, wiedźminie, nic, aby dym w oczy. Straszycie ludzi niby pszczelarz pszczoły dymem i smrodem, tymi waszymi kamiennymi twarzami, tym gadaniem, plotkami, które pewnie sami o sobie rozpuszczacie. A pszczoły uciekają przed dymem, durne one, miast wbić żądło w wiedźmińska rzyć, która spuchnie naonczas jak każda inna. Mówią o was, że nie czujecie jak ludzie. Leż to. Gdyby którego z was dobrze dźgnąć, poczułby."

"Miecz Przeznaczenia"

Zadając pytanie "Kim jest wiedźmin?" usłyszymy najczęściej, że jest to mistrz miecza, zimny i wyrachowany zabójca potworów, bezuczuciowa maszyna do zabijania, pozbawiony ludzkich odruchów mutant o nadludzkich zmysłach, szybkości i umiejętnościach. W stosunku do powyższego, stereotypowego opisu wiedźmina mogę powiedzieć tyko tyle, że prawdą jest jedynie drobna jego część i postaram się to udowodnić.

Nie jednemu wiedźminowi Geralt

Zanim zacznę obalać mit o wiedźminie jako o bezuczuciowym mutancie jestem zmuszony wspomnieć o tym, o czym wspomniałem już we wstępie. Duża część osób wiedzących co nieco o fantastyce utożsamia profesję wiedźmina z białowłosym Geraltem. Nie było by w tym nic złego, wszak słynny Biały Wilk jest rzeczywiście wiedźminem, gdyby nie to, iż książki A. Sapkowskiego pokazują wyraźnie, iż przedstawiciele tej profesji to nie klony odlane z jednej formy i powtarzalne niczym seryjny wyrób z krasnoludzkiej faktorii. W tomie "Krew Elfów" mamy kilku wiedźminów, którzy zimując w Kaer Morhen uwidaczniają czytelnikowi różnice pomiędzy nimi. Mówiąc wprost, każdy z nich ma swój odrębny charakter. Jest stary Vesemir, który nadal lubi złapać za tyłek rudowłosą czarodziejkę, jest Lambert wrogo lub przynajmniej "nie-przyjacielsko" nastawiony do Triss Merigold, jest łagodny Coën z Povis i Wreszcie Eskel, który być może, tak jak Geralt nie tylko, nie pozbawiony był uczuć, a może nawet zdolny do miłości. ("Ponownie widziano Triss Merigold i wiedźmina Eskela z Kaer Morhen, czule objętych, przemykających chyłkiem do altany w parku" - "Coś się kończy, coś się zaczyna"). Widać więc, że każdy z wiedźminów jest nieco inny. Różnią się tak jak różnią się między sobą normalni ludzie. Ponadto A. Sapkowski ukazuje też wyraźne różnice fizyczne pomiędzy poszczególnymi wiedźminami. Coën miał ślady po ospie oraz żółte tęczówki pocięte czerwonymi żyłkami (pozostałość po ciężko przebytej mutacji), Eskel szkaradną szramę na twarzy, a Geralt białe włosy.
Rozszerzając swoje dywagacje o grę "Wiedźmin" dodać muszę, iż pierwszy akt dziejący się w Kaer Morhen pozwala nam poznać bytujących tam wiedźminów jako kompanię osobliwości. Lambert jest osobą cyniczną, Vesemir dobroduszną, Eskel najbardziej pasuje do stereotypowego "zimnego profesjonalisty", a Leo to wygadany i energiczny szczeniak.
Wniosek z pewnością nie zaskoczy nikogo, kto od dawna zna sagę A. Sapkowskiego, a także Wiedźmina: Grę Wyobraźni ale warto go czasem sobie odświeżyć i pamiętać, iż Geralt zawsze będzie wiedźminem ale nie każdy wiedźmin będzie Geraltem.

Wiedźmini są pozbawieni emocji.

"Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego ponad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, któreż płodami są plugawego czarostwa i diabelstwa. Oto łotry bez cnoty, sumienia i skrupułów, istne stwory piekielne, do zabierania życia jeno zdatne. Nie masz dla takich między ludźmi poczciwymi miejsca. A owo Kaer Morhen, gdzie bezecne stwory się gnieżdżą, gdzie ohydnych swych praktyk dokonują, starte być musi z powierzchni ziemi, a ślad po nim solą i saletrą posypać należy."
"Monstrum, albo wiedźmina opisanie"

