20-09-2010 01:23
Różnice w mentalności Anglików i Polaków
W działach: Emigracja, UK dla opornych | Odsłony: 7235
Witam ponownie.
Miałem plan każdego tygodnia publikować jakąś jedną ciekawostkę o Wielkiej Brytanii ale jak widać najwyraźniej nie jest tutaj aż tak ciekawie albo ja za mało wychodzę. Postaram się poprawić i publikować częściej choć nie mogę nikomu obiecać regularności.
Dziś będzie o różnicach między moralnością Polską i Angielską oraz o tym skąd moim zdaniem te różnice się wzięły. Dodam do każdej z różnic, który sposób myślenia uważam za lepszy i warty naśladowania.
Na początek może jednak zastanówmy się jakie zachowania uważa się w obu kulturach za społecznie nieakceptowalne. Można raczej spokojnie stwierdzić, że niemal każde zachodnie społeczeństwo wyznaje zasadę "nie rób drugiemu co tobie nie miłe. Dlatego w żadnym społeczeństwie w Europie pobicie, włamanie, morderstwo czy poniżanie drugiego człowieka nie będzie społecznie akceptowalne i tutaj nie ma wyjątków.
Problemy zatrzymają się tam gdzie nie dochodzi do bezpośredniej krzywdy u drugiego człowieka. Na początek wyobraźmy sobie sytuację, że pracujemy w sporej firmie w Polsce wręcz w molochu zatrudniającym tysiące ludzi. Dla przeciętnego Polaka nie jest czynem moralnie nagnanym wykorzystanie zasobów tej firmy do swoich zysków. Potrzebujemy skserować kilka stron notatek na studia, po co płacić za ksero skoro pracujemy w tej firmie na poligrafii. Inna sytuacja pracujemy w fabryce cementu, wyniesienie kilku kilogramów z produkowanych kilkunastu ton dziennie też nie jest zbyt dużym wykroczeniem. Gdyby narysować sobie oś moralności i jako minimum ustawić zbrodnie przeciw ludzkości a jako maksimum działalność charytatywną to powyższe zachowania znalazły by się gdzieś na poziomie przekroczenia prędkości o kilka kilometrów czyli nie powinno się tego robić ale człowiek, który to zrobi nie dostaje automatycznie etykietki ZŁY i raczej nikt z tego powodu nie przestanie z nim rozmawiać..
Z angielskiego punktu widzenia na tej samej osi, powyższe zachowania stoją mniej więcej na poziomie kradzieży czegoś ze sklepu. Czyli taka osoba dostaje etykietkę ZŁEGO i jest napiętnowana przez społeczeństwo.
Moim zdaniem różnica taka wynika z tego, że za komuny w Polsce nie było wielu rzeczy dostępnych i nasi dziadkowie i ojcowie musieli wykorzystywać nadarzającą się okazję, żeby zdobyć niektóre dobra. Ludzi takich uznawano za zaradnych i sprytnych, a my obserwując naszych rodziców powielamy te wzorce. Minie jeszcze sporo czasu zanim to się zmieni ale mam nadzieję, że zmieni się już nie długo. Brak dostępu do towarów i usług już dawno nie jest wymówką i teraz to moim zdaniem tak jak uważają Anglicy normalna kradzież.
Teraz coś z zupełnie innej beczki. Rozwiązywanie konfliktów w grupie w Polsce i w Anglii. Polak przychodzi do pracy i przez swoją nieuwagę, niechcący potrącił współpracownika. Kolega jest trochę zbyt porywczy i w nerwach krzyczy „Uważaj jak [cenzura] chodzisz debilu”. W takiej sytuacji umysł Polaka rozpatruje 3 opcje:
1.Odpowiedzieć coś w podobnym tonie i zakrzyczeć tamtego faceta
2.Powiedzieć „przepraszam” i szybko ulotnić się z miejsca zdarzenia.