Na pierwszy ogień idzie pogląd jakoby wiedźmini nie odczuwali emocji, byli zimni, bezuczuciowi, a wręcz bezduszni. Takie panuje przekonanie wśród ludzi kontynentu. My jednak, czytelnicy i gracze, wiemy więcej niż mieszkańcy wykreowanego przez autora Wiedźminlandu. Dokładając do tego fakty pojawiające się w grze komputerowej rysuje się nam obraz wiedźminów różny od utartego stereotypu. Wiedźmin Coën śmiejący się podczas gry z Ciri w łapki nie tylko okazuje emocja ale przyłącza się nawet do armii północy i ginie w Bitwie pod Brenną. Vesemir, dobroduszny, starej daty wiedźmin, wielokrotnie zdradza emocje, choćby w stosunku do Triss, Lambert, który nie lubi wspomnianej czarodziejki jak by na to nie patrzeć nie odnosi się do niej bez emocji, wręcz przeciwnie - wyraźnie "ma coś do niej". W grze komputerowej natomiast, mimo cynizmu i pozornej niechęci opiekuje się czarodziejką, gdy ta leży bez przytomności w Kaer Morhen. I znów tylko Eskel wydaje się być najbardziej "wiedźmiński" w odróżnieniu od swego rówieśnika i przyjaciela z lat treningu Geralta, który robi co może aby uchodzić za bezdusznego mutanta ale mu jakoś to nie bardzo wychodzi ;).
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ta domniemana zimnokrwistość wiedźminów wynika z dwóch czynników. Po pierwsze jest to poza, jaką przyjmują sami wiedźmini. Chcą uchodzić za nie odczuwających strachu, nieludzko opanowanych i skupionych zawodowców. Taka maska sprawia, iż budzą respekt i nie są stawiani w trudnych dla nich sytuacjach. Jako osoby wychowane na odludziu, w zamkniętych, odciętych od świata enklawach mają z pewnością mocno ograniczone umiejętności interpersonalne. Problemy może sprawiać im przebywanie, rozmawianie i funkcjonowanie w dużych skupiskach ludzkich. Jako wieczni samotnicy, zdający sobie sprawę z tego, iż śmierć może nadejść każdego dnia wolą egzystować na uboczu społeczeństwa, a mit o mutantach pozbawionych emocji bardzo im to ułatwia.
Drugim elementem kształtującym taki, a nie inny pogląd o wiedźminach jest zapewne propaganda czarodziejów. Ta sama, która wiele lat temu doprowadziła do ataku na Kaer Morhen i do zniszczenia siedliszcza i ta sama, która wydała na świat "dzieło" o tytule "Monstrum, albo wiedźmina opisanie". Strach przed ich odmiennością, przed ich talentem i umiejętnościami i zwykły rasizm sprawiły, iż taki a nie inny obraz wiedźmina utrwalił się w świadomości społecznej mieszkańców kontynentu. Nie wiem czy kiedykolwiek się on zmieni ale może, kiedyś świat się zmieni...

" Dogoniła ich piegowata dziewczynka z warkoczykami. Była zdyszana, w ręku dzierżyła zaś spory bukiecik polnych kwiatów.
- Dziękuję wam - zapiszczała - żeście się opiekowali mną i braciszkiem, i mamą. Że byliście dla nas dobrzy i w ogóle. Nazrywałam dla was kwiatków.
- Dziękujemy - powiedział Zoltan Chyvay.
- Jesteście dobrzy - dodała dziewuszka, wkładając do buzi koniec warkocza. - Ja wcale nie wierzę w to, co mówiła stryjna. Wy wcale a wcale nie jesteście plugawe podziemne karzełki. Ty nie jesteś siwy odmieniec z piekła rodem, a ty, wujku Jaskrze, wcale nie jesteś wrzaskliwy indor. Nieprawdę mówiła stryjna. A ty, ciociu Mario, nie jesteś żadna gamratka z łukiem, tylko Ciocia Maria, i ja ciebie lubię. Dla ciebie nazrywałam najładniejszych kwiatków."

"Chrzest Ognia"

Wiedźmini są niepokonanymi mistrzami miecza.

Tego mitu nie mogę obalić. Ba, nie chce nawet tego robić ale i tutaj w beczce miodu odnajduję łyżeczkę dziegciu.
Wiedźmini są mistrzami miecza, szkolonymi tylko do walki zawodowcami, których całe życie to taniec w ciemności i błysk ostrza. Są szybsi od zwykłych ludzi, bardziej zwinni, a ich zmysłów nie sposób porównywać ze zmysłami zwykłych ludzi. To wszystko prawda lecz nie są oni tak nadludzcy jak zwykło się twierdzić. Przede wszystkim człowiek jest zdolny do pokonania wiedźmina na miecze. najlepszym przykładem jest tu Bonhart, który miał na koncie co najmniej trzech zabójców potworów. Lecz nawet sam Geralt miał nie lada kłopoty z naćpanym bandziorem w Toussaint, a w opowiadaniu "Okruch lodu" nie podołał zwykłym, miejskim opryszkom. Co prawda miał mocno w czubie ale jednak. To nasuwa mi na myśl wniosek, do jakiego doszedł na blogosferze niejaki "Przybłęda", iż w znacznej części, skuteczność wiedźminów zależała od przygotowania do walki i wykorzystania przez nich naturalnych przewag. Geralt w sadze kilkakrotnie pokazuje, iż jest zdolny do zabicia kilku uzbrojonych wrogów na raz, a styl w jaki to robi sprawia, że legendy o nim krążą po całym kontynencie. Banda Renfri, bracia Michelet i Profesor ze swymi ludźmi czy grupa dezerterów gwałcąca dziewczynę w leśnej chacie to najlepsze przykłady. Wszystkich ich Geralt rozniósł na mieczu aż miło popatrzeć (poczytać) ale przyjrzyjmy się bliżej tym trzem walkom. Micheletów pokonał w nocy, wykorzystując fakt, iż widzi w ciemności miał wielką przewagę nad najemnikami. Do tego był pod wływem mikstur, które czyniły go jeszcze większym nadczłowiekiem. Do walki z Profesorem wyszedł również pod wpływem mikstur i to tych najsilniejszych, a co czynią one z wiedźmina wszyscy wiemy. Dezerterów zaatakował z zaskoczenia, ginęli nawet ze spuszczonymi gaciami, do tego ich poziom wyszkolenia był tak żałośnie niski, iż poza samą widowiskowością dużej chwały Geraltowi ta walka przynieść nie mogła. Podobnie z zaskoczenia znokautował Cykadę. I tylko do walki z Renfri przystąpił fair play. Jej chłopaki nie stanowiły dla niego większego problemu, sama zaś Dzierzba zmusiła go do sporego wysiłku, a nawet zraniła.
Jaki z tego płynie wniosek? Wiedźmin jako istota ulepszona mutacjami i stworzona do walki jest o niebo lepszym wojownikiem od grupy nędznych wojaków (dezerterzy) czy też bandy najemników (banda Dzierzby) w konfrontacji jednak z prawdziwymi zawodowcami, wyszkolonymi zabójcami, dla których miecz jest przedłużeniem dłoni takimi jak bracia Michelet lub Profesor wiedźmin musi wykorzystywać przewagi jakie posiada. Innymi słowy oszukiwać. Brać mikstury lub korzystać ze zdolności do widzenia w ciemności. W przeciwnym wypadku nawet jemu grozi śmierć z rąk człowieka. Renfri, z którą walczył bez dopalaczy i za dnia zdołała go trafić, a była to walka jeden na jeden.

Wiedźminów jest bardzo mało.

"- (...) A wiedźmini, grododzierzco? Próbowali?
- Było kilku, a jakże. Najczęściej, kiedy usłyszeli, ze strzygę trzeba odczarować, a nie zabić, wzruszali ramionami i odjeżdżali. Dlatego tez znacznie wzrósł mój szacunek dla wiedźminów, Geralt. No a potem przyjechał jeden, młodszy był od ciebie, imienia nie pamiętam, o ile je w ogóle podał. Ten spróbował.
- No i?
- Zębata królewna rozwłóczyła jego flaki na sporej odległości. Z pól strzelenia z luku.
Geralt pokiwał głową.
- To wszyscy?
- Był jeszcze jeden."

"Wiedźmin"

Z takim poglądem zetknąłem się przy okazji fabularnej Gry Wyobraźni. Często grający w nią ludzie, a chyba również i sami autorzy, zaznaczali, iż w opowieściach nie powinno się pojawiać zbyt wielu wiedźminów. Oczywiście "zbyt wielu" to pojęcie względne ale biorąc pod uwagę wszystkie znaki na niebie i ziemi nie ma potrzeby ograniczania liczby witcherów w grach fabularnych jakoś wyjątkowo drastycznie. Oczywiście drużyna samych wiedźminów to przesada lecz jeden wiedźmin w drużynie to nic złego.
Cytowany wyżej fragment obrazuje, że samym zadaniem ze strzygą interesowało się co najmniej pięciu wiedźminów przed Geraltem. W Kaer Morhen zimowało ich, poza Białym Wilkiem, czterech. Bonhart zabił co najmniej trzech co daje już razem trzynastu. Ponadto sześciu wiedźminów z gry komputerowej (Berengar, Leo, Letho, Egan Serrit i bezimienny, niedoszły królobójca z końcowego filmu w pierwszej części gry). W komiksie "Wiedźmin: Zdrada", którego współautorem jest A. Sapkowski pojawia się ich również kilku wiedźminów. Część z nich ginie co prawda w turnieju lecz nie wszyscy, a co ciekawe nie wszyscy noszą tez amulet wilka.
Konkludując, wiedźminów jest mało ale nie aż tak mało jak by się mogło wydawać. Geralt dowiadując się w grze komputerowej, iż niedoszłym królobójcą jest wiedźmin, a potem poznając kim jest Letho i z jakiej jest szkoły nie zdradza cienia zaskoczenia. Dziwi się co prawda, iż wiedźmini zabijają ludzi lecz nie pada ani jedno słowo sugerujące, iż wiedźmin zaskoczony był faktem, że istnieje wiedźmińską szkoła Żmii. Zdaje sobie bowiem, jak mi się wydaje, sprawę z tego, że na kontynencie, a także być może poza nim (Zerrikannia, Nilfgard) było wiele szkół i nie jeden wiedźmin chodzi jeszcze po świecie. Dla graczy i Mistrzów Gry może być to wskazówka, a zarazem przykład, iż można wprowadzać do świata stworzonego przez Sapkowskiego nowe elementy, wątki i postacie związane z profesją wiedźmina bez burzenia spójności świata. A wręcz przeciwnie, mogą one znacznie ów świat wzbogacić zwłaszcza w ujęciu ich w kontekście gier RPG.