3.Postarać się załagodzić sytuacje wyjaśniając, że przecież nic się nie stało i nie ma potrzeby do nerwów.
Anglik w podobnej sytuacji w pracy widzi tylko jedno możliwe rozwiązane. Bez słowa udaje się do managera i zgłasza oficjalne zażalenie na współpracownika. Nikogo to nie dziwi i nikt do niego nie ma pretensji, ba nawet osoba zgłoszona nie rozpatruje tego jako ataku na swoją osobę. Polakowi nie przyjdzie to nawet przez myśl. Gdyby tak zrobił następnego dnia w pracy miałby istne piekło nikt by z nim nie gadał i każdy podkładałby mu świnie na każdym kroku.
Dzieje się tak dlatego, że zarówno za komuny jak i wcześniej podczas Drugiej Wojny Światowej zgłoszenie kogoś do władzy mogło oznaczać wyrok śmierci lub w najlepszym wypadku więzienie. Współpraca z państwem, które było jedynym pracodawcą w tamtym okresie była uznawana za zdradę i kolaboranctwo przez co była ZŁA. Do dziś zostaje u nas przeświadczenie, że skarżenie jest złe, przypomina nam o tym pani w szkole upominając, że nie ładnie skarżyć na kolegów czy rodzice w domu.
Mimo wszystko uważam, że te lata komuny nauczyły nas rozwiązywać konflikty samodzielnie. Pracuję w policji jako wolontariusz i policja zapewnia mi kilkanaście godzin rocznie konsultacji dla par gdybym chciał skorzystać za darmo. W tym kraju ludzie nie potrafią rozwiązywać swoich problemów bez udziału osób trzecich. Oczywiście wiem, że są tacy co potrafią ale mówię tutaj o ogóle społeczeństwa a nie o wyjątkach.
Na razie tyle będzie jeszcze dużo więcej różnic w następnych odcinkach, bo jest to temat nad którym dużo ostatnio myślę.
Miałem plan każdego tygodnia publikować jakąś jedną ciekawostkę o Wielkiej Brytanii ale jak widać najwyraźniej nie jest tutaj aż tak ciekawie albo ja za mało wychodzę. Postaram się poprawić i publikować częściej choć nie mogę nikomu obiecać regularności.
Dziś będzie o różnicach między moralnością Polską i Angielską oraz o tym skąd moim zdaniem te różnice się wzięły. Dodam do każdej z różnic, który sposób myślenia uważam za lepszy i warty naśladowania.
Na początek może jednak zastanówmy się jakie zachowania uważa się w obu kulturach za społecznie nieakceptowalne. Można raczej spokojnie stwierdzić, że niemal każde zachodnie społeczeństwo wyznaje zasadę "nie rób drugiemu co tobie nie miłe. Dlatego w żadnym społeczeństwie w Europie pobicie, włamanie, morderstwo czy poniżanie drugiego człowieka nie będzie społecznie akceptowalne i tutaj nie ma wyjątków.
Problemy zatrzymają się tam gdzie nie dochodzi do bezpośredniej krzywdy u drugiego człowieka. Na początek wyobraźmy sobie sytuację, że pracujemy w sporej firmie w Polsce wręcz w molochu zatrudniającym tysiące ludzi. Dla przeciętnego Polaka nie jest czynem moralnie nagnanym wykorzystanie zasobów tej firmy do swoich zysków. Potrzebujemy skserować kilka stron notatek na studia, po co płacić za ksero skoro pracujemy w tej firmie na poligrafii. Inna sytuacja pracujemy w fabryce cementu, wyniesienie kilku kilogramów z produkowanych kilkunastu ton dziennie też nie jest zbyt dużym wykroczeniem. Gdyby narysować sobie oś moralności i jako minimum ustawić zbrodnie przeciw ludzkości a jako maksimum działalność charytatywną to powyższe zachowania znalazły by się gdzieś na poziomie przekroczenia prędkości o kilka kilometrów czyli nie powinno się tego robić ale człowiek, który to zrobi nie dostaje automatycznie etykietki ZŁY i raczej nikt z tego powodu nie przestanie z nim rozmawiać..