No i na koniec...
żeby nie było flejmu. Nie zamierzam burzyć żadnego mitu o wiedźminie. Zwyczajnie wiem, że chwytliwy tytuł i dobra grafika w blogowym wpisie mobilizuje do czytania, zwłaszcza gdy jest on nieco dłuższy ;)

P.S. Tekst powyższy powstał pod wpływem inspiracji czerpanej z trzech notek na blogu 3k10 oraz dyskusji jakie pod nimi się toczyły.
http://3k10.pl/?p=1527

Komentarze


oddtail
   
Ocena:
0
Savarian: właśnie jestem w trakcie spisywania (w skrócie) FATE na potrzeby moich graczy (w kampanii Maga i w nadchodzącej jednostrzałówce, też Maga) i wrzucania tego na Google Docs. Jak bardzo chcesz, to mogę nieco to rozszerzyć i się podzielić. Tylko daj znać czy trzeba, bo tak po próżnicy to mi się nie chce ;)
03-05-2012 00:34
Vukodlak
   
Ocena:
0
ja się zastanawiam czy gracz prowadzący wiedźmina miał by jakąkolwiek zabawę ze zbierania PD wiedząc, że startuje z poziomu mega przepaka.

Spoko, wystarczy mu wiedza, że potwory - na które ma polować - startują z poziomu większych przepaków. Przecież gdyby dały się załatwić bandzie hołoty, to na co komu wiedźmini, prawda?

Dzięki za pomoc.
03-05-2012 01:20
~

Użytkownik niezarejestrowany
    !!!
Ocena:
0
Ponoć nowa książka Sapkowskiego ma się obracać wokół dalszych losów Dijkstry, Insengrima Faoiltiarny i Boreasa Muna.
03-05-2012 01:34
Savarian
   
Ocena:
0
@ oddtail
Jeśli byś mógł to był bym bardzo wdzięczny. Niezależnie czy w tym akurat projekcie FATE mi się przyda czy nie, to chciał bym znać tę mechanikę.

@ Vukodlak
W sumie coś w tym jest.
03-05-2012 05:50
   
Ocena:
0
A to nie był z tą nieczułością tylko przesąd rozpowszechniany przez pospólstwo, który Geralt sam podtrzymywał?
A danych z pierwszego opowiadania nie brałbym pod uwagę. Wiedźminów było na ten czas siedmiu... i nie mogli już powstawać nowi. Nie mieli po co zresztą.
03-05-2012 15:52
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 16:33
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 16:34
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 16:35
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 16:35
   
Ocena:
0
Załatwi ktoś tą kuporzeną tyldę?
03-05-2012 16:48
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
slann cichuj
03-05-2012 18:11
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 18:12
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 18:13
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
03-05-2012 18:14
Kosmit
   
Ocena:
0
Nie poradził sobie z opryszkami w opowiadaniu Okruch Lodu? Przecież on specjalnie się im podłożył... -.-
03-05-2012 20:25
Savarian
   
Ocena:
0
Kosmit, o tym już pisałem, to podłożenie nie było takie oczywiste. A btw to tylko jeden z kilku argumentów zawartych w tekście. Ja przyjmuje, że dla kogoś może być ten argument za słaby, inaczej widzi sytuację z Aedd Gynvael ale nawet uznając, że w tej sytuacji Gercio "się podłożył", "nie bronił" etc. to niewiele to zmienia w ujęciu całości ;)
03-05-2012 21:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.