Z angielskiego punktu widzenia na tej samej osi, powyższe zachowania stoją mniej więcej na poziomie kradzieży czegoś ze sklepu. Czyli taka osoba dostaje etykietkę ZŁEGO i jest napiętnowana przez społeczeństwo.
Moim zdaniem różnica taka wynika z tego, że za komuny w Polsce nie było wielu rzeczy dostępnych i nasi dziadkowie i ojcowie musieli wykorzystywać nadarzającą się okazję, żeby zdobyć niektóre dobra. Ludzi takich uznawano za zaradnych i sprytnych, a my obserwując naszych rodziców powielamy te wzorce. Minie jeszcze sporo czasu zanim to się zmieni ale mam nadzieję, że zmieni się już nie długo. Brak dostępu do towarów i usług już dawno nie jest wymówką i teraz to moim zdaniem tak jak uważają Anglicy normalna kradzież.
Teraz coś z zupełnie innej beczki. Rozwiązywanie konfliktów w grupie w Polsce i w Anglii. Polak przychodzi do pracy i przez swoją nieuwagę, niechcący potrącił współpracownika. Kolega jest trochę zbyt porywczy i w nerwach krzyczy „Uważaj jak [cenzura] chodzisz debilu”. W takiej sytuacji umysł Polaka rozpatruje 3 opcje:
1.Odpowiedzieć coś w podobnym tonie i zakrzyczeć tamtego faceta
2.Powiedzieć „przepraszam” i szybko ulotnić się z miejsca zdarzenia.
3.Postarać się załagodzić sytuacje wyjaśniając, że przecież nic się nie stało i nie ma potrzeby do nerwów.
Anglik w podobnej sytuacji w pracy widzi tylko jedno możliwe rozwiązane. Bez słowa udaje się do managera i zgłasza oficjalne zażalenie na współpracownika. Nikogo to nie dziwi i nikt do niego nie ma pretensji, ba nawet osoba zgłoszona nie rozpatruje tego jako ataku na swoją osobę. Polakowi nie przyjdzie to nawet przez myśl. Gdyby tak zrobił następnego dnia w pracy miałby istne piekło nikt by z nim nie gadał i każdy podkładałby mu świnie na każdym kroku.
Dzieje się tak dlatego, że zarówno za komuny jak i wcześniej podczas Drugiej Wojny Światowej zgłoszenie kogoś do władzy mogło oznaczać wyrok śmierci lub w najlepszym wypadku więzienie. Współpraca z państwem, które było jedynym pracodawcą w tamtym okresie była uznawana za zdradę i kolaboranctwo przez co była ZŁA. Do dziś zostaje u nas przeświadczenie, że skarżenie jest złe, przypomina nam o tym pani w szkole upominając, że nie ładnie skarżyć na kolegów czy rodzice w domu.
Mimo wszystko uważam, że te lata komuny nauczyły nas rozwiązywać konflikty samodzielnie. Pracuję w policji jako wolontariusz i policja zapewnia mi kilkanaście godzin rocznie konsultacji dla par gdybym chciał skorzystać za darmo. W tym kraju ludzie nie potrafią rozwiązywać swoich problemów bez udziału osób trzecich. Oczywiście wiem, że są tacy co potrafią ale mówię tutaj o ogóle społeczeństwa a nie o wyjątkach.
Na razie tyle będzie jeszcze dużo więcej różnic w następnych odcinkach, bo jest to temat nad którym dużo ostatnio myślę.
20
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz, Alchemist, Alkioneus, Armoks, Bortasz, Brilchan, Darken, earl, Farindel, Ifryt, Joseppe, Nadiv, Pahvlo, Planetourist, Scobin, Tarkis, von Mansfeld, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę